Opowiadanie
Lord of the Rings Tradeable Miniatures - recenzja
Autor: | Grisznak |
---|---|
Korekta: | IKa |
Kategorie: | Recenzja, Gry (Planszowe) |
Dodany: | 2010-04-07 08:00:52 |
Aktualizowany: | 2013-06-22 14:41:52 |
Tytuł: Lord of the Rings Tradeable Miniatures Game
Wydawca: Sabretooth Games
Rok wydania: 2003
Autor: Ryan Miller
Liczba graczy: 2
Gatunek: strategiczna, planszowa, figurowa, kolekcjonerska
Rozszerzenia: są
Z grami planszowymi na bazie twórczości J.R.R. Tolkiena mam do czynienia już od wielu lat. Od wydrukowanej w Świecie Młodych gry strategicznej W kopalni Morii, przez wydane przez firmę Encore Bitwę na Polach Pellenoru i Wojnę o Pierścień po najnowsze produkcje, z bardzo popularną ostatnimi czasu figurkową grą strategiczną Lord of the Ringsna czele. Wyżej wymienione tytuły nie wyczerpują w żaden sposób tematu, gdyż tolkienowskich gier jest bardzo dużo. Jedną z nich jest figurkowa gra planszowa Lord of the Rings Tradeable Miniatures Game, o której chciałbym tu napisać.
Tytuł ten trafił w moje ręce w zasadzie przypadkiem, wracająca bowiem z Anglii siostra chciała zrobić bratu - tolkieniście, niespodziankę. Udało jej się, trzeba przyznać, gdyż w chwili, gdy gra ta trafiła w moje ręce, była to nowość, o której jeszcze mało kto w Polsce słyszał. Zaintrygowała mnie, zarówno jako miłośnika gier planszowych jak i figurkowych. Częściowo przezroczyste pudełko, będące starterem, zawiera instrukcję, cztery sześcienne kostki, dwustronną planszę o rozmiarze 60 na 70 cm oraz osiem sporych, pięciocentymetrowych, pomalowanych figurek, po cztery dla każdej ze stron konfliktu. Źli dostają do dyspozycji Nazgula, Lurtza, orka z włócznią i orka Uruk Hai z mieczem. Dobro reprezentują Aragorn, Frodo, łucznik z Lothlorien i włócznik wysokich elfów.
Zacznę od figurek. Są one półtora razy większe od tych znanych z bitewnego Lord of the Rings. Wykonane są miękkiego plastiku, przez co bardziej sterczące elementy, w rodzaju mieczów lub włóczni mają tendencję do odkształcania się. Pomalowane są przyzwoicie, aczkolwiek bez szaleństwa, śladów cieniowania nie odnotowano, kolory kładzione były jednolicie a i nie wszystkie mają nawet pomalowane szczegóły w rodzaju np. oczu. Jeśli ktoś czuje się na siłach, można niewielkim nakładem pracy, to i owo poprawić. Na podstawce każdej z figurek znajdują się informacje o niej oraz dwa suwaki, służące do określania punktów akcji i obrażeń. Pomysł sam w sobie bardzo dobry i na pewno wygodniejszy w obsłudze niż żetony czy odnotowywania owych punktów na osobnej kartce, zaś podstawki są na tyle duże, że mieści się na nich wszystko. Ciekawostką jest zestaw Froda. Składa się on z normalnej figurki na podstawce, przedstawiające naszego hobbita na co dzień i pustej podstawki, reprezentującej Froda, kiedy nosi pierścień. Jak mówi sam tytuł, jest to gra kolekcjonerska, toteż każda figurka ma symbol, określający jej wartość (rzadkość).
Heksagonalna plansza jest słusznych rozmiarów (choć przy niektórych planszowych grach strategicznych typu Tannenberg 1914 trudno ją uznać za dużą), na dodatek jest dwustronna. Nie przedstawia żadnych konkretnych, znanych z fabuły Władcy Pierścieni miejsc, ale przykładowe, charakterystyczne lokacje, w których mogą rozgrywać się starcia. Po jednej stronie znajdziemy drogę otoczoną łąką i pojedynczymi zaroślami, a także strumyk, po drugiej natomiast znalazła się sceneria umocnień z fragmentem drogi. Dzięki temu można na planszy rozgrywać dość dużo dowolnych scenariuszy, a do kupienia (w osobnych zestawach) są dodatkowe plansze, które można połączyć z tymi ze startera, znacząco poszerzając obszar gry. Pewnym zastrzeżeniem odnośnie planszy jest brak jakiejkolwiek legendy. Co prawda jest ona ładnie namalowana i widać z grubsza co jest czym, jednak oznaczenia kolorystyczne granic pól nie zostały nigdzie objaśnione i wyobraźni graczy pozostawić należy odgadywanie, co oznacza czarna obwódka wokół pola a co - czerwona.
