Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

What hurts the most

Autor:Inai
Serie:Death Note
Gatunki:Dramat, Kryminał, Romans
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy
Dodany:2008-09-03 18:12:10
Aktualizowany:2008-09-03 18:12:10


Matt obejrzał się przez ramię na wchodzącego do mieszkania przyjaciela. Przez chwilę spode łba obserwował Mello ściągającego buty, po czym cichy śmieszek dobiegający z jego gameboy'a przypomniał mu, czym właśnie się zajmował. Zaklął w duchu, widząc czerwony napis 'GAME OVER' i wyłączył cacko.

- Coś ci się stało? - Mello z parszywym uśmieszkiem przyłożył mu rękę do czoła - Masz gorączkę? Czy może aż tak ucieszyłeś się z mojego powrotu, że wyłączyłeś grę? Czyżbyś się o mnie.... martwił?

- ...Patrzyłem, czy raczysz choć raz zamknąć drzwi... - Matt wskazał na ziejące na oścież drzwi na klatkę schodową. Potem, wiedząc że Mello nie kiwnąłby nawet palcem w tej sprawie, wstał, podszedł do drzwi i je zamknął.

Tylko po to, żeby sekundę później zostać do nich przypartym. Czekolada, pomyślał gorączkowo, gdy jego usta miażdżone były przez aż nazbyt chętne wargi Mello. Więcej czekolady, tknęła go kolejna myśl, gdy badał językiem podniebienie blondyna. Oderwał usta.

- Trochę za bardzo folgujesz swoim nałogom, kiedy nie jesteśmy razem... Zabijasz zmartwienia słodyczami? Jakie to... dziewczęco słodkie - przez chwilę był pewien, że Mello mu przyłoży, ale zamiast tego zarumienił się i odwrócił wzrok - Awww. Jakiś ty słodki.

- Że niby JA sobie folguję? Tu się nie da oddychać! - Mello wyrwał się z uścisku i pobiegł otworzyć okno.


- Więc, jak poszło? Oddał ci je?

Mello wyciągnął zza pazuchy zdjęcie młodszego siebie - Oddał. I niech mnie diabli wezmą, jeśli to ma w czymś pomóc.

- Słodki byłeś, nie ma co... - Matt wyrwał Mello zdjęcie i oglądał je teraz ze wszystkich stron - Nic dziwnego, że wszyscy brali cię za dziewczy...

- Zamknij się, dobra? - Mello wyrwał mu zdjęcie, po czym przysunął się do niego, zawahał na chwilę, a potem zaczął całować po szyi. Matt zamarł, sam dziwiąc się, że tak łatwo można go powstrzymać od złośliwości. Zręczne dłonie Mello przemieściły się na jego biodra, które zaczęły odpowiadać w rytm pocałunków. A kiedy zaczęło mu się naprawdę, naprawdę podobać...

- Ha. - stwierdził lakonicznie Mello, podpalając zdjęcie wyciągniętą nie wiadomo kiedy z kieszeni Matta zapalniczką.

Och, okrutny świecie...

Odchylił głowę na oparcie kanapy, bardzo starając się nie wyglądać na tak zawiedzionego, jak się czuł.

Mello przyglądał mu się spod rzęs z lekkim uśmieszkiem na twarzy.


Matt wsparł się na łokciu i uniósł ze swego posłania na podłodze, by spojrzeć na Mello. Ten drugi, zgodnie ze swoją zapowiedzią, że musi mieć łóżko tylko dla siebie, rozwalił się od krańca do krańca materaca. Jak się nad tym zastanowić, to miało to sens - gdyby spali w jednym łóżku, to przy czymś takim i tak skończyłby na podłodze.

Jasne włosy Mello rozsypały się na poduszce, tworząc aureolę wokół jego głowy. Zakryły też bliznę po oparzeniu - jedynym śladzie, który został mu po praktycznie wysadzeniu się w powietrze. Ten to zawsze miał szczęście... Większość ludzi by tego nawet nie przeżyła, a ten martwi się, że nie jest tak piękny, jak był! Uśmiechnął się krzywo, wspominając chwilę, gdy odebrał telefon i usłyszał w nim zdanie, którego nie zapomni do końca życia.

