Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Return

Autor:Motoki
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Fikcja, Obyczajowy, Parodia
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2008-04-06 23:19:59
Aktualizowany:2008-04-06 23:39:07


Kopiowanie całości lub fragmentów tylko za zgodą autora.


- Nie zgadniesz Kochanie, kto do mnie dziś zadzwonił! - powiedział Mamoru odkładając słuchawkę telefonu. Ponieważ odpowiedziało mu tylko bliżej nieokreślone mruknięcie z kuchni, niczym nie zrażony kontynuował - Motoki! Motoki wraca z Europy i chce nas odwiedzić!

- Tak? Wspaniale! - dobiegł z sąsiedniego pomieszczenia niezbyt obecny głos Usy, mówiący Mamoru tyle, że równie dobrze mógłby jej oznajmić, że właśnie podciął sobie żyły dyskietką pięciocalową i wywołałoby to równie ożywioną reakcję. Cóż, z karmieniem ich czwartej córki niewiele mogło się równać, a nie od dziś wiadomo, że Usa miała zawsze problemy z działaniem wielowątkowym. Mamo-chan westchnął i zrezygnowany sięgnął po gazetę - równie dobrze mógłby porozmawiać z kanapą czy telewizorem - ten ostatni udzielał mniej więcej podobnie zorientowanych odpowiedzi, co Usa. Przyzwyczaił się już w sumie...


*

Dokładnie o 17:44 pociąg pospieszny z Osaki do Tokio wjechał na peron szósty, wyrzucając ze swoich trzewi mrowie śpieszących się we wszystkich kierunkach ludzi. Motoki westchnął, odczekał aż tłum przerzednie i wysiadł z pociągu. Pięć lat w Europie odzwyczaiło go już od wszechobecnego japońskiego pośpiechu i zabiegania - nauczył się doceniać piękno niczym niezmąconego europejskiego śniadania, paryskich bułeczek i małej kawy punktualnie o 9 zjadanych z rozmysłem i bez pośpiechu przy lekturze Le Monde. Cóż, inna kultura... Motoki poprawił jasne spodnie i strzepnął z nich nieistniejący pyłek - niegroźne natręctwo, które go zawsze spotykało przy wysiadaniu z jakiegokolwiek pojazdu. Spojrzał na zegarek z zadowoleniem - była 17:45, upłynęła jedynie minuta od przyjazdu - i to właśnie kochał w kolei - zawsze na czas. Bez irytujących kolejek i cyrków z odprawą charakteryzujących podróż samolotem, ani bez stania w korkach prażąc się na słońcu odbitym od każdego centymetra kwadratowego autostrady normalnego dla jazdy autokarem. Strzepnął jeszcze raz uparty pyłek (tym razem z koszuli) i sięgnął do kieszeni marynarki po paczkę Davidoffów. Uśmiechając się krzywo na ich widok wyciągnął jednego i włożył sobie do ust, drugą ręką sięgając tam, gdzie powinna znajdować się zapalniczka.

- Damn... - zaklął cicho. Musiała wypaść w pociągu...

Rozejrzał się wokoło i zbliżył rękę do papierosa tak, jakby trzymał w niej zapalniczkę. Po chwili pojawił się mały płomyk i Motoki mógł rozkoszować się smakiem papierosa. Ech, wiedział, że nie jest to może najzdrowsze, ani najtańsze (szczególnie w Japonii) przyzwyczajenie, ale od zawsze miał słabość do uzyskiwania drobnych, dyskretnych efektów, które potem układały się w perfekcyjną całość. A europejskie papierosy zdecydowanie pomagały taki efekt osiągnąć. Owszem, kiedyś Mamoru wspomniał mu (a raczej narzekał), że gdyby wkładał taką samą energię w naukę, to zaszedłby daleko... Ale przepraszam bardzo, który z nich jest dziś nauczycielem w szkole, a który (przynajmniej dla postronnych) utrzymuje się z pisania cotygodniowych felietonów dla dwóch gazet i ma sześciocyfrowe konto w dolarach? Stary dobry Mamoru... Wieczny w swoich ideałach. Niezłomnie stojący na straży tego, w co wierzy... I tak zabawnie się rumieniący na wspomnienie wspólnych grzechów młodości. Motoki uśmiechnął się do siebie i nieśpiesznym krokiem skierował się w stronę postoju taksówek.

*

Naciskając dzwonek, Motoki zastanowił się, co spotka po drugiej stronie drzwi. Tupot małych nóżek i dziecięce wrzaski nastrajały jak najgorzej, ale trzeba było trzymać fason i ładnie się uśmiechać, co zresztą Motoki uczynił na widok swojego najlepszego niegdyś przyjaciela. Uffff.... Poza kilkoma dodatkowymi zmarszczkami Mamoru wyglądał niemal identycznie jak 5 lat temu i nic nie stracił z dawnej atrakcyjności. Co prawda domowe papucie z króliczkiem nie dodawały mu męskości, ale jak to kiedyś wspomniała Haruka - czy ktokolwiek kiedykolwiek jej od niego oczekiwał?

