Opowiadanie
Ne proderes cordem
Część 1
Autor: | Pleiades |
---|---|
Serie: | Final Fantasy |
Gatunki: | Dramat, Fantasy |
Dodany: | 2009-02-09 18:22:13 |
Aktualizowany: | 2009-02-09 18:25:13 |
Następny rozdział
Zamieszczono za zgodą autorki. Pobrane z portalu
Disclaimer: postacie nie należą do mnie... Co za szkoda... Należą do Square i Final Fantasy 8 wraz ze wszystkimi Twórcami, którzy przyczynili się do wydania tego swojego jRPGowego Dzieła...
Kilka słów o poniższym opowiadaniu.
Tym razem absolutnie tekst poważny...
Nie jest to romansidło i wbrew pozorom nie jest to wcale tekst o intymnych relacjach pomiędzy rycerzem i czarownicą, choć nie powiem, aluzje są dość niedwuznaczne. Jeśli się jednak spodziewacie jakiejś hentajowej scenki, to oczy precz od tekstu, bo niedoczekanie wasze...
Jest to, jakkolwiek nie patrzeć, opowiadanie bardzo osobiste... Ostatnio często, zbyt często, myślę i o śmierci i o samotności, a człowiekowi w takim stanie nie pozostaje nic innego, jak przelać gorycz i złość na papier...
Skupiłam się więc na profilu psychologicznym Seifera... Poddałam go w tej mojej złości i rozpaczy dogłębnej analizie... Tak, tak, zastanawiam się, co mógł czuć i co myśleć, kiedy musiał (musiał? Czy chciał?) walczyć dla swojej czarownicy. No i czy na pewno dla swojej? Był święcie przekonany, że poświęca się dla Edei, nie dla tej, która tak naprawdę jest sprawczynią całego tego zamieszania. Jak dla niego mogła być dobijająca wiadomość, że został wykorzystany, trudno powiedzieć. Seifer jednak zawsze wydawał mi się wrażliwym chłopakiem i w Galbadia Garden był mocno zdeterminowany. A że, jak wiecie, zawsze uważałam, że ta cała sprawa z _romantycznym_ marzeniem Seifera jest dość podejrzana, stąd właśnie takie a nie inne przedstawienie owej sytuacji.
Jednocześnie również przedstawiłam tu eskalację złości Ultimecji. Od jej pierwszych bezczelnych prób wykorzystania rycerza do spełniania wszelkich zachcianek poprzez stawianie poważniejszych żądań aż po uzmysłowienie mu, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia i cokolwiek zrobi, i tak jest zgubiony...
No i pomiędzy ich wzajemnymi relacjami znajduje się pewna prawda, którą staram się sobie uzmysłowić. "Ne proderes cordem" często muszę sobie ostatnio to powtarzać w myślach, bo tylko dzięki temu mottu mam jeszcze siłę wytrzymywać to wszystko i walczyć o to, co kocham.
I Seifer również...
Dlatego to tak osobisty tekst...
Cytat początkowy to przetłumaczone na łacinę słowa angielskiej piosenki - autora niestety nie znam...
---------
"Ne proderes cordem"
Atqui, iam ludus alius, Now it's another game;
Poste'abis, illi ridunt; After you go; they laugh.
Si tua interest, tace! If it matters to you, be quiet!
Ne proderes cordem. Don't betray your heart.
Vid'amorem utrinque iam, Ive seen love from both sides now,
Donante capienteque. By giving and by taking,
Attamen van'opinio But still an empty speculation
Tota doctrina amoris mi. Is the whole of my knowledge of love.
Metus, fletus, risusque -- Tears, fears and laughter --
Elat'amore, gaudere -- To rejoice, exalted by love --
Consilia, proposita -- Plans and intentions --
Credid'esse vitam. I've believed life to be.
Atqui, iam cari amici But now, close friends
Incipiunt mi dicere Are starting to tell me
Me mutavisse -- vere, sed I've changed -- true, but
Cotidie muto. Every day I change.
Vidi vitam utrinque iam, I've seen life from both sides now,
Victoris atque cladibus, From victories and from utter defeats,
Attamen van'opinio But still an empty speculation
Tota doctrina vitae mi. Is the whole of my knowledge of life.
