Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Zamaskowany

Demon

Autor:kimoki
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2011-11-08 18:04:59
Aktualizowany:2014-06-18 16:33:59


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Gdy tylko Naru się ocknął natychmiast zdał sobie sprawę, że nie znajduje się w tym samym miejscu, w którym walczył jeszcze jakiś czas temu. Złapał rękoma w okolicach oczu, lecz poczuł jakiś materiał obwiązany wokół jego głowy jakby opatrunek opasujący je. Spróbował się podnieść, lecz prawie natychmiast ktoś go powstrzymał.

- Już się obudził. - Usłyszał znajomy głos.

- Anna czy to Ty?

- Tak, to ja. - odpowiedziała i zabrała ręce od chłopca. - Nie powinieneś się ruszać, doznałeś okropnych obrażeń, jesteś cały poparzony, na dodatek Twoje oczy.. - Przerwała na chwilę. - Wpakowałeś się w niezłe bagno. Zostałeś przeniesiony do swojej komnaty a mnie wezwał książę Lucjan.

- Naru, dobrze się czujesz? - Usłyszał kolejne głosy, natychmiast rozpoznał swych towarzyszy, lecz nie odpowiedział im. Gwałtownie się podniósł i zerwał spod maski opatrunek, otworzył oczy, lecz nie widział nic.

- Co Ty wyprawiasz? Chcesz, żeby Ci się pogorszyło? - zbeształa go medyczka.

- Dasz radę to wyleczyć?

- Nie wiem co zaszło, lecz doznałeś obrażeń wewnętrznych, a Twoje oczy ucierpiały najbardziej. Co prawda, obrażenia zewnętrzne są wyleczone, lecz potrzebujesz czasu by wyleczyć resztę. Nie wiem jak zabrać się za to co zostało uszkodzone wewnątrz Ciebie. - wytłumaczyła Anna.

- Zapytam jeszcze raz. Dasz radę to wyleczyć? Moje ciało nie zregeneruje się samo bez pomocy magii. - Nie dawał za wygraną.

- Nie, te rany Twoje ciało samo musi zregenerować.

- Czyli jestem skazany na ślepotę.

- Jesteś coś podejrzanie spokojny jak na fakt, iż nie zobaczysz więcej światła dziennego. - zdziwił się Rafael

- Cóż ja Ci na to poradzę.. - mruknął Naru.

- Naru na pewno wszystko dobrze? - Zaniepokoiła się Kristina trzymając go za dłonie, lecz ten milczał. - Czy jest coś gorszego od utraty wzroku?

- Utrata słuchu i kontroli nad sobą. - odpowiedział krótko.

- Dobra, wynocha stąd. Naru potrzebuje teraz odpoczynku, więc powinniśmy stąd iść. - Wygoniła wszystkich Anna. Nikt nie stawiał oporów, prawie wszyscy wyszli prócz Zena.

- Wiadomość od ojca. Rzekł „Może i jesteś w stanie zapanować nad demonem w sobie, lecz nie jesteś w stanie zapanować nad głodem ani wyciszyć instynktów” przez co elfy będą miały Cię na oku, na dodatek Twoje cenne miecze zostały naprawione, otrzymasz je w odpowiednim czasie. - powiedział spokojnie. po czym wyszedł. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi nagle rozległo się uderzenie sztyletu wbijanego w drewno. Elf zrozumiał gest. Naru zaczął powoli zastanawiać się ile czasu był nieprzytomny aby po chwili dojść do wniosku, że go to nie obchodzi. Położył się z powrotem i począł wsłuchiwać się w ćwierkanie ptaków za oknem, jak i w życie prowadzone przez ludzi w królestwie.

***

- Nic się nie zmienił, zawsze opanowany, ale w tej sytuacji to przekracza wszelkie granice opanowania. Normalni ludzie zrobili by wiele rzeczy w akcie żalu, złości i tak dalej a on nie zrobił kompletnie nic, jak gdyby nic się nie stało. - Zaczęła Anna gdy wszyscy zebrali się już w komnacie dla gości przy stole.

