Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Brave: Journeyman

Rozdział I

Autor:Setsuna
Serie:Warhammer Fantasy
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Przemoc
Dodany:2008-04-21 18:58:12
Aktualizowany:2008-04-30 12:15:33


Następny rozdział

Do Nuln dotarłem po kilkunastu dniach. Właściwie to dotarłem tam w momencie, kiedy rozpoczęła się prawdziwa zima. O wyjeździe do Altdorfu nie było już mowy więc postanowiłem, że spędzę zimę w rodzinnych stronach. Kiedy przekraczałem bramy miasta, poczułem coś dziwnego. Nie było mnie prawie rok. A choć tu się wychowałem, to nie czułem jakiegoś szczególnego związku z miastem. Studia kończyłem w Middenheim, a w okresie między ukończeniem studiów, a wybuchem wojny, bywałem często w rozjazdach. Teraz zaś czekała mnie perspektywa spędzenia tu całej zimy i początku wiosny. Wtedy dopiero podróżowanie po Imperium ponownie będzie możliwe.

Nuln było jednym z największych miast Imperium. Potęga jego wysokich i grubych murów, a przede wszystkim słynna na cały świat artyleria, sprawiały, że miasto mogło śmiało uchodzić za jedno z najlepiej przygotowanych do obrony. Tutejsi książęta - elektorzy rzadko jednak zasiadali na tronie w Altdorfie. Chyba po prostu lepiej czuli się tutaj. Mając do dyspozycji sporą i bogatą prowincję, w której mogli władać samodzielnie, ich niechęć do objęcia tronu cesarskiego była aż nadto uzasadniona. Dlatego też zawsze widziano w nich stronników cesarza i w wielu przypadkach udowodnili, że nie był to przypadek.

Na pierwszy rzut oka Nuln mogło wydawać się miastem rzemieślników. Fakt, było ich bardzo wielu, a ich wyrobom miasto wiele zawdzięczało. Obecność krasnoludów również przyczyniła się do tego w niemałym stopniu. Jednak, kiedy ktoś na świecie słyszał słowo „Nuln” to pierwszym, co zazwyczaj przychodziło do głowy, były ogromne moździerze oblężnicze, które w służbie armii imperialnej, kruszyły już mury najpotężniejszych twierdz tego świata, nierzadko skuteczniej niż magia, zaś na polach bitew zmieniały w kupki żwiru całe regimenty. Teraz artyleria oblężnicza Nuln obozowała pod Altdorfem i w stolicy miała spędzić zimę.

W mieście panował ruch. Zima zbliżała się, a wraz z nią miesiące odcięcia Nuln od reszty świata. Tak jak wiele innych miast, również i Nuln każdej zimy było odgradzane od cywilizacji grubą warstwą śniegu, niesionego przez lodowate wichry. Teraz do miasta wjeżdżały wozy pełne zapasów, które już wkrótce miały znaleźć się w przepastnych spichlerzach miejskich.

Przejechawszy przez znajome kiedyś ulice, zatrzymałem konia przed domem. Mój ojciec był kupcem i to zamożnym więc i dom robił wrażenie elegancją. Podszedłem do wrót i dwukrotnie uderzyłem kołatką. Po chwili drzwi otworzyły się. Za nimi stał służący, którego nie było tu, kiedy byłem ostatnio.

- W czym mogę pomóc? - spytał.

- Zapowiedz panu Bamberfeld, że przybył gość, którego oczekiwał.

Sługa zrozumiał i zanim poszedł zapowiedzieć wizytę, wpuścił mnie w obręb domostwa. Rozejrzałem się. Nadchodziła zima więc zawsze pięknie utrzymany ogród przykrywał śnieg. Skierowałem się ku stajni i tam uwiązałem konie. Wrzuciłem im też do żłobu nieco siana. Należał im się odpoczynek. Wyszedłem na zewnątrz akurat, kiedy sługa wyszedł z domu i poprosił, bym wszedł do środka.

W przedsionku stał mój ojciec. Nie zmienił się, czasem miałem wrażenie, że w ogóle się nie zmieniał. Niski, korpulentny, na krótkich nogach, mógł sprawiać wrażenie ospałego i powolnego. Nic bardziej mylnego. Trzeba go było zobaczyć podczas dokonywania transakcji czy podczas targów. Wtedy wydobywał z siebie takie pokłady energii, że nie raz zadziwił tych, którzy go wcześniej nie znali. Jedno spojrzenie wystarczyło.

