Opowiadanie
Aniołek Cellier
Mao
Autor: | Junya Saki |
---|---|
Korekta: | Kier |
Tłumacz: | Aver |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Baśń |
Dodany: | 2009-12-10 20:43:17 |
Aktualizowany: | 2009-12-10 20:45:17 |
Poprzedni rozdział
Tłumaczenie opowiadania zostało zamieszczone za zgodą autora.
Oryginał: Aniołek Cellier
- Nie wiem, czy udało mi się umrzeć?
Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was.1
- Słyszę jakiś głos. Co to? To ten sam który słyszałem wcześniej? Dziewczynka...?
A ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.2
- Nie, ten jest wyraźniejszy, pełen majestatu...
Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie...3
Cellier i chłopiec przesiąknęli wodą w fontannie.
- Ja jeszcze żyję? - chłopiec rozejrzał się i zdał sobie sprawę, że zebrał się już spory tłum. Wśród zebranych, był również policjant.
- Co to za hałasy? Co się tutaj dzieje? Chyba mi nie powiecie, że spadliście tutaj z góry co? W tym budynku nie otwierają się okna, a dach jest na wysokości pięćdziesiątego dziewiątego piętra. Chyba się zgodzicie, że to niemożliwe co? Nic wam nie jest? Możecie się ruszać?
Zwrócona w stronę chłopca, skulona Cellier wywracała oczami. Wygląda na to, że słysząc wołania zebranych ludzi, w końcu powróciła do zmysłów.
- Hjehee? Co się stało? Wszystko się tak kręci i kręci...
- Co... co to za jedna...? - chłopiec, widząc przyczepioną do niego i wygadującą nie mające sensu rzeczy dziewczynkę, był bardzo zakłopotany ale mimo to było mu ciepło na sercu. Na razie przyglądał się trzęsącym, związanym włosom Cellier - które tak naprawdę są piórami.
- Khem, khem... Wybaczcie, że przerywam, ale jak się nazywacie? - policjant z zaskoczoną miną, zawołał do przemoczonej dwójki.
- ...Himeno
- Himeno? A na imię masz...?
- ...
- Słuchaj... Muszę powiadomić twoich rodziców o tym zdarzeniu, a do tego jeszcze mam papiery do wypełnienia, więc może powiesz mi w końcu jak się nazywasz?
Chłopiec który trzymał Cellier w fontannie podniósł się powoli. Nie spoglądając nawet na pytającego, zrobił groźną minę i jakby w złym nastroju odpowiedział:
- Mao...
Więc nazywasz się Mao? Jakie śliczne imię... Ups, wybacz, przecież jesteś chłopcem. Czyżbyś czasem nie lubił swojego imienia? Policjant przykucnął przed trzymającą rękę chłopca Cellier. Tym razem zapytał spokojnym, przypominającym koci głosem:
- A ty jak się nazywasz?
- Ja jestem Cellier!
- Aa, Cellier? A gdzie jest twój tata albo mama?
- Tam są. - Cellier wskazała palcem na niebo
- He? Ahh, tak... Wybacz, nie miałem takiego zamiaru. A kim jest ta osoba? - trochę spocony policjant, po tym jak powiedział coś nie na miejscu, szybko zmienił pytanie. Wygląda na to, że zna się na swojej robocie. Nie tracąc czasu, skutecznie zbiera zeznania. Cellier patrząc na twarz Mao zastanawiała się:
- Hmm, nie jest to ani dziadek, ani tata, ani maluch... Właśnie! Starszy brat! - obróciła się w stronę Mao i zaśmiała wesoło.
Cellier! To nie jest łamigłówka! Nie pomyliłaś się... A więc, że to zupełnie jakbyś powiedziała prawdę! Mao słysząc słowa dziewczynki zrobił zaskoczoną minę i wpatrywał się w jej szmaragdowe oczy.
- Co ta jedna wygaduje... Ja cię nie przecież nie znam!
- Acha, wydaje się być miłym, starszym bratem... A teraz, żeby się nie przeziębić chodźmy do przychodni. Do tego musisz zmienić ubrania... A! Ty też chodź z nami.
