Opowiadanie
Toro Nagashi
Rozdział 2
Autor: | Enchantable |
---|---|
Korekta: | IKa |
Tłumacz: | naughty_girl87 |
Serie: | Bleach |
Gatunki: | Dramat, Fantasy, Mistyka, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Tłumaczenie |
Dodany: | 2009-11-21 17:47:16 |
Aktualizowany: | 2009-11-21 17:48:16 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Tłumaczenie zostało zamieszczone za zgodą autora.
Oryginał: Toro Nagashi
Gin znalazł Hinamori w archiwum. Stojąc na krawędzi najwyższego stopnia drabiny, starała się dosięgnąć jednego ze starszych zwojów. Jak pozostali Shinigami, była ubrana na biało. Gin podziwiał ją za lojalność Aizenowi. Domyślał się, że gdyby ten kazał jej iść do piekła i z powrotem, pewnie by to zrobiła. Już to zrobiła. Jej małe palce zamknęły się wokół zwoju i wyciągnęły go, przyciągając do piersi. Prawie spadła, ale ostatecznie udało się jej utrzymać równowagę. Przyciskając go mocniej, zeszła na dół i skierowała się do jednego z mniejszych stołów.
Uśmieszek zadowolenia wypełzł na jego usta. Rozpoznał zwój, który czytała - był to jeden tych, które zawierały spis starych strażników. Aizen kazał jej opracować listę potencjalnych członków Straży Królewskiej. Dywizja Zero była bardzo tajemnicza. Jedynym pewnym jej członkiem była Kirio Hikifune. Sięgając do swoich wspomnień o byłej kapitan 12 Dywizji wiedział, że nie chciałby się z nią zmierzyć. Już wystarczająco sporo kłopotów sprawiały Dywizje, które opanowali, a po Zerowej mogli się spodziewać wyłącznie tego. Hinamori pochyliła się nad zwojem. Przytrzymywała papier ręką, spisując nazwiska i stopnie.
- Poszukiwania Królewskich Strażników? - spytał, opierając się o stolik.
- Witam kapitanie Ichimaru - odpowiedziała, patrząc w górę. - Kapitan Aizen chce wiedzieć z czym będziemy mieć do czynienia.
- Huh... - wyszczerzył się. - Masz już coś?
- Nie - odparła wzdychając z żalem. - Znacząco zwęziłam krąg potencjalnych kandydatów, ale nie mam żadnych konkretnych nazwisk... - jej oczy rozszerzyły się.
Podążył za jej wzrokiem, do krwi spływającej z jego ostrza. Zmarszczył się. Nie sądził, że będzie jej tak dużo, musiał zranić Hitsugayę bardziej niż się mu to wydawało. Wzruszył ramionami. I tak nie robiło to większej różnicy, według niego i tak lepszy był martwy niż żywy. Ten dzieciak to same problemy, szczególnie, gdy w grę wchodziły ich plany. Uśmiech zniknął mu z twarzy, gdy dotknął dłonią głowni Shinso. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł i uśmiech powrócił. Wyszczerzył się wstając.
- Chwileczkę - Hinamori dotknęła jego ręki. - Jak się mają pozostali kapitanowie ?
- Ah, Hinamori - westchnął dramatycznie. - Nadal nie chcą zobaczyć prawdy, niektórzy są bardziej ślepi niż inni - spojrzał na nią. - Ale nie martw się, ty skoncentruj się na swoim zadaniu, a ja będę robił to, co do mnie należy. Ostatecznie kapitan Aizen najlepiej wie, czym powinniśmy się zajmować.
- Racja - uśmiechnęła się. - Oczywiście - pochyliła się nad zwojem. - Postaram się wskazać nazwiska.
- Dobra dziewczynka - wyszczerzył się i odszedł od stolika.
