Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

sin (grzech)

rozdział 9

Autor:feroluce
Korekta:Arleen
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction
Uwagi:Erotyka
Dodany:2008-10-13 13:29:40
Aktualizowany:2008-10-13 13:29:40


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

31. Wytrącona z półsnu nagłym pojawieniem się Sina, zakołysałam się powoli na ławce, zaniepokojona. Znałam ten wyraz jego oczu. Znowu był rozzłoszczony.

Pamiętam do dziś, jaka byłam zaskoczona, odkrywając w tym pięknym, zadbanym do bólu parku, huśtawkę. Właściwie była to obita miękkim, ciemnobłękitnym suknem ława, podczepiona malowniczo ozdobnymi łańcuchami do specjalnie do tego celu przystosowanego konaru dębu. Całość otoczona była krzewami i tworzyła romantyczny zaciszny kącik, idealnie nadający się do odpoczynku. Natychmiast zakochałam się w tym miejscu i jeśli tylko miałam chwilę czasu, to właśnie tu przesiadywałam.

Podszedł do mnie. Pole zatrzymało huśtawkę w połowie ruchu.

Czułam to przez skórę. To, czego tak bardzo się bałam - jego mrocznej, znienawidzonej strony osobowości.

Spojrzałam mu prosto w oczy. Nie było w nich agresji. W pociemniałych tęczówkach obijało się tylko czyste pragnienie. Nie zaproszenie lecz żądanie.

Ile czasu tu był, zanim podszedł?

Złapał za łańcuchy ławki, pochylił się i gwałtownie mnie pocałował. Instynktownie odchyliłam się do tyłu, przyparta do poduszek oparcia jego polem.

Ewolucjo, czy on chce to zrobić tutaj? Na huśtawce?! Przecież jak nic połamiemy sobie karki!

Ugryzł mnie delikatnie w płatek ucha. Tunika rozsznurowała się sama i zsunęła mi z ramion…

„Nie bój się, nic sobie nie połamiemy.”

Powinnam była go odepchnąć. Powiedzieć, że z chęcią będę się z nim kochać, ale najpierw niech trochę ochłonie. I zmyje z siebie zapach krwi i śmierci, który przesiąkał jego ubranie i skórę.

Ale nie potrafiłam. Jak złapana w sidła łania, nie potrafiłam się przed nim bronić. Przed hipnotyzującą męskością, zmysłowością dotyku jego ciała i myśli…

Pocałunek parzył od przelewanych empatycznie emocji.

Nie bawił się w grę wstępną. Na miłosne gry przyjdzie czas później, teraz musieliśmy zaspokoić coraz bardziej naglącą potrzebę, jego, moją…

Wyjący instynkt.

Jęknęłam niecierpliwie, klęknęłam na siedzisku, chwytając dłońmi za oparcie i zwiesiłam głowę w dół, rozpuszczone włosy zakryły twarz…

Huśtawka zakołysała się niebezpiecznie i znieruchomiała.

Święta Ewolucjo, szybciej! Bo chyba zaraz spłonę!

Nie analizowałam, ile z tego, co odczuwam jest jego. Na ile to jego pragnienie wymusza na mnie ten szaleńczy pośpiech…

Nieważne.

Wyrwał mi się długi jęk satysfakcji, kiedy w końcu poczułam go w sobie. Nic już nie było ważne, poza jego dotykiem i niemal bolesną przyjemnością, jaką niósł.

Kołysanie huśtawki…

Kołysanie całego świata…

Och, Ewolucjo, jeszcz…!

Jego gorący oddech parzył mnie w kark, gdy z wysiłkiem próbowałam powrócić do rzeczywistości.

Zawsze wiedziałam, że z nas dwojga to ja się bardziej angażuję emocjonalnie. Daję więcej. Jakby Sin bał się zaangażować mocniej, przekroczyć magiczną granicę. Wiedziałam, czemu to robi. Czemu świadomie odziera się z części przeżyć.

Magiczną granicę stanowiło wiązanie więzi. A tego nie zrobi nigdy. Nie z Suni.

Dzisiaj jednak…

Dziś mieszanka agresji, żądzy i innych, nie do końca sprecyzowanych uczuć, sprawiła, że po raz pierwszy od tamtego feralnego razu, stracił nad sobą kontrolę. To jego emocje wzięły górę. Zatonęliśmy oboje.

Nie wiem, ile zabrakło do przekroczenia granicy, ale niewiele.

Naprawdę niewiele.

Poczułam nagły żal, że zabrakło jednak tej odrobiny…

Sin pocałował mnie w policzek, pozwalając odzyskać swobodę ruchu, jednak zamiast dać mi stanąć o własnych siłach, obrócił w powietrzu jakbym była piórkiem i chwycił na ręce.

