Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?

Rozdział 10

Autor:Aurorka
Serie:Slayers
Gatunki:Akcja, Komedia, Przygodowe
Dodany:2008-06-19 19:01:22
Aktualizowany:2008-06-19 19:01:22


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

"Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?"


część dziesiąta


- Jeśli zaraz nie przestaniesz się uśmiechać rozwalę ci tę piękną buźkę! - Zelgadis ostatnie słowa wykrzyczał nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

- No, nie denerwuj się tak - Gourry poklepał go po ramieniu nie przejmując się jego groźną miną.

Zegadis westchnął. Tego faceta nic nie zrażało.

- Właściwie to czemu idziesz ze mną?

Gourry natychmiast spoważniał.

- Ponieważ obiecałem chronić dziewczynę imieniem Lina.

- Komu?

Zakłopotał się.

- Właściwie to nie wiem - podrapał się po głowie. - Nie zapytałem jak ma na imię.

Zelgadis ponownie westchnął. Przebywając te trzy dni razem zauważył, że jego towarzysz może i jest doskonałym szermierzem, ale nie grzeszy rozumem.

- Dziwny jesteś, wiesz? - zapytał cicho.

- Ty też - Gourry ponownie się uśmiechnął.

- Dobrana z nas para - Zelgadis odwzajemnił uśmiech.

Rezo stał pośrodku pustej sali i koncentrował się.

Sala była ciemna; nie oświetlała jej żadna świeca, a nie było tu okien.

Przyzwyczajony był do ciemności. ONA towarzyszyła mu od urodzenia. Przez całe życie uzdrawiał oczy innym, a swoich nie potrafił. Tyle lat studiów, przewertowanych ksiąg, długich podróży i nic. Jego ostatnia nadzieja w kamieniu filozoficznym, a przez tego głupka Zelgadisa znowu cel mu umknął!

No i co mu po takiej nieudanej chimerze?

Niedobrze, dekoncentruje się.

Uniósł głowę i spróbował ponownie.

Jest!

Uśmiechnął się złośliwie. Jeszcze tkwi w sklepie...

- Już pan sprzedał!?!?!

- Ależ panienko, to na tym polega; ja kupuję, a potem sprzedaję za większą cenę chętnym...

- Aaaaaaaaaa!!!!!! - zaczęła czochrać włosy. - cholera! Od kiedy przyjęłam zadanie od tego grubasa spotykają mnie same niemiłe niespodzianki!

- Mam jeszcze miecz, który od panienki kupiłem. Chce panienka go odkupić?

Gdyby wzrok mógł zabijać...

- Aaaaaaaaaaaaaa!!!!! Wariatkaaaaaaaaaaaa!!!!

- Ja wam dam WARIATKĘ!!!! FIREBALL!!!!!!

Płomienie przybrały barwę zachodzącego właśnie słońca.

- Od razu mi lepiej - Lina otrzepała dłonie i rozejrzała się krytycznie. To była zaledwie garstka rabusiów i pokonałaby ich bez magii, ale musiała się wyżyć.

- Nie dość, że nadal nie mam posążka. To nie mam pojęcia, gdzie szukać tego całego Rezo!

- Potrzebuje może panienka pomocy?

- To tu? - Gourry zadarł głowę wysoko. Osłaniając oczy przed ostatnimi zachodzącymi promieniami słońca przyglądał się monumentalnej wieży, przed którą stali.

- Uhm.

- Wchodzimy?

Zelgadis nie drgnął.

- No? - pogonił go Gourry.

- Muszę ci coś powiedzieć - odezwał się niechętnie.

- Co?

- Ja... - zawahał się. - Ja nie mam planu - wypalił nie podnosząc głowy.

- Wiem - spokojnie odpowiedział Gourry.

- Wiesz?

- Nie martw się! - klepnął go w plecy.

- Jak się mam nie martwić! Mamy po prostu wejść i zarządać jej oddania?!? Przecież to bezsensu!

- Zgadzam się - przytaknął blondas uśmiechając się. - I dlatego wymienimy ją na to - wyciągnął dłoń.

Za nią stała dziewczynka w kucykach.

"Zaraz, zaraz, gdzieś już ją widziałam" Lina podrapała się po czuprynie.

Kucyki dziewczynki zakołysały się, kiedy przekrzywiła główkę.

- Już wiem! W karczmie! Przekazałaś mi wiadomość od tego drania, który jest mi winien za pralnię!

Przytaknęła.

Lina przykucnęła.

- Co tu robisz dziewczynko? - położyła jej dłoń na główce. - Gdzie twoi rodzice?

Dziewczynka przymknęła zielone oczy i uśmiechnęła się słodko.

- Nie mam.

- Nie masz? - Linę zatkało. - Ale...

Dziewczynka otworzyła oczy.

- Jam jest PIERWSZA.

- Pierwsza? - zdziwił się Xellos. - Co to znaczy "pierwsza"?

Nigdy nie słyszał o kimś takim, ale nie wątpił, że to ta mała przeszkadzała mu w jego zadaniu przez cały czas.

- Cholera... Zellas winna mi jest wyjaśnienia.

Zniknął.

- Skąd TY to masz?!?!?

- Dostałem.

Zelgadis wytrzeszczał oczy na trzymany przez Gorry'ego w ręku przedmiot.

- Ale to jest...

- Myślisz?

Chimera wyciągnęła drżącą rękę i wzięła posążek. Czyżby to był... Czyżby to w nim był... Podniósł głowę i napotkał czyste spojrzenie niebieskich oczu.

- Kto ci TO dał!?! I kiedy?!?

Szermierz podrapał się po czuprynie.

- Parę dni temu od pewnej dziewczynki.

- Dziewczynki?

- O, takiego mniej więcej wzrostu - pokazał dłonią.

- Kamień filozoficzny... - nie mógł oderwać od posążku wzroku.

- Pamiętaj, że najważniejsze to uratować Linę - w głosie Gourry'ego Zel usłyszał...

- No proszę, kogo my tu mamy? - przerwał im drwiący głos.

- Pierwsza? - Lina zamrugała oczami. - Co to znaczy?

- Musisz iść - wyciągnęła dłoń.

- Iść? - zapytała bezwiednie wyciągając rękę.

Jeszcze zdążyła pomyśleć, że ta mała ma bardzo ciepłą dłoń, po czym obie zniknęły.

Zellas nerwowo przechadzała się przed swoim tronem.

- Oszukuje...

- Kto?

Zdziwiona zatrzymała się. Zapomniała, że Xellos nadal tu jest.

- Idź.

- A co...

- Nie masz żadnych ograniczeń.

Xellos ukłonił się i zniknął.

- Jak ty grasz nie fer, to ja też...


koniec części dziesiątej...


story wrote by Aurorka (30.5.2004) (titonosek@interia.pl)

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.