Opowiadanie
Jedna noc na Planecie Pachnących Oliwek
Autor: | Antares |
---|---|
Serie: | Sailor Moon |
Gatunki: | Dramat, Fikcja |
Dodany: | 2009-11-13 23:39:47 |
Aktualizowany: | 2009-11-13 23:39:47 |
Yaten spieszył się ogromnie. Musiał dotrzeć do miasta przed zmrokiem, a było już bardzo późno. W duchu przeklinał siebie za to, że pozwolił się zatrzymać na tak długo. Właściwie lepiej było poczekać do rana. Wybrał opcję najgorszą z możliwych. Ściemniło się, na wschodzie zamigotała pierwsza gwiazda. Droga do stolicy prowadziła przez ten przeklęty las…Yaten naprawdę nie był tchórzem, ale wolałby nie znaleźć się tu sam w nocy. Zwłaszcza, że Jeźdźcy Mroku nie byli legendarnymi postaciami z babcinych opowieści. Istnieli naprawdę. Ile to już razy się im przyglądał!
To były te straszne noce, kiedy wszyscy stali przy oknach, lekko uchylając zasłony. Dzieciom zakrywało się oczy, by nie patrzyły i usta, by nie krzyczały. Ulicami miasta galopowały oddziały czarnych jeźdźców. Ubrani w ciemne szaty, na głowach mieli hełmy. Wyglądało to groteskowo. Ale tylko za pierwszym razem.
Zjawiali się od strony lasu. Nikt nie słyszał ani jednego ich słowa, ani jednego krzyku. Wykonywali swą robotę w absolutnym milczeniu. Porywali na konie piękne dziewczęta i unosili w nieznane. Byli nieprzewidywalni, niedoścignieni, odporni na wszelkie zaklęcia i ataki. Nikt nie był w stanie z nimi walczyć. Mężczyzn wybiegających na ratunek ogarniał nagły paraliż. Stali, wrośnięci w ziemię jak kamienne słupy; odzyskiwali wolę dopiero, gdy ostatnie konie znikały za murami miasta. A co się działo z nieszczęsnymi? Zadawałeś sobie to pytanie z mieszaniną ciekawości, zdziwienia i przestrachu, gdy chodziło o nieznajomą pokojówkę, czy kobietę lekkich obyczajów, z rozpaczą - jeśli była to twoja żona lub siostra.
Yaten grzebał w kieszeniach płaszcza, szukając Pióra Transformacji.
- A niech to! - kieszenie oczywiście były puste.
Wprawdzie nie był piękną, młodą kobietą, ale wcale nie czyniło go to spokojniejszym o swój los. Spotkać milczący oddział w środku ciemnego lasu…Nie, wolał nie mieć na koncie takich doświadczeń. Nie wiedział, czego mógł się po nich spodziewać. Czy zostawiliby go w spokoju? Tyle teraz na świecie różnych odmienności…Może wśród Jeźdźców Mroku jest kilku zakamuflowanych wielbicieli yaoi?
Yaten skrzywił się z niesmakiem. Popędził wierzchowca.
Gdzieś między drzewami zamigotało światełko. Co to mogło być? Z ulgą uzmysłowił sobie, że ci, których się obawiał, nie używali nigdy pochodni, ani innych źródeł światła. Najwidoczniej najlepiej czuli się w ciemnościach. Po krótkiej chwili wahania pogalopował w tamtym kierunku. Z mroku wyłoniły się kontury całkiem sporego, ogrodzonego budynku. Dwór w środku lasu?
Zsiadł z konia. Brama skrzypnęła, gdy tylko ruszył ja dłonią. Na ten dźwięk z frontowych drzwi budynku wyjrzała jakaś postać. Co za refleks! - skonstatował w myślach.
- Czy przybywasz po pomoc? - zabrzmiało w ciemnościach.
Zdziwił się.
- Dlaczego sądzisz, że chcę pomocy?
- Jeśli przyjeżdżasz o tej porze, musisz jej potrzebować.
Dał się wprowadzić do wnętrza budynku. Jakiś mężczyzna, chyba sługa, odprowadził jego konia do stajni.
Yaten znalazł się w dużym pomieszczeniu zastawionym łóżkami. Większość z nich była zajęta. Wśród śpiących byli mężczyźni i kobiety, dzieci i dorośli.
- Nasza Pani za chwilę przyjdzie.
Został sam. Rozejrzał się. Ludzie spali spokojnie. Czasem tylko słaby jęk przerywał ciszę. Obok każdego łóżka stała szafka. Na niej miska, kubek i łyżka. W kącie pomieszczenia znajdował się stolik ze środkami opatrunkowymi. Dwór widocznie pełnił rolę szpitalika.
- Witam.
