Opowiadanie
Zamaskowany
Pożegnanie
Autor: | kimoki |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2012-10-21 11:52:35 |
Aktualizowany: | 2014-06-21 21:28:35 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)
Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.
Gdzie okiem sięgnąć rozciągał się smętny obraz pobojowiska zagrzebanego pod grubą warstwą zaschniętej magmy. Miejsce, w którym jeszcze chwilę temu odbywała się zażarta walka wyciągnięta niczym z horroru, pomiędzy grupką towarzyszy a całą armią nieumarłych, dobiegła wreszcie końca. Mimo, iż w miejscu, w którym się znajdowali po wygranej bitwie, nie było już nic co mogło by im zagrażać, atmosfera była ciężka. Na rozległym, na co dzień cichym jak sama śmierć terenie dziś można było usłyszeć płacz. Pole bitwy nosiło także imię „Naru”, które w jej ustach brzmiały bohatersko, lecz usłyszeć w nich można było też głęboki żal.
- Nie zostawiaj mnie samej, jest jeszcze tyle rzeczy, tyle spraw, które.. - łkała cicho dziewczyna tuląc już zimne i blade ciało najbliższej jej osoby. Jej widok łapał za serce jej przyjaciół. Nie minęło wiele czasu aż dotarł do nich odgłos prychających koni i toczących się kół. Odwrócili się i spostrzegli powóz, który wiózł samego księcia.
- Panie. Co Ty tutaj robisz? - zapytał Rafael w momencie gdy zatrzymany pojazd został opuszczony już przez Lucjana.
- Miałem przeczucie, że stało się coś złego. Co tu się wydarzyło? - Książę nie ukrywał swego zdziwienia widząc ciało brata.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy go jak najszybciej przewieźć. Miasto będzie się najlepiej nadawać, jest blisko. - rzekł nagle Zentharis. - Niestety nie przywrócimy mu już życia, lecz ocalimy innych. - dodał gdy w oczach Kristiny zaczęła jarzyć się iskra nadziei, która po usłyszeniu jego słów wygasła.
- Co się dzieje? - zaniepokoiła się tuląca chłopca dziewczyna.
-Wyjaśnię wam później, mamy mało czasu. - Pośpieszył ich elf.
***
- Połóżcie go tutaj. - Wskazał Zentharis miejsce pod drzewem na wielkim głównym placu miasteczka, którego mieli chronić. Gdy tylko towarzysze spełnili jego prośbę, ten przystąpił do rytuału. Pierwszym krokiem było zamknięcie zwłok w okręgu utworzonym z wbitych w ziemię wokół ciała świętych strzał paladynów. Kolejną rzeczą była inkantacja zaklęcia. Elf złożył ręce jak do modlitwy wypowiadając nieznane nikomu słowa a ziemia lekko zadrgała, aby zaraz potem w środku okręgu utworzonego przez paladyna wydać na świat grube korzenie, które spętały ręce, nogi i tułów Naru, przytwierdzając je solidnie do ziemi.
- Zen co Ty robisz? - zapytał Lucjan skrywając jednocześnie zmartwienie wywołane widokiem nieznanego obrzędu.
- Jak dotąd w tym ciele rezydowała dusza Naru i demon, który chciał nim zawładnąć. W tym momencie Naru już nie ma, lecz demon pozostał. To ciało nie zgnije, a demon póki co jest uśpiony, lecz gdy się obudzi będzie chciał zawładnąć tym ciałem i tym razem nic mu nie będzie przeszkadzać. Wtedy zniszczy wszystko co stanie mu na drodze. - odpowiedział wyjmując z kieszeni amulet, do którego przyczepiony był dziwny przeźroczysty kryształ. Aby zaraz potem założyć go skrępowanemu chłopcu na szyję. - Jestem jego przyjacielem i naprawdę boli mnie ta strata, lecz jestem też paladynem. Moim obowiązkiem jest zapieczętowanie tego ciała aby ten piekielny pomiot nie mógł go zbezcześcić! - W jego głosie można było usłyszeć gniew. Ponownie złożył ręce i zaczął wypowiadać jakieś dziwne słowa, które odbijały się echem po placu co chwilę podnosząc ton. Po pewnym czasie zaczęło to brzmieć jak pieśń. Kryształ będący ozdobą wisiorka zaczął lśnić, a czarne jak smoła oczy Naru otwarły się. Za chwilę z jego ust wydobył się przeraźliwy demoniczny ryk a ciało próbowało uwolnić się ze swych więzów. Na jego szyi zaczął widnieć ślad jak gdyby amulet parzył go. Kristinie ponownie wypłynęły z oczu łzy. Młody paladyn złożył dłonie na czole przyjaciela a ten po chwili uspokoił się. - Rytuał zakończony, żegnaj przyjacielu. - rzekł elf klękając przed ciałem oddając mu należyty hołd. Reszta poszła jego śladem.
