Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Sleepwalker

Sztuczne Niebo

Autor:Kh2083
Serie:X-Men, New X-Men
Gatunki:Fikcja, Mistyka
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai
Dodany:2010-03-30 08:00:46
Aktualizowany:2016-11-09 19:46:46


Następny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Sleepwalker

Świat: Marvel / X-Men

Czas akcji: po Reloadzie, niedługo po śmierci Northstara i odejściu Rahne ze szkoły

Główni bohaterowie: Jessica Vale i drużyna Paragons, Xian Coy Mahn, inni nauczyciele z Instytutu

Rozdział I

Sztuczne Niebo

Nowy dzień wschodził nad kompleksem akademików należących do bardzo szczególnej szkoły - Instytutu Xaviera w której młodzi mutanci z całego świata mogli bezpiecznie mieszkać i uczyć się życia oraz używania swoich niezwykłych zdolności. Promienie porannego słońca przenikały przez niedbale zasłonięte żaluzje w jednym z pokoi żeńskiego akademika padając na twarz śpiącej, młodej dziewczyny. Jej rude włosy rozrzucone były niedbale po miękkiej poduszce, a spod dużej, białej kołdry wystawały tylko jej małe stopy. Mutantka poczuła na sobie dotknięcie poranka i otworzyła na chwilę oczy. Bardzo szybko zamknęła je z powrotem i przykryła głowę poduszką, bo nie chciało jej się jeszcze wstawać. W ciszy panującej w pokoju dało się słyszeć skrzypnięcie drzwi, a zaraz po tym odgłos delikatnie stawianych kroków. Megan, bo tak miała na imię śpiąca dziewczyna, odniosła wrażenie że ktoś wszedł do jej pokoju, ale postanowiła udawać że jeszcze się nie obudziła. Jej gościem był młody chłopak o krótkich, czarnych włosach ubrany w zielono-czerwony strój z literą "x" na pasku. W jednej ręce trzymał odtwarzacz CD, a w drugiej podłączone do niego słuchawki. Widząc śpiącą postać uśmiechnął się szeroko i złośliwie. Szybkim ruchem zdjął kołdrę z głowy dziewczyny i założył na jej uszy słuchawki jednocześnie włączając muzykę - głośno, można było z całą pewnością powiedzieć, że nawet bardzo głośno. Efekt był natychmiastowy: Megan błyskawicznie otworzyła oczy, szybko usiadła na łóżku i zrzuciła z głowy niechciany prezent od kolegi. Przeciągnęła się, a na jej plecach rozpostarły się wielobarwne skrzydła w kształcie jak u motyla. Były one przejawem specjalnych zdolności dziewczyny. Mutantka próbowała rozczesać rozczochrane włosy rękami.

- Co ty sobie wyobrażasz! Jak się zachowujesz! Mogłam przez ciebie ogłuchnąć - krzyczała zdenerwowana na chłopaka.

- Musiałem przyjść cię obudzić. Inaczej znów zaspałabyś na ćwiczenia w Danger Room, przecież wiesz, że dzisiaj nasza kolej.

Megan uspokoiła się już trochę. Złożyła, a zaraz po tym ponownie rozpostarła swe skrzydła jakby wykonywała nimi poranną gimnastykę. Jej zimny wzrok wskazywał, że wciąż nie wybaczyła koledze głupiego dowcipu.

- A tak w ogóle... Mark, co ty tutaj robisz? To akademik dla dziewcząt! Może się nam nie podobać że przychodzi tutaj chłopak i to tak wcześnie rano!

Dziewczyna wstała z łóżka przygotowując się do wyrzucenia chłopaka z pomieszczenia, lecz on tylko rozbawił się jej zachowaniem. Megan zdziwiło co tym razem go tak ucieszyło. Po chwili zdała sobie sprawę że ma na sobie tylko krótkie spodenki i różowy stanik. Zaczerwieniła się.

- Wyjdź stąd! Już!

Mark, którego pseudonim ze względu na zdolności brzmiał DJ zdecydował się w końcu opuścić pokój swojej przyjaciółki.

- Moglibyście zachowywać się ciszej! Nie jesteście sami, ktoś chce tutaj spać! - W pokoju rozległ się czyjś głos. Oczy pary przyjaciół zwróciły się w kierunku drugiego łóżka stojącego w pomieszczeniu. Siedziała na nim Andrea, znana jako Rubbermaid - współlokatorka Megan. Młoda mutantka o jasnych, krótkich włosach i niebieskich oczach była bardzo zdenerwowana.

- A ty nie wybierasz się na ćwiczenia? - Zapytał DJ.

- Przecież odkąd pan Baubier... zmarł... mamy jednego opiekuna. - dodał.

- Dokładnie i właśnie dlatego nie możemy mieć razem ćwiczeń głupolu! Dwie drużyny to za dużo jak na jedną salę ćwiczeń! - odparła Andrea. Mark opuścił pokój dziewczyn.

Megan szybciutko poprawiła włosy i po paru minutach wyszła na korytarz. Kręciło się tutaj dużo młodych mutantek, co oznaczało że dzień zaczął się na dobre. Dziewczyna nie zastanawiając się długo poszła do łazienki. W drzwiach minęła ją koleżanka o purpurowej skórze w majtkach i koszulce z napisem "Katmatui". Kiedy Pixie znalazła się w przebieralni przed prysznicami, okazało się że jej towarzyszki z drużyny Paragons już tam były. Jedna z nich Hope - dziewczyna o prostych, brązowych włosach i zielonych oczach kończyła przebierać się w strój do ćwiczeń. Była wyższa od Megan, szczupła i zgrabna.

- Cześć, Hope... wcześnie dzisiaj wstałaś.

- To raczej ty znów zaspałaś. Wszyscy są już na nogach. Widzę, że DJ już cię odwiedził. - Hope powiedziała z uśmiechem. Po jej zachowaniu widać było, że to ona zaplanowała budzenie koleżanki. Puściła do niej oko. Twarz Megan zrobiła się pochmurna, dziewczyna rozprostowała skrzydła.

- Wiedziałaś o tym! To był Twój pomysł!

Hope przecząco pokręciła głową.

- Nie, nie, nie... po prostu idąc do łazienki spotkałam go skradającego się na korytarzu. Wiadomo było gdzie się wybierał.

- Tak??!! - Pixie nie wierzyła przyjaciółce.

- Cześć dziewczyny...

W odpowiedzi na dźwięk cichych, spokojnie wypowiedzianych słów, obie mutantki zwróciły oczy w stronę drzwi prowadzących pod prysznice. Stała w nich dziewczyna o bladej cerze i kruczoczarnych włosach. Ubrana była w jeszcze czarniejszy szlafrok, a w jej uszach tkwiło kilka kolczyków. Patrzyła na towarzyszki swymi ładnymi brązowymi źrenicami.

- Witaj Jessie! - Megan przywitała ją z uśmiechem.

Czarnowłosa podeszła do ławki na której leżał jej strój do ćwiczeń w Danger Room oraz bielizna. Spojrzała na uskrzydloną koleżankę.

- Spóźnisz się dzisiaj... - powiedziała do niej cicho. Megan słysząc te słowa pobiegła się umyć.