Siedział w fotelu, z oczami wlepionymi w Delinga. Nie myślał zupełnie o niczym. Trząsł się z szoku i przerażenia, dygotał na całym ciele. Ledwie słyszał, co prezydent do niego krzyczy, niewiele docierało do jego skołowanego umysłu.
- Za takie coś, gnojku - warczał Deling - powinienem cię z miejsca kazać rozstrzelać! Takich drani jak ty skazujemy na śmierć, nie będziesz zadzierać z rządem Galbadii, śmieciu!
Seifer milczał.
- Prezydencie... - spokojny, matczyny głos wypadający z jej ust, słowa z charakterystycznym południowym akcentem - Myślę, że wystarczy...
Seifer zamrugał oczami. Spojrzał na nią, spotykając się z jej jastrzębim wzrokiem. Jego świadomość krzyczała, powoli docierało do niego to, co się wydarzyło.
To była Ona. Żywa, prawdziwa, namacalna. Ona... I patrzyła na niego, wypowiadała spokojnie słowa, jej twarz taka, jak zawsze. Choć wyglądała nieco przerażająco w tej sukni, z tą biżuterią i makijażem, ale wciąż była taka sama, taka, jak ją zapamiętał.
- Pani ambasador - wybełkotał czerwony z wściekłości Deling - Takie coś nie może mu ujść na sucho, Ten chłopak zrobił coś okropnego, zaatakował głowę państwa! Powinienem kazać mu wpakować kulkę w łeb!
- Spokojnie. - odpowiedziała czarownica, nie odrywając oczu od bladej twarzy Seifera - Myślę, prezydencie, że bardziej przyda nam się żywy, niż martwy. Ten chłopiec jest uzdolnionym żołnierzem.
- Tak! Żołnierzem z ogrodu Balamb! Słowo daję, zapłacą mi za to! To akt agresji ze strony Balamb, napad na terytorium Galbadii, zdaje sobie pani sprawę, że wypowiedzieli nam tym samym wojnę?!
- Podejmiemy odpowiednie kroki, obiecuję. Natomiast, co do tego chłopca, to proszę to zostawić mnie. Zajmę się tym.
- Ale...
- Niech nas pan zostawi samych, prezydencie - rzekła Edea
- Pani Kramer, tak być nie może...
- Wyjdź - rozkazała uniesionym tonem. Spojrzała na prezydenta, wyciągnęła rękę przed siebie. Seifer był pewien, że rzuca jakieś zaklęcie. Prezydent znieruchomiał przez chwilę, gapiąc się na nią. Później westchnął i wzruszył ramionami
- Jak pani sobie życzy - rzekł - Ja w takim razie zajmę się sprawą naszego powrotu do stolicy. Muszą nam zorganizować lepszą ochronę, jak widzę, w tym cholernym kraju nie jest bezpiecznie, terroryści czają się na każdym kroku.
To powiedziawszy Vinzer Deling wyszedł z biura.
Nastała grobowa cisza. Czarownica wpatrywała się w Seifera, minę miała poważną. Seifer czuł, jak serce mu wali i jak krople zimnego potu występują mu na czoło.
Otwarła usta i wtedy Seifer po raz kolejny usłyszał jej niebiańsko piękny, czysty i spokojny głos.
- Seifer Almasy...
- M-matron... - wyszeptał zdrętwiałymi wargami.
Uśmiechnęła się nieznacznie
- A więc znowu się spotykamy... Kto by pomyślał... Seifer... SeeD z Ogrodu Balamb...
Nie odpowiedział, zahipnotyzowany jej spojrzeniem.
Wstała z krzesła i powoli podeszła do biurka, gdzie leżała legitymacja studencka Seifera. Wzięła ją w palce, przez chwilę przypatrując się jej w milczeniu.
- Masz już osiemnaście lat, chłopcze... Wyrosłeś, zmężniałeś... Jesteś inny, niż dawniej... Silniejszy, bardziej pewny siebie...
Seifer nadal milczał.