- On już po prostu taki jest. - rzekł Zen

- Gdy pierwszy raz go leczyłam, jego rany były okropne, wręcz cud, że żył, lecz nawet wtedy zachowywał zimną krew, był spokojny jak gdyby nie zależało mu na niczym. Teraz jest identycznie. - dziwiła się wciąż.

- Właśnie co się wtedy stało? Z tego wszystkiego zapomnieliśmy go zapytać. - zapytała Kristina podpierając się na łokciach.

- Jak już wam kiedyś powiedziałam, jeśli sam wam tego nie powie to ja też tego nie uczynię. - odpowiedziała medyczka.

- Walczył z nie byle czym, z tego co słyszałem od jednego z moich podwładnych. - Wtrącił książę, który jak do tej pory siedział cicho i słuchał.

- Opowiesz nam o tym? - zainteresował się Rafael.

- Cóż.. To i tak nie jest jakąś tajemnicą, a ja mam trochę wolnego czasu, więc dobrze, - zgodził się. - Miał wtedy piętnaście lat..

***

Był pogodny dzień, młody chłopiec z maską na twarzy szedł ścieżką ku wiosce Św. Alexii. Mimo iż osada słynęła z pokojowego i spokojnego nastawienia jej mieszkańców chłopak czuł, iż coś jest nie tak. Rozglądając się powoli, zauważył gdzieniegdzie małe plamy krwi na drzewach, trawie nawet tuż pod stopami. Nie przejmując się niczym dotarł do wioski. Pozornie spokojni ludzie wydawali mu się bardzo wystraszeni, lecz nie zważając na nic skierował się na rynek, by uzupełnić zapasy do dalszej podróży.

- Witaj podróżniku, jak widzę wiele przeszedłeś. - Powitał go głos staruszka zza straganu, wskazującego na jego szarą i podartą już koszulę i czarne spodnie. - Widać też, że doświadczony wojownik z Ciebie. - Tu wskazał na miecze przypięte przy jego pasie. - Potrzebni są nam ludzie tacy jak Ty. - ciągnął dalej.

- Nie interesują mnie wasze problemy, chcę tylko kupić pieczywo, wodę i ruszać dalej. - mruknął chłopiec.

- Jeśli nam pomożesz hojnie Cię wynagrodzimy, dostaniesz dużo złotych monet jak i jedzenia wraz z wodą. - nie dawał za wygraną staruszek.

- Jednak potrafisz negocjować. - pochwalił go chłopiec.

- Jasne, że tak, z tego żyję. - zaśmiał się. - Wracając do tematu. W tym zadaniu bardzo przyda się Twój miecz, lecz zacznę od początku. Jakieś paręnaście dni temu w tej okolicy ziemia zaczęła się trząść, zaś na wschód od wioski po dwóch dniach ziemia rozstąpiła się. Od tego dnia, nasze ziemie zaczęło nawiedzać niewiadomego pochodzenia stworzenie, które każdej nocy morduje mieszkańców Św. Alexii. Jest bardzo szybkie, silne i żądne krwi. Niektórzy z nas próbowali się bronić, inni zaś podróżnicy władający mieczem, ruszyli do miejsca, gdzie ziemia się rozstąpiła, lecz słuch po nich zaginął. Jak pewnie Twoje szkarłatne oczy zauważyły jedyne pozostałości po naszych bliskich to te krwawe plamy pozostawione na ziemi, przez bestię.

Więc czy pomożesz nam? - zapytał w końcu starzec kończąc opowiadać.

- Szykuj wynagrodzenie, nie pracuję za darmo. W nocy ruszę do tego miejsca zabić bestię.

