Opowiadanie
Jarosław Grzędowicz: Wypychacz zwierząt - recenzja
Autor: | Joanna „Szyszka” Pastuszka |
---|---|
Korekta: | Avellana |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2008-07-25 11:19:46 |
Aktualizowany: | 2009-09-27 22:29:46 |
Z Grzędowiczem to jest tak, jak z wysiedzianym fotelem - zna się każdą kłującą sprężynę, ale i tak się wieczorem siada na nim ze szklanką kakao w dłoni. Każde opowiadanie znam z innych zbiorków czy dodatków, ale trzymanie ich w jednym dość pokaźnym tomiku było powrotem do domu.
Uwielbiam jego bohaterów, swobodę w prowadzeniu opowieści. Nieważne, czy opowiadanie ma parę stron, czy jest sporym pożeraczem papieru - wszystkie są okrągłe i kompletne. Niektóre są zaskakujące, inne ironiczne, inne śmieszne, a w większości przypadków czułam się, jakbym była z dobrym znajomym na piwie: wiecie, kiedy jeden kufel stoi cały wieczór, bo ludzie gadają, gadają i gadają. Jeśli chodzi o mnie, to przedkładam krótkie wyraziste opowiadania nad epickie rozlazłe powieści, więc taki tomik to woda na mój młyn, szczególnie, że można robić sobie dobrze zasłużone przerwy między jedną historią a drugą i przygotować kolejne kakao (albo herbatę, co kto woli).
Ale do rzeczy: mamy gilotynę, martwego kota, butelkę cytrynowego bolsa, łódź podwodną, mróz Syberii i motyle czasu. Mamy raj obiecany przez kosmitów i ponurą rzeczywistość matriarchalną. Tyle światów, tyle emocji, ile może znieść papier, nie ma sensu skupiać się na każdym opowiadaniu z osobna, a żeby ogarnąć całość, trzeba wejść na taki poziom ogólności, że można powiedzieć tylko „łał”. Dla mnie miarą miodności stylu pisarza jest tempo, w jakim kończę daną książkę - takie cudo jak Z mgły zrodzony Brandona Sandersona trawię już drugi miesiąc, Grzędowicza zeżarłam w dwa wieczory. Zrobiłabym to w jeden, ale skończyłoby się to masakrycznym przejedzeniem, więc postanowiłam zostawić sobie coś na deser. Tak, to są dobre opowiadania. Rewelacyjne opowiadania. Genialne opowiadania. Może nie odkrywcze fabularnie, jakieś szczególnie pomysłowe, ale zawsze są świetnym eksperymentem myślowym, ciekawym pomysłem, wokół którego zawija się opowieść. To tak, jakby oglądać fragmenty rzeczywistości przez okno pociągu, zatrzymując się na kolejnych stacjach - ma się niesamowite wrażenie istnienia szerszej całości. Niewielu jest pisarzy, którzy bez nachalnych wyjaśnień potrafią opisać kompletny świat (klasycznym przykładem jest Achaja Ziemiańskiego, gdzie mamy całe rozdziały w stylu „a teraz opowiem wam o tym, czemu tutaj jabłko nie spada w dół”), świat inny i zarazem podobny, bez uciekania się do opisu w jednym akapicie kilkunastu dziwnych urządzeń z przyszłości (podszedł do mlekodatora i wyciągnął zużytą plichwę), gdzie sterowce są wyznacznikiem alternatywnego świata a koty są kotami, a nie łatwym sposobem na oryginalność (żeby nie było - proszę spojrzeć na ilość kotów powieściowych, które się ostatnio namnożyły jak szarańcza. Szczególna plaga dotknęła powieści kobiece, gdzie kot jest symbolem współczesnej polskiej Bridget Jones. Brrrr...). Tak, Grzędowicz to jest to.
Wiem, że po necie krąży kilkanaście pełnych zachwytu recenzji tego tomiku. Wiem, że nie mówię nic nowego. Wiem. Nie obchodzi mnie to, że moja recenzja nie mówi nic o „warsztacie twórczym”, nie jest profesjonalna, bo nie zawiera krótkich recenzji każdego opowiadania z osobna. Wiem.
Ja chcę tylko usiąść znowu w moim fotelu i powiedzieć „łał”.
Tytuł: Wypychacz zwierząt
Autor: Jarosław Grzędowicz
Okładka: Dominik Broniek
Ilustracje: Dominik Broniek
Data wydania: czerwiec 2008
Wymiary: 125 x 195
Liczba stron: 472
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
łał
Może i recenzja nie jest profesjonalna, ale brak streszczeń to plus, który jest spotęgowany owym "łał".
Poprostu chce się sięgnąć po tomik, usiąść w fotelu i po kilku godzinach powiedzieć "łał".