- Proszę cię, wejdź! - Mamoru zaprosił Motokiego do środka.

- Witaj - uśmiechnął się Motoki - A gdzie Usa?

- Krząta się po kuchni, bo zaraz poda kolację. Zdążyłeś dokładnie na czas! - i obaj wybuchnęli radosnym perlistym śmiechem. Cóż, dla nikogo nie było tajemnicą, że jeśli Motoki umawiał się z kimś na 15, to przybywał na 15.30, a w najlepszym wypadku na 15:15, bo zawsze albo autobus nie przyjechał, albo samochód nie odpalił, albo właśnie skończyła się benzyna, albo kosmici wyjęli mu z życia 10 minut - pod tym względem jedynie Usa potrafiła się z nim mierzyć. Tym razem wyjątkowo się udało, co należało traktować w kategoriach ciekawostki naukowej godnej wspomnienia w National Geographic. Uścisnąwszy sobie dłonie panowie skierowali się do przestronnej bawialni i zapadli się w pluszową sofę.

- Ładny dom - pochwalił Motoki. - Twój czy wynajęty?

- Mój - Mamoru aż pokraśniał z zadowolenia

- No to bardzo ładnie - Motoki pokiwał głową - Nie wiedziałem, że z pensji naukowego pracownika można w Japonii kupić taki ładny domek. Sporo się musiało tu zmienić przez te 5 lat...

- Niee, to nie tak - Mamoru wyraźnie posmutniał - Wiesz, kredyt te sprawy... 30 lat spłacania i wkład własny założony przez rodziców Usy...

Motoki nie skomentował, bo i po co - dobijanie przyjaciela było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę. Już miał wspomnieć o ciekawym wystroju, kiedy w drzwiach pojawiła się Usa, niosąc tacę z herbatą.

- MOTOKI!!!! - krzyknęła i zamachała radośnie w jego stronę. Tymczasem zgodnie z przewidywaniami połączenie słów „taca” i „machać” może zwiastować tylko jedno - postępującą katastrofę. Motoki z fascynacją obserwował paraboliczny tor przelotu imbryka brutalnie przerwany przez przeciwległą ścianę i wyskakujący nagle na niej deseń z zielonej herbaty. Dokładnie w przeciwnym kierunku udały się za to filiżanki, trafiając odpowiednio podłogę i porcelanową pasterkę zdobiącą szczyt stojącej nieopodal komódki. Pasterka nawet nie okazała zdziwienia - widocznie nie był to pierwszy raz, kiedy spadła bądź oberwała czymś przelatującym - ale tym razem całe jej porcelanowe jestestwo zachybotało się i rozprysło w tysiąc drobniutkich kawałków. Usa z przerażeniem rozejrzała się na boki, a potem zrobiła to, co zawsze wychodziła jej najlepiej - rozryczała się. Cóż, niektórzy nawet w wieku 30 lat mają mózg dziesięciolatka...

Tymczasem Mamoru wymknął się po szmatę i zmiotkę - oznaczało to, że uspokojenie rozszalałego huraganu Usa pozostawił przyjacielowi. Motoki usiłował przebić się przez potop chlipnięć, jęków, zawodzeń i oskarżeń o najzupełniejszą nieudolność, wymyślając na poczekaniu znane mu zalety charakteru Usy, choć poza powszechnie znanym dobrym sercem zbyt wiele nie potrafił sobie ich przypomnieć. Na szczęście powrócił Mamoru i ciepłym, acz stanowczym głosem zasugerował Usie, że należałoby się ogarnąć trochę w kuchni i podać obiad - a gość zdecydowanie potwierdził, że już za chwilę nie będzie o niczym pamiętał. Kiedy już wypchnęli nieszczęsną gospodynię za drzwi, Mamoru ponownie zagaił rozmowę.

- Widziałeś już nasze dzieci?

- Tylko Chibiusę - udzielił dość logicznej odpowiedzi Motoki.

- Prawda! - Mamoru klepnął się w czoło - Nie mogłeś widzieć pozostałych, przecież tyle lat Cię nie było!

- To ilu sztuk się dochowaliście?

- Piątki! - uśmiech na twarzy Mamoru pokazywał, że jest autentycznie dumny z tego osiągnięcia.

- Piątki powiadasz... Ładnie, ładnie, twój ród przynajmniej nie zginie - uśmiechnął się ładnie Motoki, na co Mamoru pokręcił głową.

- Same córki, przyjacielu...

- To coś złego?

- Nie, ale trochę to komplikuje sprawy dziedziczenia, wiesz, Księżyc...