- Witaj w domu, synu! - krzyknął i podbiegł do mnie.

Objął mnie serdecznie, po czym puścił i zawołał całą rodzinę. Zaraz przybiegły moja matka i siostra. Powitaniom nie było końca.

Zaraz też przy domowym, ciepłym posiłku musiałem opowiedzieć wszystko, co się wydarzyło podczas moich podróży. Długo to trwało, choć nie opowiedziałem ani słowa o Genevieve. Nie czułem się na siłach, by o niej opowiadać.

W ciągu kilku dni, po mieście rozeszła się fama o moim powrocie z wojny. Wieść tym głośniejsza, że niemała część rodzin szlacheckich, które wysłały swych synów na wojnę albo nie doczekała się ich powrotu, albo też żaden z tych, którzy powrócili nie dokonał niczego niezwykłego. A tu proszę ! Syn kupca wyrusza na wojnę jako szeregowy żołnierz, a wraca jako pułkownik. Musiałem odsłużyć dziesiątki odwiedzin w domu, zapraszano nas w wiele miejsc, a wszędzie musiałem opowiadać o wojnie. Pilnowałem się, by ani słowem nie wspomnieć o Gen.

Ale mimo usilnych chęci o pewnych rzeczach zapomnieć się nie da. Nie raz wymykałem się wieczorami z domu i siadałem na potężnych blankach murów Nuln, wpatrując się przez coraz to dłuższe noce w niebo, gwiazdy i dwa księżyce, odbijające się w śniegu i w dal, w której...

Zbliżał się karnawał, najweselszy okres w roku. Powoli strojono miasto, a wszyscy przygotowywali się do festynów i zabaw. Mimo, że cała moja rodzina uczestniczyła w tym czynnie, ja wzbraniałem się. Tłumaczyłem to najczęściej tym, że dość emocji miałem na wojnie, a teraz potrzebuję odpoczynku i spokoju. Ci, którzy słyszeli moje opowieści o wojnie, nie mieli powodów, by w to nie wierzyć.

Na cztery dni przed rozpoczęciem karnawałowego szaleństwa, w nocy znowu stałem na murach miasta, wpatrując się w dal. Czasem miałem wrażenie, że gdzieś w oddali słyszę śpiew, ale to tylko wiatr wył w lasach i na równinach. Wtedy znienacka usłyszałem głos:

- Co ci dolega, Dietrich?

Obejrzałem się. Koło mnie stała Erwina Kruzwiger. Kiedyś, jeszcze w czasie, kiedy byliśmy młodziakami, Erwina była moją przyjaciółką. Czasem miałem wrażenie, że wolałaby być kimś więcej, niż „tylko” przyjaciółką. Potem wyjechałem na studia do Middenheim, ona zaś, jak dowiedziałem się niedawno, wyszła rok temu za mąż. Stała teraz obok mnie, otulona futrem z soboli.

- Nic mi nie jest Erwi, potrzebuję spokoju - odparłem, niezadowolony z tego, że ktoś narusza moją ciszę.

Zamiast się obrazić, z powodu tej aż nazbyt wyraźniej próby pozbycia się jej, Erwina uśmiechnęła się.

- Widziałam cię ostatnio kilka razy na różnych przyjęciach. Możesz oszukiwać tamtych, ale kobiety nie oszukasz. Coś jest nie tak, prawda?

- Erwi, nie chcę ...

- Jak chcesz, ale musisz to z siebie wydusić, prędzej czy później. Opowiedz mi - powiedziała ciepłym głosem - Zachowam to w najgłębszym sekrecie, możesz mi zaufać.

Oparłem się o blankę. Chwilę się wahałem. Jednak czułem, że ta sprawa rozrywa mnie od środka. Przez kilkanaście ostatnich dni okłamywałem wielu ludzi, jednak tym samym okłamywałem po części siebie. Nie miałem komu powierzyć swego sekretu. Rodzinie nie chciałem, bo nie miałem zamiaru ich w to żaden sposób mieszać. Przyjaciół zaś w Nuln nie miałem. Poza, jak się okazało, Erwiną Kreuzwiger.

- To było tak... - zacząłem i opowiedziałem jej całą historię.

Długo to trwało. Kiedy skończyłem było już późno, jednak ona wyraźnie nie odczuwała senności.