- Cześć, właśnie wysadziłem w powietrze kwaterę główną, oprócz mnie chyba nikt nie żyje, tylko mam pewien problem, bo nie mogę chodzić a te gruzy chyba się zaraz rozsypią...

Gdyby jego przeznaczeniem było umrzeć na serce, zdarzyłoby się to wtedy. Spojrzał jeszcze raz na osobnika zajmującego samotnie podwójne łóżko i zamyślił się. Mello tak bardzo NIE wyglądał na opętanego ambicją samobójcę, którym był... On sam nigdy nie uważał, że jego życiowym priorytetem jest naśladowanie L'a, ale jeśli Mello ma zamiar zginąć próbując osiągnąć ten cel, to nie zostaje mu nic innego, jak zginąć razem z nim.

Ostatecznie, i tak oprócz jedynego przyjaciela nie miał w życiu nic wartościowego.

Mello poruszył się przez sen i wyglądało, jakby zaraz miał się wybudzić na dobre. Z braku lepszego pomysłu Matt zaczął nucić pierwszą spokojną melodię, która wpadła mu do głowy.

- Potwornie fałszujesz... - uśmiechnął się Złotowłosy - ale i tak mi się podoba... - sięgnął pod łóżko, odłamał sobie kawałek czekolady i po wepchnięciu go sobie do buzi zasnął z miną rozanielonego pięciolatka.

Matt z cichym westchnieniem oparł się o łóżko i zapalił papierosa.


Cztery lata całkowitego milczenia. Nigdy nie udało mu się zmusić Mello, by odebrał telefon. Cztery lata cholernego milczenia, a potem dowiaduje się, że ma przyjechać do aktualnie-wysadzonej-kryjówki-mafii i wyciągnąć z niej to, co zostało z jego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa. Cudownie.

Pięć minut potem był już w drodze na lotnisko.


Szedł ostrożnie przez gruzy kryjówki, próbując uniknąć spadających gdzieniegdzie kawałów betonu oraz osuwającej się ziemi. Doszedł do jakichś schodów, ominął leżącego pod nimi trupa i wszedł nimi na górę. Niebezpiecznie się chwiały, ale jakoś się udało. Szedł dalej i dalej, czując się coraz bardziej niepewnie. Miał nadzieję, że Mello nie wysadził się właśnie...

- Cześć, Matty...

....tutaj.


Sam nie wiedział, jak udało mu się wyciągnąć ten zakrwawiony wrak człowieka na zewnątrz. Doprawdy. Zakrwawiony wrak odziany w czarną skórę. I, oczywiście, z czekoladą w kieszeni. A jak.

- Śmierdzisz...

- To twoja wina - chwycił go mocniej - gdybyś mnie tak nie zostawił, nie wpadłbym w nałóg.

- mm... ale czemu akurat papierochy?

- Bo miałem do wyboru papierochy, narkotyki i czekoladę. Od czekolady byłbym gruby.

Chwilę potem oberwał kuksańca.


Podszedł do okna i wyrzucił przez nie niedopałek. Z dołu dobiegły jakieś wyzwiska i życzenia, by sobie gdzieś wsadził swoje śmieci razem ze swoimi nałogami. Uśmiechnął się i zasiadł do pierwszej gry, która nasunęła mu się pod rękę.


Mello obudził się, czując zimny powiew wiatru na odsłoniętej skórze. Oczywiście. Mógł się założyć o roczny zapas czekolady, że Matt znowu palił przy oknie. Aktualnie siedział przy konsoli i grał w Kingdom Hearts. Wyciągnął się wygodnie na łóżku i zaczął obserwować. Jak zwykle, goglooki radził sobie wspaniale. Co jak co, ale na tym, że Matt poradzi sobie w każdej grze, można było polegać.

Nie, żeby nie można było na nim polegać w wielu innych przypadkach. Wciąż pamiętał stan, w którym znajdował się wtedy w ruinach.

