Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Beneath my pillow

Rozdział III cz. 2

Autor:problematic-child
Korekta:Teukros
Serie:Naruto
Gatunki:Dramat
Dodany:2008-08-17 12:25:35
Aktualizowany:2008-08-17 12:25:35


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- Proszę o pozwolenie opuszczenia wioski.

Shizune wydała z siebie stłumiony okrzyk. Cóż za dziwna prośba, teraz, kiedy szykują się do ostatecznego starcia z Akatsuki, kiedy wszelkie, nawet najmniejsze umiejętności medyczne będą przydatne, Sakura Uchiha prosi, by pozwolono jej odejść.

Uciec.

Wbiła wzrok w Tsunade i patrzyła na nią czerwonymi od płaczu oczami. Sine podkówki pod dolnymi powiekami dobitnie świadczyły o braku snu. Schudła. Co prawda nie trzęsła się już, jak wtedy, kiedy powiedziano jej o śmierci Sasuke, jak na pogrzebie, jak we wszystkie następujące po nim dni, ale wciąż wyglądała słabo. Niezdrowo. Niczym roślina o miękkiej, wątłej łodydze, o podsuszonych liściach, czekająca tylko na kolejny podmuch wiatru, który po prostu wyrwie ją z korzeniami i ostatecznie powali na ziemię.


- Sakura, wystarczy. - Łagodny, ale stanowczy głos Tsunade rozległ się w szpitalnym pokoju. Młoda dziewczyna, dotychczas zgięta wpół nad stolikiem, wyprostowała się. Ocierając czoło z kropli potu, odwróciła się w kierunku Hokage. Miała zmęczone spojrzenie, jednak uśmiechała się lekko, z nadzieją i triumfem jednocześnie.

- Znów się przeforsowałaś. - Tsunade podeszła bliżej i złapała Sakurę za nadgarstek. Spojrzała z dezaprobatą na zakrwawione opuszki palców, zdartą skórę, siniaki na przedramieniu od zbyt silnego naciskania na stolik. Jasnozielona mgiełka chakry omiotła rękę Sakurę i już po chwili po uszkodzeniach nie było ani śladu. Kobieta z troską spojrzała na swoją uczennicę. Nie ma wątpliwości, pracowała tu od kilku godzin, przy jasnym, kłującym w oczy świetle, odnawiając komórki kolejnych, coraz większych to kwiatków. To miał być początek - już wkrótce, w zależności od jej postępów, miały przejść do zwierząt, a potem ludzi.

Regeneracja albo odtwarzanie zniszczonych częściowo lub całkowicie komórek, zawsze stanowiła dla medyka wyzwanie. Wyścig z czasem, kto pierwszy, ten lepszy - czy leczącemu uda się odnowić potrzebną ilość komórek, czy też może rana, choroba zniszczy je wcześniej? Naderwane włókna, usychające gałęzie, pozbawione wody i chlorofilu umarłe liście - swoją własną energią Sakura przywracała je do życia. Kawałek po kawałeczku, trafiając dokładnie tam, gdzie pomoc była potrzebna.

Dziewczyna skinęła głową w podziękowaniu, ale nic nie powiedziała. Od tak długiego milczenia pewnie zaschło jej w gardle i nie może się odezwać. Ledwie trzymała się na nogach.

Tsunade usiadła na biurku i przeczesała różowe, rozczochrane włosy swej podopiecznej.

- Dlaczego tak ci zależy? Dlaczego chcesz tak szybko i za taką cenę nauczyć się rzeczy, które innym zajmują miesiące, albo nawet lata?

Przymknęła lekko powieki, szukając odpowiedzi.

- Nie mogę czekać - szepnęła. - Jeśli będę zwlekać, kto sprowadzi Sasuke z powrotem?

Hokage zamyśliła się.

- Być może Naruto?

Sakura potrząsnęła głową.

- Już raz mi się nie udało, nie pozwolę, by to się powtórzyło. Tym razem - uśmiechnęła się lekko - będę silniejsza. Przyprowadzimy go razem, ja i Naruto.

