Opowiadanie
We will make it through...
There's no other way when it comes to the truth
Autor: | annie2021 |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2009-09-17 09:23:04 |
Aktualizowany: | 2009-09-17 09:23:04 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Lina zamknęła cicho drzwi i oparła się o nie plecami, omiatając wzrokiem swój pokój. Proste łóżko obok dywanika, biurko, krzesło... Na komodzie kilka drobiazgów, kilka zapalonych świec i bukiet suszonych kwiatów. Wszystko pogrążone w lekkim półmroku, jako że zapadał już zmrok. Lina podeszła do otwartego okna i usiadła na parapecie. Podkurczyła nogi pod brodę i zapatrzyła się na wieczór graniczący z nocą. Nagrzane zapachy dnia przenikały się z rześkim aromatem nocy, cykały świerszcze. Lekki wiatr wionął jej w twarz, poruszając zwiewną firanką. Z każdą minutą szarość nieba coraz bardziej zmieniała się w czerń. Lina wzięła ze stolika kubek z herbatą, pozostawioną jej przez służbę. „Nie mogę zostać…” pomyślała, upijając łyk napoju. „Amelia wprawdzie ma ogromne nadzieje na to, że jeśli tu zamieszkam na stałe, to uda jej się wyprawić podwójne wesele… Ona z Zelem i ja z Gourry’m. Niedoczekanie… Nie, nie mogę zostać… Jeśli powiem im jutro, że odchodzę, Gourry może stwierdzić, że też idzie, a ja nie chcę mu psuć jako takiej kariery” - uśmiechnęła się blado do siebie. Podeszła do biurka i wyciągnęła z szuflady kartkę papieru i pióro.
Amelio, Gourry, Zelgadisie…
Wybaczcie, że nie umiem pożegnać się z Wami twarzą w twarz, ale podejrzewam, że było by to dla mnie za trudne… Nie mogę zostać… Nie jestem jeszcze gotowa na ‘ustatkowanie się’. Proszę, nie szukajcie mnie. Odchodzę gdzieś w nieznane, sama jeszcze nie wiem, gdzie. Nie traćcie jednak nadziei: będę Was odwiedzać od czasu do czasu. Życzę udanego pożycia małżeńskiego, księżniczko, i tobie Zel też… Przepraszam, że nie dotrzymam obietnicy…
Żegnajcie,
Lina.
Ostatnia świeczka powoli dogasała. Lina odłożyła pióro na jego miejsce i ułożyła list na biurku tak, aby inni mogli go zobaczyli. Podeszła cicho do okna. Na dworze panowała już nieprzenikniona ciemność. Poczuła delikatny wiatr owiewający jej twarz.
- Levitation - powiedziała i uniosła się w górę, po czym wyleciała na zewnątrz, pozostawiając otwarte okno. Wzniosła się ponad zamek, aby nikt jej przypadkiem nie zobaczył. Leciała przez miasto. Wszyscy byli pogrążeni w głębokim śnie - na ulicach nie było żywej duszy… W żadnym domu nie paliło się światło. Lina unosiła się wysoko nad domami, co chwila odwracając się i zerkając na zamek. Myślała o Zelgadisie… Oszukała go… Swojego przyjaciela… Już podczas rozmowy z nim wiedziała, że nie zostanie. Po co robiła mu nadzieje? Po co? Gdy jutro przeczyta jej list, będzie bardzo rozczarowany… Zostawiła go samego z tyloma problemami… Przede wszystkim z tym ślubem mimo jego woli, ale kto wie, może spodoba mu się takie pałacowe życie…
Gdy dotarła do granic miasta postanowiła iść, aby nie tracić energii. Trochę przerażała ją myśl o samotnym podróżowaniu. Gdyby coś się jej stało, nikt by jej nie pomógł. Do tej pory zawsze podróżowała z Gourry’m. Był przy niej zawsze i zawsze mogła na niego liczyć. Może i nie błyszczał inteligencją, ale w głębi duszy czuła, że jest dla niej bardzo ważny. W jakimś sensie go kochała… ale to nie było zakochanie… Raczej braterska miłość. Lina nie pozwoliłaby sobie na tak manipulujące człowiekiem uczucie, jakim jest miłość. Taka czysta i prawdziwa, jaką darzą siebie kochankowie. To nie dla niej, samowystarczalnej czarodziejki, która wszystko wie najlepiej. Tylko dlaczego teraz czuje się taka samotna? Coś się zmieniło i ona to czuła… Tylko co?
