Opowiadanie
Wykład: Maski w Japonii: symbolika, sztuka, magia – relacja
Autor: | moshi_moshi |
---|---|
Korekta: | IKa |
Kategorie: | Japonia, Społeczeństwo, Relacja |
Dodany: | 2009-03-05 14:44:28 |
Aktualizowany: | 2012-07-02 13:54:28 |
Muzeum Śląskie w Katowicach w ramach wystawy „Maska. Magia - Sztuka - Metamorfoza”, organizuje szereg wykładów i koncertów, związanych z teatrem i przede wszystkim z samymi maskami. Jednym z takich przedsięwzięć kulturalnych, które odbyło się 19 lutego, był wykład pani Wioletty Laskowskiej, pracownicy Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie, pod tytułem „Maski w Japonii: symbolika, sztuka, magia”. Przyznam bez bicia, że nie jestem wielką fanką teatru, ale jako studentka historii sztuki, interesująca się również kulturą Japonii, nie mogłam przegapić takiej okazji. Ponieważ na takie spotkanie najlepiej wybrać się w towarzystwie kogoś, z kim będzie można potem wymienić spostrzeżenia, umówiłam się z koleżanką o podobnych zainteresowaniach.
Muzeum Śląskie jest „ciekawym” budynkiem, dlatego na początku koleżanka i ja miałyśmy spory problem z odnalezieniem sali, w której ma się odbyć wykład. Oprócz tablicy informacyjnej na zewnątrz gmachu, próżno było szukać jakichkolwiek wskazówek, gdzie odbywa się spotkanie i dopiero pewien misiowaty pan wskazał nam odpowiedni kierunek. Dodatkowo okazało się, że niestety szatnia jest czynna tylko do piętnastej i nasze „norki” muszą nam towarzyszyć. Z kolei sala, w której wszystko miało się odbyć, okazała się miejscem kameralnym, ale na szczęście ciepłym. Nie sądziłam, że wykład wzbudzi aż takie zainteresowanie, osób było naprawdę mnóstwo i to w najróżniejszym wieku - od dzieci, które wyglądały na podstawówkę, po osoby starsze. Kiedy już wszyscy w miarę wygodnie się usadowili, jedna z pań organizatorek stwierdziła, że szatnia jednak zostanie czynna dłużej i jesteśmy proszeni o oddanie do niej płaszczy (nie skorzystałyśmy), a tak w ogóle to rozpoczęcie wykładu będzie miało miejsce nie tutaj, ale w sali z eksponatami (wcześniej nie można było tego powiedzieć…). O ile pierwsza informacja spowodowała na chwilę spory zamęt, o tyle druga okazała się być całkiem niezłym pomysłem. Osoby, które nie miały do tej pory okazji obejrzeć wystawy, mogły dzięki temu nadrobić zaległości i przyjrzeć się naprawdę ciekawym eksponatom z całego świata. Po krótkim wprowadzeniu i zaprezentowaniu zgromadzonym jedynej pochodzącej z Japonii maski, zostaliśmy zaproszeni z powrotem do naszej sali. W tym momencie na jaw wyszły wszystkie niedociągnięcia organizacyjne: miejsca było mało, przez co duża część słuchaczy musiała stać w ścisku (tutaj akurat niewiele dało się zrobić, takie warunki lokalowe), a laptop udostępniony przez Muzeum nie miał zainstalowanych japońskich znaków i przygotowana prezentacja multimedialna straciła na efektowności. Ja naprawdę rozumiem, że taka impreza to mimo wszystko mniejszy lub większy bałagan, ale zazwyczaj organizatorzy starają się go jakoś ukryć, tutaj natomiast wszystkie niedociągnięcia było widać jak na dłoni. Pocieszający jest fakt, że pracownicy muzeum również zdawali sobie z tego sprawę i przeprosili słuchaczy za wszystkie „wpadki”.
Nie będę tutaj streszczać całego wykładu, powiem tylko, że odbył się on zgodnie z planem zamieszczonym na stronie internetowej. Pani Laskowska zaczęła od najstarszych form teatralnych: gigaku, bugaku, geodo, które stały się podstawą teatru nō, czyli głównego tematu wykładu. Miałam okazję dowiedzieć się skąd w ogóle wziął się ten rodzaj sztuki, jak zbudowana jest scena, jaka rolę spełniają poszczególne pomieszczenia, jaką funkcję oprócz architektonicznej pełnią cztery filary podtrzymujące scenę, itp. Oczywiście nie mogło zabraknąć masek - teraz już wiem jak odróżnić postać młodej dziewczyny od postaci kobiety dojrzałej i co oznaczają złote gałki oczne u demona. Oprócz teatru nō, bardzo obszernie omówiono zagadnienia związane z innymi odmianami teatru japońskiego czyli kyōgen, kabuki i bunraku. Nie zabrakło ciekawostek dotyczących rekwizytów, występów i aktorów. Za duży plus uważam sposób prowadzenia wykładu. Pani Laskowska zaczęła od podstaw, wszystko tłumaczyła w taki sposób, aby nawet osoby nie mające zielonego pojęcia o sztuce japońskiej mogły z niego coś wynieść. Tylko raz zazgrzytałam zębami, kiedy prowadząca przy okazji prezentowania masek przedstawiających zwierzęta, określiła tanuki (jenot), jako coś pomiędzy szopem a borsukiem (bodajże)... Najzabawniej wypadła końcówka wykładu, podczas której zaprezentowano słuchaczom fragment przedstawienia nō. Jeżeli ktoś miał kiedyś okazję obejrzeć taką sztukę, wie w jakim tempie rozwija się akcja. Dlatego kiedy po dziesięciu minutach aktor poruszył się zaledwie o kilka centymetrów, wydawało mi się, że zaraz cała sala albo wyjdzie, albo zacznie mu głośno kibicować. Trzeba przyznać, że było to ciekawe doświadczenie, lecz jeżeli ktoś zaprosi mnie kiedyś na taki występ, muszę koniecznie pamiętać o poduszce. Niestety na fragmenty przedstawień innych rodzajów teatru japońskiego zabrakło już czasu, ale i tak dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy i w interesujący sposób spędziłam czas. Sama prowadząca okazała się niezwykle sympatyczną osobą i zupełnie nie zwracając uwagi na problemy organizacyjne i techniczne (w pewnym momencie laptop odmówił współpracy), opowiedziała o teatrze w sposób ciekawy i pełen humoru. Po zakończeniu wykładu chętnie też odpowiedziała na wszystkie pytania. Mam nadzieję, że to nie ostatnia tak udana impreza w Muzeum Śląskim. Osoby, które miały okazję iść, ale się nie zdecydowały, mogą tylko żałować.
____________
Zdjęcie:
Maska teatralna bóstwa o czerwonej twarzy (Japonia XIX/XX), Państwowe Muzeum Etnograficzne.
Artykuł dobry
Bardzo dobry artykuł. Fajna treść. Gratulacje za dobrą pracę