Kolejny raz przyszła kilka miesięcy po nieudanej wyprawie po Sasuke. Tsunade spojrzała na nią badawczym wzrokiem. Zaciśnięte usta, determinacja w oczach.

- Shisou, chciałabym prosić o urlop - powiedziała stanowczo.

Tsunade podniosła wzrok znad sterty raportów ANBU. Spojrzała na Sakurę z powątpiewaniem, co jednak nie osiągnęło pożądanego efektu.

Zawsze wiedziała, że ta dziewczyna jest szalenie uparta.

- Zmęczona pracą w szpitalu? - spytała, opierając się o krzesło i odgarniając włosy z czoła. Oczywiście, Sakura miała do tego prawo. Po ostatnim spotkaniu z Uchihą rzuciła się w wir pracy, jak zawsze, kiedy coś, na czym bardzo jej zależało, uciekło.

- Nie, nie o to chodzi.

- Więc? - Badawcze spojrzenie brązowych oczu Hokage spotkało na swojej drodze intensywne zielone tęczówki. Tsunade już wiedziała, skąd ta decyzja. Przez te kilka lat zdążyła poznać Sakurę dość dobrze, poza tym, były do siebie podobne.

- Chcę poświęcić ten czas na intensywny trening - odparła Sakura. Zacisnęła pięści i pochyliła lekko głowę. Czekała na odpowiedź, wiedząc już, jaka ona będzie.

- Sakura… - Tsunade westchnęła ciężko. Oparła łokcie o biurko i przygryzła wargi, zastanawiając się, jak dalej poprowadzić tę rozmowę. - To się dzieje za każdym razem… Naprawdę, nie musisz tego robić. - Sakura otworzyła usta by zaoponować, jednak Tsunade szybko dodała - Jesteś medykiem. Lekarzem. Nie atakującym, tylko lekarzem! Na polu bitwy to jest twoje podstawowe zadanie: zrobić wszystko, by ci, którzy zostali zranieni, wyszli ze starcia cało. Bicie się i rzucanie w wir walki zostaw innym. I nie, nie mów mi, że nie mam racji. - Znowu zdusiła ewentualny sprzeciw w zarodku. - Jesteś wystarczająco silna. Jesteś wytrenowana tak, by spełniać wszystkie powierzone ci zadania.

- I jakoś znowu… - Sakura zamruczała pod nosem. Była wyraźnie wyprowadzona z równowagi, chociaż próbowała się trzymać i zachowywać chociaż pozory spokoju. Tsunade znała swoją uczennicę, wiedziała, że pod jasną skórą wrze, emocje kotłują się w niej i szukają jakiegokolwiek ujścia, chwili wahania czy słabości woli, by wyjść na światło dzienne.

- Walczysz sama ze sobą. Próbujesz sobie udowodnić coś, co inni wiedzą już od dawna. Nie chcesz, nie potrafisz zauważyć tego, co inni spostrzegli długo przed tobą. Sakura, to co było, kiedy miałaś trzynaście lat, to część ciebie. Byłaś w tyle, gdzieś za Naruto, Sasuke, Ino i wszystkimi innymi dzieciakami - a przynajmniej tak ci się wydawało. Podjęłaś decyzję o zmianie. Od tego momentu minęło już kilka lat. Jesteś inną dziewczyną. Jesteś w stanie stać pewnie na własnych nogach. Nie musisz nic nikomu udowadniać, a szczególnie sobie samej.

Cisza, która zapadła po ostatnim zdaniu Tsunade była ciężka i nieprzyjemna dla obu kobiet. W końcu Hokage wypuściła powoli powietrze z płuc i zmarszczyła czoło.

- Masz dwa tygodnie urlopu. Wykorzystaj go tak, jak uważasz - powiedziała w końcu słabym, zmęczonym głosem.

- Dziękuję, Tsunade-sama. - Sakura skłoniła się nisko i wyszła z gabinetu.

- Wracaj do nas szybko. Na stałe - szepnęła jeszcze Hokage, kiedy usłyszała ciche kliknięcie zamykanych drzwi.