- Narobiłeś mi nie lada kłopotów, Seifer - rzekła po chwili czarownica - Atak na prezydenta to bardzo poważna sprawa. Musiałam interweniować. Zabijając go pokrzyżowałbyś mi plany, Seif.
- Matron, ja... - wybełkotał Seifer. Uciszyła go gestem.
- Myślę, że masz jeszcze szansę się zrehabilitować - ciągnęła Edea - Przyłączysz się do mnie?
- Do ciebie...? - zapytał, jak by nie dowierzając.
To wszystko jeszcze do niego nie docierało, był w szoku. Przyjechał do Timber z Quistis z rozkazem od Cida, aby zaatakować prezydenta, zabić go nawet, jeśli będzie taka potrzeba. Wszystko szło zgodnie z planem, weszli do stacji telewizyjnej bez kłopotów, wzięli Delinga za zakładnika, postawili żądania. A później spadły na nich kłopoty, jak grom z jasnego nieba; Zell zawsze miał niewyparzoną gębę, tym razem palnął największą głupotę pod słońcem. Wyznał nagle, że są SeeD z Ogrodu Balamb, wszystko zostało postawione na jedną kartę. Nie było już odwrotu dla Seifera, oj, nie było... Ostrze Hyperiona dociśnięte do szyi prezydenta, już miał to zrobić, kiedy, kiedy...
Pojawiła się znikąd. Zauważył ją dopiero, kiedy stanęła tuż na przeciw niego.
Nie miał pojęcia, kim jest, jej twarz ukryta za maską. Tylko ten głos, tak dziwnie znajomy, tak swojski jak najcieplejsze Wspomnienie...
Był przerażony, nie wiedział co robić. Ta kobieta przemawiała do niego, chciała, aby puścił Delinga i się poddał. Nie zamierzał, czekałaby go jedynie haniebna śmierć, chciał dokończyć zadanie...
I wtedy ona uniosła rękę i poczuł, że jego umysł ogarnia magia. Potężna, straszliwa magia. Nie mógł się już dłużej opierać. Upadł na kolana, wypuszczając broń z ręki.
Jej dłoń, jej dłoń dotykająca jego czoła, świeżej czerwonej blizny. Jej palce przeczesujące jego włosy...
Znał ten dotyk... Już kiedyś czuł te palce w swoich włosach...
Zdjęła maskę i nareszcie ujrzał jej twarz.
Nie mógł jej pomylić z nikim innym. Tych żółtych oczu, delikatnych ust, zgrabnego nosa nigdy nie zapomniał.
Matron... Jego ukochana Matron...
A teraz stała na przeciw niego, z delikatnym, jak by wymuszonym uśmiechem na ustach i pytała go, czy zechce przyłączyć się do niej.
Tyle sprzecznych uczuć toczyło walkę w sercu Seifera. Nie wiedział, jak nad nimi zapanować. Miał ochotę krzyczeć, był skołowany, nie wiedział już kim jest, dzieckiem, chłopcem, mężczyzną...
Patrzył na Edeę i wielkie pragnienie ogarniało jego szalejący umysł. Tak bardzo chciał rzucić się w jej ramiona, objąć ją, przytulić, gładzić dłonią jej czarne jak krucze pióra włosy, całować jej ciepłą, pachnącą skórę i powiedzieć jej, jak bardzo tęsknił, jak bardzo mu jej brakowało przez te wszystkie lata. To było dziwne pragnienie i dziwne uczucie...
Nie zrobił tego. Westchnął tylko głęboko, kiedy do jego oczu zaczęły napływać łzy. Zwalczył je, jego głos jednak się załamał, kiedy odezwał się wreszcie do niej.
- Oczywiście, Matron... Pójdę z tobą, wszędzie, gdzie tylko zechcesz.
- Dobrze, Seifer - rzekła do niego, uśmiechając się bardziej szczerze - Cieszę się, że cię spotkałam po tylu latach.
- Matron, ja... nigdy bym się nie spodziewał, nie miałem pojęcia, że tutaj jesteś... Opuściłaś nas tak dawno temu, myślałem że... że... nie żyjesz... Wybacz...