„Hej, postaw mnie! Mogę iść sama!”

Tylko się roześmiał i przekornie potrząsnął głową.

W okolicach podestu nagle zesztywniał, a jego dobry humor prysł jak bańka mydlana. Rozejrzałam się czujnie, zaniepokojona.

„Lorrelaine, idź do domu. Natychmiast!”

32. Sin skupił się.

Sonda. Nie atak, lecz próba szpiegowania. Trudna sztuczka, polegająca na podczepieniu komuś do zewnętrznej warstwy osłon, cienkiej nici pola delta, dzięki czemu można było podsłuchać najsilniej wydzielane emocje i myśli podglądanej osoby. Pożyteczna, chociaż męcząca, bo wymagała podtrzymywania telempatycznego kontaktu na dużą odległość, bez pomocy drugiej osoby. Pozwalała jednak na, przykładowo, określenie, kiedy przeciwnik jest najbardziej rozkojarzony, a więc i najbardziej bezbronny.

Sin przeklął w myślach. Był tak zaślepiony żądzą, że nawet nie zauważył, kiedy mu ją podczepiono. Dobrze, iż nikt z jego kolegów po fachu o tym nie wie, bo chyba spaliłby się ze wstydu.

Mógł mieć tylko nadzieję, że zrobiono to niedawno. Że jego przeciwnik, kimkolwiek był, nie dowiedział się za dużo. Musiał go znaleźć. Znaleźć i zabić, zanim tamten zdoła wykorzystać tajemnicę Sina przeciw niemu.

Usiadł na stopniu schodów, owijając się ciasno ogonem. Niemal automatycznie przeszedł w stan zbliżony do transu. Rozwinął sondy jak macki, śledząc połączenie.

Aż znalazł tego, kto je wysłał.

Gorzej być nie mogło.

Sonda szpiegująca należała do Ish.

Przez kształtujące się łącze telempatyczne dotarły do niego jej uczucia. Szok wywołany wykryciem. Zgorszenie. Wściekłość. Zazdrość?

Ile zdołała podejrzeć? I najważniejsze nurtujące go pytanie: co zrobi z tą wiedzą?

„Pani Ish.”

Ish zdrętwiała, kiedy dosięgła ją myśl Sina.

Wiedziała już, że ją odkrył, ale kiedy zdążył nawiązać kontakt?!

„Jesteś naprawdę zboczony, panie.”

„I to powiedziała samica, która odczuwa podniecenie na widok rozlewu krwi. To po to, pani, podpięłaś mi pluskwę, prawda? By sobie pooglądać kolejną rzeź?”

„Nie możesz mi tego udowodnić!”

Sin uśmiechnął się chłodno. Poczuł przewagę. Naprawdę się wystraszyła.

„Ależ mogę, pani. Nie trzeba było się tak mocno do mnie tulić. Jestem prawnikiem, pani, moje świadectwo wystarczyłoby, by udowodnić ci tę… przypadłość.”

„Nikt mi nic nie zrobi. Klan nie zaryzykuje utraty cennej wolnej samicy.”

„Pani, zbyt wierzysz w swoją nietykalność. Może tak, może nie. Zapominasz, pani, że są sposoby, by pozbyć się szkodliwej osobowości bez uszkadzania cennego ciała.”

Wyraźnie ją ostrzegał. To była kara stosowana tylko w wyjątkowych przypadkach, ale rzeczywiście istniały sposoby, by unicestwić status umysłu skazanego, bez naruszania jego fizycznego ciała. Wyrok taki powszechnie uważano za gorszy od skazania na śmierć.

„Grozisz mi, panie? Wtedy ja wykorzystam to, co tu zobaczyłam.”

„Tak, pani, a co zobaczyłaś? Że pewien samotny, może trochę sfrustrowany samiec, zabija wolny czas, zabawiając się z jedną ze swoich Suni? To niesmaczne, wbrew dobrym zwyczajom, lecz nie przestępstwo. Najgorsze, co może mnie spotkać, to potępienie nieeleganckiego zachowania, parę przygan i ewentualny nakaz sprzedaży tej samiczki. Powinnaś się, pani, raczej martwić o siebie.”

„Chyba ci, panie, na niej nie zależy?!”

„Nie lubię, gdy ktoś narusza moją własność. Albo mnie szpieguje. Ta mała Suni należy do mnie. I jest… bardzo użyteczna. Żal mi byłoby się z nią rozstawać, ale jeśli zostanę do tego zmuszony, zrobię to.”

W Ish uderzył strumień jego złości.