- Proszę o pozwolenie opuszczenia wioski.

To zdanie tłukło się jej po głowie jeszcze długo po tym, jak Sakura opuściła pokój Hokage i udała się do swojego domu by się spakować. Miała wyruszyć następnego dnia jak najwcześniej rano. Jak powiedziała, nie ma pojęcia, gdzie pójdzie.

„Z pewnością i poza Konohą znajdują się ludzie potrzebujący pomocy medycznej”, odparła zapytana o cel swej podróży. Hokage odczytała ten zawoalowany przekaz jasno: Gdziekolwiek, jak najdalej od tego, co kiedyś nazywałam domem. Jak najdalej od wspomnień. Jak najdalej od przeszłości.

Od samej siebie.

Była taka podobna do niej samej sprzed lat. Czasami, szczególnie po rozmowach z Jiraiyą, który nonszalancko wskazywał podobieństwa pomiędzy nimi, Tsunade zastanawiała się, czy nie zrobiła przypadkiem Sakurze krzywdy, wpływając na nią aż w takim stopniu. Faktycznie, niekiedy odnajdywała w dziewczynie lustrzane odbicie własnych słów, gestów czy zachowań.

Ona też uciekła. Opuściła wioskę, bo nie dała rady unieść na swoich barkach śmierci brata i późniejszej śmierci ukochanego. Poszła przed siebie, zdruzgotana, zniszczona i pusta w wieku zaledwie dwudziestu kilku lat. Niebo jeszcze przez długie lata było dla niej tylko i wyłącznie szare, ludzie płascy i bez wyrazu, zapomniała prawie, czym są uczucia wyższe, jakaś przyjaźń, jakaś miłość. Na pewien czas ręce przestały błyszczeć jej zielonym światłem leczniczej chakry a hemofobia, która pojawiła się znikąd, zablokowała możliwość niesienia pomocy tym, którzy jeszcze mogliby ją przyjąć.

Czasami zastanawiała się, czy Sakura też siedzi przy pustym stoliku, wpatruje się w opuszki swoich palców i widzi, że utraciła dar, na który tak ciężko pracowała, który rozwijała i pielęgnowała. Czy jest coś, czego panicznie się boi, co uniemożliwia logiczne myślenie, paraliżuje irracjonalnym strachem?

Nie, być może nie. Ta dziewczyna jest silniejsza, niż jej się zdaje. Szkoda, że sama tego nie widzi. Ma predyspozycje, by być nawet większą kunoichi niż ona, tak jak Naruto i Sasuke mają możliwości przekroczenia poprzeczek ustawionych przez Jiraiyę i Orochimaru.

- Co z Naruto? Zamierzasz go tak teraz zostawić? - zapytała Hokage, wiedząc przy tym, że Sakura z pewnością spodziewała się tego i przygotowała sobie stosowną odpowiedź.

- Poradzi sobie. Od tego… - zachwiała się lekko. Mówienie o śmierci męża nie było dla niej łatwe - minęło już trochę czasu. Wycisza się, uspokaja. Da radę i beze mnie. Ma cel.

Ja już nie mam żadnego.

- Kakashi? Inni?

- Tak samo. Mają swoje życia, wrócą do nich, po części już powracali. Poza tym, nie odchodzę na zawsze.

Uciekam, pewnie nigdy mnie już nie zobaczycie, bo nie będę w stanie wrócić, zobaczyć swoje odbicie w waszych oczach.

Uciekam tam, gdzie będę znowu nikim, anonimową osobą bez przeszłości, relacji, więzi. Gdzieś, gdzie będę mogła mówić wszystkim nową, wykreowaną przez siebie historię a oni przyjmą to za aksjomat i nikt nie będzie o nic pytał.

Uciekam, bo nie potrafię oddzielić się od siebie. Boże, tak bardzo bym chciała.

- Sakura, czy wszystko w porządku? - pełny obaw głos Tsunade wreszcie do niej dotarł. Musiała się zamyślić.