Motoki nic nie odpowiedział. A więc nadal żyją tą swoją bajką, nie potrafiąc przyjąć do wiadomości, że królestwo, którego linią się tak martwi Mamoru jest obecnie całkiem martwą kupą kamienia, po której zamiast księżycowych władców bezkarnie przechadzają się jedynie chińscy astronauci. Cóż, mógł się domyślić, że Usa i Mamoru będą ostatnimi, którzy będą chcieli porzucić te mrzonki...

- Ale jak widzę, spodziewacie się szóstego potomka - zagaił znów Motoki - Może tym razem to będzie chłopak?

- Spodziewamy się? - Mamoru wyglądał na bardzo zaskoczonego - Aaa. Ech. Nie... Wiesz, jakby to powiedzieć... (Motoki już zdążył sobie uświadomić, jaką gafę palnął) Usa nie doszła do siebie po piątym porodzie... W sumie po czwartym też nie...

- Nic nie mów... - syknął Motoki usiłując mentalnie zmieścić się gdzieś pomiędzy szparkę w poduszkach a obicie kanapy - Sorry...

- No problemo - uśmiechnął się smutno Mamoru - Myślisz, że nie mam oczu? Usa jest kochana, jest wspaniała... Ale stary... No wiesz... Nie mogę. No po prostu nic z tego...

Motoki pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Jakoś ci się wcale nie dziwię...

Bezwiednie jego ręka uniosła się i pogłaskała Mamoru po policzku. W tym samym momencie obaj odskoczyli od siebie, rumieniąc się jeszcze bardziej i starając się nie patrzeć sobie w oczy. Damn... Mamoru w przeciwieństwie do Usy nic się nie zmienił przez te lata... I nawet z najgłupszą miną na świecie wyglądał ŁADNIE. Cholernie wręcz ładnie. To było coś, czego Motoki mu zawsze zazdrościł - w najgłupszej sytuacji, w najdurniejszej pozie Mamoru zawsze wyglądał jak model z kolorowego pisma - zawsze jednakowo świetnie. I tak samo wychodził na zdjęciach - co Motokiemu niestety nie udawało się nigdy. Damn... Motoki tyle lat szukał zapomnienia w ramionach różnych kobiet, z jednymi dłużej, z innymi krócej, ale zawsze gdzieś w tyle głowy tkwił Mamoru i nie dawał mu spokoju. Zawsze najbliżsi koledzy - w szkole podstawowej i gimnazjum, a potem nawet wtedy gdy ich drogi się już rozeszły, zawsze w zasięgu ręki. Aż do pojawienia się Usy...

- eee, panowie moi drodzy, kolację podano! - otrzeźwił ich głos Usy.

Motoki z wdzięcznością zajął się swoim talerzem, starając się nie zauważyć rozgotowanego ryżu, na wpół surowej ryby, która jednak w niczym nie przypominała sushi, okropnie ciągnących się warzyw, które musiały wieki spędzić w mikrofalówce (tylko co one tam do cholery robiły?) czy obrzydliwego sosu spowijającego szczelną warstwą cały talerz. Udzielając kolejnych dość zdawkowych odpowiedzi na morze pytań Usy, kątem oka obserwował przyjaciela, z widocznym zadowoleniem rejestrując, że kiedy tylko patrzy w stronę Usy Mamoru patrzył na niego. A kiedy odwracał się do Mamoru, ten natychmiast znowu badał zawartość talerza tak intensywnie, jakby był Jacquesem Coustou badającym głębiny rowu mariańskiego w poszukiwaniu nieznanych gatunków fauny i flory.

*

Kiedy skończyli posiłek, Usa zaczęła rozpytywać się o życie prywatne Motokiego.

- No i jak tam Motoki? Ożeniłeś się już?

- Nie, nie. Wiedzielibyście o tym - uśmiechnął się z zakłopotaniem

- Ale jest jakaś dziewczyna prawda? No powiedz, na pewno jest - Usa szczerzyła się kretyńsko.

- Chwilowo nie. - Motoki wolał nie wspominać swojej ostatniej klęski z rudowłosą Anette.

- Ale Mamorek coś mówił o jakieś A... A... Andżelice... Anicie... Nie, Anecie? - parła dalej nieustępliwie Usa

- Taaa. Tak. Anette. Była, ale to już nieaktualne.

Każdy człowiek już dawno przestałby pytać, ale nie Usa...

- Oj, to niedobrze... A czemu to tak się stało?

- yyy, wiesz, czasem ludzie się nie zgadzają... (cholernie wręcz nie zgadzają - dopowiedział sobie w myślach) - oboje mieliśmy sprzeczne cele, że tak powiem - Motoki uśmiechnął się do wspomnienia zbaraniałej miny Anette, kiedy znalazła faceta z którym Motokiego zdradziła w łóżku z Motokim właśnie i swoją najlepszą przyjaciółką.