Wtedy po raz pierwszy zrozumiał naprawdę, czym jest śmierć. Jak bardzo nie chce umierać... A już zwłaszcza nie sam, nie opuszczony i ranny, nie 20 metrów pod ziemią w towarzystwie samych trupów.

Jak dobrze, że zadbali, by mieć zasięg w kryjówce... Coś musiało jednak ocaleć, skoro jego komórka działała. Prawą ręką wystukał numer, ale zawahał się, zanim nacisnął "zadzwoń". Co może powiedzieć komuś, z kim nie utrzymywał żadnego kontaktu przez cztery lata, komuś, kto był jego jedynym w życiu przyjacielem? Komuś, przy kim chciałby umrzeć, jeśliby już musiał...

- Cześć, właśnie wysadziłem się w powietrze, żyję chyba tylko ja, a poza tym nie mogę chodzić a to wszystko zwali mi się zaraz na głowę...

A poza tym bardzo, bardzo chciałbym, żebyś nie pozwolił mi umrzeć. Chciałbym, żebyś powiedział, że to jeszcze nie 'game over', jak to nazywasz... I chciałbym, żebyś przyniósł ze sobą jakieś 20 metrów bandaży.

Tego wszystkiego już nie powiedział.


- Ej.

Matt drgnął, a boss zadał mu pierwszy jak dotąd cios.

- Co?

- Chodź tu.

Mello uniósł zapraszająco róg kołdry. Matt uniósł pytająco brew.

- Żeby wylądować na podłodze?

- Nie bądź głupi, nie będziemy przecież spać...


Matt rozpłaszczył się na łóżku, by uniknąć lecącej w jego kierunku ręki Mello. Doprawdy. Ta cała czekolada czyni go BARDZO nadpobudliwym. Zwinął się, gdy oberwał kolanem w biodro.

- Mello, ty agresywny śpiochu...

Owinął się ciasno wokół kochanka i zamknął oczy z cichym westchnieniem.


- Matt?

- Mmm...?

- ...kto ci podbił oko?


Dobrze, że miał Matta. Nigdy w życiu nie miał nikogo innego, kto by o niego dbał. Odkąd pamiętał, wychowywali się razem. Tylko Mello dbał o Matta, tylko Matt dbał o Mello. I sam Mello, oczywiście.

W sierocińcu mówili, że Mello ani trochę nie przejmuje się Mattem, że jest dla niego tylko wygodnym narzędziem. Nic bardziej mylnego. To nie tak, że o niego nie dbał... On tylko nigdy nie umiał okazać uczuć innych niż złość czy nienawiść. Co jak co, ale do bycia miłym i uprzejmym życie go nie zaprawiało.

Mello nie umiał okazywać uczuć. Całe szczęście, że Matt o tym wiedział. Dobrze, że nie wymagał od niego słów, których nie byłby w stanie wymówić. Spojrzał na Matta grającego na konsoli ze słuchawkami w uszach. Jak miło, gra ze słuchawkami, żeby go nie obudzić... Nagle poczuł gwałtowny przypływ uczucia, rozgrzewający jego serce. W tym momencie czuł, że może powiedzieć wszystko, co czuje, że nie musi się z niczym kryć...

- Kocham Cię, Matt.

Cisza. Pierdolone słuchawki.

- MATT!!

- Mmm.... Co? Mówiłeś coś?

- ....nie.


- Mello? Jesteś na mnie zły?

- ...nie.

- Mello... Przecież kupiłem ci czekoladę... Coś jeszcze miałem zrobić?

- ...nie.

- Mello...

- ....och, zamknij się - przytulił go szybko. I tak go kocha, nawet jeśli jest takim idiotą, żeby nie usłyszeć, jak raz się zdobył i to powiedział.


Czekolada się skończyła. Zadziwiające, jak szybko jej ubywa. Na pewno Matt ją podkrada. To niemożliwe, żeby on ją zjadał w takim tempie! Już dawno by zbankrutował! ....W sumie Matt coś ostatnio często grzebał przy portfelach, może sprawdzał 'stan konta'?