- Tak… Tak, dobrze - odparła, jakby próbując również siebie przekonać, że faktycznie tak jest.

Milczały przez chwilę, trzy kobiety, każda ze swoją własną, ciężką, przytłaczającą historią na barkach.

- Shizune, podaj mi formularze z trzeciej szuflady. - Ciszę przerwał mocny głos Hokage. Jej asystentka posłusznie wykonała polecenie, zerkając przy tym zmartwionym wzrokiem na Sakurę. Podała Tsunade plik kartek. Blondynka szybko uzupełniła brakujące dane, odbiła znak pieczątki w odpowiednim miejscu i złożyła swój podpis. Po tym odwróciła formularz w stronę Sakury.

- W chwili, kiedy to zaakceptujesz, przestajesz być kunoichi Konohy. Zostajesz zwolniona ze wszystkich obowiązków wobec wioski, ale również zabrane ci zostaną wszystkie prawa. Również te symboliczne. - Tu spojrzała w kierunku opaski na włosach Sakury. Metal odbijał promienie słońca wpadające przez okno. - Dobrze się zastanów, czy to wszystko jest tego…

Ignorując swoją przełożoną, Sakura chwyciła pióro w dłoń i dociskając je mocno podpisała się w odpowiednim miejscu. Klamka zapadła.

- …warte - dokończyła Tsunade. Teraz wątpliwości nie mają sensu.

Znowu nic nie mówiły. Atmosfera w pokoju była napięta, w gorącym powietrzu mieszały się różne, czasem skrajne emocje. Zniechęcenie, strach, współczucie, obawa, ulga, smutek. Pustka.

- Od tej chwili - powiedziała Hokage uroczystym, ale pełnym goryczy głosem - nie jesteś już członkiem Drużyny Kakashi’ego. Zostajesz zdjęta ze wszystkich swoich funkcji, również w szpitalu - zamyśliła się - Jesteś wolna, Sakura Uchiha. Możesz odejść tam, gdzie chcesz. - Te słowa zawisły pomiędzy nimi. Nic już nie będzie takie samo, pewnych kroków nie da się cofnąć, niektórych decyzji nie da się wymazać.

Sakura skinęła i sięgnęła rękami do supła przy opasce, by go rozwiązać.

- Nie, nie rób tego. - Zatrzymała ją Tsunade. Sakura spojrzała na nią z niepewnością. - Zatrzymaj ją.

Może będzie ci przypominać o tym, co zostawiłaś. Może skłoni cię do powrotu, a jeśli nie, to może pewnego dnia będziesz mogą patrzeć na nią bez wyrzutów sumienia, z rozchmurzonym czołem.

- Dziękuję, Tsunade-sama. Shizune-san. - Sakura ukłoniła się obu kobietom. Wychodząc z pomieszczenia zatrzymała się przy drzwiach. Wyglądała tak, jakby nagle dotknęły ją wyrzuty sumienia albo żal. Lub po prostu nie wiedziała co powiedzieć, jak się pożegnać.

Nie powiedziała nic. Spojrzała tylko głęboko w oczy swojej nauczycielki i jej asystentki i opuściła gabinet.

Tsunade usłyszała ciche łkanie Shizune. Nie powiedziała jej jednak niczego. Wpatrywała się tępo w osty litery w podpisie: Sakura Haruno.

Obyś nie żałowała swojej decyzji tak jak ja. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy.


***

Gdyby Itachi nie był sobą i gdyby nie dokuczał mu tak dotkliwie, ból w piersiach przy każdym oddechu zapewne prychnąłby, słysząc to pytanie.

Była tak nierealnie krucha.

I niesamowicie naiwna.

Pomimo tego wszystkiego, co zostało jej opowiedziane, wciąż szukała winy w sobie. Musiała być zła. Rozgoryczona, oszukana. A jednak cały czas próbowała w inny sposób usprawiedliwić zachowanie Sasuke. Zrzucając ciężar odpowiedzialności za jego zachowanie na siebie. Nic dziwnego, że odkąd ją poznał, przypominała cień człowieka, pusty pancerz.