Szła leśną ścieżką, oświetlając sobie drogę Lighting’iem. Gdzieś w oddali słychać było wilki i inne leśne zwierzęta. Po pewnym czasie ogarnęło ją zmęczenie. Na szczęście wypatrzyła w okolicy polankę, która nadawała się na nocleg. Była zmuszona położyć się na nagiej ziemi, gdyż nie zabrała z zamku dosłownie nic. Ułożyła się więc jak najwygodniej mogła na trawie i przykryła swoją peleryną. To była gwieździsta noc. Lina, wpatrując się w niebo, miała wiele myśli. Jak zareagują jej przyjaciele, gdy odkryją, że uciekła? Czy będą jej szukać? Czy Zelgadis będzie szczęśliwy z Amelią? Czy Gourry będzie się czuł dobrze w Sailune? Czy dobrze zrobiła, zostawiając ich? Czarodziejka, myśląc nad tym wszystkim, zasnęła, sama nie wiedzą kiedy.
Gdy się obudziła, było już jasno. Słońce świeciło wysoko na niebie, oblewając wszystko złotymi promieniami. Lina powoli wstała. Przeciągnęła się, ziewając.
- Jeść! - powiedziała do siebie. Ułożyła dłońmi rozczochrane włosy i postanowiła wzlecieć nad drzewa, aby rozejrzeć się za jakimś jeziorkiem, w którym mogłaby się wykąpać i złowić kilka ryb na śniadanie. Unosząc się nad lasem za pomocą Levitation, wypatrzyła niedaleko niewielki zbiornik wodny. Podleciała do niego, lądując na brzegu. Kucnęła, żeby sprawdzić temperaturę wody. Była na tyle ciepła, że nie musiała ogrzewać jej dodatkowo magią. Przebiegła wzrokiem po najbliższej okolicy, aby sprawdzić, czy nikt jej nie będzie podglądał. Gdy upewniła się, że jest sama, rozebrała się i zanurzyła w wodzie. Jezioro nie było głębokie, więc Lina czuła grunt pod nogami. Siedząc w wodzie wsłuchiwała się w śpiew ptaków. Nagle jej błogi spokój przerwał głośny plusk dobiegający z niedaleka. Lina zaczęła się przemieszczać jak najciszej mogła w stronę miejsca, skąd dobiegał odgłos. Zauważyła, że ktoś siedzi w wodzie tak jak ona, zażywając kąpieli. Postanowiła przybliżyć się jeszcze bardziej, aby zobaczyć, kto to. Pomimo tego, iż stał odwrócony plecami do niej, Linie udało się oszacować, że to mężczyzna. Nagle osobnik zanurkował w wodzie i Lina już nie mogła go zobaczyć. Rozglądała się na boki, ale chłopaka nigdzie nie było widać. „Utopi się” - pomyślała. Nagle poczuła, że ktoś trąca ją w ramię. Machinalnie wyprostowała się i odwróciła, tak, że słup wody sięgał jej zaledwie do pasa.
- Fireball!! - zapiszczała, nie czekając na wyjaśnienia zaczepiającego ją osobnika. Ognista kula poleciała w stronę mężczyzny, wyrzucając go na brzeg. Lina, korzystając z okazji, pobiegła się ubrać. Gdy wróciła, chłopak dalej leżał na brzegu, starając się podnieść. Lina pisnęła, kiedy odkryła, że chłopak jest cały roznegliżowany. Natychmiast, gdy zauważył dziewczynę, zakrył rękami swoje przyrodzenie. Czarodziejka zaraz potem zdała sobie sprawę, że zna mężczyznę.
- Zel, co ty tu do cholery robisz?! - krzyknęła.