Obejrzał się. W przyćmionym świetle lampki ujrzał młodą kobietę. Długie, złoto - rude włosy, biała suknia bez rękawów, jasnobrązowe oczy…
- Galaxia… - wydusił z siebie.
- Healer? - ona również była zaskoczona.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu.
- Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś cię spotkam…A już na pewno nie na naszej planecie.
- Świat jest mały…Nie mogę zamieszkać w swojej ojczyźnie… Zbyt wiele błędów popełniłam.
- Morderstwa nazywasz błędami? - zapytał z ironią.
Zadrżała, zacisnęła usta.
- Masz rację. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Z obszytej koronką torebki wyjęła małą szkatułkę. Otworzyła ją. Oczom Yatena ukazało się najprawdziwsze złote gwiezdne ziarno. Galaxia położyła je na czole jęczącego mężczyzny. Od razu się uspokoił.
- Chciałam je oddać właścicielom. Ale nie wszystkie udało mi się zwrócić. Dla wielu ludzi było już za późno…Nie wiedziałam, co zrobić z tymi, które pozostały. Któregoś dnia odkryłam, że dzięki nim mogę pomóc chorym ludziom - kroczyli między łóżkami; Galaxia zatrzymywała się przy niektórych, poprawiała kołdry.
- Jesteś głodny? Właściwie…co tu robisz?
- Jeźdźcy Mroku - mruknął tylko - Nie boisz się? Tutaj, na takim odludziu…
Uśmiechnęła się, odgarniając włosy z twarzy.
- Zobacz, ile tu ludzi - powiodła ręką wokoło - Myślisz, że szukaliby młodej kobiety tutaj, w szpitalu, miedzy ciężko chorymi?
Zaprowadziła go do sąsiedniej komnaty. Na stole postawiła pieczeń i wino. Usiadła naprzeciw. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Ale pomimo podpuchniętych oczu i bladej twarzy była piękna. Drażnił go jej spokój. Sam nie wiedział, dlaczego.
- Więc taką sobie wybrałaś pokutę…
- Pokuta? Ja po prostu…próbuję naprawić to, co zrobiłam.
- Co możesz naprawić? Ci, którzy zmarli, już nie ożyją. - miał dziką ochotę dręczyć ją, zdusić słowami ten spokój.
- Wiem - popatrzyła na niego ze smutkiem - To wszystko, co mogę zrobić. - dodała po chwili milczenia.
Cały dwór był pogrążony we śnie. Yaten przewracał się z jednego boku na drugi. Myślał o Galaxii. Co mogło się kryć pod maską cierpliwości i słodyczy? Ból, cierpienie…Jej życie musiało być jednym wielkim wyrzutem sumienia. Nie litował się nad nią, zasłużyła na to. Ale…pomyślał, że takie życie musi być straszne.
Nagły hałas postawił go na nogi. Ktoś wdarł się do dworu! Z komnaty obok dobiegł go krzyk Galaxii. Otworzył drzwi. Wiedział, co zobaczy. Czarna, zamaskowana postać obejmowała kobietę żelaznym uściskiem. Yaten poczuł silne uderzenie. Stracił przytomność.
Gdy się ocknął, leżał skrępowany na posadzce w ogromnej sali, w jakimś nieznanym sobie miejscu. Próbował ruszyć rękoma. Nic z tego. Z trudem przekręcił głowę. Obok leżała Galaxia.
- Co my tu mamy? - usłyszał skrzekliwy głos - Podnieście ich.
Dwóch zamaskowanych mężczyzn ujęło go pod ramiona i posadziło pod ścianą. Uniósł głowę. Kilkanaście kroków przed nim, na łożu zarzuconym poduszkami leżał starzec. Jego pomarszczona twarz, pokryta strupami i czerwonymi plamami budziła odrazę. Rzadkie włosy skręciły się w brudne strąki. Patrzył na Galaxię.
- Mmmm…Cóż za ślicznotka! Dajcie ją bliżej!
Posadzili ją na łożu. Starzec szponiastą dłonią głaskał włosy kobiety.
- Tak…Ty będziesz odpowiednia -nagle skrzywił się, kładąc dłoń na brzuchu - Znowu to samo…Ale to minie. Minie, gdy tylko dasz mi swoją młodość.
Patrzyła na niego przerażona. Yatenowi zrobiło się niedobrze.
- Myślę, że wystarczy na dłużej niż inne. Wydajesz się mieć w sobie tyle siły…Przypominasz mi moją zamordowaną żonę. - Przysunął swoją twarz do jej twarzy - Ona też była taka piękna, taka młoda…Ja też taki byłem - roześmiał się - i za chwilę znów mnie to czeka. Gdy tylko zabiorę ci twoją młodość.
