Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Rok 1612 - recenzja

Autor:Ysengrinn
Korekta:Avellana
Kategorie:Film, Recenzja
Dodany:2008-12-03 18:07:06
Aktualizowany:2009-09-27 22:21:07

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu

Inne tytuły: 1612: Хроники смутного времени, 1612

Czas trwania: 135 min.

Rok produkcji: 2007

Producent: Nikita Michałkow

Reżyser: Władimir Chotinienko

Scenariusz: Arif Alijew

Muzyka: Aleksiej Rybnikow


W roku 1612 polskie wojska stanęły u bram Moskwy... Zaraz, czy ja widziałem jednorożca?

Nim przejdziemy do filmu, wypada omówić jego zapowiedzi. Polski zwiastun jest skonstruowany dość perfidnie i w żadnym wypadku nie należy się nim kierować. Zdecydowanie za bardzo podkreśla rolę hetmana, jakby to on był głównym bohaterem filmu, natomiast cały wstydliwy wątek nadprzyrodzony chowa do szafy. Nietrudno sobie wyobrazić reakcję widzów, gdy w połowie seansu szafa się otwiera i wybiega z niej biały jednorożec, powiewając jedwabistą grzywą (jeszcze do tego wrócimy). O wiele lepszy jest zwiastun rosyjski, który prosto z mostu pokazuje, czego się po filmie spodziewać.

1612 zaczyna się rekapitulacją najważniejszych wydarzeń Wielkiej Smuty - od przybycia Dymitra Samozwańca do Moskwy, przez spalenie jego zwłok i wystrzelenie prochów z armaty, do obwołania carem polskiego królewicza Władysława. W zasadzie nie ma to większego związku z późniejszymi wydarzeniami, co do jednego wyssanymi z palca scenarzysty czy reżysera, pozwala jednak widzom zorientować się trochę w realiach okresu. Właściwa fabuła zaczyna się tak jak większość rosyjskich filmów wojennych - sielankową scenką, brutalnie przerwaną niespodziewanym atakiem i rzezią. To Polacy pod wodzą straszliwego hetmana Kibowskiego przybywają, by wymordować wszystkich potomków Borysa Godunowa, ostatniego cara. Mały Andriusza, chłopski syn beznadziejnie zakochany w pięknej carewnie, traci w tej napaści całą rodzinę i trafia w niewolę. Wiele lat później, gdy kolejna polska wyprawa rusza w stronę Kremla na odsiecz obleganej załodze, starszy już Andriej niespodziewanie napotyka zarówno oprawcę swej rodziny, jak i carewnę, którą ten porwał. Jak się wkrótce okazuje, Kibowski także zakochał się w niej i złamał otrzymane rozkazy, teraz zaś zamierza zdobyć carski tron i zasiąść na nim z carewną u boku.

Szczęście uśmiecha się do Andriuszy, gdy partyzanci (w zasadzie Specnaz byłoby bardziej adekwatnym określeniem) napadają na konwój i w ogólnej rąbaninie ginie don Alvaro - najemny artylerzysta z Hiszpanii. Chłopak, wciąż marzący o uwolnieniu carewny, natychmiast wpada na genialny (w swoim mniemaniu) pomysł, przebiera się w jego szaty i zajmuje jego miejsce. Biorąc pod uwagę, że nie umie nawet słowa po hiszpańsku, nie zna ichniej szermierki, a sztuki artyleryjskiej uczy go Kostia, tatarski posługacz don Alvara, to prawdopodobnie jego fortel zakończyłby się rychło i nieprzyjemnie, gdyby nie interwencja sił wyższych. W tym wypadku za deus ex machina robi bieluśki jednorożec, który najwyraźniej ma względem Andrieja własne plany. Przywołuje on z zaświatów ducha Hiszpana, który zaczyna nauczać Andrieja i staje się kimś w rodzaju jego mentora.