Zaczekajcie chwilę! Nie można jej wziąć do takiego miejsca... Cellier jest aniołkiem. Nie wiadomo co jej zrobią jeśli pójdzie do przychodni dla ludzi! Aa! I co teraz zrobimy?!
- Zaczekaj, nic nam nie jest - Mao, przytrzymał Cellier za rękę, żeby mimo zachęty policjanta nie odeszła. Zaskoczona Cellier odwróciła się. Wyczuła coś w przejrzystych oczach wpatrującego się w nią chłopca i odwzajemniła spojrzenie. Próbowała poznać znaczenie znajdującego się w ich głębi światła. W oddali słychać było nostalgiczną melodię... Cellier kiwnęła głową i uczepiła się ręki Mao.
- Mój dom jest niedaleko stąd, może przyjdziesz?
He? Mao, nie sprawi ci to kłopotu? Co za ulga! Nie wygląda na złego chłopca... Więc póki co zachowując się jak rodzeństwo idź razem z Mao, Cellier. Uff, ale mi ulżyło... Ale wygląda na to, że podejrzewający coś policjant, chce zabrać dwójkę do przychodni.
- Nic wam nie jest? W takim razie mogę was podwieźć. Patrzcie, nie chcielibyście się przejechać karetką?
Widząc to, Mao nagle zrobił niezadowoloną minę i powiedział jakby miał zaraz zwymiotować:
- Pff, od samego patrzenia mam dość... wracajmy.
Z jakiegoś powodu wygląda na bardzo zdenerwowanego... Pewnie ma jakieś złe wspomnienia. Aach, poszedł sobie... I co teraz zrobimy? A! Ale przecież Cellier trzyma się go blisko.
Mao szybkim krokiem szedł przez ciepłą ulicę, po której przed chwilą padał deszcz. Trochę oddalona Cellier, robiąc minę jakby chciała coś spsocić, szła za Mao. Ojej! Zainteresowała się nim...
- Co się tu dzieje? Byłem na dachu tego budynku… i co dalej? Nie mogę sobie przypomnieć. Zanim zdałem sobie z tego sprawę, byłem już na dole w tej fontannie... Bez żadnego zadrapania...
- A psik!
Gdy Mao się odwrócił, zaskoczona Cellier stanęła w miejscu i wpatrywała się w twarz chłopca. Mając towarzyską i mało wstydliwą osobowość, szybko zaśmiała się wesoło i powiedziała:
- Olala i teraz jesteśmy cali mokrzuteńcy!
Mao czuł się trochę źle z powodu podążającej za nim Cellier, która nawet go nie znała, ale widząc jej roześmianą buzię uspokoił się. Wydało się mu to tak dziwne, że aż zachichotał.
- Co ja jej takiego powiedziałem? Dlaczego? Czemu ta jedna za mną idzie? Jak daleko ma zamiar zajść?
- Ale jak to dobrze, że nigdzie się nie zraniliśmy, nie? - powiedziała do patrzącego na nią Mao, Cellier. Na jej twarzy widać było zakłopotanie zmieszane z uprzejmością. Te słowa przypomniały chłopcu o trudnej do wytłumaczenia rzeczywistości.
- Jakim cudem przeżyłem?
W odległości mniej więcej dziesięciu minut pieszo od gęsto zabudowanej okolicy dworca, na wzniesieniu, przy stromej uliczce, znajdował się duży dom. Otoczony był wysokim murem, dlatego z bliska nie dało się zajrzeć do środka. Wyglądał zupełnie jakby chował się przed innymi budynkami. Znajdowała się tam metalowa furtka, ale nie było na niej żadnej klamki, ani uchwytu.
- Jestem Mao - chłopiec powiedział do znajdującego się z boku aparatu. Po chwili drzwi otworzyły się z niewielkim szelestem. Za solidną bramką widać było piękny… albo raczej zrujnowany ogród.
- Ile z tego wszystkiego jest rzeczywistością? - wymamrotał Mao patrząc na Cellier po czym zniknął gdzieś za bramą. Wyglądało tak, jakby się nieznacznie zaśmiał. Bramka się zatrzasnęła. Przed nią została samotna dziewczynka. Ona też się lekko uśmiechała:
- Braciszku! Hehe... Bracisz... Aaaa psik!