- Ale wiesz Motoki, niedobrze jest żyć samemu - paplała dalej Usa

- To na pewno (po coś przecież wróciłem do Japonii - pomyślał)

- A nie wiesz przypadkiem co tam u dziewczyn? Trzymasz kontakt?

- Wiesz, w sumie to czasem dostaję mejle od Haruki...

- Mejle? A co ci wysyła?

- No, listy generalnie... Zdjęcia czasem...

- Swoje?

- No taaak, swoje, Michiru czasem... (swoje, Michiru i cholera wie kogo tam jeszcze!)

- O, fajnie... takie rodzinne - rozmarzyła się Usa

- O tak, rodzinne właśnie... - Motoki modlił się, żeby się nie zaczerwienić na wspomnienie jednego wspólnego zdjęcia obu pań w dość, hmm, swobodnej atmosferze.

- To pewnie zdjęcia Hotaru też ci wysyłają?

- Ta-ak - Motoki z trudem przełknął ślinę na wspomnienie pewnego zdjęcia szesnastolatki, które długi czas gościło na tapecie jego laptopa.

- Ona zawsze była taka mała i drobna...

- Nadal jest. (ale w niektórych miejscach zdecydowanie nie jest)

- Ciekawe, czy nadal ubiera się na czarno?

- Tak, to się nie zmieniło wcale (ach te gotyckie lolitki...)

- To bardzo miło, że tak nadal trzymacie kontakt... Ja z dziewczynami jakoś nie potrafię się już dogadać - Usa wyraźnie posmutniała

- Tak? Dziwne, nigdy bym się nie spodziewał... - powiedział Motoki, ignorując wspomnienie co bardziej krewkich zdań w temacie Usy słyszanych nieraz od Rei (za Mamorka) czy od Minako (za cało... ekhm, ciałokształt, jak to swego czasu się pięknie tamta wyraziła).

- No niestety jakoś tak wyszło... Oj, przepraszam cię na chwilkę, pora karmienia najmłodszej - Usa uśmiechnęła się przepraszająco, a Motoki odetchnął.

*

Motoki zawsze cenił Harukę, przede wszystkim za bezpośredniość. Uwielbiał jej męskie poczucie humoru, jak i fakt, że dostawał od niej w mejlach takie rzeczy, których nie ośmieliłby się wysłać żaden facet. Uwielbiał rozmawiać z nią o kobietach i nie tylko o nich - i te rozmowy zaprowadziły ich do wspólnej konkluzji, że tak naprawdę ani jej ani jego nie pociągają tylko mężczyźni czy tylko kobiety - a raczej ludzie mający w sobie mnóstwo kobiecości niezależnie od zawartości spodni. Tacy jak Michiru. Czy tacy jak Rei. Czy wreszcie tacy jak Mamoru. Takie postawienie sprawy znacznie ułatwiało obojgu życie i znacznie ich do siebie zbliżyło - jako przyjaciół, ale nigdy kochanków - nie pociągali się wzajemnie w ogóle. Wymieniali się często wzajemnymi radami, opisywali sobie różne zabawne historie... Motoki właśnie kończył opisywać Haruce dzisiejszy wieczór, kiedy poczuł, że bardzo chce mu się pić. Po cichu skierował się w stronę łazienki, mijając po drodze uchylone drzwi od sypialni najmłodszych córek Usy i Mamoru. Nieco niedyskretnie Motoki zajrzał przez nie, żeby z rozbawieniem odkryć, że Usa zasnęła nad bajką, podczas gdy jej najmłodsza latorośl beztrosko się do niego uśmiechała oczami Mamorka. Motoki uśmiechnął się do dziewczynki, pomachał jej i cichutko zamknął za sobą drzwi, kierując się w stronę małżeńskiej sypialni państwa Chiba, gdzie spodziewał się zastać Mamoru na osobności.

Haruka będzie musiała poczekać na mejla, ale na pewno będzie to ciekawa lektura.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Setsuna : 2008-04-11 14:29:19
    Podobało mi się.

    Krótkie, nawet nie wiem, czy to komedia, parodia, czy dramat albo romans, chyba wszystkiego po trochu zmeiszanego razem. Jednak napisane tak, że miło się czytało.

  • Motoki : 2008-04-09 01:32:36

    Absolutnie się nie obrażę, znaczek dałem na wszelką wszelkość ;)

  • Grisznak : 2008-04-07 14:37:11
    sympatyczne

    Tak, dokładnie to, co w tytule komentarza, mimo tego budzącego grozę niebieskiego znaczka. To całkiem sympatyczny fik, w którym yaoi za bardzo nie uświadczymy (mam nadzieję, że autora nie urażę tym stwierdzeniem).

  • Skomentuj