"Ona czasami mnie przeraża. Jest moją koleżanką, ale boję się jej. Te przebłyski przyszłych wydarzeń które miewa, boję się pytać ją o cokolwiek, ona często wie co będę robić za kilka godzin, zanim ja sama o tym pomyślę."

Dziewczyna stojąc pod prysznicem rozmyślała o przyjaciółce. Woda płynęła po jej włosach, ciele i skrzydłach, a cała kabina wypełniła się ciepłą parą.

Jessica ubrała się szybko w kostium przydzielony grupie Paragons i razem z drugą mutantką opuściła łazienkę.

- Nie poczekamy na nią? - zapytała idącej obok niej Hope.

- Zaspała nie po raz pierwszy... pamiętasz jak dostałyśmy ochrzan od Emmy Frost kiedy wszystkie trzy przyszłyśmy pół godziny po czasie na jej lekcję przez to że Megan zaspała?

Jessica lekko się uśmiechnęła.

- Pamiętam, przewidziałam wtedy każde słowo Frost. - mówiła przypominając sobie tamten epizod.

- Tak... lepiej było cię posłuchać i w ogóle nie pojawiać się w Instytucie... - Hope rozbawiła się wspominając wydarzenie z niedalekiej przeszłości.

- Ale wiesz co by się stało? Przywołała by nas do porządku swoją telepatyczną projekcją. Jak ja nienawidzę, gdy ona krzyczy w mojej głowie, jak ja nienawidzę tych astralnych projekcji... - dziewczyna na dobre rozkręciła się w rozmowie. Hope zmierzyła ją wzrokiem.

- Bez obrazy... - odparła Jessie widząc spojrzenie koleżanki.

Dziewczyny zajęte rozmową nie zauważyły nawet kiedy opuściły swój akademik i doszły do głównego budynku Instytutu Xaviera w którym mieściła się słynna Sala Ćwiczeń. Poranne powietrze i słoneczna pogoda dobrze wpływały na wszystkich. W spojrzeniach ludzi przechodzących korytarzem budynku widać było zadowolenie. Mutantki dotarły do poczekalni przed opancerzonymi drzwiami prowadzącymi do Danger Room. Nie było dla nich zdziwieniem gdy zobaczyły, że męska część ich grupy już tu przyszła i czekała na ćwiczenia. Mark, młody mutant który rano obudził Megan oraz jego dwóch kolegów - Nicholas znany jako WolfCub - porośnięty sierścią na całym ciele młody człowiek o zaostrzonych zmysłach i zębach i Ben - którego twarz cały czas paliła się żywym płomieniem. Miał on prosty lecz mówiący o nim wiele pseudonim - Match. Mark zobaczywszy zbliżające się dziewczyny uśmiechnął się szeroko. Hope do niego pobiegła.

- Twój plan się nie powiódł. Ona znów się spóźni, jeszcze pewnie nie wyszła spod prysznica. Oznajmiła wszystkim zgromadzonym.

- Następnym razem przyjdę do niej przed świtem - odparł chłopak.

- Musiałbyś być teleporterem - Hope chciała dociąć koledze.

- Budynek zamykają na noc do siódmej...

- Myślisz że zamknięte drzwi będą dla mnie problemem? - Zamyślił się.

- A swoją drogą gdybym był teleporterem... - dodał.

- Wiem dobrze jakbyś tych zdolności używał. - wtrącił się Ben. Nicholas twierdząco pokiwał głową.

Hope naburmuszyła się, a Jessie lekko uśmiechnęła.

- Nie wiem czy miałbyś dużą szansę. My wszystkie świetnie umiemy się bronić i radzić sobie z podglądaczami. - Tymi słowami skomentowała rozmowę Shan Coy Mahn, opiekunka grupy Paragons, która przed chwilą weszła do sali i przez krótką chwilę przysłuchiwała się swoim wychowankom. Wejście młodej Wietnamki było przewidziane przez Jessie, ale dziewczyna wiedziała że jej grupa nie narobi sobie kłopotu gdy ich nauczyciel podsłucha taką niewinną pogawędkę, więc nie zareagowała.

- Widzę że jesteście gotowi do ćwiczeń. - Shan oznajmiła oglądając grupę. Zastanowiła się szukając kogoś wśród zgromadzonych.

- Gdzie jest Pixie? - zapytała.

- Megan zaraz powinna się pojawić - Cicho poinformowała Jessie. I rzeczywiście, pół minuty później ruda mutantka wpadła do sali bardzo zdyszana.

- Przepraszam, spóźnienie więcej się nie powtórzy. - poinformowała łapiąc oddech.

Shan korzystając z panelu kontrolnego otworzyła drzwi prowadzące do Danger Room i wraz ze swą grupą udała się na ćwiczenia.

Szóstka młodych mutantów oczekiwała z niecierpliwością na zadania jakie miała powierzyć im ich opiekunka. Pomieszczenie w którym się znajdowali było ogromne, ale prawie zupełnie puste. Jedynym elementem wystroju oprócz metalu podłogi, ścian i sufitu miał szczęście być mały panel kontrolny umieszczony obok drzwi. Shan wyciągnęła rękę w jego kierunku, coś na nim wystukała, po czym wypowiedziała jakiś liczbowy kod dostępu. W tej samej chwili sala zaczęła się zmieniać. Na suficie z wolna pojawił się hologram ogromnego, rozgwieżdżonego nieba wraz z pięknym Księżycem, ściany przekształciły się w wizerunki odległych gór pokrytych lasami, podłoga porosła wirtualną trawą, a przestrzeń dotąd zajęta przez pustkę zaczęła się wypełniać obrazem kamiennych ruin ukrytych w gęstym, mrocznym lesie. Metaliczna cisza zastąpiona została odgłosami zwierząt czających się w ciemnościach, a chłód klimatyzacji śmierdzącym, wilgotnym powietrzem parnej nocy. Wszyscy z grupy podziwiali nową scenerię.

- Nie dość że noc, to jeszcze taka wilgoć i duchota - narzekała Hope.

- Las, ruiny, tyle zakamarków, zapachów. Wreszcie coś dla mnie - ucieszył się Nicholas.

Mark podszedł do Megan. Dziewczyna z niepokojem rozglądała się dookoła. Złożyła swe skrzydła lekko się nimi okrywając.

- Nie lubisz ciemności, prawda? - chłopak zapytał, dotykając jej ramienia.

- Nie, napawa mnie niepokojem.

Ben stanął pomiędzy wszystkimi.

- Zaraz zaradzę coś na te ciemności, nie martwcie się. - Mrugnął do kolegów. Po chwili płomień na jego głowie lekko przygasł, a cała twarz zajaśniała delikatnym blaskiem. Las w najbliższym sąsiedztwie drużyny stał się jaśniejszy i przez to bardziej przyjazny dla przebywających w nim ludzi, a w szczególności dla Megan.

- Dziękuję Ben. - odparła rudowłosa dziewczyna. Jej twarz wyrażała ogromną ulgę. Rozprostowała swoje skrzydła i odsuwając się od Marka zbliżyła do Jessie i Hope.