Odwoływanie się do lojalności zawsze przynosiło dobry efekt, jeżeli chodziło o Hinamori. Patrzył, jak pochyla się nad zwojem, ale jej oczy przestały się poruszać. Wiedział, że zastanawia się, czyja krew zdobi jego miecz. Ciekawe, czy zrobiłoby to jakąś różnicę, gdyby wiedziała że to krew Hitsugayi. Na wszelki wypadek przyspieszył kroku, gdyby zmieniła zdanie i zdecydowała się zapytać. Odwrócił się i ruszył w kierunku Centrali 46, musiał się spotkać z Aizenem, Tosenem i Espadą. Wyglądało na to, że Barrangan chciał znowu zabawić się w torturowanie, a oni chcieli posłuszeństwa pozostałych kapitanów, nie ich głów.
Gdy tylko doszedł, Hinamori podniosła wzrok znad strony, którą czytała. Przed oczyma miała krew na jego mieczu. Czyją ? Nie rozumiała, dlaczego żaden z kapitanów nie chciał słuchać Aizena. On chciał tylko im wszystkim pomóc. Ale oni byli zdeterminowani, głupi i nie słuchali go. Wygrał wojnę. Źli nie wygrywali wojen, wojny wygrywali dobrzy. Nawet jeśli był zły, musiał mieć do tego powód. Robił wszystko, aby im pomóc. Umarł za nich, a teraz wrócił żeby pokazać im drogę.
Z tą myślą wróciła do czytania. Mimo to ciężko było jej się skoncentrować. Mała bańka wątpliwość rosła jej w piersi. Wyciągnęła rękę, aby dotknąć tego miejsca, jej palce musnęły bliznę. Aizen wytłumaczył jej, że zrobił to, bo wiedział, iż jest na tyle silna, by wrócić do niego. On też przecież „umarł”. Była szczęśliwa, on wiedział, że jest silna, pomagał jej nawet w dojściu do Bankai, mówiąc, że ma potrzebną do tego moc. Miała nadzieje że uda się jej to osiągnąć, zanim rozpocznie się następna część wojny. Chciała się mu przydać.
Wzrokiem odszukała miejsce na stronie, w którym odpłynęła myślami i skupiła się na nim jeszcze raz. Nazwiska były nieprzydatne, żadne nie wskazywało na jakikolwiek rodzaj zdolności, dzięki której dana osoba mogłaby zostać członkiem Dywizji Zero. Nie była pewna, jakie były kryteria przyjmowania, ale miała przeświadczenie, że żadna z tych osób ich nie spełniała. Westchnęła i zamknęła oczy. To wszystko byłoby dużo łatwiejsze, gdyby ktoś mógł jej powiedzieć, czemu Kirio była taka wyjątkowa. Zmarszczyła brwi, otworzyła oczy i zdała sobie sprawę, że taka osoba istnieje. Zwinęła zwój, odłożyła pędzelek i wyszła z archiwum.
Szła do więzienia, starając się ignorować wszechobecną biel. Nawet ona wiedziała, że Aizen nie był tak nieskalany, jak wskazywał na to kolor ich ubiorów. Gdy szła, ludzie pozdrawiali ją z szacunkiem, pochylając głowy. Hinamori starała się tym nie przejmować. To było dziwne, że nagle wszyscy się z nią liczyli. Nie uważała by zrobiła coś, żeby na to zasłużyć. Tak naprawdę zrobiła tylko to, co przyrzekła. Pomogła swojemu kapitanowi. Jeżeli dotrzymanie przyrzeczenia, które złożyła stając się wicekapitanem, wywołuje aż taki podziw, to Seretei naprawdę potrzebuje pomocy. Uśmiechnęła się lekko. Aizen sprawi, że wszystko będzie lepsze.
- Vicekapitanie Hinamori - dwóch strażników wymieniło spojrzenia. Hinamori miała się nie zbliżać do więzienia. - Możemy w czym pomóc?
- Muszę porozmawiać z Hiyori Sarugaki. - powiedziała. - To dotyczy Straży Królewskiej.
- Kapitan Ichimaru musi zaakceptować... - zaczął jeden.