Ale zaraz, papierochy też swoje kosztują!

Mello z czystym sumieniem założył kurtkę i poszedł kupić czekoladę.


- To będzie 1,5 $.

Wyjął portfel, zapłacił i... zamarł. Zamiast zdjęcia L'a, które zawsze nosił w portfelu, szczerzył się do niego wyjątkowo durnie uśmiechnięty Matt. Gorączkowo przeszukał portfel... Jest. Gdyby wyrzucił tamto zdjęcie, zamordowałby go jeszcze tego dnia. Ale skoro jest... Wsunął zdjęcie L'a z powrotem pod Matta i zamknął portfel.

Niech tak będzie.



- Matt...?

- Hm?

- Wyłącz to.

Coś w głosie Mello sprawiło, że posłuchał. Ten głos nigdy nie brzmiał tak... Poważnie?

Poważny Mello? Dobre sobie.

- Chcę wyjechać do Japonii.

- Wiem.

- ...więc?

- Co więc?

- Co ze sobą zrobisz? Chcesz tu dalej mieszkać? Wiesz, jeśli mam coś załatwić, to zanim wyjadę...

- Oczywiście, że chcę pojechać z tobą do Japonii, miło że pytasz.

- ......co?

- Wszystkie najlepsze gry produkują w Japonii!

- Przestań bredzić! Zwariowałeś!? Chcesz zginąć, czy co?! - Mello aktualnie trzymał Matta za ubranie i potrząsał nim z furią - Życie ci niemiłe?!

- Bez ciebie? W sumie...


Mello nagle poczuł, jak uchodzą z niego wszystkie siły. Puścił Matta i zamiast tego położył mu głowę na ramieniu.

- Nie chcę, żebyś ze mną jechał...

Matt schylił się i objął go ciasno. Zbliżył usta do jego ucha i długo w nie coś szeptał.


Kilka godzin później, gdy zasypiali oddaleni o grubość naskórka, obaj mieli łzy w oczach.



11:40 Tokyo odlatuje za 20 minut z pasu startowego B. 11:40 Tokyo odlatuje za 20 minut z pasu startowego B.

Mello ścisnął mocniej walizki i spojrzał na przyjaciela z udaną swadą.

- No to co, idziemy?

- Jasne - Matt, co dziwne, akurat nie grał. Nie przeszkadzało to jednak w niczym temu, by z jego kieszeni najspokojniej w świecie sterczał gameboy. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Ale dobrze, że mógł mieć pewność choć w tak banalnych sprawach.


- Dlaczego w Japonii nie sprzedają Milki?!

- Nie marudź, cudowny kraj - Matt ściskał torby swoich nowych gier i był wybitnie dużo bardziej zadowolony od swego przyjaciela - Szkoda, że i tak nie zdążę ich wszystkich przejść - roześmiał się.

- Nie bądź głupi, będziesz miał na to całe życie! Wszystko obmyśliłem, nic nie ma prawa ci się stać!

Matt, zamiast odpowiedzieć, uśmiechnął się lekko. Mello nigdy nie był dobry w przewidywaniach pt. "nic się nie stanie". Najlepszym przykładem jego twarz.


- Chcesz jeszcze raz omówić plan? - spytał Mello po raz 15ty na dzień przed wykonaniem akcji.

Matt potrząsnął głową, nie odrywając wzroku od ostatniego poziomu Final Fantasy XX.

- Pralinko, omawialiśmy to już od wczoraj jakieś 50 razy...

- .......wiem.

Ostatni cios. Nareszcie. Przeszedł wszystkie części Finala! Wyrzucił ręce nad głowę w geście zwycięstwa... żeby chwilę potem poczuć, jak Mello za nie łapie.

- Czy ty wcale się nie boisz?

Nie bardziej niż ponownej samotności...

- Nie - uśmiechnął się szeroko.

- Więc jesteś idiotą! Co za ironia, jedyna osoba na której mi zależy, jest niedorozwinięta umysło...

- Zamknij się - stwierdził krótko Matt i pocałował go w usta.