- Dziękuję Ci dobrodzieju w imieniu wioski, ktoś z Tobą ruszy by wskazać Ci miejsce, resztę zostawiamy Tobie. Nagrodę dostaniesz, gdy wrócisz z dowodem zgładzenia bestii. - zapewnił handlarz. Zapadła noc. Podczas gdy młody chłopak wychodził z gospody ktoś już na niego czekał. Młodzieniec nie wymienił z tą osobą ani słowa. Po prostu ruszyli, do siedziby bestii, nietrudno było ją znaleźć. Krwawe plamy stworzyły doskonałą ścieżkę. Gdy już dotarli na miejsce chłopiec po krótkim rozglądnięciu się zauważył z daleka szczelinę w ziemi, od której biło jasne światło. Światło podobne do tego, pochodzącego od płomieni. Czym dalej stawiał swe kroki tym bardziej robiło się ciepło, aż w końcu duszno. Ze szczeliny nagle coś wyskoczyło.

- Wracaj do wioski, resztą już sam się zajmę. - nakazał Naru, lecz jego towarzysz jedyne co zrobił to skrył się w pobliskich krzakach i bacznie obserwował młodzieńca, gdy ten zmierzał w kierunku owego stworzenia wyciągając pomału swe ostrza. To co wyskoczyło spod ziemi, poruszało się na czterech kończynach, wyglądało jak by trochę przygarbione, lecz posturą nie przypominało żadnego ze znanych w całym świecie stworzeń. Gdy tylko podniosło swój pokryty czymś w rodzaju sierści pysk, ukazują swe oczy jak najgłębsze czeluści piekieł i obnażając swe ogromne, straszliwe kły, po których pomalutku ściekała krew obserwator przeląkł się. Gdy tylko chciał zrobić krok do tyłu.. Trzask! Nadepnął gałązkę, która odgłosem pęknięcia sprowokowała potwora, który z niebywałą prędkością ruszył na chłopca rycząc przy tym niesamowicie strasznym głosem. Chłopiec zaskoczony zdążył jedynie zablokować atak jedną z przednich kończyn wymierzonych w jego twarz, swym mieczem. Drugi atak był zbyt szybki i swymi szponami ciął go na wskroś przez klatkę piersiową, ofiara zawyła z bólu. Następnie szybko złapał chłopca za gardło i cisnął nim o drzewo, trzymając mocno spojrzał wprost w jego szkarłatne oczy i ryknął mu w twarz. Zaatakował ponownie, ciął go. Tym razem w brzuch, jego koszula rozdarła się jak kawałek szmaty obnażając dziurę w jego klatce piersiowej, zamiast serca. Gdy tylko chciał już rzucić młodzieńcem o ziemię, ten zbierając wszystkie siły kopnął go w jego rozwarty pysk z taką siłą, że cisnęło bestią w stronę szczeliny i zawyła ze wściekłości. Swymi zwinnymi ruchami natychmiast odbiła się od podłoża i ruszyła w stronę chłopaka, który zanim się spostrzegł już leżał w kałuży własnej krwi. Nim jednak się podniósł został ugryziony w ramię podczas próby zrobienia uniku. Nim potwór zdążył wgryźć się głębiej chłopiec złapał go za gardło wolną ręką i cisnął o ziemię. Jednak bestia nie pozostając dłużna uderzyła szybko z taką siłą, że chłopiec o mało nie wpadł do szczeliny, która z niewiadomych przyczyn budziła w nim mordercze instynkty. Po chwili już, jego maska skruszyła się budząc w nim nieokiełznaną rządzę krwi. Obserwator nie wytrzymał i uciekł. Ciało chłopca zaczęło powoli ulegać transformacji, by upodobnić się trochę do bestii, z którą walczył. Ruszył, wprost na przeciwnika, łapiąc go za pysk i uderzając mocno o ziemię, tworząc przy tym mały krater. Zrobił tak jeszcze kilka razy, po czym cisnął nim w szczelinę, która od wewnątrz wyglądał jak piekło. Pęknięcie zaczęło zamykać się, zaś w tym samym czasie Naru ruszył w stronę wioski, w swej mało przyjaznej formie, z pragnieniem krwi, lecz w połowie drogi, gdy rozpadlina w pełni się zasklepiła ten zaś wrócił do swej ludzkiej formy i runął na ziemię zabarwiając wszystko w około na kolor szkarłatu.