- Ja… zawsze byłam gdzieś z tyłu. Cały czas próbowałam za nimi nadążyć, być tak samo silną i potężną jak oni. Cały czas. To był taki… cel - mówiła to wszystko słabym, niepewnym głosem. Trochę nieśmiało.

- Gdybym była taka jak Ino albo Tsunade…

Itachi nie miał pojęcia, kim jest Ino. Z tonu, jaki przybrała wywnioskował, że musi być to jakaś ważna dla niej osoba. Jej imię wypowiedziała z sympatią i nostalgią.

Wiedział natomiast doskonale, kim jest Tsunade, piąta Hokage, jedna z trzech legendarnych ninja. Najpotężniejszy medyk w całym świecie ninja. Jeżeli to ją właśnie Sakura obrała sobie za wzór, to był to dobry wybór. Najlepszy z możliwych dla kunoichi.

W pokoju było tak cicho i ciemno. Przyjemnie.

- Nie jesteś słaba - powiedział w końcu Itachi, starannie dobierając słowa. Nie zrobił tego, żeby ją okłamać albo szczególnie pocieszyć. Po prostu stwierdził fakt.

Odpowiedziało mu pełne niedowierzania prychnięcie. Widać nie dało się jej tak szybko przekonać.

- Jesteś silna.

Sakura zaczęła się śmiać. Gorzkim, cynicznym śmiechem. Itachi zmarszczył brwi, nie spodobało mu się to.

- Przez te wszystkie lata - zaczęła, kiedy trochę się uspokoiła. W jej głosie ciągle pobrzmiewało echo tego nieprzyjemnego śmiechu. - Przez te wszystkie lata wspólnych treningów, jego odejść, jego powrotów, mojej walki o jutro, on nigdy nie powiedział mi, że jestem silna. Ani razu. A teraz ty, jego brat i śmiertelny wróg mówisz mi coś, na co tyle czekałam. - Oderwała plecy od ścianki i wyjrzała w jego kierunku. Itachi nie ruszył się z miejsca. - Dlaczego? Dlaczego to powiedziałeś? A dlaczego on tego nigdy nie powiedział?

Nie uzyskawszy odpowiedzi Sakura westchnęła ciężko i wróciła do poprzedniej pozycji. Dopiero po kilku minutach w pokoju rozległ się jego chłodny, cichy głos.

- Ponieważ zawsze był słabszy.

- Słabszy? On był jednym z najlepszych znanych mi ninja! Jak na swój wiek był naprawdę potężny! - żachnęła się.

- Moc a siła, to dwie zupełnie różne rzeczy… Sakura.

Kąciki jego ust uniosły się leciutko, kiedy nie usłyszał żadnej riposty.

Po drugiej stronie ściany siedziała całkowicie sparaliżowana tym zdaniem Sakura, z szeroko otwartymi oczami, wyrazem zdumienia i niedowierzania na twarzy.

Moc a siła. Moc i siła.

Sakura…

- Sasuke nigdy nie potrafił wybrać. Podjąć decyzji. Cały czas się wahał - kontynuował tym samy obojętnym tonem, co wcześniej.

Stworzono mu wszystko to, czego pragnął. Miał dom, miał rodzinę, która dałaby mu wszystko, czego tylko potrzebował. Przyjaciół wiernie trwających u jego boku. Ale nie potrafił się zdecydować. Nie wiedział, czego dokładnie pragnie, co chce osiągnąć, do czego dąży. Dlatego cały czas tkwił w rozdarciu, pomiędzy dwoma światami, z których tylko jeden niósł ze sobą, światło i rozwój. Drugi był rozkładającym się strzępkiem wspomnień z dzieciństwa, gdzie mało co było prawdą, a idealizowana rodzina prędzej zniszczyłaby go i pochłonęła niż wsparła.

Głupi mały braciszek.

Dlatego ty jesteś silniejsza. Jest coś, na czym ci zależy. Nie wahałaś się, walczyłaś. Walczysz.