- Słuchajcie uważnie. Musicie współpracując ze sobą dotrzeć do kamiennej budowli stojącej na wzniesieniu. Musicie dostać się do środka i znaleźć pewien przedmiot. - powiedziała Shan.

- Jaki przedmiot? - Zapytała ją Megan.

- Dowiecie się jak będziecie już wewnątrz. - Odparła Karma.

- Lepiej zacznijcie się już ruszać. - Dodała po chwili.

WolfCub uśmiechnął się. Kilkoma skokami dostał się na duży głaz porośnięty mchem. Uniósł rękę w kierunku wielkiej tarczy Księżyca.

- Nic prostszego. Sam przyniosę ten kamień.

Błyskawicznie skoczył na gałąź grubego drzewa, a następnie na następny głaz, tym razem wyglądający na wykonany przez ludzką rękę, rytualny sądząc po jego zdobieniach.

- Ty głupku! Mamy działać jako grupa - Match krzyczał do niego.

- Och... - Jessica cicho jęknęła, po czym nie mówiąc nic usiadła na zgrzybiałym pniu.

- Co się stało, Jessie? Miałaś błysk przyszłych wydarzeń? Co widziałaś? - Hope próbowała się czegoś od niej dowiedzieć.

- Całkowicie spieprzymy to ćwiczenie - odparła dziewczyna.

Nicholas stojąc na obelisku patrzył z uśmiechem na Bena.

- I po cholerę mamy działać jak drużyna? Lasy to dla mnie raj!

Nagle coś zaczęło dziwnie brzęczeć. Zza pobliskich drzew wyłoniły się jakieś ubrane w skóry zwierząt dzikusy, a właściwie roboty ucharakteryzowane tak aby wyglądały jak dzicy ludzie. Jeden z nich podszedł do WolfCuba i uderzył go w plecy maczugą. Chłopak spadł z kamienia prosto pod nogi Bena. Przeciwnicy podążyli za nim. DJ przybrał pozycję obronną, a Pixie chwyciła go za rękę i znów zakryła się skrzydłami. Trance położyła dłoń na ramieniu Preview.

- Jessie, musimy coś zrobić! Chłopcy są w niebezpieczeństwie!

- Przecież powiedziałam że spieprzymy to ćwiczenie - czarnowłosa odparła z wyczuwalną w głosie złością. Ben przygotował w swych dłoniach dwa płomienie.

- Jessie! Chodź tutaj! Musisz przewidywać ich ataki! Razem wygramy!

- Nie wygramy! Mówiłam już...

- Jeśli nie chce ci się ruszyć dupy, to dobrze! Poradzimy sobie bez Ciebie! - Po tych słowach Match wystrzelił z pięści dwa słupy ognia którymi spalił atakujących go napastników. Mark włączył w swoim discmanie jakieś ostre rytmy i używając zdolności przekształcania fal dźwiękowych w inny rodzaj energii zniszczył kilku następnych wrogów. Megan lekko się skuliła licząc na uniknięcie jakiejkolwiek walki. Hope patrzyła na przyjaciół nie wiedząc jak się zachować. Jej zdolności opuszczania ciała w formie astralnej miały małe znaczenie w przypadku tak bardzo fizycznej walki. Spojrzała na Jessie ze smutkiem w oczach. Jej koleżanka wydawała się nieobecna, nie zainteresowana tym co działo się dookoła. Brązowowłosa usiadła obok niej.

- Zaraz to się skończy. - Preview wyszeptała cicho. Po chwili roboty zatrzymały się i z wolna zaczęły wycofywać w głąb iluzorycznego lasu.

- Przerywam ćwiczenie. Całkiem wam nie wyszło, jestem na was zła i bardzo wami zawiedziona!

Z głośników ukrytych w wirtualnym gąszczu rozległ się głos Shan.

- To oznacza że ćwiczenia się zakończyły? - Megan spytała.

- Nie, musicie zostać w sali przy niezmienionej scenerii... tylko Match ma natychmiast się do mnie zgłosić.

Otworzyły się drzwi prowadzące do sali w której czekała Shan. Wyglądało to dziwnie, bo w pomieszczeniu wciąż był hologram, a drzwi otworzyły się na środku ściany lasu. Ben bez wahania podążył w ich kierunku. WolfCub otrząsnął się z kurzu i piasku. Podbiegł do Jessie. Skierował swój palec zakończony pazurem na jej twarz.

- To twoja wina! Gdybyś ostrzegła mnie w porę nie doszłoby do tej walki, a ćwiczenia dawno by się skończyły! - Dziewczyna odsunęła jego rękę. Wstała z pniaka.

- Moja wina?! A czy ja skakałam jak nienormalna po kamieniach!?

- Wiedziałaś co się stanie gdy znajdę się na tym kamieniu, a jednak nie odezwałaś się ani słowem!

- Wystarczy że nie posłuchałeś Bena! Mam myśleć że mnie byś posłuchał!?

- I tak nie zmienia to faktu że cały czas stoisz na uboczu! Po co ty w ogóle jesteś w naszej drużynie!? Do niczego się nam nie przydajesz!

Jessie posmutniała po ostatnim zdaniu jej kolegi z drużyny. Do rozmowy wtrąciła się Hope.

- Zostaw ją! Dobrze wiesz że to co się stało to Twoja wina bo pierwszy przestałeś słuchać Bena! I kto tutaj nie nadaje się do drużyny?!

- Jeszcze jej bronisz?!?! - Nicholas był bardzo zdenerwowany.

- WolfCub... przestań już. Zostaw je w spokoju. - Mark także próbował uspokoić kolegę. Chłopak-wilk popatrzył na niego z ogromną złością w oczach.

- Dobra. Róbcie sobie jak chcecie.

Niezwykle szybko przebiegł obok DJ-a i Megan, po czym wskoczył w wirtualny las.

- Nicholas...

- Dlaczego nie możemy być dla siebie przyjaciółmi? Czy to takie trudne? - W słowach Pixie dało się odczuć smutek. Hope chwyciła dłoń Preview. Uśmiechnęła się do niej szczerze.

- Chodź Jessie, przejdźmy się gdzieś razem. - Obie dziewczyny wolnym krokiem oddaliły się na kilka metrów, gdzie zniknęły za skruszonym przez czas obeliskiem. Megan chciała za nimi pobiec, pragnęła porozmawiać z Jessie. Mark ścisnął jej ramię nie pozwalając się ruszyć.

- Czemu... ?- zapytała.

- Hope zna ją najlepiej. Będzie wiedziała jak do niej dotrzeć i jej pomóc.

Ben siedział na kanapie w małym pokoju oświetlonym jedynie przez blask jego ciała i płomienia otaczającego głowę. Naprzeciwko niego stała Shan patrząc surowo prosto w jego oczy. W tle denerwująco tykał wiszący na ścianie zegar.

- Dzisiaj jako dowódca zawiodłeś na całej linii Ben. - oznajmiła spokojnym głosem.

- Ja zawiodłem? Starałem się jak mogłem, ale z takimi ludźmi w drużynie... to drużyna zawiodła mnie pierwsza. - Match nie pozwolił jej dokończyć zdania. Karma usiadła obok niego.

