Opowiadanie
(Nie) powaga
Na poszukiwania!
Autor: | Keii |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy, Komedia, Parodia |
Dodany: | 2008-12-08 21:31:21 |
Aktualizowany: | 2008-12-09 00:58:22 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Popołudniowe słońce oświetlało wnętrze pokoju w karczmie, gdzie człowiek i elf siedząc naprzeciwko siebie przy stole grali w karty.
- W dalszym ciągu nie rozumiem, po co chciałeś kupić od napotkanej w drodze powrotnej z jaskini wiedźmy karty.
Elf poprawił swoje okulary przeciwsłoneczne i podniósł głowę.
- To przez smoka i księżniczkę, natchnęli mnie. Zresztą sam powiedz Eldurze, czy taka gra nie jest relaksująca?
Człowiek krytycznie ocenił kartę, którą trzymał na wierzchu, po czym położył ją na stole. Jak się spodziewał, jego „głupiec” został pokonany i zabrany przez towarzysza. Nie można oczekiwać cudów po najsłabszej karcie w talii.
- Powiedzmy. Ale wracając do wtedy, chodzi mi o wiedźmę, a nie naszą nieudaną akcję ratunkową... Przyznam szczerze, Kravenie, najbardziej zdziwiło mnie to, że oddała nam je za darmo, kiedy zdjąłeś okulary i wyszczerzyłeś się w tym swoim kobieciarskim uśmiechu. Przestała nawet wykręcać się używaniem ich do wróżb.
Kiwając się na krześle elf zabrał kolejną kartę Eldura. Tym razem był to stosunkowo wysoko punktowany „wisielec”.
- Coś magia dziś nie dopisuje, to przez niskie ciśnienie? - zapytał z lekką drwiną w głosie.
- Daj spokój, jestem magiem ognia. A że ogień i papier raczej się nie przyjaźnią, karty pewnie się mnie boją. Zresztą, jak głosi porzekadło ludowe: „Kto nie ma szczęścia w kartach, ten znajdzie je w miłości”. Poza tym te karty są dziwne. Kto to widział, żeby rydwan stał wyżej niż mag?! Przecież to tylko koń z przyczepą. I czemu karty są tylko dwadzieścia dwie? - człowiek coraz bardziej się irytował i w pewnym momencie oświadczył, że dalej grać nie będzie.
- Nie narzekaj, to przecież tylko karty do wróżenia - wzruszył ramionami elf.
- I tak zaraz muszę się udać do mojego informatora po jakieś nowe wiadomości odnośnie naszej następnej roboty. Pieniądze się kończą, a za coś musimy opłacać ten pokój. Właściwie to nie wiem, czemu jeszcze się z tobą trzymam...
- Bo mam gadane, a twoja ognista magia często okazuje się bezużyteczna. Zwykle w terenach zabudowanych, gdzie możesz łatwo spowodować pożar. No i potrafię zjeżdżać na tarczy ze schodów.
- A łuk nosisz tylko dla ozdoby... - Eldur zamyślił się. - Powiedz mi jak to możliwe, że nie potrafisz z niego strzelać. Nie mieliście tego w podstawie programowej w tym waszym elfim wychowaniu? Słyszałem wiele pochwał odnośnie systemu waszej edukacji.
- Łucznictwo było do wyboru jako rozszerzenie. Jedno obowiązkowe, ja zdecydowałem się na śpiewanie.
- Potrafisz śpiewać? - mag był szczerze zdziwiony.
- Ani trochę, po prostu dostałem cynk, że wszyscy w komisji są przygłusi, bo nie mieli skąd sprowadzić osób odpowiednio wykwalifikowanych. Zawsze to trochę nauki i ćwiczeń mniej.
- O progenies, o mores … - powiedział w niezrozumiałym języku mag, raczej do siebie niż do elfa. - A teraz muszę już iść, będę za jakiś czas.
Po tych słowach wstał i wyszedł, zostawiając Kravena samego. Ten bardzo szybko zaczął się nudzić i podniósł z ziemi swoją tarczę. Uzbrojony w szmatkę i kupiony od wędrującego kupca płyn do polerowania powierzchni metalowych, postanowił w końcu zmyć z niej błotniste ślady butów, które zostawił jeden z treningów po deszczu.
Czyszczenie okazało się jednak na tyle monotonne, że bardzo szybko postanowił zająć się czymś innym. Jego wzrok padł na leżące na stole karty do tarota. Gdy tylko zaczął je przeglądać, do głowy wpadł mu genialny pomysł spędzenia czasu w oczekiwaniu na towarzysza.
Pół godziny później rozległo się pukanie do drzwi. Nie słysząc żadnej reakcji, mag otworzył je i wszedł do środka. Zastał elfa patrzącego w skupieniu na ułożone na stole karty.
- Co nam wywróżyłeś? - zagaił Eldur.
- Słucham? - zdziwiony zapytał Kraven. Był jak wyrwany z transu. - Starałem się ułożyć pasjansa. Niestety nie pamiętałem do końca zasad, więc chyba nie poszło mi zbyt dobrze.