Położył dłoń na jej czole. Strumień zielonego światła przemknął po jego ręce. Krzyknęła. Yaten zamknął oczy. Gdy je otworzył, nie było już Galaxii. Przed nim siedziała zgarbiona staruszka o suchej, pomarszczonej twarzy. Długie, białe włosy okrywały jej kościste ramiona. Obok niej leżał przystojny jasnowłosy młodzieniec. Uśmiechał się.
- I już po wszystkim. Widzisz, jakie proste! Teraz dowiesz się, jak to jest budzić we wszystkich obrzydzenie. Cierpieć choroby, niemoc, być niedołężną.
Nagły skurcz wykrzywił jego twarz.
- Ciągle ten ból.
Powoli podniósł się z poduszek. Podszedł do Yatena. Chwycił go pod brodę i spojrzał w jego twarz.
- Czy wyście powariowali?! - rzucił w kierunku Jeźdźców Mroku - Co ja zrobię z tym chłopakiem?!
Jeden z Jeźdźców zażenowany podniósł obciągniętą w skórzaną rękawicę dłoń i usiłował podrapać się w głowę. Ciężki hełm nieco mu w tym przeszkodził. Ale gdyby go zdjął, wszyscy ujrzeliby jego głupią minę…Lepiej nie ryzykować.
Yaten uśmiechnął się łobuzersko. A więc ci dwaj byli z tych, co to nie odróżnią wujka od cioci…
- Hmm… Tak sobie myślę, czy by nie wprowadzić w życie zasad równouprawnienia…W końcu mamy dwudziesty pierwszy wiek!
Yatenowi od razu zrzedła mina.
Kolejny paroksyzm bólu zmusił młodzieńca do powrotu na łóżko. Skulony rzucał się na prawo i lewo.
- Co się gapicie, durnie! Przynieście mi zioła!
- Zaczekajcie!
Jasnowłosy ze zdziwieniem spojrzał na Galaxię. Do tej pory siedziała w milczeniu. Sądził, że to wina oszołomienia.
- Mogę ci pomóc.
- Nikt mi nie może pomóc! - wrzasnął - Mam te bóle od dawna! Od czasu…od czasu, gdy zabili mi żonę…- wychrypiał.
- Rozwiąż mnie - Galaxia była niewzruszona.
Patrzył na nią w milczeniu. Wreszcie skinął dłonią na Jeźdźców Mroku.
Oswobodzona Galaxia otworzyła torebkę, którą wciąż miała na ramieniu. Wyjęła szkatułkę. Zajaśniało gwiezdne ziarno. Wyciągnęła dłoń w kierunku młodzieńca. Odruchowo odchylił głowę, ale zaraz przysunął się powrotem. Pozwolił staruszce położyć ziarno na swoim czole.
Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w sufit. Na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech, jakby ujrzał coś nieziemsko pięknego.
- Ethel…moja Ethel…
Ocknął się. Spojrzał na Galaxię.
- Jesteś czarodziejką…
- Teraz to już raczej wiedźmą - odpowiedziała, wykrzywiając bezzębne usta w uśmiechu.
- Czuję się tak…dziwnie lekko - rozejrzał się wokoło. - Jakby wszystko się zmieniło…Widziałem ją.
Był podekscytowany. Wciąż nie mógł oderwać wzroku od Galaxii.
- Oddam ci młodość. Już nie jest mi potrzebna. Możecie odejść.
Jeźdźcy Mroku oswobodzili Yatena z więzów. Podszedł do staruszki i pomógł jej wstać.
Galaxia obejrzała się.
- Zatrzymaj sobie moją młodość - powiedziała cicho - zrób z niej dobry użytek.
Na zewnątrz świeciło słońce. Powoli ruszyli w stronę lasu. Podtrzymywał ją lekko, starając się dopasować do niej swój krok. Dłuższą chwilę szli w milczeniu. Wreszcie odważył się zapytać:
- Dlaczego to zrobiłaś?
Zatrzymała się i spojrzała mu w oczy.
- To ja zabiłam jego żonę…oddałam mu jej gwiezdne ziarno.
Jej oczy wciąż były piękne.
- Nie żal ci młodości?
Roześmiała się.
- Wiesz, że jestem tą samą Galaxią, z którą walczyłeś pięć lat temu, tą samą Galaxią, która dawno temu uwięziła w swym ciele chaos…Przez te wszystkie lata grzałam się w promieniach gwiezdnych ziaren. One konserwowały moją młodość i urodę. Teraz zostało ich już tylko kilka, a i te oddam chorym. Tak, Galaxia jest stara. Bardzo stara. I pragnie już tylko spokoju. Choć może na niego nie zasłużyła…
Odgarnęła z czoła kosmyk siwych włosów.
- Ruszamy! Muszę wrócić do moich chorych
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.