- Cóż, Seifer. Ale spotykamy się znowu. To chyba przeznaczenie... - odpowiedziała - Widzę, że Cid dobrze cię wyszkolił - jej wzrok omiótł Hyperiona, wpatrzyła się przez sekundę w gunblade z wyraźną fascynacją - zostałeś żołnierzem, tak jak zawsze o tym marzyłeś...
- To nie było moje marzenie - odparł Seifer, zdając sobie sprawę z tego, że ma o wiele ważniejsze marzenie. Najważniejsze ze wszystkich, to, któremu poświęcił życie. Marzenie, aby zostać rycerzem. Jej rycerzem - Zresztą nie jestem SeeD, niestety zawaliłem egzamin, nie spełniłem waszych oczekiwań, Matron...
- Och? - uniosła brew w zdziwieniu - Ale, jak zakładam, tą bronią umiesz się posługiwać?
- Tak jest.
- W takim razie - rzekła - spełniłeś oczekiwania, przynajmniej moje. Chodź, Seifer, jedziemy do Deling. Razem.
Tego dnia Seifer, pierwszy raz od bardzo dawna, poczuł się naprawdę szczęśliwy i spełniony.
---
Skinął głową na dwóch strażników stojących w korytarzu prowadzącym do jej pokoju, nakazując, aby odeszli, po czym podszedł do dębowych drzwi i zapukał lekko.
- Proszę! - rozległ się głos ze środka.
Wszedł powoli i ukłonił się w stronę czarownicy
- A, Seifer... - rzekła do niego, wstając od stołu. Właśnie kończyła kolację. Wzięła w dłonie karafkę i nalała do dwóch kieliszków wino. Podeszła do Seifera i podała mu jeden kieliszek.
- Za Galbadię - rzekła, wznosząc toast. Seifer coś mruknął pod nosem, nie mógł oderwać od niej wzroku.
Wyglądała przepięknie. Przebrała się, nie chodziła już w oficjalnym stroju, była bardziej naturalna. Miała na sobie czarną sukienkę do połowy łydki, z poszerzanymi rękawami i ozdobną koronką przy dekolcie. Rozpuszczone włosy swobodnie opadały na jej ramiona. Delikatnie pomalowane oczy patrzyły na niego ciepło, a na jej różowe usta zbłądził lekki uśmiech.
- Mam nadzieję, że przychodzisz z dobrymi wieściami? - zapytała w końcu.
Przytaknął
- O nic się nie martw, Matron. Wedge pilotuje Ogrodem, Posse wybili prawie wszystkie potwory uwolnione z podziemi. Jutro dolecimy do Centry.
- Wspaniale. - przyznała
- Mogę zapytać, po co my tam w ogóle lecimy?
- Ach, Seif, Seifer, dziecko drogie... - rzekła, przeczesując palcami jego policzek. Uwielbiał, jak tak robiła, uwielbiał też sposób, w jaki wypowiadała jego imię, przez wyraźne "e", stawiając akcent na ostatniej sylabie - Taki ciekawski, zawsze chcesz wszystko wiedzieć... Na razie ci nie powiem, to niespodzianka. Zobaczysz, jak będziemy już na miejscu.
- Skoro tak chcesz, Matron, to niech tak będzie.
- Seifer... - rzekła cicho, odstawiając puste kieliszki na stolik i wpatrzyła się z powagą w jego młodą przystojną twarz - Mówiłam tobie, abyś mnie nie nazywał Matron. Ja mam imię, jak byś nie pamiętał... Wolałabym, abyś do mnie zwracał się mniej oficjalnie, hmm? Zwłaszcza, że nie jesteś już dzieckiem.
- Edeo... - szepnął
- Od razu lepiej - powiedziała, zbliżając się do niego i obejmując go w pasie drobnymi ramionami. Zbliżyła twarz do jego twarzy i ucałowała go delikatnie w usta.
