Opowiadanie
Ostatni Triumf
Autor: | Aevenien |
---|---|
Korekta: | Limonka |
Serie: | Harry Potter |
Gatunki: | Obyczajowy, Parodia |
Dodany: | 2008-12-21 15:50:25 |
Aktualizowany: | 2008-12-21 15:52:25 |
W końcu się odważyłam. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Bardzo dziękuję Amadei Xilocent za rozmowę i Limonce za zbetowanie tego tekstu.
Jest to mój debiut, dlatego proszę o wyrozumiałość. Krytykę znosze całkiem dobrze, a przynajmniej taką mam nadzieję.
Życzę miłej lektury.
Ostatni Triumf
Śmierć zawsze przychodzi za szybko. Niby się jej spodziewamy, ale kiedy przyjdzie co do czego, zawsze jest za wcześnie. Zawsze jest jeszcze coś do załatwienia. Jakaś bardzo ważna sprawa.
A Ona godzi się na zwłokę i uśmiechając się pobłażliwie, słucha naszych gorączkowych tłumaczeń. Dla niej czas nie ma znaczenia.
Dzień, miesiąc, rok - nie robi jej żadnej różnicy.
W końcu jednak przychodzi ten moment, kiedy dobrotliwy uśmieszek znika z jej twarzy. Nic jej wtedy nie powstrzyma. Prośby, błagania, łzy. Głucha i ślepa dąży do swojego celu. I zawsze odnosi sukces.
Był tylko jeden, jedyny wyjątek.
Przychodziła po niego już wiele razy. Stała i patrzyła. Zawsze zdawało się, że to już koniec, że nie ma szans na przeżycie. On jednak nic sobie nie robił z jej obecności. Potrafił spojrzeć jej w oczy i z uśmiechem na ustach, jakby od niechcenia, zmusić ją do odejścia. Nikomu jeszcze nie udało się to tak wiele razy. A już na pewno nie w taki sposób. Był mistrzem, musiała mu to przyznać. Wychodził cało z opresji, które nie miały prawa tak się kończyć.
Widziała w życiu wiele. Znała śmiałków, głupich i odważnych, myślących, że nic ich nie powstrzyma. Znała tchórzy, bojących się własnego cienia. Arogantów i spryciarzy. Wielu z nich myślało, że uda im się ją oszukać. Niektórzy mieli nawet całkiem ciekawe pomysły. Niektórzy byli już bardzo blisko, prawie wygrywali. Ostatecznie nikomu się nie udało. Tak przecież miało być. Ona była niepokonana.
Był jednak on. Uciekał jej z takim wdziękiem, że nie mogła się nie uśmiechnąć. Dopiero po chwili przychodziła złość i tak słabo znane poczucie bezsilności.
Jednak teraz była pewna swojej wygranej. To była jej chwila. Już go miała. Trzymała go i za nic nie chciała puścić. Nikomu jeszcze nie udało się wyrwać. Nikomu. To by zniszczyło jej reputację. Dawno ustalony porządek ległby w gruzach.
On jednak tego dokonał. Chłopiec, Który Przeżył Jeszcze Jeden Cholerny Raz zagrał jej na nosie. I najgorsze było to, że nie mogła nie docenić jego pomysłowości. Zrobił to w wielkim stylu. Nie spodziewała się po nim takiej dojrzałości.
Pierwszy raz dała za wygraną. Odeszła, zgrzytając zębami ze złości. W tę noc dzieci budziły się z krzykiem, przejęte jakąś niepojętą grozą. Poddała się. Nadal nie mogła w to uwierzyć. Pokonana przez dzieciaka… zwykłego dzieciaka o irytująco zielonych oczach. Bolało. Bardziej niż mogła sobie wyobrazić. Pierwszy raz poczuła się poniżona i bezradna. I to wszystko jego wina.
To nie był jednak koniec jej kłopotów. Ten stary głupiec zaczepił ją, kiedy wracała. Nie przestraszyła go jej groźna mina, którą przez lata doprowadzała do perfekcji. Nawet jej demoniczny uśmiech nic nie zdziałał. Ten człowiek musiał mieć nierówno pod sufitem. I to bardzo nierówno. Kto o zdrowych zmysłach zaczepiłby Śmierć? Śmierć, która wygląda na wściekłą do granic możliwości i wyraźnie się gdzieś śpieszy? Tak, Albus Dumbledore był kimś wyjątkowym, z pewnością wyjątkowym. Na jej cholerne nieszczęście, oczywiście.
Uśmiechnął się do niej pobłażliwie, a wesołe iskierki mrugały irytująco w jego oczach. Nie tak zachowuje się człowiek, który staje twarzą w twarz z rozjuszoną Śmiercią. On jednak nic sobie nie robił z utartych schematów. Prawie jak Potter - pomyślała, zgrzytając zębami, co zwykle powodowało w jej rozmówcach niekontrolowane drżenie.
- Cytrynowego dropsa, moja droga? - spytał miłym, spokojnym głosem.
Śmierć zamarła. On musiał być szalony, na pewno zwiał z jakiegoś wariatkowa - gorączkowo próbowała znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie jego zachowania.
Staruszek, nie przejmując się w ogóle jej zdziwioną, a jednocześnie coraz bardziej rozzłoszczoną miną, mówił dalej.
- Na pewno się nie skusisz? - Z lubością wsunął do ust cukierka. - Wiesz, nie musisz martwić się o kalorie, one są bez cukru. Zresztą ty jesteś nieco koścista, prawda? Widocznie dieta ci nie służy…
Jak on śmiał insynuować jej takie rzeczy? Ona koścista?! No fakt, przy silniejszym wietrze miała drobne problemy, ale to przecież jeszcze nic wielkiego. Nic a nic.
Spojrzała na niego swoim najgroźniejszym spojrzeniem. Nawet Naczelnik wzdrygał się pod nim mimowolnie.
Dumbledore uśmiechnął się na to jeszcze szerzej.
Nie wytrzymała. Straciła panowanie nad sobą, notabene pierwszy raz od jakichś trzystu lat. Wtedy jakiś szaleniec ukradł jej kosę, co było dla niej traumatycznym przeżyciem. Dochodziła do siebie przez ponad miesiąc. Ale to było nic w porównaniu z tym irytującym człowiekiem. Zawyła rozpaczliwie. Za co ją to spotyka? Czym sobie zasłużyła na takie traktowanie? To był jej koniec. Po czymś takim nie będzie mogła spojrzeć nikomu w oczy. Jak on śmiał? Potraktował ją jakby była jego starą, dobrą znajomą. Ją! Nie miał prawa tak się zachować.
Przez głowę przemknęła jej myśl, że może nie nadąża za nowymi trendami, ale szybko odrzuciła taką opcję. Wiadomo, młodzież stawała się coraz bardziej bezczelna i arogancka, ale przecież nie aż tak! Przecież… Nie, nie będzie nawet rozważać takiej możliwości. Taką rewelację mogłaby przypłacić poważnym załamaniem nerwowym, na którego skraju była już zresztą od paru minut.
Teraz już była pewna, musi zrezygnować. Musi odejść, zostawić dorobek całego życia. Wszystko byłoby dobrze, gdyby ten staruch żył. Mogłaby mu pokazać, na co ją stać. Ale on był już poza jej zasięgiem. Umarł w momencie, którego się nie spodziewała. Musiała rzucić wszystko, żeby po niego zdążyć. A on cały czas uśmiechał się wesoło. Kiedy zostawiła go w odpowiednim miejscu, myślała, że już nigdy nie będzie musiała go oglądać. Myliła się.
Kilkanaście osób zebrało się w jednej sali. Siedzieli w ciszy, bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń. Nie wierzyli w to, co się stało. Jeszcze nigdy w historii całego świata nic takiego nie miało miejsca.
Wiadomo, były różne posady, z których rezygnowali różni ludzie, jednak Śmierć była z nimi zawsze, od samego początku. Bez względu na wszystko ona trwała niewzruszona, obojętna, profesjonalnie wykonując swoja pracę.
