Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Kōri – things that I want to forget...

Mizu - forgive me my mistake, clean my fault...

Autor:Shimari
Serie:Bleach
Gatunki:Dramat, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Self Insertion, Alternatywna rzeczywistość, Songfik
Dodany:2010-05-30 08:00:00
Aktualizowany:2010-05-30 11:03:00


Poprzedni rozdział

Jak ktoś chce, to proszę kopiować, tylko nie podawajcie tego za swoje:) Hehe... i tak, kto chciałby podawać za swoje taki shit?!;P


Odwrócił się gwałtownie, nie zwracając uwagi na stojącego przed nim przeciwnika. Zauważył, że reszta walczących również wpatruje się w przebitą mieczem Ichimaru Shinigami. Ichigo rzucił się w jej stronę. Dziewczyna trzymała się jeszcze resztką sił na nogach, patrząc tępo w przestrzeń. Jej dłonie wodziły po ostrzu tkwiącym w jej brzuchu, a usta lekko drżały, jakby chciały coś powiedzieć. Chłopak, znalazłszy się przy niej, uklęknął i delikatnie objął ją ramieniem. Ułożył kruche, na wpół martwe ciało na swoich kolanach i pochylił się tuż przy jej twarzy. Czarne kosmyki zbryzgane krwią i mokre od potu, przykleiły się do skóry dziewczyny. Odgarnął je czułym ruchem z czoła, na którym złożył przelotny pocałunek. Skostniałymi ze strachu palcami gładził policzki i rozpalone wargi, które nagle bardzo pobielały. Coraz trudniej było jej złapać oddech, coraz mocniej krwawiły rany, ale ona wciąż uśmiechała się, spoglądając ciepło na strwożone oblicze przyjaciela, a może nawet kogoś więcej. Uniosła powoli rękę i ujęła jego podbródek, przyciągnęła go do siebie, chcąc, żeby usłyszał jej, być może, ostatnie słowa. Jej usta prawie stykały się z jego uchem. Kurosaki czuł na skórze gorący, urywany oddech, który pieścił mu kark, wywołując dreszcze i ciarki przechodzące całe ciało. Nie mógł już nad tym zapanować, po policzku spłynęła mu prawie niewidoczna, maleńka łezka, zostawiając za sobą wilgotny ślad.

- Ichigo, ja... - nie zdołała dokończyć, gdyż chłopiec uciszył ją pocałunkiem.

- Głupia, nic nie mów. Nie mów, jakbyś miała umrzeć, ja na to nie pozwolę!

Wplotła dłoń między kosmyki jego pomarańczowych włosów i przycisnęła bardzo mocno, może aż za mocno, gdyż jego twarz wykrzywił grymas bólu, który zniknął równie szybko, co się pojawił.

- Przestań, nie jesteś w stanie nic zrobić...

- Zamknij się, błagam, tylko się zamknij!

Po chwili był przy nim Isshin. Mężczyzna przyklęknął przy rannej i przyjrzał jej się badawczo. Chwilę później jego dłoń emanowała zmienionym reiatsu. Próbował ją leczyć, ale wiedział, że bez interwencji specjalistów w tej dziedzinie się nie obędzie. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby Tōshirō zniknął, udając się do Urahary, by zawiadomić go o wszystkim. Nie musieli długo czekać, a na miejscu zjawił się Kisuke wraz z Tessaiem, który od razu przystąpił do ratowania umierającej. Isshin podniósł się i spojrzał pogardliwie na Gina. Jednak większą uwagę skupił na Aizenie.

- Sousuke, może przełożymy naszą mała potyczkę na później? Co ty na to?

- No cóż, niechętnie, acz przystają na to, do zobaczenia wkrótce, Isshin.

