Opowiadanie
Brave: Journeyman
Rozdział III
Autor: | Setsuna |
---|---|
Serie: | Warhammer Fantasy |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Przemoc |
Dodany: | 2008-05-05 21:21:30 |
Aktualizowany: | 2008-05-24 21:58:56 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kiedy się ocknąłem, ujrzałem, że stoję na jakiejś równinie. Wokół było pusto, nie mogłem określić ani miejsca, ani czasu. Szedłem przed siebie, a wydawało się jakbym stał w miejscu. Wtedy na mojej drodze pojawiły się, jakby znikąd, jakieś postacie. Każda nosiła długi ciemny płaszcz. Ich krąg otoczył mnie.
- Kim jesteście? - spytałem, lecz odpowiedziała mi tylko głucha cisza.
- Czego chcecie? - spytałem ponownie, a mój głos był już mocno zabarwiony niepokojem.
Jak jeden mąż, wszystkie zakapturzone postacie, wyjęły nagle nie wiadomo skąd miecze. Wiedziałem już, co się zaraz stanie. Sięgnąłem po swój oręż. Kiedy spadł pierwszy cios, odbiłem go i odpowiedziałem cięciem na wprost. Tamten upadł na ziemię. Posypały się ku mnie kolejne uderzenia. Unikałem, odbijałem i atakowałem. Choć mieli nade mną przewagę, moje trafienia dosięgały ich i kolejno padali na ziemię. W końcu przeszyłem ostatniego. Padł martwy obok reszty. Schyliłem się nad nim i odkryłem skrywający jego oblicze kaptur. Niemal upadłem z wrażenia. Zakapturzony stwór miał twarz Genevieve. Odrzuciłem inne kaptury. Pod każdym kryło się to samo oblicze. Kiedy spojrzałem pod ostatni z kapturów, martwe usta Gen wyszeptały:
- Zabiłeś mnie...
Nie mogłem na to patrzeć. Jej głowa napęczniała i eksplodowała, obryzgując wszystko dookoła, w tym mnie, czerwoną, ciepłą krwią. Odskoczyłem do tyłu, lecz wtedy zorientowałem się, że niemal cały jestem skąpany w gorącej krwi, która spływała ze mnie strumieniami. Jak szalony zacząłem ją z siebie strzepywać, ale to nic nie dawało. Krwi wciąż przybywało.
- Genevieveeeeeeeeee! - krzyknąłem, a moje słowa zdusiła, zalewająca me usta krew.
- Genevieveeeeeeeeee! - Ten krzyk brzmiał w mych ustach, kiedy otworzyłem oczy.
Leżałem w kamiennej izbie na łóżku, przykryty puchową kołdrą. W kącie palił się kominek. Mój ubiór leżał złożony na stoliku niedaleko łóżka, a o ścianę naprzeciwko, oparty był miecz.
Drzwi otworzyły się i weszła kobieta ubrana w habit. Spojrzała na mnie.
- O, obudził się pan! - powiedziała z wyraźną ulgą w głosie - Przez cały dzień leżał pan nieprzytomny. Myślałyśmy, że już nic nie pomoże.
- Gdzie ja jestem? - spytałem, wciąż półprzytomny.
- W klasztorze Shalyi w lasach na południe od Nuln.
Poczułem ulgę. Dotarłem na miejsce.
- Siostro, czy jest wśród was kobiet o imieniu Genevieve? - spytałem. - Przybyła tu kilka miesięcy temu.
- Jest - odpowiedziała. - Ale co pan ma z nią wspólnego?
- Więcej niż można przypuszczać. Muszę się z nią spotkać. Czy może siostra ją przyprowadzić?
- Nie wiem, czy będzie chciała. Jest skryta i zamknięta w sobie. Potrafi całymi dniami siedzieć wpatrzona w okno. Choćby obok działo się nie wiadomo co, ona siedzi i patrzy.
- Niech ją siostra przyprowadzi, proszę.
- Zobaczę, co da się zrobić - odpowiedziała i wyszła.
Po kilkunastu minutach drzwi się otworzyły. Do środka weszła kobieta, która podobnie jak tamta, ubrana była w ciuchy mniszki. Jednak kiedy zwróciła ku mnie swą twarz, poznałem ją od razu. I jak się okazało, ona mnie też.
- Dietrich!!! - krzyknęła i podbiegła do łóżka.
Podniosłem się i objąłem ją. Mimo, że wciąż byłem słaby, długo trzymałem ją w objęciach i nie puszczałem. Słyszałem jej płacz i nie zauważyłem, jak i z mych oczu popłynęły łzy radości.
- Wróciłeś... Wróciłeś po mnie. A ja cię zostawiłam... A ty... Jak się tu znalazłeś ? To cud, cud!
- Gen - powiedziałem, wciąż trzymając ją w objęciach - Teraz i na zawsze, ale razem, zgoda?
- Tak - wyszeptała, tuląc się do mnie. - Teraz i na zawsze razem.
Wiosna tego roku nadeszła wyjątkowo wcześnie. Roztopy zaczęły się również wcześniej niż zwykle i wiele rzek wypełniło teraz swe koryta aż po brzegi, a nie rzadko wystąpiło z nich, zalewając okolice. Zima stała się już tylko wspomnieniem. Cały świat ponownie przybrał barwę zieleni.
Jednak nie było nic bardziej złudnego, niż to wszechogarniające świat piękno, budzącej się do życia przyrody. Wielu dobrze wiedziało, co w tym roku zwiastować będzie światu nadejście wiosny i trwożnymi oczami spoglądano na wschód, ku ziemiom, które jeszcze rok wcześniej były Kislevem. Dziś Kislev zniknął już z map. Nie było kontaktu z żadną z kislevskich twierdz, zaś graf Ostlandu donosił o wzmożonej aktywności Chaosu na wschodniej granicy jego prowincji. Mogło to oznaczać jedno. Nowa inwazja Chaosu, tym razem na ziemie Imperium, pozostawała kwestią niedalekiej przyszłości.
Armia Imperium poniosła ogromne straty w bitwie o Kislev. Mój oddział - Pierwsza Lekka Chorągiew Jazdy Nuln, straciła blisko 3/4 stanu, osłaniając odwrót wycofujących się wojsk. A mimo to, mimo całego zagrożenia wiszącego nad światem, byłem szczęśliwy.
Odnalazłem Genevieve - kobietę, z którą byłem zdecydowany związać swe życie.
Resztę zimy spędziliśmy w klasztorze Shalyi, zaś gdy tylko drogi stały się przejezdne, wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy do Nuln. Miałem zamiar przedstawić ją moim rodzicom i w Nuln wziąć ślub.
Po wszystkich trudach, jakie przeżyliśmy do tej pory, wciąż kochaliśmy się tak, jakbyśmy poznali się dopiero wczoraj. I choć nasza miłość kosztowała nas wiele wyrzeczeń, trudów i krwi, wszystko to wydawało się złym snem wobec tego, co było teraz.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.