- Zostałeś wybrany na lidera zespołu ze względu na swoje zdolności wpływania na ludzi, kierowania nimi. Rahne przebywając z wami doszła do wniosku że doskonale nadajesz się do tej roli. Mówiła mi wiele razy że nie żałowała swego wyboru. Po tym co dzisiaj widziałam, jakoś trudno uwierzyć mi w jej słowa! Nie miałeś żadnego kontaktu z drużyną, żadnego porozumienia!

- Kontakt? Z takimi jak oni? Shan, czy ty w ogóle obserwowałaś całą walkę? WolfCub zachował się jak kompletny idiota, a o dziewczynach z naszej grupy szkoda nawet mówić. Megan nie ruszyła palcem ze strachu, a Jessie od początku miała w dupie nas i całe ćwiczenie. Jak można dowodzić kimś kto się kompletnie nie nadaje do pracy w zespole?

Shan zdenerwowała się odpowiedzią chłopaka.

- Naprawdę tak uważasz? Oni nie nadają się do bycia w grupie? W takim razie Rahne zrobiła straszny błąd robiąc z ciebie lidera.

Dziewczyna wstała. Wskazała palcem na mutanta.

- Jeśli szczerze tak uważasz, to znaczy że ty sam nie nadajesz się do dowodzenia grupą.

Ben milczał. Shan kontynuowała.

- Kiedy ja i inni oryginalni New Mutants przyszliśmy do szkoły Xaviera byliśmy mieszaniną zupełnie różnych, odmiennych charakterów. Na początku ciągle dochodziło do zgrzytów i kłótni, nie mogliśmy sobie nawzajem zaufać. Ale po latach przebywania ze sobą pod jednym dachem staliśmy się dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. I nie myśl sobie że było łatwo. Nie mogło być, jeśli twoja koleżanka z grupy była wiedźmą która spędziła połowę swego życia wychowywana przez demony, a jeden z kolegów był istotą złożoną z żywych obwodów pochodzącą z innej galaktyki. Ale nam się udało. Dzięki temu że Dani i Sam potrafili zbliżyć nas do siebie, a my im w tym pomogliśmy chęcią stania się dla siebie rodziną. Nie tłumacz się tym, że ktoś nie słucha twoich rozkazów. Rozmawiaj z nimi, przebywaj jak najwięcej w ich towarzystwie, poznaj ich tak abyś wiedział jak do każdego z nich dotrzeć. Jeśli będziesz wiedział jak każdy z nich zachowa się w każdej sytuacji, dowodzenie grupą nie będzie dla Ciebie żadną trudnością.

Match przez dłuższą chwilę nie odzywał się. W końcu przełamał się, wstał z kanapy i podszedł do drzwi prowadzących do wirtualnych ruin skąpanych w nocy, blasku gwiazd i dżungli.

- Spróbuję porozmawiać z nimi i powtórzyć to ćwiczenie. Spróbuję przełamać zarówno ich jak i siebie.

Odwrócił się od Wietnamki i przygotował do powrotu, ale ona na chwilę go zatrzymała.

- Daj szansę Jessice, proszę. Ona przeszła najwięcej z was wszystkich ale jest dobrą dziewczyną.

Shan uśmiechnęła się. Chłopak nie odpowiedział jej, znikając w drzwiach.

Hope oparła się o porośnięty wilgotnym mchem obelisk. Jessica kucnęła obok niej, objęła rękami swoje nogi i położyła głowę na kolanach. Dziewczyny spędzały czas w milczeniu otoczone przez pohukiwanie i skrzeki trudnych do zidentyfikowania zwierząt. Hope zerwała z obelisku kawałek mchu i ścisnęła go mocno w pięści. Otworzyła swą dłoń pokazując ją koleżance.

- To zadziwiające, prawda? Jak bardzo prawdziwa jest iluzja stworzona przez technologię Danger Room. Jak niesamowicie oszukuje nasze zmysły. Jesteśmy tutaj kilka razy w tygodniu, a ja wciąż nie mogę odróżnić tych wirtualnych projekcji od rzeczywistości.

Kucnęła obok czarnowłosej.

- Zniewala mnie ogrom przestrzeni, mieszające się zapachy wpadające do mojego nosa. Słyszę dźwięki zwierząt a nawet szum płynącego gdzieś wodospadu. Czuję na twarzy wilgoć powietrza, gorąco i duchotę dżungli. Wszystko to odczuwam tak jakbym była gdzieś na równiku, a nie w metalowym, klimatyzowanym pomieszczeniu. Zadziwia mnie to i jednocześnie przeraża, bo gdzie zaczyna się prawda a kończy iluzja?

Hope odwróciła twarz w stronę przyjaciółki. Obserwowała ją z pewnym niepokojem, bo wiedziała że Jessica po kłótni z WolfCubem była w podłym nastroju. Czarnowłosa wstała, przeciągnęła się, po czym odeszła kilka metrów od głazu.

- Gwiazdy... - powiedziała patrząc w iluzoryczne niebo. Trance szybkim krokiem podeszła do niej. Również uniosła wzrok do góry.

- Gwiazdy i Księżyc... - Jessie kontynuowała.

- Nocne niebo pozwala znaleźć granicę między rzeczywistością a iluzją. Chociaż tutaj wydaje się ciągnąć w nieskończoność, trwać od wieków, naprawdę takie nie jest. Byłaś kiedyś nocą na autostradzie gdzieś na zachodzie, z dala od świateł wielkich miast?

Hope pokręciła przecząco głową.

- W takim miejscu można zobaczyć prawdziwe nocne niebo, prawdziwe gwiazdy i jedyny Księżyc. Stojąc na środku pustkowia pod nocnym niebem masz poczucie bycia jednością z całym wszechświatem. Tutaj tego nie ma, jest sztucznie i płasko. Zupełnie jak pod niebem w wielkim mieście.

- Kiedyś wybierzemy się na wycieczkę w pustkowia, prawda Jessie?

Czarnowłosa zamilkła. Hope ugryzła się w język, bo uświadomiła sobie że jej pytanie kojarzyło się ze zdolnościami dziewczyny doświadczania wizji przebłysków wydarzeń z przyszłości, a był to temat dla niej trudny. Zmieniła wątek rozmowy.

- Ech, może i niebo nie jest tu naturalne i wszystko jest sztuczne, ale nie przeszkadza to oszukiwać naszych ciał. Od tego gorąca jestem cała oblana potem.

Dziewczyny zaśmiały się. Trance widząc, że jej towarzyszka ma lepszy humor rozpoczęła inny temat.

- Słuchaj Jessie, jesteś bardzo potężna. Twoja pomoc naprawdę przydałaby się podczas ćwiczeń drużyny. Gdybyś informowała nas za każdym razem o tym co ma nastąpić wygralibyśmy każdy scenariusz...

Jessica opuściła głowę, zakryła oczy włosami.

- Rozmowa musiała pójść tym torem, prawda? - zapytała.

Hope zdenerwowała się i wręcz fizycznie poczuła sposób w jaki Jessica na nią spojrzała. Penetrujące duszę brązowe oczy, wywołujące lęk i niepewność tego co wydarzy się zaraz. Spojrzenie jakim Preview obdarowywała innych gdy była z czegoś niezadowolona.