Ichimaru, Tousen, Aizen oraz Ulquiorra zniknęli, a wraz z nimi, zanikło ich reiatsu, jednakże wszyscy byli zbyt zaabsorbowani Rukią, by głowić się nad tym, gdzie mogli się udać i dlaczego tak szybko zaniechali walki. Ichigo trzymał młoda Kuchiki, dodając jej odwagi również w drodze do sklepu. Kiedy znaleźli się w końcu na miejscu Tessai zamknął się z nią w wysterylizowanym pomieszczeniu, do którego nikt nie mógł wchodzić. Wszyscy w napięciu czekali na to, co przyniosą najbliższe godziny i nikt nie zauważył, że kogoś brakowało. Nie było wśród nich niskiego chłopca o niebywale jasnych włosach, którego spojrzenie przyprawiały o spazmy nawet surowe stare panny. Chłopak ulotnił się zaraz po zawiadomieniu byłego dowódcy dywizji dwunastej o całym zdarzeniu. Szedł teraz powoli przed siebie, nie zwracając nawet uwagi, w którą stronę się udaje. Nie minęło dziesięć minut, a ponownie stał na promenadzie, teraz już pogrążonej w głębokiej ciszy i ciemności. Przeskoczył niską balustradę i wylądował lekko na plaży. Piasek chrzęścił pod naporem jego sandałów, zostawiających dosyć głębokie ślady w zmoczonym falami podłożu. Naraz i jego stóp dosięgły jęzory spienionych bałwanów. Przyklęknął i zanurzył w słonej, lodowatej wodzie dłoń. Wyłowił maleńką, błyszczącą w świetle księżyca perłowymi barwami, muszelkę. Patrząc na nią znów przed oczami stanął mu obraz Momo. Była delikatna, niczym ta muszla, tak samo krucha, tak samo łatwo było ją zranić, zabić pomyślał. Zamknął dłoń, zważając, by nie ukruszył się choćby kawałek perłowej masy, przyłożył ją na wysokości serca i począł coś szeptać, coś niezrozumiałego w przedziwnym, nieznanym języku. Były to słowa starodawnego zaklęcia, które, jak mówiły podania, miało moc przywracania do życia, jednakże, trzeba spełnić jeden warunek. Jeżeli chcesz wskrzesić bliską ci osobę, musisz uśmiercić jej zabójcę. Jej zabójcę. Jej zabójcę. Tōshirō podniósł wzrok i wpatrzył się w rozgwieżdżone niebo. W oczach pojawiły się przejrzyste kropelki, które niespokojnie poruszały się w kącikach i na rzęsach, gotowe w każdej chwili dać się porwać podmuchowi wiatru. Jedna z nich, niesiona wieczornym zefirem, wpadła do wzburzonego oceanu. W tym samym momencie dłoń Hitsugayi rozżarzyła się niebieską poświatą, a z jego spojrzenia uciekało życie. Gasło szybko, a zarazem powoli, zdawało mu się, że trwa to wieczność, niebywale długą wieczność. Poczuł ogarniające go zimno i znużenie, poczuł, jak jego dusza zaraz rozpadnie się na miliony niezauważalnych, maciupkich cząsteczek duchowych. Nie miał już nawet siły utrzymać się w pozycji klęczącej, upadł na chłodny piasek, twarzą uderzając w napływająca falę. Ostatnim co usłyszał były dwa mieszające się głosy. Jeden z nich męski, a raczej chłopięcy, przepełniony strachem i troską. Drugi kobiecy, tak dawno nie słyszany, tak wyczekiwany. Głos, dla którego poświęcił wszystko, co miał. Głos, któremu winien był wszystko, ale chciał słuchać go aż do końca, łapczywie chłonąc jego barwę.

- Tōshirō!

- Shirō...

Ichigo stał parę metrów od niego i patrzyła, jak na plaży pojawia się dusz Hinamori. Dziewczyna nie miała na sobie ubrań. Siedziała zdezorientowana, rozglądając się wokół. Kiedy ujrzała opadające bezwładnie ciało białowłosego chłopca, zamarła na chwilę w przerażeniu. Zdała sobie naraz sprawę, że on umiera, nie wiedziała, dlaczego, ale on umierał. Z je piersi, równocześnie z okrzykiem Kurosakiego, wyrwał się cichy szept, pełen goryczy i smutku. Wyciągnęła rękę ku niemu i poczuła, jak między palcami przepływają cząsteczki reiatsu. Zacisnęła pięść i zaniosła się głośnym szlochem. Bardziej przytomny okazał się pomarańczowo włosy. Uniósł do cucha komórkę, podbiegając do Tōshirō.