Instrukcja na pierwszy rzut oka wydawała mi się całkiem spora, liczy bowiem niemal czterdzieści stron. „Ale to je pozor, panie Havranek”, jak mawiają Czesi, bowiem zawiera ona zasady do gry aż w siedmiu językach - angielskim, francuskim, niemieckim, włoskim, hiszpańskim, japońskim i portugalskim. W rezultacie interesuje nas tylko pierwsze pięć stron (chyba, że ktoś sprawnie włada którymś z pozostałych sześciu języków). Zasady do trudnych nie należą, aczkolwiek upchnięto je dość mocno, w dodatku niezbyt dużą i czytelną czcionką. Reguły są ujęte dość uniwersalnie, stanowią pewną podstawę, a wiele rzeczy, o których w nich jest mowa (np. symbole czy zdolności specjalne) dotyczy figurek, których akurat w tym zestawie próżno szukać. Niestety, instrukcja nie daje odpowiedzi na wspomniane wyżej wątpliwości dotyczące planszy. Ostatnia kartka to skrót wszystkich zasad i wyjaśnienie znaczenia wszystkich symboli zawartych na podstawkach, przeznaczona (jak świadczy przerywana linia z boku) do wycięcia i wykorzystywania w trakcie gry.
Starter nie daje, na moje oko, zbyt dużych możliwości, jeśli chodzi o grę jako taką. Przede wszystkim wynika to z dość dużego rozrzutu tematycznego figurek - po jednej stronie słudzy Saurona i Sarumana, po drugiej członkowie drużyny pierścienia i elfy z dwóch różnych frakcji. Trudno z takiej mieszaniny stworzyć jakąkolwiek trzymającą się kupy historię czy scenariusz bitwy. Oczywiście, można nimi grać bez tego, ale jak znam fanów Tolkiena (a sam się do nich zaliczam), woleliby oni, aby rozgrywka była osadzona fabularnie w konkretnej rzeczywistości. Wszystko to sprawia, że konieczne wydaje się dokupienie nowych figurek - te z gry bitewnej są mniejsze i raczej średnio naddają się do połączenia z tymi pochodzącymi z Lord of the Rings Tradeable Miniatures Game (aczkolwiek da się - sprawdziłem). Co więcej, jeśli lubicie figurowe bitewniaki, a nie macie niezbędnej w ich przypadku żyłki modelarskiej, to gry tego typu wydają się wręcz dla was stworzone. Figurki są pomalowane, nie trzeba montować scenerii, gdyż plansza rozwiązuje ten problem, wyjmujemy grę z pudełka, czytamy zasady i gramy. Zapalonych fanów gier bitewnych, dla których przyjemnością równie dużą co gra jest mozolne malowanie każdej miniaturki, takie podejście zapewne odstraszy, ale cóż...
Lord of the Rings Tradeable Miniatures Game nie jest tanią zabawą (starter kosztuje ok. 30 dolarów), dlatego też na starterze skończyła się moja przygoda z tym tytułem. Mimo to nie spisywałbym jej na straty. Jest to całkiem udany mariaż dwóch różnych rodzajów gier (planszowych i bitewnych). To, co jest zaletą gry, jest jednak, paradoksalnie, jej wadą. Fanów klasycznych bitewniaków zrazi ona brakiem elementów modelarstwa oraz dość prosto pomalowanymi figurkami, zaś miłośników gier planszowych może odrzucić aspekt kolekcjonerski, polegający na konieczności dokupowania nowych figurek (do gry tej powstało ich niemal 130 wzorów). Mimo to fanów Tolkiena, a tych nie brak, tytuł ten może zainteresować.
Twój czeski
Czesi wcale tak nie mawiają.
A słowo "pozor" znaczy "uwaga".
No ale tandeta....
Miniaturki pomalowane paskudnie, już zaryzykuje, że te do AD&D są ładniejsze. Dziwi mnie to bo wydaje mi się, że to jednak rzecz bardziej kolekcjonerska niż do gry.