Opowiadanie
Śmiech jest najlepszym lekarstwem
Powrót
Autor: | literatiwannabe |
---|---|
Tłumacz: | IKa |
Serie: | Stargate SG-1 |
Gatunki: | Parodia, Romans |
Dodany: | 2009-04-15 19:10:19 |
Aktualizowany: | 2009-04-15 19:10:19 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zamieszczone za zgodą autorki. Oryginał.
Sam oczekiwała wielu reakcji na jej niespodziewaną wizytę w Waszyngtonie, ale nie była pewna, czy pomruk i odsunięcie się od niej znajdowało się na tej liście.
Żeby oddać sprawiedliwość, Jack właśnie spał więc raczej nie mogła go winić za brak jakiegokolwiek entuzjazmu. Ale nadal, kiedy już umościła się pod kołdrą, bardzo musiała się starać, żeby jej dziewczęca strona duszy nie nadęła się obrażona.
- Zimne nogi - wymamrotał Jack, odsuwając się jeszcze dalej.
- Przepraszam - szepnęła, wiedząc, że to prawda. - Pada.
Przez chwilę wydawało się, że to będzie koniec rozmowy i nastawiła się z rezygnacją na bardziej entuzjastyczne powitanie rankiem. Ale gdy już zrobiło się jej wygodnie i powoli zapadała w sen, przeturlał się bliżej, przyciągając ją do siebie i moszcząc się wygodnie w bardzo właściwy sposób.
- To ty - zauważył zachwycony na tyle, na ile mógł być zachwycony zaspany mężczyzna.
- Ostatnim razem, kiedy sprawdzałam - odparła.
- Jesteś tutaj - usłyszała w odpowiedzi.
Rozczochrała mu włosy nie ukrywając ciepłego uśmiechu i odparła:
- Tak.
- To... brze... - usłyszała, zanim znów nie zasnął.
Cóż, chciała żeby zauważył jej obecność. Teraz ledwo mogła się ruszyć - owinął się wokół niej, i, podejrzewała, że chyba nawet trochę się ślinił przez sen. Ale nawet teraz, ta dziewczęca strona duszy twierdziła, że to był najlepszy pomysł jaki miała przez cały tydzień.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.