- Kapitanie! - sapnęli z zaskoczenia, gdy Gin pojawił się obok niej.
- Hinamori - uśmiechnął się. - Co tu robisz?
- Muszę porozmawiać z Hiyori - odparła, patrząc na niego. - Chodzi o Kirio Hikifune, Hiyori znała ją najlepiej i jej informacje mogą mieć kluczowe znaczenie dla wskazania członków Straży Królewskiej.
- Hm - mruknął, stukając palcem w brodę. - Ci dwaj zaprowadzą cię do pokoju i przyprowadzą ci Hiyori, ale możesz wejść tylko do tego pomieszczenia - powiedział z fałszywą powagą. - Ludzie znajdujący się w więzieniu są niebezpieczni.
- Rozumiem - odpowiedziała, żałując, że nie zobaczy znajomych twarzy. - W porządku, po prostu muszę z nią porozmawiać, a potem wrócę do archiwum.
- Chodź za mną - oznajmił, przytrzymując dla niej drzwi.
Hinamori wciągnęła powietrze, kiwnęła głową w niemym podziękowaniu i wkroczyła w ciemny, więzienny korytarz.
Yoruichi nigdy nie uważała się za snobkę. Aż tu nagle musiała się ukryć w 80. Dzielnicy, w alei, w której jej kocia forma nie wzbudziłaby niczyich podejrzeń. I wtedy, oficjalnie, uznała się za snobkę. Aleja była po prostu obrzydliwa - okropnie śmierdziała. W tej chwili dałaby sobie odciąć ogon, byle by tylko być w inny miejscu. Nie było jednak takiej możliwości. Zamiast tego skradała się, modląc, aby w kałuży w którą właśnie wdepnęła, była tylko woda.
Jeżeli potrzebowałaby nowego powodu, aby rozszarpać Aizena na strzępy, ten był idealny. Obecnie musiała się przemykać alejami 80. Dzielnicy, nieudolnie próbując wynieść się z Seretei do świata żywych. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, biorąc pod uwagę, że musiała znaleźć miejsce by otworzyć bramę, stanąć kompletnie nago i pobiec tak szybko, jak tylko będzie w stanie, zanim dopadną ją Shinigami. Bogini Shunpoo czy nie, to będzie bardzo trudne.
Błysk zieleni sprawił, że się zatrzymała, ból w sercu prawie ją obezwładnił. Kiedy po raz ostatni widziała Kisuke Uraharę, dwóch mężczyzn ciągnęło go do Aizena. Był nieprzytomny, a jego ubranie było mokre od krwi. Nie wiedziała czy żyje, czy nie i nie odważyła się szukać jego Reiatsu. Nie mogła ryzykować ujawnienia się. Miała tylko jedną, jedyną szansę na opuszczenie Seretei. Modliła się jednak żeby żył. Nie miała pojęcia, co zrobiłaby, gdyby był martwy. Kisuke zawsze był dla niej, no, wszystkim.
Zaatakowałaby Las Noches, żeby go stamtąd wyciągnąć, ale wiedziała, że to byłoby beznadziejne posunięcie. Atak doprowadziłby prawdopodobnie do śmierci obojga. Musiała znaleźć pomoc. Odwróciła się od łamiącej serce zieleni i potruchtała w kierunku niedalekiego zakrętu. Musiała wszcząć zamęt, zrobić coś, co odwróciłoby uwagę ludzi. Wiedziała, że na rozkaz Aizena, Shinigami w jej poszukiwaniu przeczesują miasto. Jak tak dalej pójdzie, to ją znajdą. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się w poszukiwaniu najbliższego baru. Zrobi burdę, otworzy bramę i ucieknie.
Wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby mogła użyć Shunpoo. Bo jaka jest korzyść z bycia Boginią Shunpoo? Czuła się bezużyteczna. Ze złością pokręciła głową i odwróciła się. Przed nią pojawiła się ubrana na biało postać. Zerknęła za siebie i zobaczyła następną za plecami. Odwróciła się bokiem do obu. Patrzyli na nią tak, jak gdyby nie byli pewni, czy to Yoruichi czy nie. Jeśli wróciłaby do ludzkiej postaci, jeśli walczyłaby z nimi i przegrała, oznaczałoby to podpisanie wyroku śmierci na pozostałych. Tylko ona mogła sprowadzić pomoc. Nie mogła ryzykować podjęcia walki. Skurczyła się, starając wyglądać jak najbardziej kocio. Najwyraźniej nie poskutkowało, bo mężczyźni kiwnęli głowami, a ich dłonie zamknęły się na głowi Zanpakto.
- Kicia!
Między mężczyznami przebiegło dziecko. Dziewczynka miała na sobie dziwaczne ubranie, które krępowało jej ruchy. Na głowę miała naciągnięty jeden kapelusz, na czubku którego niepewnie kołysał się drugi. Podeszła do Yoruichi i załapała ją, piszcząc z radości. Jej ramiona oplotły kotkę, a zewnętrzna warstwa ubrania ukryła ją przed wzrokiem mężczyzn. Wymienili spojrzenia, ich dłonie puściły Zanpakto. Mimo że byli zdrajcami, lojalnymi Aizenowi, nie mogli przecież zabić dziecka. Dziewczynka spojrzała na nich dużymi, wypełnionymi łzami oczyma. Jej pulchna rączka wyłowiła z kieszeni obrożę, którą wciągnęła na szyję Yoruichi.
- Niedobry kotek, zmartwiłaś mamusię. - Przyciągnęła ją do piersi.
Popatrzyła na mężczyzn.
- Widzicie jaki niegrzeczny, niedobry kotek?
Oddaliła się z niespodziewaną szybkością, pozostawiając dwóch bardzo zmieszanych Shinigamich.
- Juz w porządku - szepnęła. - Jestem tu po to, żeby ci pomóc.
- Kim jesteś? - zapytała Yoruichi.
- Nel - odpowiedziała dziewczynka. - Neliel Tu Oderschvank, ale wszyscy nazywają mnie Nel. - Spojrzała na nią. - Ichigo pomógł mi i chcę spłacić dług - zmarszczyła się. - Ale on jest w więzieniu, więc pomogę tobie.
- Skąd o mnie wiesz? - spytała kotka.
- Urahara-san - odpowiedziała. - Dał mi pudło, które mam ci przekazać.
Zanurkowała do pobliskiego opuszczonego domu, pobiegła na jego tyły, postawiła Yoruichi na ziemi i ściągnęła zakurzoną szmatę ze sterty pudeł. Złapała jedno i postawiła je przed Yoruichi.
- Proszę - powiedziała, podnosząc pokrywkę.
Yoruchi zajrzała do środka. Zobaczyła gigai i plecak. Rozpoznała jedno z tych gigai, które maskowały Reiastsu. W plecaku były pieniądze i ubrania. Spojrzała na Nel.
- Zanim sklep został zniszczony, kazał mi zabrać te rzeczy - powiedziała, łapiąc kolejne pudło.
- Nie - powiedziała sucho Yoruchi. - Ty nigdzie nie idziesz.
Nel uniosła brew.
- To niebezpieczne.
- Poważnie? - Nel przewróciła oczami, nagle wyglądając na dużo starszą. - Słuchaj, członkowie Espady mnie wyrolowali, wiem co planujesz i nawet jeśli idiota, który mnie załatwił jest martwy i tak chcę zemsty - spojrzała piorunującym wzrokiem na Yoruchi. - Więc albo idę z tobą, albo za tobą. Wybór należy do ciebie.
- Potrzebujemy czegoś, co odwróci od nas uwagę - powiedziała po chwili milczenia Yoruchi.
- Nie ma problemu - Nel uśmiechnęła się drapieżnie. - Poczekaj tu.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że Nel nie pamięta swojej przeszłości, kiedy jest w postaci dziecka, pomijając już to, że strasznie wtedy sepleni. No, jak to małe dziecko.