***

- I to by było na tyle co mi wiadomo, resztę zna Panna Anna. - Zakończył opowieść Lucjan.

- Ależ Panie. Nawet jeśli, obowiązują mnie sekrety. Nie mogę tego wyjawić. - oponowała uzdrowicielka.

- Nie ma żadnego sekretu. - Wtrącił się Naru, który powoli, lecz pewnie wszedł do komnaty. Anna od razu pobiegła mu pomóc. - Odpuść, nie jestem jakimś niepełnosprawnym, po prostu nie widzę. - wyparł się pomocy i sam doszedł do stołu, po czym usiadł. - Prawda jest taka, że po jakichś dziesięciu dniach odzyskałem przytomność w domu Anny, po czym ludzie z wioski uznali mnie za potwora i wygnali bez żadnego wynagrodzenia oczywiście. Do samego jej domu zaś zaniósł mnie „Doktorek” podczas gdy byłem nieprzytomny po walce. Bo ludzie to najbardziej plugawe z bestii, które pierw proszą Cię o pomoc a potem uznawszy za bestie wyganiają. - W tym momencie wyczuć można było od niego nienawiść. - Bracie, nie masz może nic ciekawszego do roboty niż opowiadanie o mojej przeszłości? - Zwrócił się tym razem do Lucjana.

- Zaraz, czy Ty właśnie powiedziałeś do księcia „bracie”? - zapytała zszokowana Anna. - Czyli też jesteś księciem? Wergiliusz De Vanderberg?

- Nie jestem już księciem, wyrzekłem się tego tytułu na rzecz, Lucjana. - zaczął. - Tak, jestem mordercą króla jak i całej jego straży. Wiesz już co chciałaś w więcej nie wnikaj. - dodał. Anna zaś nie wiedziała co odpowiedzieć. W tym momencie do komnaty wszedł jakiś jegomość, nie wyróżniający się zbytnio ubiorem, lecz widać było po nim, doświadczenie życiowe. Był on królewskim strategiem,

- Panie, mam bardzo ważne wieści. - Zaczął spokojnie. - Nasi zwiadowcy, zauważyli duży ruch na wschodniej granicy, królestwa. Varbijscy żołnierze, wyglądają, jak gdyby przygotowywali się do wojny. Niektórzy ich zwiadowcy oglądali i wyszukiwali informacji na temat naszego zabytkowego, zamku, który stoi blisko granicy. Myślę, że planują najazd na nas. - zakończył.

- Dziwne, od lat jesteśmy w z nimi w przyjaźni. - zamyślił się. - Wyczekuj dalszych informacji i informuj mnie na bieżąco! - rozkazał.

- Tak, panie. - potwierdził strateg po czym szybkim krokiem wyszedł.

- Czemu akurat ten zamek? Skoro jest taki zabytkowy do niczego im się nie przyda. - Dziwiła się Kristina.

- Mimo iż to stara budowla ciągle jest odnawiana, dzięki czemu jest wciąż użyteczna. Jeśli udałoby się im ją przejąć, mogłaby służyć jako forteca, którą bardzo ciężko byłoby nam odbić. A Varbowie spokojnie będą mogli przygotowywać kolejne ataki na stolicę. - odpowiedział Naru.

- Chodźmy do sali strategów. Tam obeznamy się z sytuacją i będziemy mogli planować jak się bronić. - zaproponował książę. Wszyscy się zgodzili po czym ruszyli za nim. Tylko Anna wróciła do swego domu, twierdząc, iż nie ma nic wspólnego z tymi wydarzeniami.