- Sorki, nie chciałam cię zdenerwować. Ale naprawdę myślę, że niepotrzebnie stoisz z boku wydarzeń. Przecież mogłabyś kształtować przyszłość na podstawie jej fragmentów które do ciebie docierają. Przez twoje oddalenie się od wszystkiego niektórzy nabrali do ciebie uprzedzeń, a przecież...

Jessica przerwała jej w pół zdania.

- Moja moc nie działa w ten sposób! Nie mogę wpływać na przyszłość, jedynie widzę jej obrazy...

Poprawiła włosy. Hope w pewnej chwili pomyślała, że jej twarz wygląda pięknie skąpana w świetle Księżyca, nawet sztucznym.

- Skąd możesz wiedzieć jeśli nie spróbowałaś... - Trance odparła smutno.

- A skąd ty możesz wiedzieć że nie próbowałam? - Po słowach Jessiki w gardle Trance zrobiło się sucho. Nie mogła wymyśleć żadnej odpowiedzi.

- Ale nie chcę o tym rozmawiać. Chodźmy już bo zaraz pojawi się Match. - Czarnowłosa zakończyła rozmowę i poszła w kierunku części dżungli w której byli jej pozostali towarzysze. Hope chwilę stała w miejscu zamyślona, ale potem szybko pobiegła za koleżanką.

Megan usiadła na dużym, płaskim kamieniu wystającym lekko ponad wysoką trawę. Ciemność panująca dookoła i ruiny sterczące ponad drzewami powodowały, że dziewczyna czuła się bardzo nieswojo. Nie lubiła ciemności ani dziwnych opuszczonych miejsc w których czaiło się niebezpieczeństwo. Nawet świadomość że cała sceneria była iluzją nie stanowiła dla niej pocieszenia. Mark stał nieopodal wsłuchując się w muzykę płynącą ze słuchawek discmana. Zauważył, że jego koleżanka nie czuje się najlepiej. Usiadł obok niej, wsadził jej do ucha jedną ze słuchawek. Włączył jakiś spokojny instrumentalny utwór, a następnie skoncentrował się aby użyć zdolności przekształcania muzyki w inne formy energii. Wokół jego ręki oraz ciała Megan pojawiła się złocista aura. Rozświetliła ona ciemności w najbliższej okolicy i przy okazji zadziałała uspokajająco na dziewczynę.

- Przepraszam za to co stało się rano. - Mark oznajmił. Słysząc słowa chłopaka Pixie wyjęła z ucha słuchawkę.

- No co ty, przecież się nie gniewam. Dzięki tobie obudziłam się na czas, prawda? To ja powinnam dziękować. Ale nie powinieneś chodzić po nocach w żeńskim akademiku, nie wszystkie dziewczyny są tak wyrozumiałe jak ja... narobisz sobie kłopotów...

- Hmm... - DJ odparł, słuchając muzyki już z obu słuchawek. Megan rozzłościła się. Zabrała mu discmana i wyłączyła go.

- Słuchaj co mam ci do powiedzenia jak ze mną rozmawiasz!

- Podoba mi się twoje ostrzejsze zachowanie!

Chłopak przesunął dłonią po włosach koleżanki.

- Miękkie...

- Nie rób tego. Przez ciebie jestem zdenerwowana. Mogę nieświadomie wytworzyć pył wywołujący halucynacje...

Mark zdawał się nie przejmować tym co dziewczyna chciała mu przekazać.

- Mogę zaryzykować.

Megan odsunęła się od niego na niewielką odległość.

- Lepiej poszukajmy WolfCuba, albo Jessie i Hope... - zaproponowała.

DJ delikatnie dotknął policzka dziewczyny.

- Przecież gdyby tu przyszli, zrobiliby niepotrzebny tłok. A przecież tutaj jest tak pięknie, prawda?

Dziewczyna była niesamowicie spięta, zacisnęła pięści. Popatrzyła na rozgwieżdżone niebo. Światło Księżyca odbiło się w jej dużych oczach. Mark przysunął się do niej na bardzo bliską odległość i dotknął jej delikatnego ramienia. Powoli zbliżył swoją twarz do jej twarzy. Mutantka zamknęła oczy. Wiedziała że chłopak chce ją pocałować, ale nie mogła albo nie chciała mu w tym przeszkadzać. Okolicą zatrząsł dźwięk otwieranych z hukiem drzwi. Pixie i DJ instynktownie oddalili się od siebie. W holograficznej dżungli pojawił się Match.

- Mark, Megan... Gdzie reszta drużyny? Musimy natychmiast omówić plan przejścia tego ćwiczenia.

- Jessie i Nicholas pokłócili się, a potem gdzieś sobie poszli - DJ poinformował.

- Jesteśmy! - stanowczy głos Preview sprawił że wszyscy obejrzeli się za siebie.

- Zawsze gotowe! - Hope dodała i trzymając dłoń na ramieniu koleżanki puściła do Bena oko.

- Wszyscy w komplecie... A gdzie jest WolfCub? - Match zapytał.

- Kiedy próbuję o nim myśleć nie wyczuwam nic. Tylko szum temporalny jakby to określił Doktor McCoy. - Jessie oznajmiła koledze.

- Co to oznacza?

- Prawdopodobnie to, że jeśli niczego nie zrobimy to WolfCub nieprędko się pojawi.

Ben zdenerwował się.

- Bardzo niedobrze. Trzeba go tutaj sprowadzić.

- Ja mogę go poszukać. Z góry powinnam go wypatrzeć. - Megan bardzo chciała pomóc.

- Nie. Ryzyko ataku fizycznego jest za duże. Coś może Cię "zestrzelić". - Po tych słowach Ben zwrócił się do Hope.

- Twoja astralna projekcja jest rozwiązaniem. Spróbuj go poszukać, dobra?

- Dam z siebie wszystko! - Hope krzyknęła ucieszona.

Dziewczyna zamknęła powieki i skoncentrowała się. Po chwili jej ciało otoczyło się białą poświatą i oczom wszystkim ukazała się obok niej przezroczysta kobieca sylwetka. Była to projekcja astralna, duch zawierający świadomość Hope, lecz nie ograniczony jej cielesną powłoką. Widmo mutantki uniosło się wysoko ponad drzewa. Trance widziała okolicę oczami swojej projekcji, a dzięki temu że była ona niematerialna, mogła przeszukiwać teren z szybkością myśli. Oglądnęła dokładnie pobliski las i stojące w nim obeliski. Przy okazji ominęła dwie pułapki, zapamiętując że musi o nich powiedzieć drużynie. W końcu spostrzegła owłosioną sylwetkę Nicholasa. Chłopak siedział skulony na szczycie ogromnej, kamiennej głowy szczerzącej zęby w czerni leśnej polany. Duch Hope pojawił się przed nim. Dziewczyna była w stanie telepatycznie komunikować się z osobami przed którymi ów duch się znalazł.

- Hej! Koniec ukrywania się. Wracamy do pracy..