Mello stał przy zaparkowanym w cieniu motocyklu i wypatrywał Matta. W końcu zobaczył zbliżający się powoli czerwony samochód. Wiedziałem, że rąbnie czerwony - pomyślał, uśmiechając się krzywo. Skinął Mattowi w aucie i założył kask, mając nadzieję, że nie widzą się po raz ostatni. Kiedy samochód zniknął za rogiem, zapuścił silnik. Ruszył, kiedy tylko wypatrzył dym na niebie.


Zabierając Takadę, kątem oka zauważył uciekającego Matta i ruszający za nimi oboma pościg, w jego przypadku zwący się "eskortą". Wjechał na obmyśloną wcześniej trasę, gubiąc swoje "ogony" i mogąc jedynie mieć nadzieję, że Mattowi też się to udało.



Najlepsze hamowanie w jego życiu. Efektowne, szybkie, błyskotliwe. I, kurna, ostatnie. Oparł się ciężko o kierownicę i spojrzał spode łba na krąg aut wokół siebie.

- Wiedziałem, że jak pojadę tą trasą, którą obmyśliłeś, to źle się to skończy... Ech, Mello, Mello...

Wspomnienia innych razów, gdy zawierzył Mello przy ucieczce, pojawiły się jak na zawołanie. Jakoś nigdy się nie udawało. Ten facet po prostu nie umiał uciekać.

Wysiadł, tak jak mu kazano. Miał tylko nadzieję, że Mello lepiej poszło. Fakt, że wciąż żył, dodał mu trochę animuszu. Lepiej umrzeć z żartem na ustach, czyż nie?

- Hej, od kiedy to w Japonii wolno posiadać te maleństwa? Poza tym, na pewno chcecie wiedzieć, gdzie mój wspólnik zabrał Takadę... Nie ma szans, żebyście mnie z...




- ....wyrazami szacunku dla zastrzelonego mężczyzny, którego tożsamość jest wciąż nieznana.

Kierowca TIRa nagle stracił panowanie nad kierownicą. Kilka samochodów musiało ratować się paniczną ucieczką na pobocze, zanim odzyskał kontrolę nad sobą i autem. Otępiałym wzrokiem wpatrywał się w jezdnię przed sobą, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszał. Kurczowo zaciskał ręce na kierownicy, próbując nie dopuścić do siebie myśli, która drążyła jego serce z siłą młota pneumatycznego.

- Matt... Zginąłeś przeze mnie... Przepraszam...

Jego ramiona zatrzęsły się od wstrzymywanego płaczu. Dopiero teraz zaczął naprawdę pojmować, co oznacza usłyszana wiadomość. Świadomość, że sam wybrał trasę, na której zginął Matt, była nie do zniesienia. Jeszcze gorsza od niej była myśl, że już nigdy nie zobaczy tej twarzy, nie poczuje uścisku, nie usłyszy tego głosu wypowiadającego obelgi pod jego adresem.

A nad to wszystko wybijała się rozpacz, że nigdy nie powiedział mu tego, co powinien powtarzać setki razy każdego dnia. Tego, jak bardzo był mu potrzebny, by móc funkcjonować. Tego, że nie potrafi żyć, kiedy nie ma go w pobliżu. Tego, że wcale nie chce...

Już dawno temu przegapił skręt na umówione miejsce spotkania. I tak by tam nie pojechał, nie miał już po co.

Skręcił w boczną drogę i zaparkował w opuszczonych ruinach jakiegoś kościoła.

Dłuższy czas siedział w ciszy, rozpamiętując i wyrzucając sobie własną głupotę.

Cichy dźwięk za plecami przywołał go do rzeczywistości. Obejrzał się i spojrzał w okienko oddzielające go od Takady - po to, by zobaczyć karteczkę z napisanym jego prawdziwym imieniem i nazwiskiem.

Ból serca, który poczuł po chwili, nie był wcale taki straszny, nie w porównaniu z tym, który towarzyszył mu już od dawna.



Mello nie wierzył w niebo. Ale gdyby istniało, byłby w nim Matt. I to by wystarczyło.