Ojej, przemoczona Cellier... zaraz się przeziębisz! Ohh... ten Mao, przecież mogłeś ją zaprosić do środka!
- Wcale nie jest tak łatwo umrzeć... A zebrałem się nawet na odwagę.
Mao znajdował się w swoim pokoju z zasuniętymi zasłonami. Pomimo południowej pory, było tam raczej ciemno. Westchnął głośnio przebierając się. Ciekawe czym jest opętany, że tak bardzo rozmyśla...
- Eh, dzisiaj jestem już tak zmęczony, że nie miałbym nawet energii aby umrzeć... Płotki to mają fajnie. Mogą zginąć w taki sposób... - Nagle, z podkoszulka, wypadło coś na podłogę. Ptasie pióro? Białe jak śnieg i przeźroczyste... Co to za pióro?
- Ale ładne... Zrobię mu zdjęcie - Mao włożył pióro za szybkę i zrobił mu zdjęcie. - Nie spodziewałem się! Taki obrazek jest całkiem ekstra... Nie, niemożliwe. Nie ma na to szans...
Mao położył się brzuchem do góry na łóżku. Z pod pleców wyciągnął jakiś magazyn i z ponurą miną rzucił nim o ścianę.
- Biennale... Cholera!
Wyglądająca na ciężką książka, uderzyła o ścianę z hukiem. Gdy spadła na ziemię otworzyła się z szelestem. Mao przyglądając się temu, zwrócił uwagę na czerwone światełko przy monitorze znajdującym się na ścianie.
- Co znowu? - Mao wstał powoli i podszedł do monitora. Gdy nacisnął przycisk, dobiegł go donośny, urwany krzyk dziewczyny.
- ...żałosne! Otwieraj Mao! Dalej nie rozumiesz?! Tutaj Satsuki! - głos pełnej energii dziewczyny, rozchodził się od bramki po całej okolicy. W takiej sytuacji nie dało się udawać, że nikogo nie ma w domu.
- Czego ona chce? Niby dlaczego mam ci wierzyć? - Mao nie mogąc tego już znieść, podszedł do wejścia i otworzył metalową bramkę. Satsuki minęła ciężką bramkę i zupełnie jakby przechodziła tędy wiele razy, przeszła obok ogrodu śpiesząc w stronę tarasu.
- Uff, więc jednak jeszcze żyjesz! Ostatnio zamartwiałam się, czy nie robisz czasem czegoś niebezpiecznego... Masz. To są dzisiejsze notatki, jak skserujesz to oddaj. - Wysoka i szybko mówiąca Satsuki spojrzała na chwilę za siebie po czym zaczęła wpatrywać się w Mao.
- No co?
- Ty miałeś jakieś rodzeństwo? - Z za pleców Satsuki dziewczynka powoli wystawiła głowę. Była to przemoczona Cellier.
- Co ona tu... Więc ja jednak postradałem zmysły? Hehe...
- Mao! Gdzie ty masz głowę? Słuchaj, ta dziewczynka wołała cię trzęsąc się przed bramką kiedy ja przyszłam. Nie przyszliście tutaj razem? To jest twoja kuzynka? Nie wiem co się stało, ale ona zaraz się przeziębi!
Mao patrzył na dziewczynkę w osłupieniu. Cellier spoglądała na niego niewinnie.
- Nic ci nie jest braciszku?
To tylko sen! To jest zwykły sen! Nie ma innej możliwości! To tylko sen! Mao powtarzał w swojej głowie wiele razy, ale ani Satsuki, ani Cellier nie zniknęły.
- Weź się w końcu w garść! No pośpiesz się! Trzeba ją przecież wytrzeć i pozwolić jej się przebrać! Dobra... Już się tym zajmę! Przynieś chociaż jakiś podkoszulek!
Mao odburknął tylko coś w odpowiedzi i poszedł do pralni po ubranie.
_____________
1 Biblia Tysiąclecia: Mt. 5,11.
2 Biblia Tysiąclecia: Mt. 5,44.
3 Biblia Tysiąclecia: Mt. 7,7.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.