Serce Seifera waliło jak oszalałe. Ta kobieta działała na niego zniewalająco, po prostu była niesamowita. Nigdy by nie przypuszczał, że może go tak traktować, ale już w Deling przed paradą dała mu jasno do zrozumienia, że nie traktuje go jak to dawne, małe dziecko, ale oczekuje od niego czegoś więcej. To ona przejęła inicjatywę, to ona zadecydowała, aby ich związek był bardziej intymny. Tak jak w starożytnych legendach... Otulała go ciepłą magią, dawała poczucie siły, sprawiła, że Seifer po raz pierwszy od lat czuł się komuś potrzebny... A on poprzysiągł na własną krew, że będzie jej rycerzem. Na zawsze.
Spełniło się jego romantyczne marzenie.
Ucałował ją mocniej, wplatając palce w jej włosy. Smakował jej ust, zmysłowych, ciepłych, delikatnych. Bawił się z jej językiem, krzyżował z nią oddechy. Westchnęła lekko.
- Mmm... Jesteś perfekcyjny... - mruknęła
- Skoro tak twierdzisz... - wyszeptał pomiędzy pocałunkami
Pochwyciła jego dłoń i, wciąż się uśmiechając, pociągnęła go w stronę sypialni.
- Cóż, czeka nas długa noc nudnego lotu do Centry - rzekła zalotnie - Mam nadzieję, że mi potowarzyszysz?
Przełknął ślinę, uścisnął mocniej jej dłoń. Nie ruszył się z miejsca, nogi jakby wrosły mu w ziemię. Wyrzuty sumienia, jak oceaniczne fale, targały jego sercem i umysłem.
- Edeo... - rzekł w końcu - Ja nie wiem... czy to jest w porządku... Czuję się trochę tak, jak bym was zdradzał... Ciebie, Cida, rodzinę...
- Och, masz wątpliwości...? - zapytała, mrużąc lekko oczy. Uwielbiał, jak tak na niego patrzyła, rzucając spojrzenie spod gęstych czarnych rzęs - W pustynnym więzieniu raczej ich nie miałeś... Prawie z łóżka mi nie wychodziłeś...
- Przepraszam, ja... Nie chcę cię skrzywdzić...Boję się, że kiedyś mnie za to znienawidzisz...
- Znienawidzę? - zapytała ze zdumieniem - Za to, że jako jedyny zawsze o mnie pamiętałeś? Że przez całe te lata kochałeś mnie...? Że chciałeś być moim rycerzem i temu marzeniu poświęciłeś życie? Seifer, Seif... - pocałowała go delikatnie w usta - Potrzebuję cię, wiesz o tym? Jesteś moim największym odkryciem...
- A... a co z Cidem...? - zapytał drżącym głosem - To przecież twój mąż...
Otwarła szeroko oczy, przez jej oblicze przemknął grymas wściekłości
- Cid się nie liczy. Kiedy go ostatni raz widziałam, w ogóle? Cztery lata temu... Nawet ze mną rozmawiać nie chciał, wyrzucił mnie z Ogrodu, każąc iść precz. A tego, kiedy ostatni raz spał ze mną, to nawet nie mogę sobie przypomnieć. Łajdak, nasłał na mnie swoich podopiecznych, aby mi w Deling wpakowali kulkę w głowę. A on w tym czasie co robił? Liczył finanse Ogrodu? - syknęła - Skoro tak ważni są dla niego SeeD i kariera, to niech umiera za to...
Seifer milczał, przyglądając jej się badawczo. Chwilami nie rozumiał, co też jej chodziło po głowie.
- Więc jak będzie, rycerzu? - zapytała go w końcu, obejmując ramionami i wtulając twarz w jego szyję. Seifer westchnął głęboko, czując otaczające go ciepło i zapach tej, którą tak kochał - Zajmiesz się mną? Będziesz się ze mną kochał...? Czy mam w samotności nocy liczyć tylko na własne palce?
I nim zdążył pomyśleć o czymkolwiek innym usłyszał sam siebie, swój stłumiony, uległy głos.
- Jestem tu dla ciebie, zawsze...
- Chodź, Seif - wyszeptała czule. Pociągnęła go w stronę sypialni. Tym razem nie oponował.
Usiedli na brzegu łóżka, przez chwilę przypatrując się sobie nawzajem.