- Dziwna historia - powiedziała. - Gdyby ktoś inny mi ją opowiedział, mogłabym pomyśleć, że zmyśla. Ale do ciebie to wszystko pasuje. Poza może jedną rzeczą... Muszę się dowiedzieć, czy to możliwe... Spotkamy się za dwa dni? W tym samym miejscu? Mam coś, co może mieć duże znaczenie w tej sprawie.

- Dobrze - odpowiedziałem - Przyjdę.

Zwróciła się ku schodom.

- Erwi - powiedziałem głośniej. Odwróciła się - Dziękuję.

Kiedy minęły umówione dwa dni, zjawiłem się w tym samym miejscu. Erwina już czekała. Na jej twarzy malowało się podniecenie. Kiedy tylko pojawiłem się, podbiegła.

- Wiedziałem, że coś mi tu nie grało. Odpowiedz mi jeszcze na kilka pytań. Czy jesteś pewien, że ona była mutantką?

- Tak - odpowiedziałem, wciąż nie wiedząc o co chodzi.

- I że przez te dwa lata, przez które się nie widzieliście, tamten ślad mutacji nie rozrósł się?

- Nie, pozostał taki sam.

- No właśnie - powiedziała. - Czyli to prawda!

- Jaka prawda, Erwi, o co ci chodzi? - spytałem, mocno już zdezorientowany.

- Już wszystko tłumaczę. Wiesz, że mój mąż jest naukowcem i ma znajomości wśród znanych nulnijskich magów. Dzięki temu, ja też miałam okazję kilku spośród nich poznać, a nawet z jedną z czarodziejek nawiązałam przyjaźń. Następnego dnia po naszym spotkaniu pobiegłam do niej. Pamiętałam bowiem, że powiedziała mi kiedyś, że mutacji w żaden sposób nie da się zatrzymać. Powiedziałam jej, że czytałam legendę, w której zaistniała taka sama sytuacja, jak w przypadku Genevieve i tej leśnej pani. Moja przyjaciółka poprosiła o opis tej kobiety, a ja z pamięci przytoczyłam ten opis, jak z kolei ty mi podałeś. I wiesz co ona mi wtedy powiedziała?

- Co? - spytałem niecierpliwie.

- Otóż, że nic nie zapamiętałam z opowiadań o bogach. Okazało się, że opis tej sytuacji oddaje idealnie manifestację Shalyii na ziemi!

- Czyli...

- Czyli głuptasie, twoja Genevieve została uleczona prze boginię!

- Jeśli wpadałaś na pomysł, aby robić sobie ze mnie żarty, to kiepski... - Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale przerwałem. Poczułem zamęt w głowie. Nawet jeśli tak było, to co to ma wspólnego z tym wszystkim. - Cóż, kiedy się o tym dowie, nie wyjdzie już nigdy z klasztoru.

Erwina popatrzyła na mnie, tym razem karzącym wzrokiem.

- Jesteś głupi jak każdy mężczyzna. Już wiem, gdzie leży problem. Ty przez cały czas robisz wszystko, by wyrzucić ją z serca. Ale wiesz, że nigdy to ci się nie uda. Jesteście sobie przeznaczeni i wiem, że choćbyś miał przebyć morze wpław albo stanąć na przeciw bóstwa Chaosu dla niej, to zrobiłbyś to, prawda?!

Rzuciła mi te słowa prosto w twarz, podnosząc na końcu głos, tak jak to się jej chyba nigdy nie zdarzyło. Był to cios, który podziałał jak uderzenie na otumanionego. Rozumiałem, że miała rację. Musiałem wrócić do Gen i wyciągnąć ją stamtąd, za wszelką cenę.

- No, widzę, że w Dietrichu Śpiącym, znowu obudził się Dietrich, jakiego znaliśmy kiedyś - powiedziała, patrząc na mnie z uśmiechem - Wiosną, kiedy stopnieją śniegi, wyjedziesz do niej. A potem będziecie żyć długo i szczęśliwie - zakończyła, z malującym się na twarzy rozbawieniem.

- Nie Erwi, wyruszę już teraz. Nie mogę czekać.

- Teraz? Z jednego wariactwa popadasz w drugie. Niby jak wyjedziesz z miasta?

To rzeczywiście był problem. Nuln było zimą odcięte od świata. Brama nie była otwierana aż do wiosny, a na zewnątrz gruba pokrywa śnieżna otulała świat.

- Jest tylko jeden sposób - powiedziałem zdecydowany. - Czary.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.