Dokuczliwe kłucie w klatce piersiowej jeszcze bardziej się wzmogło. Nie podobało mu się to. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, czuł się coraz gorzej. Niewidzące już przecież od pewnego czasu oczy bolały. Nie dość, że nie przydawały się już na nic, to jeszcze do tego musiały sprawiać tyle kłopotu. Znowu niemożność czy może raczej niechęć kłamania i oszukiwania samego siebie kazały mu przyznać, oczywiście z dużą niechęcią, że było źle. Trudno było jednoznacznie określić, czy były takie momenty, kiedy przez jego osłabione ciało nie przechodziły fale bólu. Drażniło go to, jak bardzo zmienić się można, z jednego z najpotężniejszych ninja w chorego, umierającego, anonimowego mężczyznę i to w tak krótkim czasie.

Niedługo, już niedługo.

Z trudem zaczął podnosić się z podłogi.

Sakura próbowała poskładać wszystkie kawałki tej układanki w jedną całość. Utworzyć obraz, który chciał jej przekazać Uchiha Itachi, człowiek, którego jeszcze niedawno nie podejrzewała o żadne ludzkie odruchy, bycie niemową (lub też znaczne ograniczenie zdolności albo możliwości wysławiania się) i kierowanie się wyłącznie nienawiścią, chęcią mordu i Bóg wie, czym jeszcze. Pomyliła się? Być może tak. Nie potrafiła jednoznacznie go scharakteryzować, ciągle obraz był zbyt zamazany, za dużo było w nim luk, których nie umiała zapełnić.

Pomimo tego starała się dobrze przyswoić to, co przed chwilą usłyszała. Ostrożnie, by zinterpretować wszystko poprawnie, nie nadpisując sobie treści, których nie było.

Moc i siła.

Kiedy nagle wstał i ciepłe, twarde podparcie zniknęło spod jej pleców, poczuła się dziwnie. Zdążyła już przywyknąć, przez ten cały czas, kiedy siedzieli na podłodze, do jego obecności obok. Dodatkowo gdzieś w głowie tliła się nadzieja na to, że może jeszcze coś powie, może doda kilka słów, pozornie nic nie znaczących, które posłużą za wskazówkę, drogę do rozwiązania nie tylko jego toku myślenia, ale i wszystkich wydarzeń, jakie miały ostatnio miejsce w jej życiu.

Siła i moc.

Z cichym trzaskiem zastanych kości wstała, przeciągnęła się i otrzepała ubranie z kurzu. Stanęła w drzwiach i w ciemności przyglądała się jego konturowi.

Prawdopodobnie w ogóle nie powinien wychodzić z łóżka. Miast siedzieć na podłodze w towarzystwie rozdygotanej kunoichi mógłby spać płytkim, przerywanym przez trudności z oddychaniem i nieustanne wybudzanie snem. A jeśli nie spać, to chociaż udawać.

Mógłby.

Teraz najważniejsze jest jak najszybsze dotarcie do łóżka. Musiał się położyć, bo ciało znowu odmawiało mu posłuszeństwa.

Jeżeli nie umrze z powodu choroby fizycznej, to prędzej czy później zejdzie z powodu nieprzystosowania do własnej niesprawności. Ewentualnie nie wytrzyma psychicznie takiego pół życia. Itachi należał do osób nadzwyczaj cierpliwych, ale również wymagających. Szczególnie od siebie.

Jak to dobrze, że jednak wizja śmierci z powodów chorobowych była bliższa rzeczywistości.

Powoli i ostrożnie, jak zawsze szedł, krok za krokiem w obranym kierunku. Trasę znał już na tyle dobrze, by iść pewnie, mimo wszystko jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Sytuacja stawała się trudniejsza, a w momencie, kiedy zaczęło mu się kręcić w głowie prawie syknął z oburzenia.

Zachwiał się w momencie, kiedy nie za bardzo wiedział, co znajduje się obok niego, czego może się podtrzymać, o co wesprzeć. Machinalnie wyciągnął ręce w bok, licząc na to, że może natrafi na jakieś wsparcie.