WolfCub na początku był zdezorientowany głosem w swojej głowie, ale szybko domyślił się kto chce z nim rozmawiać.

- Już skończyłaś zajmować się wiedźmą?

- Nie obchodzi mnie czy pogodzisz się z Jessicą czy nie, ale Match zwołuje całą drużynę, więc też się tam musisz pojawić. Chyba nie chcesz by znowu przez ciebie nie wyszły nam ćwiczenia?!

Po krótkim namyśle Nicholas odpowiedział jej.

- Dobra. Ale nie próbuj nawet zbliżać mnie do tej posępnej suki.

Trochę niezadowolona z rozmowy Hope wróciła do swego ciała. Otworzyła oczy i po odczekaniu kilku sekund, dochodząc do siebie po transie poinformowała Matcha o spotkaniu z Wolfcubem.

- Zaraz powinien się tutaj zjawić.

Nicholas po krótkim czasie dołączył do reszty drużyny. Ostentacyjnie odwrócił głowę widząc stojącą w pobliżu Preview. Ben jednym ruchem ręki kazał wszystkim podejść bliżej.

- Posłuchajcie, mamy jeszcze jedną szansę. Możemy zacząć od nowa. Pamiętacie co mieliśmy zrobić poprzednim razem?

- Tak. - Mark przytaknął.

- Ben, podczas poszukiwań WolfCuba zauważyłam podejrzanie wyglądające miejsca. Jestem prawie pewna że były to pułapki. - wtrąciła się Hope. Kontynuowała:

- Wygląda na to że są one jakoś powiązane z posągami.

- Świetnie, Trance. Teraz wiemy że musimy się trzymać z daleka od tych szczerzących się głów.

Match zaczął wydawać rozkazy.

- DJ, puść jakieś ostre rytmy. Wygląda na to że będziemy ciężką artylerią, gdyby pojawiły się kłopoty. Hope idziesz z nami. Pokażesz nam jak wyglądają te pułapki. Preview, trzymaj się blisko nas. Jeśli będziesz miała jakąś wizję to pamiętaj że masz o tym powiedzieć.

- Przecież ja... - Czarnowłosa odparła dość zirytowanym głosem.

- Jessica, zrób to co mówię, proszę... - Ben uśmiechnął się do niej.

Dziewczyna puściła mu spojrzenie wyraźnie mówiące, że tym razem spełni jego prośbę i będzie starała się dać z siebie wszystko.

- WolfCub i Pixie, obserwujcie teren i nasze plecy.

- Oczywiście! - Megan nie trzeba było dwa razy powtarzać, Nicholas nie podzielał jednak jej entuzjazmu.

Trójka mutantów idąca na czele grupy zniknęła w zaroślach. Wkrótce w jej ślady podążyła Preview, a później także Megan z Wolfcubem. Wszyscy znaleźli się na szerokiej ścieżce. Las otaczał ją z obu stron, a także od góry przez co dróżka skąpana była w całkowitym mroku. Megan znów poczuła się nieswojo, odgłosy zwierząt wydały jej się przerażające. Popatrzyła na DJ-a i jego uśmiech sprawił że nabrała większej pewności siebie. "To tylko iluzja, nie ma się czego obawiać" - pomyślała.

Wśród drzew sterczały posągi, kamienne głowy różnego kształtu i wielkości o dziwacznych, brzydkich i niepokojących wyrazach twarzy. Porośnięte przez grzyby i pnącza zdawały się być jedynie niemymi świadkami wędrówki grupy młodych ludzi. Hope zatrzymała się i dała znak ręką aby Match i DJ zrobili to samo.

- Te klejnoty które przyczepione są do niektórych głów nie pasują do reszty, prawda?

Małe kamyki umieszczone na czołach posągów były prawie niedostrzegalne w ciemności panującej dookoła. Być może dlatego Ben spojrzał na koleżankę ze zdziwieniem w oczach.

- Kiedy podróżuję w astralnej formie postrzegam świat inaczej. Przedmioty odbieram bardziej jako symbole, to co one reprezentują. A że to wszystko jest jedną wielką scenografią w sali ćwiczeń, kamyki na posągach zobaczyłam jako...

- Pułapki... - Mark odgadł.

- Dokładnie! Jeśli wejdziemy na niewidzialny promień łączący kamyki po przeciwległych stronach drogi, to pewnie pojawi się jakieś niemiłe towarzystwo.

- No to na co czekamy... Wygląda na to że nie obejdzie się bez ich zniszczenia. Po tych słowach Ben i DJ przystąpili do likwidacji pułapek. Match uważając, aby nie trafić w jakieś drzewo stapiał klejnoty strumieniami ognia, a DJ słuchając głośnego rocka, roztrzaskiwał je uderzeniami destruktywnej energii. Zadowoleni z siebie i pewni zwycięstwa podbiegli do ostatniej rzeźby. Tym razem stała ona na samym środku drogi, przedstawiała brodatego mężczyznę, a dwa kamyki w kolorach zielonym i czerwonym spoczywały w jej oczach. DJ wyciągnął rękę w jej stronę. To samo zrobił Match.

- Raz...

- Dwa... - Obaj wykrzyknęli patrząc na siebie.

W tej samej chwili Jessica miała wizję. *Strumień ognia i fala energii jednocześnie uderzyły w kamiennego strażnika. Jego oczy zaświeciły w ciemności, a z ust wystrzeliły kule ognia oraz niszcząca fala dźwiękowa. Potężna eksplozja rzuciła Bena, Marka i Hope w błoto. Jessie popchnięta słupem powietrza uderzyła w Megan i Nicholasa. *

Dziewczyna poczuła się słabo. Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Zaschło jej w gardle, nie mogła przełknąć śliny. Zamknęła oczy.

- Ben! Mark! Nie róbcie tego! - Krzyknęła.

Mutanci rozproszyli przygotowywane energie i oglądnęli się za siebie. Pozostali także patrzyli na czarnowłosą ze zdziwieniem. Serce dziewczyny biło mocno, a jej oddech był nierówny. Czekała na spełnienie się wizji, na uderzenie dźwiękowej fali.

- Co takiego... - wyszeptała.

Hope spojrzała na nią, a potem na rzeźbę. Domyśliła się co tak przestraszyło jej koleżankę. Podniosła z piasku duży kij i uderzając nim mocno w twarz "brodacza" wybiła klejnoty z jego oczu. Oczom wszystkim ukazały się urządzenia znane młodym mutantom jako "lustra". Potrafiły one odbijać cios każdego rodzaju energii.

- Widziałaś przyszłość w której one zadziałały? - Hope oznajmiła z uśmiechem wskazując na puste oczodoły rzeźby. Szybkim krokiem zbliżyła się do przyjaciółki.

- Dzięki temu, że zdecydowałaś się działać twoja wizja nie sprawdziła się! Jestem z ciebie dumna, wreszcie w siebie uwierzyłaś.

Jessica uśmiechnęła się. Wciąż była zdezorientowana tym co się przed chwilą stało. Hope objęła ją ramionami. Przytuliła się do niej bardzo mocno.

- Dobra robota... - szepnęła jej do ucha.