- Czasami nie mogę w to uwierzyć, Edeo - szepnął Seifer, przymykając oczy - Że jesteśmy razem, że mnie zaakceptowałaś... No i lecimy w tym bajecznym Ogrodzie na spotkanie własnego przeznaczenia.
Westchnęła cicho.
- Seifer... - wyszeptała po chwili. Otwarł oczy i spotkał się z jej złotym spojrzeniem. Patrzyła na niego żółtymi oczami, na jej twarzy powaga i determinacja - Muszę ciebie o coś poprosić...
- Tak...? - odpowiedział, marszcząc brwi. Jej poważne oblicze było nieodgadnięte.
- Oni tu przylecą. Wiem to... - rzekła.
- Edeo...?
- Balamb Garden. Nie przerwali nam jedynie misji w mieście Balamb. Polecą za nami. Wiem o tym i przeczuwam, że oni się zjawią...
- Cholera... - syknął Seifer, po czym zaczął leniwie całować jej ramię i mówić do niej pomiędzy pocałunkami - Nie martw się, zajmę się nimi - obiecał.
- Dobrze. - rzekła cicho - Bo o to chcę prosić. Musisz to zrobić. Obiecaj mi, że zgładzisz każdego, kto stanie nam na drodze... SeeD z Balamb muszą umrzeć.
Oderwał usta od jej rozpalonego ciała i spojrzał na nią z konsternacją.
- Edeo... Czy to konieczne? Wiesz dobrze, kto jest na pokładzie...?
- Wiem - odpowiedziała, przez jej oblicze przetoczyła się fala złości - Ten, który mnie porzucił i zdradził. Cid...
- Nie tylko on - przypomniał Seifer - Również Squall i reszta... Na pewno tutaj przybędą...
- I co z tego? - zapytała dość obojętnie, po czym dodała - Masz ich zabić, jak najprędzej.
Seifer był skołowany. Przez chwilę patrzył na nią bez słowa, jego ręce, mimo wszystko, obejmujące ją czule.
- Nie rozumiem ciebie czasami... - odparł po minucie - Tyle poświęciłaś dla twojego sierocińca, chciałaś z nami być, opiekować się nami...
- Żartujesz chyba? - odpowiedziała po chwili - A jakie to ma znaczenie? Zbyt krótko to trwało, abym przywiązała się do tego sierocińca... Mieliście po cztery, pięć lat, jak tam trafiliście, półtora roku później już byliście rozlokowani w Ogrodach i nowych rodzinach...
- Squall i reszta... To twoje dzieci... Twoi SeeD... Kochałaś ich...
- Kochałam? - zaśmiała się gorzko - Tych, których Cid mi odebrał dla własnych celów? Przez całe czterdzieści lat swojego nędznego życia ten stary dureń myślał tylko o sobie; specjalnie wpakował w ich młode umysły GFy, aby zapomnieli o mnie! Wiesz, ja ich nienawidzę! Chcę, aby umarli.
- Zawsze kochałaś dzieci... - odparł Seifer nieśmiało.
- Nigdy ich nie kochałam. NIGDY! - odpowiedziała, zaciskając zęby i sycząc jak wściekła wężyca - Pragnę ich śmierci najbardziej na świecie. Zrób to dla mnie i ich wykończ! Po to masz Hyperiona!
- Matron... - Seifer się zawahał
- Mówiłam tobie, żadna Matron! Chcesz się ze mną kochać, a jednocześnie nie możesz zapomnieć o przeszłości? Co się z tobą dzieje, Seif? Za słaby jesteś?
Przygryzł nerwowo wargę.
- Nie, nic... W porządku, będzie, jak zechcesz. Obiecałem przecież...
Uspokoiła się nieco i westchnęła głęboko
- Dobrze. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli do tego ponownie wracać.
- Nie będziemy. Obiecuję, Mat... Edeo...
Wskazane byłoby solidne wyczyszczenie tekstu z wielokropków - bo zdania w rodzaju "Matron, ja... nigdy bym się nie spodziewał, nie miałem pojęcia, że tutaj jesteś... Opuściłaś nas tak dawno temu, myślałem że... że... nie żyjesz... Wybacz..." wyglądają bardzo kiepsko.