Mag przyjrzał się dokładniej kartom i ujrzał trzy stosy, na których wierzchach znajdowały się odpowiednio: Mag, Moc i Słońce.
- Chyba nie jest źle. Chociaż przyznam szczerze, że nie mam pojęcia w jaki sposób w ogóle udało ci się coś z tego ułożyć.
- Powiedz lepiej, czego się dowiedziałeś - elf wstał z krzesła i przeciągnął się.
- Informator powiedział mi, że najlepiej płatną robotą w obrębie naszych kompetencji jest znalezienie jakiegoś dzieciaka, który zaginął wczoraj. Ponoć udał się w kierunku lasu. Miejscowi znają jakieś legendy, że niby nawiedzony, więc nikt zbytnio nie pali się do pomocy. A nagroda całkiem duża jak na prostą misję ratunkową. Teraz zbieraj się, bo jeszcze dziecko z głodu padnie albo ktoś mu krzywdę zrobi - mag ubrał grubszy płaszcz, gdyż na zewnątrz już zmierzchało, a pora roku nie sprzyjała wysokim temperaturom w nocy.
- Naprawdę myślisz, że dobrym pomysłem jest zabieranie się za to w nocy? Może poczekamy do jutra? - głos Kravena lekko drżał od wyczuwalnego w nim strachu.
- Daj spokój, nie mów, że uwierzyłeś w te bujdy o duchach…
- Oczywiście, że nie! Jestem już dorosły, wiem, że takie rzeczy jak duchy nie istnieją - zapewnił elf. - Po prostu boję się, że… Możemy się zgubić!
- Wychowałeś się w lesie, cały czas ćwiczysz infrawizję pod tymi szkłami. Chyba poradzisz sobie ze znalezieniem jednego dziecka, prawda?
- Oczywiście, że tak… - zrezygnowany elf założył na plecy łuk, kołczan i tarczę i wyszedł z pokoju wraz z magiem.
Gdy dotarli do lasu, było już ciemno. Eldur w przeciwieństwie do elfa nie posiadał zdolności widzenia w ciemności i co rusz potykał się o wystające korzenie, więc stworzył małe, magiczne światło, by widzieć przynajmniej, co ma pod stopami. Oczywiście mógł wywołać blask o wiele jaśniejszy, jednak wraz z Kravenem zdecydowali, że nie byłoby to zbyt mądre, zważając na rosnącą w ostatnich latach ilość napadów w lasach i przy gościńcach. Zresztą elf zapewnił przyjaciela, iż będzie w stanie bez problemu wypatrzyć dziecko nawet z bardzo dużej odległości.
- Ponoć jakaś grupa młodych poszukiwaczy przygód po zapuszczeniu się w ten las już nigdy nie wróciła. Zostały po nich jedynie znalezione niedawno zwoje z zapiskami podróży. Kończyły się wołaniem o pomoc - zaczął zmyślać na poczekaniu mag, chcąc zabawić się kosztem strachliwego towarzysza.
- Przestań! - syknął elf. - Wystarczająco mocno muszę się skupiać próbując odróżnić małe dziecko od krzaka, żeby do tego stresować się tym, co mi opowiadasz.
- Już nie będę, przepraszam - westchnął Eldur i prawie padł jak długi, gdyż zahaczył butem o korzeń.
- O, masz. Pokarało cię - z satysfakcją w głosie skomentował Kraven.
Szli tak jeszcze jakiś czas, kiedy to elf powiedział z dumą:
- Widzę go, siedzi pod tamtym drzewem.
Obaj podążyli szybko we wskazanym kierunku. Chłopak był przerażony, ale widocznie perspektywa zostania w nocy samemu w tym lesie była gorsza niż podążenie za dwoma podającymi się za wybawców indywiduami.
- Już niedługo będziesz w domu, a my będziemy mieli pieniądze na czynsz i jedzenie. Zobaczysz, szybko opuścimy to straszne miejsce - pocieszał dziecko mag, niosąc je na barana.
Nie odeszli jednak daleko, a ze wszystkich stron otoczyły ich duże, zielone kule światła. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, można było ujrzeć w nich niewyraźne twarze.
Eldur powoli postawił chłopaka na ziemi, przygotowując się do walki, a Kraven ze strachu pomylił się i sięgnął po łuk zamiast tarczy. Chwycił go jak kij i zatoczył półkole, pokazując dziwnym istotom, że nie powinny się zbliżać, bo może wybić im oczy. Jeśli oczywiście miały coś takiego na płaszczyźnie materialnej.
- Czym jesteście? - zapytał mag, a w jego głosie nie było strachu.
- Trochę szacunku, młody człowieku - odpowiedziała groźnie jedna z kul.
- Ta dzisiejsza młodzież… Pakuje się do domu, a potem pyta gospodarzy, czym są. Nie „kim”, ale „czym”! Gdzie się podziały tamte maniery?! - zakrzyknęła inna.
- Jesteśmy duchami tego lasu, ignoranci i zaraz wszystkich was pożremy za zakłócanie nam spokoju i bezprawne wtargnięcie na nasz teren! - zaśmiała się kolejna.
Kraven i mały byli tak przerażeni, że usiedli na ziemi i trzęśli się ze strachu. Widząc to, mag westchnął głęboko.
- Nie ma się czego bać, wy dwaj. To tylko kule energii. Jak słońce, tylko trochę inaczej. Przecież nie boicie się słońca, prawda?
- Ł-łatwo ci mówić… Słońce nie gada i nie chce nas zabić - elfa nie przekonało wytłumaczenie towarzysza. Chłopak w ogóle go nie słuchał, był przerażony.
Eldur, mimo swych słów, zdawał sobie sprawę z tego, że ich sytuacja jest nie do pozazdroszczenia - duchy może i faktycznie miały jakieś punkty wspólne ze słońcem, ale nie zmieniało to faktu, że zapewne mogły im wyrządzić poważną krzywdę, a nawet ich zabić. Mag cofnął się o krok, zbliżając się plecami do towarzyszy. Sucha ściółka zaszeleściła pod jego nogami. I to właśnie podsunęło mu rozwiązanie problemu. Był przecież magiem ognia.
W wyciągniętych przed siebie szybkim ruchem dłoniach stworzył dwie małe, ogniste kule.
- Nie ruszać się, jestem naładowany - oznajmił zgrai zdziadziałych duchów z uśmiechem tryumfu.
Krąg rozluźnił się, a między kulami dało się zauważyć niepewność i poruszenie oraz usłyszeć przerażone szepty.
- Zwariowałeś, szczeniaku?! - krzyknęła jakaś bardziej pewna siebie. - Przy obecnym poziomie zagrożenia pożarowego do nieszczęścia wystarczy zwykła butelka! Wyłącz ogień i dajcie się w spokoju zjeść. Ta dzisiejsza młodzież…
- Przykro mi, ale nie będę chyba mógł spełnić tej prośby. Otóż właśnie wychodzimy, a chyba nie chcielibyście, żebym przy próbie ataku na kogoś z nas nieopatrznie puścił z dymem wasz ukochany las, prawda? - zapytał z satysfakcją Eldur.
Po niespokojnych ruchach i niepewnych minach duchów widać było, iż faktycznie, nie chciałyby. Krąg rozstąpił się i cała trójka mogła bezpiecznie go opuścić. Kraven i chłopczyk poczuli się już nawet na tyle bezpiecznie, że pokazywali swoim prześladowcom języki.
Jednak mag, nawet po oddaleniu się od kul nie obniżył swojej gotowości do ataku. Nie wiedzieli przecież, jak szybko duchy mogłyby ich dopaść, gdyby przestali mieć się na baczności.
Nasi bohaterowie wraz z chłopcem szybko zbliżali się do krawędzi lasu, ostatnie paręset metrów pokonali wręcz biegiem. Pech chciał, że będąc już prawie poza linią drzew Eldur nie zauważył jednego z korzeni i przewrócił się. Ogniste kule, które utrzymywał przez cały czas w dłoniach upadły na ziemię i bardzo szybko pobliska ściółka i drzewa zajęły się ogniem. Duchy miały racje, las był suchy jak wiór. Pożar rozprzestrzeniał się z zatrważającą prędkością. Na szczęście nasi bohaterowie wraz z uratowanym dzieckiem zdążyli wydostać się z lasu. Stali mając przed sobą ścianę ognia i zastanawiali się, co z tym fantem zrobić.
- Będą nas ciągnąć po sądach za to, co zrobiliśmy z ich lasem - stwierdził chłodno elf. - I bardzo wątpię, że nagroda za uratowanie tego tutaj wystarczy na pokrycie kaucji, kiedy już zdecydują się nas zamknąć.
- Bardzo prawdopodobne - kiwnął głową mag, po czym kucnął i powiedział do chłopaka:
- Biegnij do domu i sprowadź kogoś do ugaszenia tego pożaru. Cała wioska powinna wystarczyć. Nic o nas nie wspominaj, uznajmy to za wynagrodzenie za uratowanie ci życia. Zgoda?
Chłopak kiwnął jedynie głową i pobiegł.
- Myślisz, że nie wypapla? - zapytał Kraven, drapiąc się po głowie.
- Wątpliwe. To tylko dziecko, wiesz, że usta się im nie zamykają. Pozostaje jedynie odwrót taktyczny w stronę przeciwną do wioski. Najlepiej biegiem.
Obaj uznali to za bardzo dobry pomysł i gdy ze wsi nadbiegli chłopi z wiadrami, nie widzieli naszych bohaterów nawet w oddali. Nie od dziś wiadomo, że to właśnie szybkie nogi gwarantują największą przeżywalność poszukiwaczy przygód.
infrawizja
To on rzeczywiście ćwiczył infrawizję, kto by pomyślał :D.
"- O, masz. Pokarało cię - " XDDD
Ups?
To się nazywa poważne potknięcie... Po prostu piękne. :D
Co prawda troszkę gorsze od poprzedniego kawałka, ale wciąż na dobrym poziomie.