„Zabiłem dziś dla ciebie, pani! Czego jeszcze ode mnie chcesz?! Pozwól mi chociaż odpoczywać, jak tego chcę i potrzebuję!”

Stłumił złość. Balansował na cienkiej linie. W żadnym przypadku nie wolno mu było pokazać Ish, która najwyraźniej już i tak wiedziała za dużo, jak bardzo mu w rzeczywistości zależy na tej Suni.

„Masz, panie, zdecydowanie niesmaczne sposoby na to!”

Wyczuł w Ish obrzydzenie, ale przestała drążyć temat, najwyraźniej uznając go za wyczerpany. Jak większość Wewnętrznych Atelicze, nie potrafiła wyobrazić sobie Suni jako kogoś więcej nad niewolnika i, ewentualnie, wygodną erotyczną zabawkę. Przedmiot.

Uznała, że Sin zareagował gwałtownie, bo przyłapała go na zachowaniu niegodnym porządnego młodego Atelicze, do głowy jej nie przyszło, że mógł się niepokoić o Suni.

I o to mu właśnie chodziło.

W kontakcie telempatycznym nie można kłamać, przynajmniej niedosłownie. Ale można nadać faktom inne znaczenie, skalę ważności, przemilczeć niektóre rzeczy i w ten sposób wprowadzić rozmówcę w błąd.

Sina ratował dodatkowo fakt, że rozmowa toczyła się na dużą odległość. Z tego powodu przekaz musiał być bardzo silny, wszystkie głębsze emocje, zwykle wyczuwalne na granicy świadomości, nie miały szans przeniknąć do rozmówcy. Tym bardziej, że Sin, jako silniejszy telempata, zdominował łącze, przez co mógł w znacznym stopniu cenzurować własny empatyczny przekaz, całkiem nieźle jednak orientując się w reakcjach Ish.

Ona sama nie mogła być do końca pewna, co podejrzała. Na pewno odebrała namiętność. Pożądanie. Przyjemność. Sin szczerze jednak wątpił, by na taką odległość wyczuła coś więcej. Nic dziwnego, że była zdegustowana.

Teraz należało jej wytrącić broń z ręki do końca. Bo prawda była taka, że jej wiedza mogła być potężną bronią przeciw niemu. Wystarczyłoby zasugerować któremuś z pozostałych kandydatów, że warto powybijać Sinowi obsadę domu. Żaden z nich by jej nie odmówił, co to znaczy życie paru Suni, skoro pani Ish się ucieszy…

Sin wolał nie myśleć, co by wtedy zrobił.

„Pani, proponuję kompromis. Nie mam ochoty rezygnować z dotychczasowego trybu życia, ty ze swojego też nie. To nas stawia w impasie. Ty, pani, milczysz o tym, co wiesz o mnie, ja zaś milczę o tym, co wiem o tobie.”

Rozważała swoje szanse w starciu z nim. Sin miał rację, jego przewinienie było dużo mniejsze niż jej.

Ish gotowała się ze złości. Czuła upokorzenie, że ten samiec tak łatwo ją przejrzał. Wykrył ją błyskawicznie, gdy tylko trochę mu przeszło otumanienie przyjemnością. Nie zdarzyło jej się to nigdy przedtem, chociaż regularnie podglądała pojedynki swoich kandydatów.

Kiedy on zdążył odkryć jej małą słabość?!

Ish przypomniała sobie, jak tuliła się do Sina. No tak. Oczywiście.

Jaki miała wybór? Musiała się zgodzić. W końcu własnoręcznie dała mu broń przeciw sobie.

Jednak Sin mylił się w jednej kwestii. Sądził, że Ish nie zauważyła tej małej Suni.

Zauważyła. I zapałała do niej wściekłą nienawiścią.

Ish nie całkiem rozumiała, czemu tak silnie zareagowała na nic nieznaczące stworzenie, jak jedna zwykła Suni, która najwyraźniej była tylko narzędziem do dostarczania rozrywki. Ale prawda była taka, że gdyby tylko wiedziała, która to jego Suni…

Czyżby to była zazdrość?

Tymczasem samiec czekał na odpowiedź - cierpliwie i spokojnie, pewny, że będzie taka, jakiej się spodziewał.

„Zgadzam się, panie.”

Sin uśmiechnął się i pozwolił, by cień jego zadowolenia przemknął po łączu telempatycznym.

„Dziękuję, pani. Wiedziałem, że będziesz rozsądna. A więc umowa stoi.”

Zerwał kontakt.

Ish przygryzła wargę. Przegrała to starcie. Ale wojna jeszcze się nie skończyła.

Ten samiec będzie albo jej, albo martwy.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.