Pewne trudności nastąpiły siedemnaście lat temu. Wtedy po raz pierwszy wróciła bez swojej ofiary. Jednak na zdumione spojrzenia i ciche szepty odpowiedziała pobłażliwym uśmiechem, jakby mówiąc: co z tego, że dzisiaj mu się udało, jeszcze przyjdzie jego pora, nie dziś to jutro. Jednak w jej czarnych oczach czaił się jakiś lęk, ledwo dostrzegalny niepokój.
Wybierała się po niego jeszcze kilka razy, zawsze jednak wracała z niczym. Nie reagowali, myśleli, że to tylko kwestia czasu. W końcu skąd mieli wiedzieć, do czego to doprowadzi? Nie docenili go i teraz płacili za to najwyższą cenę.
Stało się. Zrezygnowała. Odeszła bez słowa. Nikt nie odważył się stanąć jej na drodze. W końcu była Śmiercią, prawda? Może i ex-Śmiercią, ale jednak.
Nadal siedzieli w bezruchu, próbując zaakceptować zaistniałą sytuację. Bez skutku.
Pewien człowiek uśmiechnął się drwiąco. Zwrócił się do rady wyniosłym, aroganckim tonem:
- To wyłącznie wina Pottera. Nie możecie jej obwiniać za to, że Potter do tego doprowadził. Łamał wszelkie przepisy i zasady, odkąd pojawił się na tym świecie. Nic dziwnego, że nie wytrzymała. I tak długo to znosiła. - Jego oczy zalśniły nienawiścią. Tak, Potter miał wrodzoną zdolność do wywracania wszystkiego do góry nogami. Z jego życiem włącznie.
Przewodniczący, piastujący ważną pozycję Naczelnego Kierownika Spraw Życia i Śmierci, popatrzył na niego uważnie. W jego umyśle zakiełkowała pewna myśl. Z każdą chwilą coraz dokładniejszy plan kształtował się w jego głowie. Tak, on byłby doskonały… może nawet lepszy od Niej. Ona nie miała zbyt wielkiego poczucia humoru… była zbyt… oziębła. Chociaż trudno było się jej dziwić, po tylu latach monotonnej pracy. Z pewnością była perfekcjonistką, to musiał jej przyznać. Ale on, tak, on by się świetnie nadawał. Tylko jak go przekonać? Zamyślił się głęboko.
Severus z niepokojem patrzył na przyglądającego się mu mężczyznę. Nie podobał mu się ten wyraz twarzy. Zupełnie jak Potter, kiedy coś kombinował.
Na wszelki wypadek szybko opuścił salę. Nie da się w nic wrobić. Za życia już wystarczająco się napracował. Miał dość bycia chłopcem na posyłki. Najpierw Voldemort, potem Dumbledore, i chociaż musiał przyznać, że ten drugi był bardziej jego przyjacielem niż panem, sam nie wiedział, czy lepiej było znosić klątwę Cruciatus, czy spojrzenie tych niebieskich oczu, które - o zgrozo! - budziły w nim coś na kształt wyrzutów sumienia.
Biedny Severus nie wiedział jeszcze, że nie będzie miał nic do gadania. Nikt mu jeszcze nie powiedział, że kiedy Naczelny Kierownik coś postanowi, nic nie jest w stanie wpłynąć na jego zdanie.
Biedny Severus nawet nie zdawał sobie sprawy, co go czeka.
Wkrótce miały spełnić się jednak jego najgorsze koszmary.
Nawet tutaj Potter był w stanie pokrzyżować jego plany.
KONIEC
Jak na debiut, naprawdę dobre. ;D Rzadko spotyka się debiuty na odpowiednim poziomie C;
Serdecznie pozdrawiam i spodziewam się innych opowiadań. xD
Miły ten los, oj miły...
Ciekawie napisane, choć chłodne, ale takie być powinno, prawda? ;)
No i biedny Severus. Po kilku ficach i fabule powieści J.K. Rowling polubiłam na swój sposób Mistrza Eliksirów xDD i zdarza mi się go żałować...