Jednym ze skojarzeń, jakie same się nasuwają, jest rosyjska Baśń o Szarym Wilku. W baśni tej carewicz Iwan Iwanuszka, ostatni kretyn i niezguła, przypadkiem zyskuje wdzięczność tytułowego zwierzaka. Z pomocą Szarego Wilka carewicz zdobywa szereg artefaktów i rękę krasawicy Heleny, choć sprawiedliwiej byłoby powiedzieć, że to wilk je zdobywa i ofiarowuje carewiczowi. Podobnie jest w 1612, tylko zamiast Szarego Wilka pojawia się duch zabitego Hiszpana, przywołany przez jednorożca.

Jak to mówią Rosjanie - im dalej w las, tym grubsi partyzanci. Nielogiczności mnożą się jak wyposzczone króliki, a fabuła coraz bardziej się plącze, lawirując pomiędzy licznymi dziurami w scenariuszu. Nie raz i nie dwa odnosi się wrażenie, że scenariusz ten napisał zafascynowany historią szesnastolatek, a zekranizował jego starszy brat, pasjami czytający książki fantasy. Z jednej strony mamy sporo ciekawostek o dawnych sposobach walki, kostiumy oddane z dbałością o realizm i szczegóły, a także naprawdę świetną choreografię scen batalistycznych. Z drugiej - taką sobie reżyserię i mocno chaotyczny i przekombinowany scenariusz, pełen nieprawdopodobieństw i zastosowań deus ex machina

Postaci ani nie zachwycają charyzmą, ani nie przyprawiają o ból głowy i zgrzytanie zębów. Praktycznie w każdej rozpoznamy znany od dawna typ bohatera hollywoodzkiego, tylko odrobinę dostosowany do rosyjskiej mentalności. Postaci pozytywne budzą sympatię, negatywne niechęć, mało która ma jednak dość czasu ekranowego, by wywołać silniejsze uczucia. Carewna głównie wzdycha, pochlipuje i tęsknie spogląda, Andriej raz po raz zadziwia koncertową głupotą. Niewątpliwie najlepiej wypada Michał Żebrowski jako główny antagonista, z jednej strony przekonujący jako kawał zimnego drania, z drugiej wyraźnie nawiązujący do roli Jana Skrzetuskiego z Ogniem i mieczem.

Wypada wspomnieć kilka słów o jednej z najważniejszych \"postaci\" filmu - jednorożcu. Pojawia się często, a ujęcia z nim przeplatają się dość losowo z różnymi, zwykle patetycznymi scenami, wprowadzając widza w przyjemny nastrój onirycznego absurdu. Nie zostaje wyjaśnione, czym on jest, ale w zasadzie jedyną nasuwającą się interpretacją (poza alegorią Chrystusa, broniącego zagrożonej stolicy prawosławia) jest duch Świętej Rusi. Zapewne większość widzów spodziewałaby się raczej Dziadka Mroza albo kosmatego niedźwiedzia, ale w sumie oryginalność wyszła na dobre. Kiedy już pogodzimy się z faktem jego obecności na ekranie, ogólna wizja okazuje się, o dziwo, całkiem sensowna i ciekawa - przeszkadza tylko ta nieszczęśliwa klasyfikacja dzieła jako film historyczny.

Swoją drogą, odnoszę wrażenie, że w wątku jednorożca dostrzec można głęboko ukryte narodowe kompleksy, brak wiary w siły narodu jako takiego, zastąpionej wiarą w Ojczyznę. Rosjanie w filmie są apatyczni, zrezygnowani, przerażeni wojną i anarchią. Polacy są zdeterminowani i lepiej uzbrojeni, do tego ciągną z nimi specjaliści i najemnicy z innych zachodnich nacji - Szwedzi, Niemcy, Włosi, Hiszpanie i jeden diabeł wie, kto jeszcze. Jedyną nadzieją na ich odparcie jest pomoc mitycznej istoty, bez której Święta Ruś i Prawdziwa Wiara niechybnie uległyby zgniłej cywilizacji Zachodu i katolicyzmowi. Jeśli moje odczucia są słuszne, to film więcej mówi o rosyjskiej duszy niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.