Chłodna, drobna dłoń złapała go mocno za przedramię i przytrzymała w miejscu.

Z tego wszystkiego nie zwrócił nawet uwagi na jej kroki. Gdyby nie fakt, że znajdował się w domu Sakury i że ta nie sprawiała wrażenia, jakby chciała go zabić, byłby wyjątkowo łatwą ofiarą, praktycznie podaną na tacy.

Kiedy tylko odzyskał równowagę i pewność, że jest w stanie iść dalej o własnych siłach, szybko wyzwolił się z uścisku.

Sakura prychnęła cicho. Nie było sensu upierać się przy dalszej pomocy - Itachi, tak jak każdy inny mężczyzna reprezentował typ „nigdy mi nic nie jest, zawsze sam sobie dam radę”. Oczywiście, nie potrzebował wsparcia, skądże. Dodatkowo był niesamowicie uparty. To nigdy nie stanowiło najlepszego połączenia.

Chociaż cały czas próbowała dobrze ułożyć sobie w głowie ostatnie słowa Itachiego, medyczna część jej osobowości już zaczęła analizę przypadku, podpartą krytycznym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi.

Niedługo - szepnęła medyk w jej głowie.

„Niedługo” - zgodziła się Sakura.

Słyszała z jakim trudem przychodzi mu oddychać. Niby zjadł wszystko dziś na kolację, a jednak szczególnego apetytu nie zauważyła. Nie byłby sobą, jak przypuszczała, gdyby pokazał, że coś go boli, a jednak lekarska intuicja niezaprzeczalnie miała rację. Niedługo.

Z trudem wszedł do łóżka i opadł na poduszki. Przez chwilę twarz zwróconą miał w kierunku sufitu, jednak po chwili obrócił ją ku Sakurze stojącej przy łóżku. Kobieta po chwili wahania usiadła na prześcieradle.

- Czy podać ci… - urwała. Co za absurd, przecież nie będzie chciał wziąć środków przeciwbólowych.

Mężczyźni… - przemknęło jej przez myśl. Nie pytając już o nic więcej położyła prawą dłoń na jego klatce piersiowej a lewą zacisnęła na krawędzi łóżka. Poczuła, jak momentalnie napiął mięśnie w obronie i zmarszczył brwi. Uspokoił się jednak i rozluźnił zaraz po tym, jak zielona strużka chakry wniknęła w jego ciało.

O dziwo, wojownicza strona jej natury nie oponowała. Teoretycznie przecież, według wcześniejszych zapewnień i obietnic miała go nie leczyć, pozostawić samemu sobie, tylko zapewnić mu lokum i jako takie warunki do końca. Nie wiedziała, dlaczego to robi, ale automatycznie zwiększyła natężenie chakry, wprowadzając ją w coraz większej ilości w ciało Itachiego.

Leczyć znowu. Nie jakieś małe urazy dnia codziennego, ale rozległe, groźne rany, wojenne, bitewne, z treningów. Tak jak kiedyś, pod szyldem Konohy, jako uczennica sławnej Tsunade, trzeci, jeśli nie drugi, medyk w Konoha-Gakure. Ścigać się z czasem dla tych, którzy mają szanse i ułatwiać przejście tym, którzy jej nie otrzymali. Koić ból i jednych, i drugich.

Wciągnęła mocno powietrze w płuca. Chyba sama nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo za tym tęskniła.

W pewnym momencie poczuła, jak coś delikatnie musnęło jej lewą dłoń. Na początku nie zwróciła na to uwagi, po chwili jednak przeniosła wzrok najpierw na twarz Itachiego, a później na jego palce, które dotykały subtelnie, nieśmiało nawet jej własnych.

- Co robisz? - szepnęła, ale nie cofnęła ręki.

- Patrzę. - Padła krótka, równie cicha odpowiedź.

Skinęła głową. Nie mógł tego widzieć, ale jakimś cudem zrozumiał.