- Urahara, kurde balans, zbieraj się i jazda na plażę, mamy problem!

~ Oh, Kurosaki-kun, co to się stał~~o~~o?!

- Przestań zgrywać pajaca, rusz tyłek, bo nam Tōshirō zejdzie!

~ Hitsugaya-kun?

- No przecież mówię! Pośpiesz się!

Młodzieniec zdjął z siebie płócienną koszulę i okrył nią dygoczącą z zimna dziewczynę, po czym nachylił się do przyjaciela. Wiedział, że jeśli chcą go uratować, trzeba działać natychmiast, jednak sam nie potrafił nic zrobić, nie potrafił mu pomóc, bo za cholerę nie miał pojęcia, nie miał bladego pojęcia o leczeniu. Przymknął na chwilę powieki, aby pozbierać myśli. Jednak nie mógł się skupić, w umyśle wytworzyła się wielka, czarna dziura, w którą wpadał coraz głębiej, chcąc obmyślić jakiś plan. Z letargu wyrwały go ciche słowa, wypowiedziane tuż nad jego uchem.

- Sōten Kisshun, watashi wa kyozetsu suru...

Otworzył powoli oczy i zobaczył ciepłe, żółtawe światło emanujące od Tarczy Przywrócenia Niebiańskiej Pary. Podążył wzrokiem w górę i ujrzał zatroskaną twarz Inoue. Miała zaciśnięte w wąską linijkę usta i przymrużone oczy, w których wyraźnie błyszczały łzy, spływające co jakiś czas po policzkach dziewczyny. Ubrana była w cienką, flanelową koszulą do połowy uda, zapewne koszulę nocną, a stopy miała bose. Tuż obok niej przysiadła Momo, aby móc patrzeć wprost na Tōshirō.

- Inoue, co ty tutaj robisz?

- Próbuje go uratować.

- Skąd wzięłaś się tutaj tak szybko?!

-Ktoś, ktoś mi pomógł, ale nie wiem, kto to był...

- Rozumiem, a co z nim?

- Chyba sam to widzisz, prawda?

- Tak, widzę, ale...

- Nie wiem, Kurosaki-kun, nie wiem, czy dam radę go uratować...

Zamilkli, wpatrując się z zacięciem w twarz Hitsugayi. Blada, prawie przeźroczysta, nie wyrażała żadnego uczucia, jak zawsze, ale teraz było w niej coś przygnębiającego, a zarazem radosnego. Ichigo przyjrzał się jej bliżej i zobaczył, że jego przyjaciel nieznacznie się uśmiecha, nieznacznie. Skupieni na Shirō, nie spostrzegli, kiedy przybył Urahara wraz z Isshinem. Mężczyźni z przerażeniem patrzyli na grupkę młodzieży przed nimi, ale ni skupiali swej uwagi na rannym, a na przywołanej przez niego dziewczynie. Jak to możliwe, przecież ona nie żyła. Uśmiercił ją właśnie Hitsugaya Tōshirō, a teraz ona klęczy przy nim, jak gdyby tamta walka nigdy nie miała miejsca, to było naprawdę dziwne... Kisuke już wiedział, że będzie miał ręce pełne roboty.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Shimari : 2011-12-21 22:56:23
    THX!

    jaj! Dzięki! Miło przeczytać taki komentarz :):)

    Jakby co, z tej strony jedna z autorek :)

    Cóż, w sumie, to na kompie mam dalszą część, więc, mogłabym wstawić :)

  • : 2010-10-26 18:03:36

    Szkoda, że to tak zostawiliście - jedno z rzadkich opowiadań o Toshiro, które naprawde mi sie spodobało.Miłość, szaleństwo - po prostu świetnie.I sam styl - dość subtelny a dobry.Mam nadzieje , że kiedykolwiek do tego wrócicie.

  • Skomentuj