***

Sala nie była specjalnie duża. Była za to okrągła, na ścianach wisiały różnego rodzaju mapy, a na środku niej średniej wielkości okrągły stolik, z mapą na nim i jakimiś dziwnymi figurkami na niej.

- Jakieś rozkazy Panie? - powitał ich jeden z kilku strategów dyskutujących o czymś przy stoliku, co chwile przestawiając figurki w różne miejsca.

- Wyślijcie posłańca do Varbii, niech dowie się o co chodzi. - odpowiedział Lucjan.

- Coś jeszcze? - dopytywał.

- Macie jakieś pomysły co do obrony zamku, w razie ataku? - zapytał książę.

- Według naszych informacji, szykują się już do wymarszu, zanim zaczną oblężenie miną jeszcze dwa możliwe, że trzy dni. Dobrze by było, już teraz wysłać wojska, lecz wciąż nic nie jest pewne. Jeśli się mylimy, Varbowie mogą to odebrać jako deklaracja wojny i rozpocznie się ona tym razem z naszej winy. - Zamyślił się na chwilę. - Musimy czekać na odpowiedź od posłańca i wtedy dopiero podejmować jakiekolwiek kroki.

- Do wschodniego królestwa są jakieś dwa dni konnej jazdy. Nawet jeśli goniec otrzyma wiadomość może nie zdążyć jej przekazać nam. Trzeba wysłać wojska w odpowiednim momencie. Mimo wszystko musimy liczyć na naszych szpiegów. - Stwierdził Naru. W tej chwili nastała cisza, strategowie zaczęli szeptać między sobą.

- A może wyślemy tam Vergiliusza? Spokojnie mógłby wybić ich oddziały z naszą niewielką pomocą, dzięki czemu zminimalizujemy ofiary. - Bezczelnie zaproponował jeden drugiemu, nie zwracając uwagi na chłopca i księcia.

- Nie byłby to zły pomysł, lecz on jest potworem. Co jeśli straci nad sobą kontrolę i pozabija naszych przy okazji? Do tego może zniszczyć nasz zabytkowy zamek. Za duże ryzyko. - odpowiedział mu drugi z nich. Naru nie zwracał na nich uwagi.

- Przestańcie, mówić o nim jak o potworze! - wrzasnęła na nich Kristina. - Lucjanie jak możesz pozwolić by mówili tak o Twoim bracie? - zapytała. Wtedy znowu zaczęły się szepty.

- Dziewczyna jest kluczem! - zatriumfował kolejny ze strategów. - Było wiele przypadków, w których była w stanie zapanować nad tym demonem. Wyślemy ją razem z nim. - zaproponował mierząc wzrokiem Kristinę. W tym momencie, Naru ruszył na nich. Złapał dwóch najbardziej gadatliwych za gardła i przycisnął do ściany z taką siłą, że sprawił im spore problemy z oddychaniem.

- To, że macie mnie za demona i próbujecie wykorzystać, w tych swoich gierkach mnie nie interesuje. - warknął na nich. - Lecz jeśli, jeszcze raz, któryś z was pomyśli o Kristinie jak o narzędziu do wykorzystania. Pokażę wam jaki ze mnie potwór i rozpętam tu prawdziwe piekło, w taki sposób, że jeszcze za tysiące następnych lat wasi potomkowie będą opowiadać straszliwe legendy o tym wydarzeniu. - zagroził im.

- Macie natychmiast się uspokoić! Myślicie, że w czyjej obecności się znajdujecie? - krzyknął książę na swego brata, jak i podwładnych. W tym momencie chłopiec puścił strategów, którzy ciężko upadając byli w stanie wyjęczeć tylko krótkie: „Proszę o wybaczenie.” i ciężkie próby złapania oddechu.

- Czekam na dalsze wieści. - rzucił tylko książę po czym wszyscy wyszli.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.