- Mógłbym cię zapytać o to samo… Um… Lina możesz się odwrócić…? Chciałbym się ubrać… - odrzekł chłopak, rumieniąc się. Lina nie odpowiedziała, tylko odwróciła się, czekając na sygnał, Zelgadisa, kiedy będzie ubrany.
- Już? - spytała.
- Yy… Chwila… No dobra, już… - odpowiedział. Dziewczyna podeszła do przyjaciela i spojrzała mu głęboko w oczy. Zel, przerażony tym, co jej może chodzić po głowie nawet nie drgnął. Chwilę później dostał od Liny w twarz, co niestety zabolało Linę.
- Czy ty się nigdy nie nauczysz, że bijąc mnie sama sobie robisz krzywdę? - spytał speszony. - A za co dostałem? - ciągnął, tłumiąc śmiech.
- Jak to za co?! Podglądałeś mnie! - krzyknęła.
- Ja ciebie?! To ty się skradałaś w moim kierunku! - oburzył się.
- Bo cię nie poznałam! A potem, jak mnie szturchnąłeś w ramię, to…
- To podniosłaś się na taką wysokość, że ci było wszystko widać… - dokończył za nią chłopak. - Ale nie martw się, i tak tam nie miałaś zbytnio czego chować, więc się nie...
- FIREBALL!!! - wydarła się Lina, rzucając w Zela kolejną ognistą kulą.
- Ej, a to za co?!
- Ty już się lepiej nie odzywaj, bo dostaniesz jeszcze raz!!! Ech… Powiedz mi lepiej, czemu nie ma cię przy Amelii?
- Uciekłem. - odrzekł krótko Zel, ale widząc pytające spojrzenie Liny, dodał - Nie mogłem tam zostać. Nie jestem gotowy na małżeństwo i takie sprawy. Uciekłem wczoraj. Dasz wiarę, że Phil chciał, żebym spał z Amelią?! Ale coś tam wymyśliłem o zachowaniu czystości przed ślubem i na szczęście spaliśmy w osobnych pokojach… Ja nie wiem, o co im chodzi z tym ślubem… Przecież Amelia to jeszcze dziecko, nie dorosła do tego… Ale…Lina, ty też miałaś tam zostać, tak mi bynajmniej mówiłaś…
- Ty też twierdziłeś, że zostaniesz, a i tak uciekłeś… Ja też jeszcze nie jestem gotowa na coś takiego i tyle… Również uciekłam wczorajszej nocy…
- Nie sądzisz, że to dziwne, że nie natknęliśmy się na siebie w okolicach zamku?
- Musieliśmy się minąć… - zadumała się i chwilę później zachichotała pod nosem.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał zdziwiony.
- Rycerz musi stawić czoła niebezpieczeństwu bez cienia strachu o własne życie - zacytowała , śmiejąc się.
- Nie śmiej się!! Nie miałem wyboru… A dokąd zmierzasz?
- Teraz? Coś zjeść! Umieram z głodu!!!
- Masz szczęście, że zanim cię spotkałem, nałowiłem trochę ryb… Chodź, tam je zostawiłem - powiedział i wskazał ręką stożek ułożony z ryb. Rozpalili ognisko, wcześniej ułożone przez Zela i zaczęli smażyć ryby.
- Zel…? - zaczęła niepewnie Lina.
- Tak?
- Gdzie ty właściwie teraz masz zamiar iść? - zapytała.
- Jak to gdzie? Do Bitoku rzecz jasna… Mam zamiar odnaleźć te Raiony. - odrzekł.
- A mogę iść z tobą? Nie chcę podróżować sama. Obiecuję, że nie będę ci przeszkadzać ani sprawiać żadnych problemów…
- Nie będziesz? - zaśmiał się Zel. - Wiesz, jeśli moje problemy mają być związane z tobą, to mogę je mieć…
No w końcu....
No w końcu pomieszane parringi XD O ile są pomieszane.
Na prawdę lubię tego rodzaju historie ale w polskiej wersji językowej za wiele takowych nie ma. Mam nadzieję, że ten fic będzie równie fajny na jaki wygląda.