I would trade give away all the words that I saved in my heart

That I left unspoken

What hurts the most

Was being so close

And having so much to say

And watching you walk away

And never knowing

What could have been

And not seeing that loving you

Is what I was tryin’ to do

Rascal Flatts, What hurts the most


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • EvelynTemptation : 2011-05-13 19:58:04

    Sama doskonała nie jestem, ale ma się rozumieć dążę do tego XD Oczywiście nie da się stworzyć arcydzieła bez wcześniejszych beznadziejnych dzieł... Głównym czynnikiem poprawiającym jakość kolejnych prac jest krytyka.

    Pojawiało się trochę powtórzeń... Zdaję sobie sprawę, że w niektórych sytuacjach trudno je ominąć, ale na tym właśnie polega talent.

    I to by było na tyle, jeśli chodzi o wady jakie wyłapałam ;p (trochę nastraszyłam na początku, ale co mi tam XD)

    Ma się rozumieć, czytałam i oglądałam Death Note trylion razy i nawet jakbym nie chciała (a chcę, bardzo chcę ;p) muszę Cię bardzo pochwalić za sposób, w jaki pokazałaś Mello i Matta. Dziękuję BARDZO za to wspaniałe uczucie, które między nimi stworzyłaś (żadnej sztuczności, brutalności [mam na myśli seks], przekoloryzowania).

    Zauważyłam, że ostatnio modne stały się książki o wampirach, wilkołakach i innych istotach mistycznych (Począwszy od Zmierzchu). Z czystej ciekawości sięgnęłam po kilka tytułów... i się zawiodłam. Prawie we wszystkich pojawia się wątek miłosny, który został specjalnie dla czytelników (nastolatek, które jeszcze są już za stare na bajki o księżniczkach, ale widocznie za młode na poważniejsze tematy...) ubarwiony. To mi się mocno przejadło...

    Do czego zmierzam... Chodzi mi o to, że po tych wszystkich tandetach (nie chcę tu nikogo urazić, po prostu mnie się tego typu książki nie podobają) przeczytanie twojego opowiadania było niezwykłą przyjemnością ^^

    Oby tak dalej ^^

  • Subaru : 2010-12-21 17:04:07

    Ciekawe i dobrze napisane ^^

  • artemis : 2010-07-02 13:25:17

    następny dobry tekst twojego autorstwa... jestem pod wrażeniem :)

  • Yumi Mizuno : 2010-05-13 23:31:33
    mieszane uczucia

    Zacznę od tego, co mi się nie podobało.

    Powtórzenia.

    Właściwie nie ma zamienników na imiona "Matt" i "Mello". Kilka się znajdzie, ale to za mało.

    Następne powtórzenia, szczególnie rzuciły się na samym początku. Fragment z drzwiami.

    A teraz to co mi się podobało.

    Mało ordynarnego sexu. Czysta miłość między dwoma mężczyznami, oddanie i wierność. Wspomnienia i wyjaśnienie kilku rzeczy.

    Pod koniec, gdzieś głęboko we mnie, miałam nadzieję, że ich ocalisz narratorze. Że przeżyją.

    Ukrywać też nie będę, że gdzieś na dnie oczu miałam łzy.

    Tak więc bardzo mi się podobało. Mało prawdopodobne jest, by był ciąg dalszy, ale, może Mello w niebie szuka Matta? Dyskusja z L etc? xD Aj, ale fantazja xD

    Pozdrawiam i życzę weny

  • Inai : 2008-09-29 16:59:54
    do Iosellin

    Rety, nigdy nie myślałam, że uda mi się kogoś swoją tfurczością skłonić do obejrzenia czegoś! Dziękuję, nawet nie wiesz, jak tym połechtałaś moją dumę i próżność : D

    Bardzo dziękuję za miłe słowa, choć co fakt to fakt - samolotem w życiu nie leciałam. Dopiero za tydzień ten brak uzupełnię, no ale opowiadanie powstało długo przed tym : D Ale chyba daruję sobie poprawki.

    Naprawdę, jestem szczerze wzruszona faktem, że Ci się podobało!

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze