Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dwoje z Czarownego Ludu

Dwoje z Czarownego Ludu

Autor:Easnadh
Serie:Cowboy Bebop
Gatunki:Dramat, Obyczajowy
Dodany:2008-02-15 11:26:04
Aktualizowany:2010-10-30 11:14:04



- Gdzie wy wszyscy byliście?

- W miłym miejscu.

- Tylko Ed została!

- Opowiem ci kiedyś.

Niebieski lakier do paznokci. Niebieski?

Miłe miejsce. Miasto przypominające śmietnik. Ludzki śmietnik. Zimno. Śnieg. Marazm. Apatia. Obojętność. Strach. Udawanie.

Smutnocholijne wnętrze baru, przyćmione czerwonawe światło. Dym. Ludzie siedzący przy okrągłych stolikach. Fortepian. I saksofon.

- Na zdrowie.

- ?

- Było blisko. Jeśli ktoś kichnie i nikt nie powie mu ?na zdrowie?, wtedy ta osoba staje się wróżką.

- W porządku. Ja już jestem wróżką.

Chyba już wtedy to wyczułeś. Zrozumiałeś. Że jesteśmy tacy sami. Oboje zaklęci w kręgu przeszłości, która pozostawia cień ciepła na sercu, której nie rozumiemy, nie znamy, chcemy od niej uciec, chcemy do niej wrócić, jednocześnie wiedząc, że to niemożliwe.

Oboje byliśmy jakby z innej bajki. Z innego zaczarowanego świata. Nie pasowaliśmy do tego, co nas otaczało, do tej rzeczywistości. Wpasowaliśmy się, ale nie pasowaliśmy. Ty, który jesteś obojgiem i żadnym. Ja, która żyję dłużej, niż na to wyglądam, żyję, choć właściwie nie powinnam, bo nie mam celu, marnuję wszystko.

Byliśmy tacy sami. Dlatego wiedziałeś, co zrobię. Dlatego wiedziałeś, że z tobą pójdę.

- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?

- Bo powiedziałaś, że jesteś wróżką. Dlaczego przyszłaś ze mną?

- Bo nie miałam gdzie pójść.

Ja też od razu to wyczułam. Że chcąc uciec od czegoś, co mnie dręczyło, wpakowałam się w coś gorszego. Że ty nie pozwolisz mi wejść, ogrzać się i wyjść, nic nie mówiąc, nie wyjaśniając. Że w końcu nasza niezobowiązująca rozmowa zejdzie na to, o czym ja nie mam pojęcia. Mówiły to twoje oczy, spokojne, smutne i ciepłe. Widziałam cię na wylot.

Bo twoje mieszkanie było takie jak ty. Było twoim odbiciem. Ciemne, z meblami w ciepłym, ciemnobrązowym kolorze. Stojący w słabo oświetlonym kącie regał wypełniony równo poukładanymi książkami. Miękkie, ciemnoczerwone zasłony. Pianino. Nuty. I dużo zdjęć. Na półkach, na ścianach. Ty, twoi przyjaciele, twoja matka, twoi towarzysze. Na wszystkich zdjęciach jesteś szczęśliwy, nawet, jeśli cień uśmiechu widać tylko w twoich oczach. Na tych z dzieciństwa, ze szkoły, z podróży, nawet na tych z wojny. Dużo zdjęć.

Dużo przeszłości.

Bo dzięki temu nie byłeś sam. Wiedziałam. Widziałam cię na wylot. Uciekłeś, ukryłeś się na Callisto, ale nie chciałeś być sam. Nie lubiłeś być sam. Otulałeś się więc wspomnieniami jak kocem, jak nieprzemakalnym płaszczem. Robiłeś to niezupełnie świadomie, instynktownie. Bo nikt nie lubi być sam. To jest sprzeczne z naszą naturą.

- Przybyłaś do tak nieciekawego miejsca całkiem sama?

- Sama. Nie chcę mieć towarzyszy... i to się nie opłaca - mieć jakiegokolwiek. Mówią, że ludzie nie mogą żyć samotnie... Ale możesz całkiem długo żyć sam na sam ze sobą. Od uczucia bycia samotnym w grupie... lepsze jest bycie samotnym we własnej samotności. Kiedy z nimi byłam, przynosiło to tylko kłopoty... I nie miałam z tego żadnego zysku. Więc to nie ma znaczenia, czy jestem tam, czy nie?

- Po prostu bałaś się ich stracić. Więc się od nich oddaliłaś.

Dlaczego wówczas to powiedziałeś? Ha, teraz wiem, to oczywiste. Ty też widziałeś mnie na wylot. W końcu byliśmy tacy sami. Nie oszukała cię czerwona szminka, skąpy żółty lateksowy strój. Zobaczyłeś tę Faye, której nawet ja nie znam. Nie pamiętam. I tę, której nie chcę znać i pamiętać. Tę, która brała udział w bajce o Śpiącej Królewnie. Bajka była miła. I krótka. Wtedy chciałam, żeby trwała dłużej. Na tym polegał mój błąd. Bo ja nie jestem Śpiącą Królewną. Jestem wróżką. Nie jestem delikatną pięknością, czekającą na pocałunek. I na powrót księcia. Wiecznie. I beznadziejnie. Jestem wróżką, istotą inną, dziwną, jestem z Czarownego Ludu, ze wszystkimi tego Ludu przywarami.

Ty byłeś taki sam. Tylko miałeś inne wady. Nawet Czarowny Lud dzieli się na różne szczepy, plemiona i rody. Ty byłeś elfem z innego plemienia. Miałeś inne wady.

- Dlaczego chcesz spotkać się z Viciousem? Nie powiedziałeś czasem przed chwilą, że to on cię wrobił?

- Chcę sprawdzić, czy on naprawdę to zrobił.

- Zginiesz.

- Nie boję się śmierci.

- Kłamiesz.

Oboje straciliśmy swoją przeszłość. Ja chciałam swoją odzyskać, by dowiedzieć się, kim jestem. Ale nawet gdyby mi się to nie udało, potrafiłabym żyć tylko teraźniejszością. Ty chciałeś odzyskać swoją, bo teraźniejszością żyć zwyczajnie nie potrafiłeś.

Teraz wiem, że nie kłamałeś. Nie bałeś się śmierci. Śmierć była dla ciebie Powrotem. Łatwo byłoby powiedzieć, że tak naprawdę bałeś się przyszłości, ale tak też nie było. Nie bałeś się, bo nie było potrzeby. I już nie potrafiłeś. Bo spotkało cię to, co wszystkich tych z Czarownego Ludu, którzy za bardzo chcieli wracać. To ciepło w twoich oczach i twoim uśmiechu? To było Dogasanie. Dogasający blask. Lub już tylko odblask. Wiedziałeś, że to ciepło i ta siła, które dają ci wspomnienia, zanikają. Przestają wystarczać. Koc wytarł się, a płaszcz zaczął przemakać.

Ja? Nie wiem, czy bałam się śmierci. Ale chciałam żyć. Chociażby z przekory. Na przekór temu, co mówią. Że człowiek bez przeszłości nie ma życia. Wadą mojego plemienia były upór, złośliwość i bezczelność.

Ty... nie byłeś taki.

- Hej! Hej, ocknij się!

- Jet?

- Co ty, do diabła, wyprawiasz? Co to wszystko znaczy?! On był jednym z TYCH facetów?!

- O czym ty gadasz? Gren... Nie jest taki.

Ty nie byłeś taki.

- Opowiem ci kiedyś

- Nie, w porządku, naprawdę.

- Haah, to nie było miłe.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.