Ból powoli ustępował, ciało robiło się przyjemnie ciężkie i zdrętwiałe.

Nie musiała tego robić, a jednak pomagała mu, mimo iż wyraźnie dał jej do zrozumienia, że tej pomocy nie potrzebuje. Dziwna kunoichi nie będąca kunoichi, której chakra uśmierzała ból, co nawet jeśli miało chwilowe działanie, sprawiało, że od razu czuł się lepiej.

Nagle zapragnął ją zobaczyć. Tak po prostu, ostatni jej obraz pochodził sprzed kilku lat, był już zresztą dość rozmazany.

Dziwna kunoichi.

To faktycznie było bardziej patrzenie, niż dotykanie. Wyjątkowo specyficzne uczucie, coś, z czym jeszcze się nie zetknęła. Skupiając się wciąż na odpowiednim emitowaniu energii, spoglądała co chwilę na ładną, męską dłoń, która dokładnie studiowała każdy kawałek jej skóry. Nie omijając wnętrza jej dłoni, linii tam przebiegających, palców, a nawet zagłębień pomiędzy jednym a drugim, opuszków, paznokci. Co pewien czas zatrzymywał się przy jakiejś bliźnie, która odznaczała się na skórze. Szczególnie na tej od kciuka po nadgarstek. Gdyby akurat spała, zapewne nie obudziłby jej ten delikatny dotyk. Spojrzenie jego oczu.

Zadrżała lekko, kiedy przejechał po wyjątkowo cienkiej skórze przy zgięciu przedramienia. Wzdłuż żyły. Kolejna blizna. Podświadomie przysunęła się trochę bliżej, żeby mógł sięgnąć ramienia, a potem musnąć wystający obojczyk. Złapał w palce kosmyk jej włosów. Zastanowiła się przez chwilę, czy wiedział - czy pamiętał, że są różowe. Teraz i tak odrobinę ściemniały.

Przez cały ten czas spoglądała zamiennie na jego wędrującą dłoń, swoją własną emitującą czarkę i twarz Itachiego, która nie wyrażała kompletnie niczego. Była tak samo obojętna jak zwykle i gdyby nie przechodzące ją dreszcze i świadomość tego nietypowego spojrzenia, jakim ją obdarzał, mogłaby pomyśleć, że nic się nie dzieje.

Troszeczkę wyżej w kierunku szyi. Samymi koniuszkami palców dotknął lewej jej strony, a później gładko przeszedł w kierunku żuchwy i jednym, długim posuwistym ruchem obrysował owal jej twarzy.

Nagle na myśl przyszła jej satyna. Lub jedwab. Znowu nie wiedziała, dlaczego.

Ręka Itachiego bezgłośnie opadła na pościel. Jeszcze przez kilka minut siedzieli w ciszy, dopóki wszystkie ogniska bólu nie zostały wyciszone, a niektóre nawet zniszczone. Zielona poświata zniknęła i Sakura cofnęła dłoń.

- To powinno pomóc. - Jej cichy głos przerwał milczenie .

Odpowiedział jej skinieniem głowy. Wstała i próbując iść tak cicho, jak to tylko możliwe, odeszła w kierunku drzwi.

- Dobranoc - szepnęła jeszcze, nie wiadomo, czy bardziej jemu, czy sobie. Nie mógł jej przecież usłyszeć a nawet jeśli, to z pewnością nie odpowie.

Przesuwała już ściankę, kiedy dobiegło ją ciche „dobranoc”. Chwilę po zamknięciu pokoju Sakura oparła jeszcze czoło o chłodny materiał. Oddychała spokojnie, głęboko. Później ostrożnie odsunęła się i poszła w kierunku swojego pokoju.

„Dobranoc”, też mi pomysł - pomyślała, widząc rozjaśnione lekko niebo za oknem. Świtało.

To była naprawdę długa noc.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Nieznajomy : 2008-08-23 17:30:27
    Fantastyczne

    Niesamowite opowiadanie!Mam nadzieję, że napiszesz kolejne rozdziały.

    Pozdrawiam

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu