Opowiadanie
Fazin J-Zine - recenzja
Autor: | Grisznak |
---|---|
Korekta: | IKa |
Kategorie: | Recenzja, Inne |
Dodany: | 2009-01-09 20:20:28 |
Aktualizowany: | 2009-09-27 22:18:29 |
Właściwie przypadek zrządził, że w moje ręce (a raczej - na dysk mojego laptopa) trafił drugi numer fanzinu „J-Zine”. Pomyślałem jednak, że pro publico bono warto nań spojrzeć i podzielić się z ogółem kilkoma refleksjami na temat tego, jak robi się fanowskie periodyki poza granicami naszego pięknego kraju. Kto wie, może któremuś z autorów naszych rodzimych zinów owa wiedza się przyda?
„J-Zine” liczy trzydzieści siedem stron. Stosunek grafiki do tekstu jest raczej przyzwoity, średnio 2/3 strony zajmuje tekst, resztę zaś - obrazki. Niekiedy mam wrażenie, że grafiki są zbyt duże i niepotrzebnie wciskane w takim rozmiarze, ale cóż, kwestia gustu. Tła utrzymane są w neutralnych barwach, balansujących między błękitem a bielą. Podział całości jest klarowny, mamy zatem „temat numeru”, omówienia nowości, recenzje klasyki, zapowiedzi oraz dział poświęcony Japonii. Standard, chciałoby się rzec. Urok webzinów polega m.in. na tym, że ich tworzenie i nabywanie nic nie kosztuje, zatem bez narzekania na to, ile kasy musiałem nań wydać, mogę spokojnie przejść do omawiania zawartości.
Daniem głównym „J-Zine” są dwa teksty. Pierwszy z nich to wywiad z jednym z twórców portalu, który za ów zin jest odpowiedzialny. Trudno, wbrew słowu „interview” w tytule, nazwać ów fragment wywiadem sensu stricto, to raczej ankieta z gatunku „co lubi”, „od czego zaczynał” „dlaczego” itd. Zbyt dużo od autora, za mało od pytanego, przynajmniej na mój gust. Jak dla mnie jest to fragment, którego spokojnie mogłoby nie być, na pewno zaś nie na tyle interesujący, aby kwalifikował się na „tekst numeru”. Naturalnie, nie można odmawiać serwisowi prawa do promowania własnych twórców. Pytanie tylko, czy nie ma ciekawszych osób do odpytywania? Nieco lepiej jest z drugim „tekstem numeru”. Jest to dość spory tekst porównujący dwie serie Code Geass: R2 i Macross Frontier. Pomysł na tekst świetny, akurat te dwie produkcje faktycznie proszą się o porównanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ogromną popularność pierwszej z nich. Szkoda tylko, że w liczącym w sumie cztery strony tekście, połowę zajmuje omówienie fabuły obydwu serii, dopiero zaś pod koniec autor decyduje się na jakieś refleksje, które specjalnie oryginalne nie są, co więcej, sprawiają wrażenie cokolwiek asekuranckich, na zasadzie „napisałbym, że Code Geass: R2 jest słabe, ale fani to lubią, więc nie napiszę”. Trudno mi też powiedzieć, kto, wg autora, ma być czytelnikiem tego tekstu - jeśli bowiem zakładamy, że fan obu tytułów, to po co streszczać szczegółowo ich fabułę? A jeśli ma być nim ktoś, kto ww. serii nie zna, to wspominanie o zakończeniach mija się zdecydowanie z celem.
Przechodzimy do recenzji. Co tam znajdziemy? Vampire Knight, dość lakonicznie opisany na jednej stronie. Choć to popularna seria, autor podszedł do niej krytycznie, wystawiając raczej umiarkowane oceny. Następnie mamy coś, czego brakuje mi w polskich fanzinach - opisy soundtracków. Licząca cztery strony recenzja Macross Frontier ost 3: Nyan Tama to wnikliwy, szczegółowy tekst, w którym znajdziemy dokładnie omówioną każdą ze znajdujących się na CD piosenek (praktyka rzadka, a szkoda). Nie dość, że płyta świeżutka (wydana w grudniu 2008), to kompozytorką jest nie kto inny tylko Yoko Kanno, a to nazwisko śmiało można określić mianem najlepszej gwarancji jakości. Spośród wszystkich znajdujących się w „J-Zine” tekstów, ten najbardziej przypadł mi do gustu. Dalej znajdziemy jeszcze opis Zero no Tsukaima: Princess no Rondo, pisany raczej rzeczowo, z pozycji osoby zainteresowanej a nie tzw. „tru fana”.