Muzyka jest całkiem niezła, choć daleko jej do mistrzostwa, jakie prezentowała ścieżka dźwiękowa do podobnego filmu polskiego - Ogniem i mieczem. Zdjęcia robią natomiast duże wrażenie, zarówno te przedstawiające rosyjskie krajobrazy, jak i sceny batalistyczne. Rosjanie nie mają się tutaj czego wstydzić i mogą być stawiani w jednym szeregu z tak widowiskowymi produkcjami jak Troja czy Gladiator.

O ile obiektywna ocena filmu musi być raczej miażdżąca, o tyle subiektywnie film mi się podobał. Na jego korzyść działało samo to, że jest inny niż wysokobudżetowe produkcje z Hollywood, choć czerpie z nich pełnymi garściami. Jest bardziej swojski, nie epatuje przesadnie patosem i powiewającymi flagami narodowymi1, nie stara się też być politycznie poprawny - prosto z mostu mówi, że Rosjanie to ofiary, Polacy srodzy najeźdźcy i fanatycy religijni, a prawosławie to jedyna słuszna wiara2, zagrożona zakusami zepsutego papieża. Do zalet można też dopisać brutalny naturalizm scen bitewnych - ludzie są rozrywani na kawałki, miażdżeni, szpikowani strzałami i tracą głowy od pocisków armatnich. Na pewno warto obejrzeć film z jednego powodu - wreszcie mamy produkcję, w której Polacy nie odgrywają męczenników, nie oddają życia w obronie ginącej ojczyzny i nie są wykorzystywani przez zdradliwych sojuszników. Tym razem to my jesteśmy ci źli, najeżdżamy, palimy i mordujemy. Niewątpliwie nie jest to powód do chwały, pozwala jednak spojrzeć z dystansem na powszechną wizję historii, wedle której zawsze byliśmy naiwnymi owieczkami, zrządzeniem losu wepchniętymi między dwie najokrutniejsze nacje Europy. Choć z drugiej strony to ciekawa myśl, że gdyby nie głupi koń, bylibyśmy dziś największym państwem świata.

To, czy 1612 komuś się spodoba, zależy przede wszystkim od oczekiwań. Trudno zakwalifikować go jako film historyczny. Nie znajdziemy też wbrew pozorom prokremlowskiej propagandy, chyba że przymkniemy oko na wyraźną sugestię, iż carem może właściwie zostać każdy. Tak naprawdę jest to dość lekki, nieprzesadnie mądry film fantasy, bardzo widowiskowy i bardzo brutalny. Polecam go każdemu, kogo taka perspektywa nie przeraża.

_________
1 Ja wiem, że trudno w to uwierzyć, ale w porównaniu z kinem amerykańskim 1612 wykazuje zdumiewającą powściągliwość..
2 Nie zmienia to faktu, że postać sympatycznego cwaniaka Kostii jest puszczeniem oka w stronę muzułmańskich mieszkańców Federacji Rosyjskiej..


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Ysengrinn : 2016-07-31 00:41:59
    RE: Durnota...

    Shinpuu napisał(a):
    i ukraiński "Taras Bulba"

    To ja tylko (3 lata po fakcie, ale co tam, może ktoś tu się kiedyś napatoczy) doprecyzuję - "Taras Bulba" też jest rosyjski i jego reżyser otwarcie neguje istnienie ukraińskiego narodu.

  • Shinpuu : 2013-01-17 20:41:16
    Durnota...

    Film obejrzałem w kinie dawno temu... jeszcze w czasach gimnazjalnych. Rzekomo w ramach lekcji historii, ale wydaje mi się, że jedyne co wspólnie z widzami otrzymałem, to papkę z mózgu.

    Nie czarujmy się- film miał bardzo wysoki budżet i to widać na pierwszy rzut oka. Pytanie tylko: co z tego, skoro zawiera takie pokłady kretynizmu i durnoty, że nasz sejm wydaje się przy tym klubem dla inteligentów.