Preview zamyśliła się, a jej twarz posmutniała. Ani Hope ani pozostali członkowie drużyny nie zauważyli tego przez ciemność jaka wokół panowała. Ben zniecierpliwił się nagłym postojem grupy.

- Dość już tego. Mamy zadanie do wykonania.

Towarzysze przedarli się przez zarośla na drugi koniec lasu. Ich oczom ukazała się ogromna polana porośnięta wysoką trawą. Centralnym punktem tamtego miejsca była monumentalna piramida zbudowana z żółtego kamienia. Na jej szczycie mieściła się kamienna świątynia do której prowadziły schody stanowiące znaczną część budowli. Na niebie które po wyjściu z lasu stało się widoczne, królował ogromny Księżyc i tysiące gwiazd. Wszyscy zauważyli że powietrze w tym miejscu było wilgotne i śmierdziało stęchlizną. Wokół słychać było rechot żab. Ben pomyślał że gdzieś niedaleko jest jakieś jezioro.

- Idziemy. - Oznajmił drużynie i zrobił krok do przodu.

WolfCub szybko znalazł się przy nim. Był nie w humorze przez cały dzień, a w szczególności od momentu gdy Jessica uratowała wszystkich przed paroma siniakami. Chciał pokazać wszystkim że on też mógł się do czegoś przydać. Teraz miał okazję. Wyciągnął owłosioną rękę przed siebie. Wciągnął do nosa powietrze. Zmierzył Matcha wzrokiem.

- Ben, ani kroku dalej albo nasza podróż się skończy.

- Co ty mówisz?? - Było jedynym co mieli do powiedzenia Ben i Mark po wypowiedzi ich kolegi.

- Nie rozumiecie tego? Czujecie wilgoć? Słyszycie żaby? Myślicie że tu gdzieś jest jezioro? Mylicie się, cała ta polana to jedno wielkie jezioro a raczej bagno. Jego zapach mówi mi o nim wszystko. Za gęste by w nim płynąć , ale przejść też się nie da. Jeden ruch i gra skończona.

Chłopak dumny z siebie czekał na odpowiedź Bena.

- Hmm... - Match zamyślił się. Mark poklepał go po ramieniu.

- W to co mówią Nicholasowi zmysły akurat całkowicie wierzę.

Ben westchnął. Popatrzył na stojące kilka kroków dalej dziewczyny.

- A my musimy dostać się do środka. Pięknie. Czyli trzeba dostać się tam drogą powietrzną. Trance! Sorki, ale znów musimy zdać się na Twoją pomoc. - Mutantka wzruszyła ramionami.

- Ehm! - Dość głośne chrząknięcie przerwało dyskusję drużyny. Megan wlepiła surowe spojrzenie w płomiennego chłopaka.

- Jest jeszcze ktoś inny w tej grupie kto potrafi latać! - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Ben pokręcił przecząco głową.

- Mówiłem już że ryzyku ataku fizycznego jest zbyt duże. Nie zgadzam się.

Dziewczyna o motylich skrzydłach opuściła głowę. Mark położył jej dłoń na ramieniu.

- Coś mi się wydaje że nasz nieustraszony przywódca zapomniał o celu misji. Mamy wynieść coś z wnętrza tej piramidy, prawda? Astralna projekcja Hope raczej niewiele podniesie. Nie obejdziemy się bez pomocy Megan, tylko ona może zakończyć to ćwiczenie.

Pixie popatrzyła ze strachem w oczach na pogrążoną w ciemnościach piramidę. Kiedy już wiedziała że będzie musiała udać się tam samotnie, a jej koledzy pozostaną daleko, oddzieleni barierą z bagna, żałowała że zaproponowała pomoc. DJ odpiął od paska swój discman, jego słuchawki włożył na głowę Megan, po czym przymocował urządzenie do uniformu dziewczyny.

- Pamiętaj, kiedy poczujesz się niepewna włącz muzykę, którą przedtem słuchaliśmy razem. To zadziała. - Pogłaskał ją po głowie. Hope także postanowiła jej pomóc.

- Ja też polecę tam jako "duch". Nie będziesz sama.

Megan rozpostarła swe kolorowe skrzydła, wzbiła się w powietrze i podążyła w kierunku kamiennej budowli. Widmo Trance towarzyszyło jej w czasie całej podróży. Jego oczy ukazały że schody mieściły w sobie wiele pułapek. Gdyby drużyna jakoś przepłynęła bagno, to i tak miałaby marne szanse na dostanie się do wnętrza świątyni.

- Wyląduj na tamtym kamieniu! Uważaj na ścianę po lewej. - Hope ostrzegła towarzyszkę. Megan delikatnie, niczym pióro popychane lekkim wiatrem osiadła na suficie budowli. Jej wzrok skierował się w stronę bramy do świątyni. Ziała z niej pustka, czerń, której ona tak bardzo nie lubiła. Dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę.

- Tak!

Nie zastanawiała się długo. Wkroczyła pewnie do wnętrza piramidy. Hope próbowała za nią pójść, lecz jakaś niewidzialna bariera odepchnęła ją. Mutantka szybko wróciła do swego ciała. Otworzyła szeroko oczy i nabrała powietrza.

- Co się stało? - Mark zapytał.

- Ech, wygląda na to że Megan będzie musiała radzić sobie sama.

Hope odpowiedziała mu i odwróciła głowę w stronę Jessie. Widziała że dziewczyna była zamyślona.

- I jak?! Widzisz coś, uda nam się? - Chciała koniecznie pomóc jej wrócić z labiryntu myśli. Jessica chwilę milczała, po czym oznajmiła:

- Nie zdarzy się nic co by nas bardzo zasmuciło. - Uśmiechnęła się.

Megan przekroczywszy próg piramidy zorientowała się, że astralna projekcja Hope gdzieś zniknęła.

- Hope! Hope?! Jesteś tu? Hope?! - zapytała przestraszona ale odpowiedziała jej jedynie cisza. Serce młodej mutantki zaczęło bić szybciej i mocniej, jej oddech stał się nierówny. Spojrzała przed siebie. Schody prowadzące do wnętrza świątyni zalane były złowrogą ciemnością, a z sufitu kapały krople brudnej wody. Dziewczyna zakryła się skrzydłami. Nie dała rady zrobić następnego kroku.

- Nie dam rady... nie mogę wejść w tą ciemność. Nie przełamię się...

Przez kilka minut stała bez ruchu. W końcu przełamała się. Dotknęła ręką wilgotnej ściany i zaczęła wolną wędrówkę w dół schodów. Ciemny korytarz przepełniony był odgłosami z zewnątrz zniekształconymi przez ściany budowli. Krzyki zwierząt i odgłos wiatru zdawały się dochodzić z głębi piramidy, były nieludzkie, jakby z innego świata. Megan znów stanęła. Odwróciła się. Ze strachem i nadzieją popatrzyła na wejście przez które wpadało światło Księżyca.

- Wrócę. Co z tego że przegramy tą konkurencję? Nie wytrzymam ani chwili dłużej w tym okropnym miejscu.