Dział „Zapowiedzi”, to jak nietrudno zgadnąć, informacje o seriach, które mają się pojawić w pierwszych tygodniach 2009 roku. Kilka słów poświęcono tutaj takim anime jak White Album, Kurokami, Slayers Evolution-R i Tower of Druaga: the Sword of URUK. Zaraz po zapowiedziach przechodzimy do recenzji „Klasyki”. Niestety, dobór tytułów omówionych w tym dziale jest cokolwiek dyskusyjny. Na dzień dobry wita nas recenzja Elfen Lied pisana z pozycji fana, dla którego seria ta jest wybitna i jedyna w swoim rodzaju. Dobrze, że przynajmniej zauważył w niej jakiekolwiek wady techniczne (choć fabuła dostała 10/10). Hanaukyo Maid Tai, to jedno z najgłupszych anime o meido, jakie miałem okazję widzieć, dlatego nie widzę absolutnie żadnego powodu, dla którego miałoby ono być określane jako „klasyka” (chyba, że fanserwisu). Ocena autora recenzji - maksymalna. No i Shuffle!, średniej klasy haremówka. Z tych trzech tytułów chyba tylko pierwszy można określić mianem klasyki, co do reszty, jak dla mnie, jest to nieporozumienie.
Dział japoński to wspomnienia autora ze świątecznej wycieczki do Japonii, via Singapur i Korea. Tekst sympatyczny, bogato zdobiony zdjęciami, nierzadko interesującymi (jak choćby restauracja prowadzona przez meido czy oświetlona sylwestrowo Tokyo Tower). Nie brak oczywiście kilku słów o wizycie w Akihabarze (wzbogaconej zdjęciami samochodu fantazyjnie pomalowanego w postaci z anime). Cóż, o tego rodzaju tekstach nasze fanziny mogą raczej pomarzyć. „International Saimoe Tournament” to artykuł o specyficznej formie „zawodów” moe bohaterek, wymyślonych przez użytkowników 2-chana i rozgrywanych co roku od 2002. Początkowo dotyczyło to wyłącznie bohaterek serii japońskich i nazywało się po prostu „Japan Saimoe Tournament”, ale ponieważ od 2008 roku zaczęły się pojawiać tam także postaci z serii koreańskich, nazwa uległa drobnej zmianie. Zajmującej jedną stronę lekcji japońskiego nie podejmuję się oceniać merytorycznie, jednak sprawia ona raczej wrażenie luźnych refleksji niż kursów takich, jakie pamiętamy z „Kawaii” czy „Mangazynu”. Reszta działu to krótkie informacje o dwóch japońskich zespołach - Raphael i Glay, (ech, ten engrish, rubimy go, nieplawdaż?), oraz na koniec, gratka dla fanów Naruto, czyli przepis na ramen.
Wrażenia ogólne? Raczej pozytywne. Zwraca uwagę aktualność tematyki, twórcy starają się koncentrować na nowościach, nie zanudzając nas kolejnymi już recenzjami Bleach, Naruto czy Death Note. Dodatkowo, na tyle na ile to możliwe, podchodzą do opisywanych przez siebie tytułów krytycznie. Ciut gorzej jest tu z wzmiankowanym działem rzekomej „klasyki”. Sporo tu ciekawostek i zasadniczo, do pełni szczęścia brakuje mi chyba tylko jakieś relacji z zachodniego konwentu. Podejrzewam, że nie tylko ja chętnie bym taką przeczytał. Co więcej, „J-zine” koncentruje się niemal wyłącznie na anime (co wynika z profilu wydającej go strony), preferujący komiks japoński fani nie mają tu zbyt wiele do czytania. Porównując go z polskimi odpowiednikami - jest lepszy, ale trzeba pamiętać, że tu pracuje ekipa międzynarodowa. Jako wzór do naśladowania, nasi rodzimi edytorzy, mogą go z powodzeniem wykorzystać, fani zaś znajdą w nim na pewno coś ciekawego dla siebie.
J-Zine możecie pobrać ze strony: J-Zine
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.