    Żeby nie być gołosłownym:

    -armata ze skóry stworzona przez wieśniaka, która nie tylko nie wybucha, ale jeszcze skutecznie razi Polaków,

    -wybuch składu amunicji, przypomina detonację bomby atomowej,

    -husaria atakująca bramę miasta,

    -"sowiecka" wersja Gandalfa,

    -wsiór wygrywający pojedynek na szable z polskim hetmanem,

    -cała kretyńska scena z odparciem ataku piechoty na miasto ( z litości nie będę komentować),

    -bitwa pod Moskwą- husaria przegrywa z lekką jazdą

    -kiczowate i mdłe zakończenie,

    -schemat "źli katolicy-dobrzy prawosławni"

    -polscy żołnierze są rozczłonkowywani, przebijani, dekapitowani, rozrywani wybuchami a nawet palą się żywcem. Rosjanom się to nie zdarza (poza kilkoma scenami)...

    Celowo napisałem "sowiecka",gdyż film ten, podobnie zresztą jak anime "First Squad: Moment of Truth" i ukraiński "Taras Bulba" to nic innego jak ohydna propagandówka, zakłamująca historię i przeznaczona dla ciemnego społeczeństwa które i tak to kupi. Utrwalająca mit człowieka z zachodu jako gwałciciela i mordercy niewinnego narodu rosyjskiego (o jego niewinności mieliśmy okazję przekonać się już wielokrotnie...).

    A to, że jest filmem przygodowym nie daje żadnej taryfy ulgowej.

    PS: Jeśli ktoś chce poczytać o wojnach polsko-rosyjskich, polecam książki pana Jacka Komudy, które przynajmniej obiektywnie pozwalają spojrzeć na problematykę tamtych czasów (pomimo, że zawierają wątki fantastyczne).

    A film "Rok 1612" powinien zostać zapomniany. Lub zapamiętany, jako ostrzeżenie dla tych, którzy zamierzają w przyszłości tworzyć filmy historyczne a nie "brednie na kółkach"...

  • Pottero : 2008-12-07 22:01:50
    Ze stolichnayą wchodzi gładko :)

    Tak się zastanawiam, który film był lepszy: „Rok 1612”, czy może „Volkodav”? Z sympatii do Oksany Akinsziny powiem, że bardziej mi się podobał rosyjski „Wiedźmin”, chociaż z obu dało się tak samo pośmiać. I niech się wszystkie „Ładunki 200”, „9. kompanie” czy jakieś Michałkowy ze swoimi „12” schowają, bo nie mają szans z takimi arcydziełami!

    A tak na poważnie – film rzeczywiście do wybitnych nie należy, ale w towarzystwie butelki stolichnayi wchodzi całkiem nieźle, nawet ten Mikhal Zhebrovskij jakiś znośny się wydaje. Ruscy przynajmniej mogą się poszczycić tym, że „Rok 1612” to w ich współczesnej kinematografii taki „wypadek przy pracy”, który każdemu może się zdarzyć, podczas kiedy w Polsce mamy od jakiegoś czasu same wypadki... Jak nie ma się lepszego zajęcia bądź na imprezie, gdy goście trochę już mają w czubie, można ten film obejrzeć, nie powinno zbytnio boleć.

  • hawk : 2008-12-05 01:08:59
    sympatyczny;]

    osoboscie zgadzam sie z recenzentka. Film moze nie jest wybitny, ale ma swoj klimat i wprowadza w odbry nastroj, ot lekka i przyjemna opowiesc, ktora z niewidmoych mi powodow zostala nazwana filmem historycznym. Z postaci najbardziej przypadl mi do gustu tatarski cwaniaczek;]

  • Jaroo : 2008-12-04 10:52:28
    Film jest słaby... i tyle

    Gandalf przykuty łańcuchami, biedronki zamiast gołębi pocztowych, biała szkapa z przyklejonym rogiem, do tego jeszcze rosyjski amant przebrany za Hiszpana. Litości - oglądałem na raty z nadzieją, że może dalej będzie lepiej. Nie było. To zwykły gniot :)

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze