Opowiadanie
Kryminalna Przeszłość Braci Kaulitz 2
Część 1
Autor: | Mrs Villemo |
---|---|
Serie: | Tokio Hotel |
Gatunki: | Komedia, Kryminał |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2010-03-23 08:00:28 |
Aktualizowany: | 2010-03-21 18:29:28 |
1
-Tom, dzisiaj mija miesiąc od śmierci Georga… - rzekł Bill.
-To prawda, ale dzisiaj jest też ważniejsza data, nawet od tej - odparł Tom.
-Jaka?
-Również mija miesiąc, odkąd się tu ukrywamy.
To było najszczerszą prawdą. Dokładnie od 30 dni i 30 nocy bracia Kaulitz siedzieli zamknięci ze strachu przed policją we własnej piwnicy, bez jakiegokolwiek kontaktu ze światem.
-Nawet nie wiemy, czy nas szukają.
-Bill, to nie ma znaczenia. Prędzej czy później i tak nas znajdą.
-Wolę później - odparł Bill.
***
Tym czasem na komisariacie odbywało się śledztwo.
-Nie jestem pewien, jak ci sprawcy się nazywają - mówił jeden z policjantów - słyszałem, że chyba Traulitz.
-Nie, nie, raczej Maulitz - poprawił go drugi.
W tym czasie do pokoju wszedł komendant.
-Idioci, niedołęgi, matoły, kretyni! Ja chyba naprawdę nie mogłem zatrudnić, do tej pracy większych kaciał! Przecież znaleźliście nóż, pod domem ofiary, czyli innymi słowy dowód przestępstwa, pobierzcie z niego odciski palców i po kłopocie, a gdybyście mieli problem z nazwiskiem, zobaczcie na www.tokiohotel.de.
***
W kryjówce Kaulitzów właśnie nastał ranek. Tom wstał pierwszy. Posprzątał trochę, umył zęby i przebrał się. Chwilę potem i Bill się obudził.
-Tom, nie chce mi się tu siedzieć, wyjedźmy gdzieś! Co byś powiedział na słoneczną Afrykę?
-No i co, tam będziesz robić? Bawić się z mamutami?- Kpił sobie Tom.
-Och bracie, nie rób za mnie idioty! Wszyscy wiedzą, że mamuty żyją w Australii.
-Nie dość, ze morderca to jeszcze głupek… - rzekł szyderczym tonem Tom.
-Eee! Ty! Tylko nie morderca! Ja cię od złodziei nie wyzywałem, gdy kradłeś mi lalki!
Bliźniacy nie wiedzieli o jednej strasznej rzeczy. Nie mieli bladego pojęcia, że nóż, którym Bill zabił Georga trafił w ręce policji. Oni znaleźli na nim dwie pary odcisków palców należących do Billa i Toma. W ten sposób bracia Kaulitz są poszukiwani listem gończym, w całych Niemczech. Tom od dłuższego czasu zastanawiał się nad ucieczką. Doszedł do wniosku, że najlepiej byłoby znaleźć jakiegoś wspólnika. Wczoraj porozmawiał o ty z Billem i obaj doszli do wniosku, że ich najbardziej zaufanym przyjacielem jest Andreas. W końcu znają się od siedmiu lat.
-Jak myślisz, Andi się zgodzi? - zapytał Bill.
-Och, na pewno, trzeba to tylko dobrze rozegrać. Mam już nawet pomysł. Zostaw wszystko mnie, a gwarantuję ci, że już jutro będziemy mieć idealnego wspólnika - rzekł Tom.
On nigdy nie rzucał słów na wiatr. Gdy coś powiedział to już tak musiało się stać. Od najmłodszych lat dzieciństwa miał dar przekonywania ludzi. Poprzedniej nocy mało spał, więc wymyślił sobie idealne przemówienie. A było ono tak dobre, że chłopak nie mógł się nie zgodzić. Bowiem dwa lata temu Andreas popełnił pewne przestępstwo, za które z pewnością poszedłby siedzieć, mimo iż był jeszcze dzieckiem, a bracia Kaulitz przysięgli, że nigdy nikomu o tym nie powiedzą. W ten sposób Tom miał już gotowy plan szantażu, którym wkrótce, jak miał nadzieję zyska wspólnika.
2
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu Tom zadzwonił do Andradasa. Ten, gdy tylko usłyszał o groźbie, bez wahania zgodził się na wszelkie warunki. Wszystko zostało już uzgodnione, gdy Andi nagle się zawahał. Dopytywał się, ile lat grozi za współudział i czy wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Tom zapewnił go, że najmniejszy szczegół jest dokładnie zaplanowany i, że na pewno nikt ich nie złapie, więc pytanie o więzienie było zbędne. Poprosił go jeszcze, aby jak najszybciej przyszedł pod adres Schnapsstraße 13a. Nie minęło parę minut, aż chłopak zapukał do drzwi.
-Cześć Andi! -krzyknął Bill - Chodź szybko, nikt nie może cię zobaczyć.
Wszyscy troje usiedli na niewielkiej, czerwonej kanapie z wypadającymi sprężynami. Zapadła chwilowa cisza, którą wkrótce przerwał Tom.
-Andreasie, na pewno domyślasz się, że to my stoimy za tymi dwoma tajemniczymi morderstwami. Przejdźmy do rzeczy. Może na początek wymyślmy sobie pseudonimy?
-Świetny pomysł! Podoba mi się! -ucieszył się Bill i energicznie klasnął w dłonie.
-Może to jednak nie jest najlepszy pomysł -stwierdził Tom patrząc na reakcję brata.
Następnie opowiedział Andreasowi cały plan ucieczki, od początku do końca, oraz kilka razy wytłumaczył, co on ma robić w całej tej sprawie.
-Planowany termin ucieczki to środa pojutrze, jakieś pytania? - zapytał Tom.
-Tak -zaczął Andi. - Przed czym wy tak właściwie uciekacie?
Tom z początku myślał, że to oczywiste pytanie i odpowiedź będzie równie oczywista, ale jak na złość, nic nie przychodziło mu do głowy.
-Przed sprawiedliwością… - rzekł krótko.
-Nie rozumiem.
-To nie jest takie proste, jak się wydaję - mówił - Policja nas szuka, jeśli stąd nie uciekniemy, to oni z pewnością znajdą to mieszkanie i pójdziemy siedzieć, a ja nie chcę spędzić reszty życia w więzieniu.
Temat ucichł, ale do zaplanowania została jeszcze jedna ważna kwestia. Miejsce, w którym się zatrzymają. Wszyscy wypisali na karteczkach swoje propozycję. Tom postawił na Las Vegas, tam będzie łatwo o kasę. Andi zaproponował Japonię, końcu chłopaki z Tokio Hotel zawsze chcieli tam pojechać. Jednak i ten pomysł został odrzucony, ponieważ był zbyt banalny. Ostatni został Bill. Jego propozycja brzmiała Texas, ponieważ w głębi duszy nadal był cowboyem, co nie trudno było zauważyć, po tym co chłopak oglądał w telewizji, a zazwyczaj były to same westerny. Wybór był bardzo trudny. W końcu nie zdecydowali się na żadną z wymienionych propozycji. Postanowili pojechać na ślepo. Andi powiedział, że to najrozsądniejszy wybór, ponieważ odlecą pierwszym samolotem, jaki będzie gotowy do startu.
Na słowo „samolot” Bill zaczął energicznie podskakiwać do góry. Rzekł, że nigdy jaszcze nie podróżował samolotem, a to na pewno musi być SUPER. W tej chwili Tom szturchnął Andreasa w ramię i odparł, aby ten nie przejmował się osobliwym zachowaniem chłopaka. Biedaczek, jego psychika tego nie wytrzymała.
Dziwne zachowania Bill nie miały końca. Co chwila wymyślał coraz to nowsze rzeczy. Zdarzyło się, że biegał po kryjówce, jak szalony szukając żółtego sera, albo imitował rozmowę przez pilot, od telewizora z kosmitami. Andreas, którego wujek był lekarzem psychiatrą stwierdził, że Bill najzwyczajniej w świecie zwariował. Na szczęście Tom dobrze znał swojego brata i wiedział, że wkrótce z tego wyjdzie.
3
Dzień ucieczki zbliżał się już wielkimi krokami. Na samą myśl o tym Tom dostawał gęsiej skórki. Chociaż zapewniał wszystkich, że każdy szczegół został dokładnie zaplanowany wiedział, że są rzeczy niemożliwe i, że istnieje 50% szans na sukces. Nie chciał jednak powiedzieć o tym Billowi ani Andreasowi, aby ich za nadto nie martwić.
Poranek był bardzo piękny. Andi przenocował w kryjówce, jeśli oczywiście nie zmrużenie oka przez całą noc można nazwać przenocowaniem. Wszystkiemu winna była stara, czerwona kanapa ze sprężynami wypadającymi mniej, więcej, co 30 sekund. Tom również za dobrze nie spał. Był za bardzo zmartwiony ostatnimi wydarzeniami, a szczególnie niepokoiło go zachowanie Billa.
Około godziny 10:00 wszyscy zasiedli do śniadania. Jedzenia było takie, jak zwykle, czyli kanapki z żółtym serem i herbata.
-Dzisiaj uciekamy… - rzekł cicho Tom.
Zapadła całkowita cisza. Słychać było jedynie cichy śpiew ptaków za oknem.
-A, więc to dzisiaj… -zaczął Bill - Nie martwcie się o mnie, wiem, że wszystko się uda. Może przez te ostatnie dni nie czułem się najlepiej, ale to było spowodowane tym całym napięciem, związanym z ucieczką. Tom rozumiesz to? Ja tylko udawałem! Wcale nie jestem świrem! Wybacz mi…
Bill mówiąc to cały się trząsł. Przez chwilę, po jego policzku spłynęła łza bezsilności. Tom też się wzruszył, ale nie chciał tego okazywać. Odwrócił tylko głowę i wytarł oczy o rękaw.
Andreas nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Popatrzył tylko na obu braci i wybuchnął szyderczym śmiechem.
-Jesteście porąbani! - mówił - Naprawdę, nie mogę uwierzyć, że zadaję takimi świrami.
Bill uciął mu w pół zdania.
-Śmiejesz się? Następnym razem będziesz się śmiał dwa metry pod ziemią, w grobie.
Mówiąc to sięgnął po nóż ze stołu. Już miał się zamachnąć i wbić narzędzie w ciało chłopaka, ale coś go zatrzymało. To był Tom. Silną ręką trzymał swojego brata za rękaw.
-Bill nie możesz tego zrobić! Nie możesz! Obiecałem ci. A ja nigdy nie rzucam słów na wiatr. Obiecałem ci, że już nigdy więcej nie pozwolę ci nikogo zabić. Bill nie!
-Bracie, wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej, ale nigdy nie postępuj przeciwko rodzinie, gdybym ja go nie zabił on zrobiłby to pierwszy. Uwierz mi.
-No Bill, nie wahaj się! Śmiało zabij mnie, na co czekasz? - mówił z kpiną w głosie Andi.
-Andreasie Schleiner, sam wydałeś pozwolenie na swój wyrok śmierci, giń!
Tom niepewnie spojrzał na swojego brata. Tymczasem Bill chwycił nóż wysoko w prawa rękę i wbił go w ciało Andreasa jak w masło.
-O jasne nieba! Zbrodnia!
To były ostatnie słowa, jakie chłopak był w stanie wypowiedzieć. Potem jego ciało bezwładnie opadło na kamienną posadzkę w piwnicy Kaulitzów.
-A jednak to zrobiłem…
-Bill, to początek końca naszej wolności, pakuj się, za godzinę odjeżdżamy.
4
Jeśli chodzi o spakowanie całego życiowego dorobku, godzina to naprawdę niewiele. W takiej sytuacje bliźniacy ograniczyli się tylko do niezbędnych rzeczy, takich jak: karty kredytowe, trochę drobnych, nóż i pistolet należące do Billa oraz ubrania.
Tom przez cały ten czas zastanawiał się, jak wyjść niepostrzeżenie z domu. Po długim namyśle wreszcie wpadł na pewien pomysł.
- Bill, na pewno zastanawiałeś się jak wyjść z domu tak, aby nikt nas nie zauważył, czyż nie?
-Hmm… Nie - odparł krótko.
Tak też myślałem… Jak zwykle niczym się nie przejmuje. Cały on. Biedak, na pewno nawet nie zdaje sobie sprawy z całego niebezpieczeństwa wynikającego, z tej niepewnej chwili. Tom był przyzwyczajony do dziwnego podejścia swojego brata do niektórych spraw. W końcu znają się już od przeszło szesnastu lat.
-Hmm… Pamiętasz karnawał 1998r? - zapytał.
-Czy pamiętam? Człowieku, takich rzeczy się nie zapomina. Miałem najlepszy kostium w całym Magdeburgu! Byłem clownem, a ty? O ile się nie mylę przebrałeś się za naszą biała myszkę, prawda?
-Taa, Rozumiesz już, do czego zmierzam? - niecierpliwił się Tom - Tylko nie wyjeżdżaj mi tu ze wspomnieniami, dobra?
-Dalej nie bardzo rozumiem…
-To będzie trudniejsze niż sądziłem. Chodzi o to, że… Eee… No wiesz… Musimy je założyć, żeby nikt nas nie rozpoznał. - wybełkotał wreszcie.
-Chyba ci coś na mózg siadło bracie, to było dziewięć lat temu, a jakbyś nie zauważył od tego czasu sporo urośliśmy. - mówiąc to Bill wykonywał energiczne ruchy w górę i dół, jakby chciał podkreślić jak bardzo wyrósł od tego czasu.
-Nie doceniasz naszego zmarłego przyjaciela. Nie pamiętasz, z czego słynął przed śmiercią? - mówiąc to zobaczył jak Bill robi nieco niepewną minę, więc szybko dodał -Był znanym krawcem. Cały talent zyskał od swojego ojca -genialnego artysty. I gdy ty drzemałeś po obiedzie on przerobił je na większe, tak żeby idealnie na nas pasowały.
-Przecież będziemy wyglądać głupio, a to będzie jeszcze bardziej podejrzane.
-Ale przynajmniej nikt nie zobaczy naszych twarzy. No, szybko, nie gadaj tylko zakładaj tą czerwoną maskę i nie zapomnij o tych śmiesznych getrach, w biało niebieskie paski. - kpił sobie Tom.
Było mu wesoło do czasu, aż zobaczył swój wspaniały kostium. Białe futro, maska z wielkimi czerwonymi oczami, długi ogon, a do tego wszystkiego dochodził jeszcze bardzo głupi uśmiech. Jedyne, co go pocieszało to myśl, ze mimo wszystko Bill i tak będzie wyglądał gorzej, bo jak można wyglądać fajnie w: czerwonych, kręconych włosach, różowej bluzce w purpurowe kropki i zwężanych spodniach zakończonych falbankami. Wszystko miał jeszcze podkreślać cyrkowy makijaż wokół całej maski.
Kilka minut później obaj bracia byli już gotowi.
-No, to gdzie się wybieramy? - zapytał Bill.
Tom spojrzał na swojego brata i rzekł:
-Nie mam pojęcia. Myślisz, że to jest takie proste? To wszystko mnie przerasta. Nie mogę normalnie funkcjonować nie myśląc o tym zdarzeniach. Pomórz mi…
-A nie możemy tu zostać?
-Czy to do ciebie nie dociera? Oni nas szukają! Prędzej czy później i tak trafią do tego mieszkania. A tu są wszystkie dowody. Zamkną nas za to!
W Tomie zgasła ostatnia iskra nadziei na normalne życie. Ale nagle, zupełnie niespodziewanie Bill wpadł na pewien pomysł.
-Przecież za miastem jest las, a za nim stary, opuszczony magazyn! To tam możemy się zatrzymać i nikt nas nie znajdzie.
-Ale to jest na drugim końcu Magdeburga! Jak tam dotrzemy? Chyba nie pieszo? - obawiał się Tom.
W tej chwili Bill dziwnie spojrzał na swojego brata, tak jakby miał go zaraz wgnieść w ziemie.
-Słyszałeś o czymś takim jak taksówki? - zapytał - Idę zadzwonić, ustaw torby przy drzwiach.
5
Po chwili pod dom podjechał duży, czarny samochód. Tom włożył torby do bagażnika i niebawem odjechali.
Podróż była bardzo długa, ale co zdziwiło braci, kierowca wcale nie robił głupich uwag odnośnie ich stroi. Wreszcie, mniej więcej po godzinie dojechali na miejsce. Niepostrzeżenie wysiedli 100 metrów od swojej kryjówki.
-50 Euro się należy. - rzekł taksówkarz.
-Zdzierstwo - wymamrotał Tom podając należytą kwotę kierowcy.
Bill za ten czas wyjął torby i bliźniacy udali się w drogę.
Gdy tylko samochód odjechał Kaulitzowie zdjęli niewygodne maski. Nie obawiali się, że ktoś ich rozpozna, ponieważ dobrze wiedzieli, że w tej okolicy nie kręcą się żadni ludzie.
Zza drzew można już było dostrzec kawałek magazynu, w którym mieli się schronić przed policją.
-Bill, jesteśmy na miejscu - rzekł Tom.
-Nieco inaczej wyobrażałem sobie to miejsce, ale skoro ma nam to uratować życie to może być.
Reakcja Billa była właściwa na to, co zobaczył. Otóż ściany (niegdyś błękitne) sypały się, więc przechodząc obok trzeba było zasłaniać głowę, aby nie dostać kawałkiem tynku. Dach był zupełnie płaski, obrośnięty grubą warstwą mchu i porostów. Chłopak wchodząc do środka odrobinę obawiał się o swoje życie. Miał wątpliwości czy cały budynek za chwilę się nie zawali. W środku również nie było zachwycająco. Nie dość, że panowała tam przerażająco niska temperatura (chyba 20°C poniżej zera) to jeszcze nie było oświetlenia, prądu, ani wody, a do najbliższego źródła było około 3 kilometrów. Pomimo tych wielkich niedogodzeń bracia cieszył się, że tu przynajmniej na pewien czas są bezpieczni. Woleli, bowiem marznąc z zimna niż umierać na krzesłach elektrycznych.
-Możesz już zdjąć przebranie. - wymamrotał Tom.
-Nie zrobię tego… Tu jest tak zimno, a ono jest takie cieplutkie…
-O właśnie, lepiej szybko podłącz piecyk elektryczny. - rzekł spokojnym głosem Tom.
-A skąd ty wziąłeś piecyk elektryczny? Odpowiadaj!
-Och, nie zawracaj mi głowy takimi przyziemnymi sprawami, ma się swoje sposoby.
Jak brat rozkazał, tak Bill zrobił i po chwili całe pomieszczenie nieco się ociepliło. Dopiero o godzinie Bill oprzytomniał.
-Jak ten piecyk działa, skoro tu nie ma elektryczności? - zapytał.
-Żartowałem, jest tu elektryczność, woda i inne wynalazki. Chciałem zobaczyć tylko twoją reakcje. I jak widać, udało mi się. Umiem cię wkręcać, co? Nawet w najgorszych sytuacjach.
-No - rzekł niepewnie Bill - ty to masz talent.
Dziwne. Ale raczej w tym pozytywnym sensie. Poza dialogami nic tu nie ma, ale to nie szkodzi. I tak dobrze się bawiłam, czytając tego ficka.
Tu to masz pomysły... ;)
Pozdrawiam i czekam na więcej. Bo to chyba nie jest koniec?