W tym samym momencie przypomniała sobie głębokie oczy DJ-a i jego zapewnienia o tym że spokój może jej pomóc. Włączyła discmana. Puściła jakąś wolną, uspokajającą piosenkę. Poczuła się pewniej. Przymknęła oczy wyobrażając sobie że była w innym, miłym i jasnym miejscu. Pewniejszym krokiem podążyła w głąb kamiennej świątyni.

- Dziękuję ci Mark. - Pomyślała kiedy na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. Wkrótce jej discman zaczął odtwarzanie innej, bardziej energicznej melodii. Krok Pixie stał się szybszy i pewniejszy. Po kilku minutach dziewczyna wdepnęła w coś miękkiego. Zatrzymała się. Znów pojawił się strach. Kucnęła i dotknęła palcem swojego buta. Był na nim wstrętny, czarny robak obły z pyskiem z którego sączyła się lepka wydzielina. Mutantka odskoczyła na kilka kroków. Okazało się że takich robaków było tam o wiele więcej, cała podłoga się od nich roiła. Światło bijące z komnaty nieopodal upewniło dziewczynę że robaki są dla niej jedyną przeszkodą w zakończeniu ćwiczenia. Patrząc na nie Megan poczuła wstręt, myślała że za chwilę zwymiotuje. Wiedziała jednak że nie mogła się zatrzymać. Zamknęła oczy, po czym szybko wbiegła do oświetlonego pomieszczenia, uważając na pełzające po podłodze robactwo. Znalazłszy się w niewielkiej komnacie położonej w centrum piramidy zatrzymała się, otworzyła ze zdumienia usta.

- Piękne... - wyszeptała patrząc na klejnot leżący na kamiennym postumencie. Miał on kształt ośmioramiennej gwiazdy i świecił delikatnym światłem o różowym zabarwieniu. Dziewczyna ostrożnie wzięła go do ręki. Wówczas kamień wydał jej się jeszcze piękniejszy. Jak zahipnotyzowana patrzyła na jego idealnie wyszlifowaną powierzchnię. W tej samej chwili nabrała ogromnej pewności siebie. Poczuła że już nic nie stanie jej na przeszkodzie przed zakończeniem ćwiczenia. Trzymając klejnot przy sercu rozpoczęła wędrówkę ku wyjściu. Robaki zaścielające korytarz zniknęły, jakby rozpuszczając się od blasku klejnotu. Korytarz nie był już straszny i nieprzyjemny, Megan wydawało się że znała go od zawsze. Mutantka wybiegła na dach piramidy, rozpostarła skrzydła i poszybowała ku drugiemu brzegowi jeziora. Wylądowała obok sowich kolegów.

- Udało mi się! Udało! Dałam radę tam wejść! Popatrzcie!

Pokazała trzymaną w dłoni kryształową gwiazdę. Pozostali Paragons szybko zgromadzili się wokół niej. Zaczęli podziwiać przyniesiony przez dziewczynę klejnot.

- Dobra robota. - Match odparł

- Piękna... - Jessica stwierdziła.

- Prawda? - Hope dodała patrząc jej przez ramię.

Megan odwróciła się w stronę DJ-a. Otworzyła mu dłoń i wsadziła w nią połyskujący kamień.

- Dziękuję Mark. Tylko dzięki tobie mi się udało.

- Koniec ćwiczeń! - Głos Shan zakończył rozmowę drużyny. Holograficzna projekcja dżungli powoli rozpłynęła się w nicość pozostawiając jedynie sterylne, metalowe ściany Sali Ćwiczeń. Drzwi prowadzące na zewnątrz otworzyły się z sykiem.

- Możecie iść się odświeżyć. Resztę dnia macie dzisiaj wolne. Jutro porozmawiamy o waszym dzisiejszym występie. - Shan poinformowała swoich podopiecznych.

- Trance, muszę zająć ci jeszcze chwilkę. Przyjdź do mnie do pokoju.

Hope zdziwiła się. Nie wiedziała czemu została wyróżniona z całej grupy.

Weszła do pokoju Shan niepewnym krokiem. Kobieta przywitała ją uśmiechem i kazała usiąść na krześle stojącym blisko jej biurka. Dziewczyna popatrzyła na nią pytającym wzrokiem.

- Świetnie spisałaś się w ćwiczeniu. Tobie jedynej z całej grupy nie mam nic do zarzucenia.

Karma postanowiła w ten sposób zacząć rozmowę.

- Ale nie zawołałam cię tutaj aby rozmawiać o tobie. Chodzi o Jessicę...

Trance przerwała jej wypowiedź.

- Jessie też świetnie się spisała! Wreszcie przezwyciężyła swoją bierność i dzięki temu ocaliła nas przed paroma siniakami.

Shan spoważniała.

-Właśnie w tym jest problem. Jessie nie jest w najlepszym stanie psychicznym, a dzisiejsze wydarzenie może spowodować u niej powrót poczucia winy co do zdarzenia jakie przeżyła w przeszłości.

Hope milczała.

- Jesteś w tej chwili jej najbliższą osobą w szkole. Proszę cię żebyś była blisko niej i cały czas miała ją na oku...

- Przecież zawsze jestem blisko niej, zawsze może na mnie liczyć... - Hope nie rozumiała o co chodziło jej opiekunce. Nagle usłyszała w głowie telepatyczny głos.

- 'Jessica Vale, krótko przed tym jak trafiła do tej szkoły...'

Odwróciła głowę w kierunku z którego dobiegał. W kącie pokoju stała kobieta osłonięta białą peleryną. Miała długie włosy koloru blond i mocny makijaż.

- Panna Frost? - Mutantka zdziwiła się. Frost kontynuowała.

- 'Jessica Vale zanim trafiła do naszej szkoły, próbowała popełnić samobójstwo.'

Oczy Hope rozszerzyły się ze strachu i zaskoczenia.

Hope wróciła do swego pokoju nie mając ochoty na jakąkolwiek rozrywkę po tym co usłyszała z ust swojej opiekunki. Cały czas w jej głowie dźwięczały jej słowa o tym, że Jessica kiedyś próbowała popełnić samobójstwo. Pokój pogrążony był w półmroku ponieważ ktoś szczelnie zasunął żaluzje w oknach. Dziewczyna podeszła do biurka, usiadła na krześle i spojrzała w kierunku łóżka na którym odpoczywała jej przyjaciółka. Jessica przebrała się w czarne dżinsy i koszulkę, leżała na plecach patrząc na sufit i o czymś intensywnie rozmyślając.

- Jessica... nie chcesz przejść się gdzieś razem ze mną? - Trance zapytała.

- Nie. - czarnowłosa odparła cicho.

- Na pewno? - Hope nalegała. Chciała koniecznie porozmawiać z przyjaciółką.

- Nie. Zostaw mnie, Hope. Proszę cię. Głowa mnie boli i chcę odpocząć. - Jessica odwróciła się do ściany. Jej koleżanka wiedziała że w tamtej chwili nie była w stanie nawiązać z nią kontaktu.

- Dobrze. Jeśli chcesz spokoju to cię zostawię. Zobaczymy się wieczorem, cześć. - oznajmiła i wyszła z pokoju. Jessica nie odpowiedziała jej. W jej oczach pojawiły się lśniące łzy.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.