- Zastanawia mnie tylko jeszcze jedna rzecz. Skoro rany Naru nie leczyły się, to dlaczego wybrał właśnie takie źródło magii, które raniło go? - zainteresował się Rafael podnosząc się powoli.
- Kiedyś nim jeszcze przyzwano do jego ciała demona. Jego rany goiły się w zastraszająco szybkim tempie, w tym wypadku ten wybór był najlepszym jakiego mógł dokonać. Oczywiście zakładając, że nie spodziewał się późniejszego obrotu spraw. - odpowiedział Lucjan, po czym także się podniósł. - Muszę wracać, trzeba przygotować mu godny pogrzeb. Niestety jako książę, zważając na przeszłość nie mogę pochować go w stolicy, lecz jako jego brat dołożę wszelkich starań aby zrobić to godnie. Złożymy go w tym miejscu, mimo iż to główny plac, zazwyczaj jest to spokojne miejsce, pod tym drzewem. On zawsze lubił takie miejsca. - rzekł po czym szybko odwrócił się i ruszył aby jakiś czas potem wykonać dziwny gest dłonią. Z oddali wyglądało to jak by ocierał łzy.
- Trzymaj się, przed nami jeszcze długa droga. Jego ofiara nie pójdzie na marne. - Zentharis objął Kristinę ramieniem, która nie mogła powstrzymać potoku łez.
- Nie, on wróci. Naru nie jest typem osoby, która tak po prostu odchodzi, nie zakończywszy wcześniej swoich spraw. - odpowiedziała uspokajając się trochę.
- Ja też już idę. Muszę natychmiast złożyć raport. Inni paladyni z pewnością już coś wyczuli. - rzekł Zen po czym także się oddalił. A Rafael wraz z Kristiną zaczęli na miejscu przygotowywać wszystko do uroczystości pogrzebowej. Dzień był długi i ciężki, lecz do wieczora wszystko było już gotowe. Pochówek miał nastąpić następnego dnia.
***
Poranek był szary, wszystkie znaki wskazywały, że miał spaść deszcz. Wiatr wył za oknem wyszarpując liście z drzew, które z szelestem spadały na ziemię. Miasteczko jak nigdy było bez życia. Tego dnia można było odczuć, jak gdyby czas stanął w miejscu. Domek, w którym się znajdowali był skromną chatką podarowaną im przez księcia. Skromną, lecz wystarczającą by pomieścić w niej cztery osoby. Od czasu ostatniej walki przyjaciele doszli do wniosku, że na chwilę obecną nie mają motywacji do dalszej podróży, że nadszedł czas odpoczynku. Kristina jak i reszta z nich jak nigdy zaczęła poranek bardzo powoli, bez życia. Gdy tylko wstała i umyła się, z tempem flegmatyka ruszyła do kuchni aby przygotować dla wszystkich coś do jedzenia. Szykując talerzyki spoglądała swym pustym wzrokiem przez szybę, za którą były tylko chmury, przez które promienie słońca nie mogły się przedrzeć.
- Wszystko w porządku? - zapytał Zentharis wchodząc równie wolnym tempem do kuchni co dziewczyna.
- T-tak, a czemu miało by być inaczej? - odpowiedziała zaskoczona Kristina.
- Bo przyszykowałaś cztery talerzyki. - rzekł elf.
- Faktycznie. - Spostrzegła się.
- Nie znaliśmy go tak dobrze jak Ty, lecz wszyscy czujemy tą samą pustkę.
- Nie mogłam nic zrobić.. - Winiła się dziewczyna.
- Nikt nie mógł. - próbował pocieszyć ją. Niedługo po tym do drzwi zapukał Lucjan. Ubrany jak zwykły mieszkaniec wioski. Z początku zdziwiło to towarzyszy, lecz po chwili zrozumieli, że w ten dzień nie chciał być księciem, lecz bratem. Dzień przemijał bardzo powoli. Do południa wszyscy byli gotowi aby oficjalnie pożegnać przyjaciela. Nadszedł czas.. Na głównym placu nie było wiele osób, mimo wszystko wioska nie była zbyt liczna, lecz znaczną większość zgromadzenia stanowili starsi ludzie, mało kto wiedział co tak naprawdę zaszło, był też sołtys i kilka ważnych osobistości. Na samym przodzie stali jego najbliżsi.
- Dzisiaj, zebraliśmy się by uroczyście pożegnać nieznanego prawie nikomu bohatera, syna i przyjaciela. Wspaniałego mężczyznę, który oddał życie w obronie tej wioski, przed panującą niesprawiedliwością. Zaczął starszy uroczyście ubrany mężczyzna. Równie uroczystym tonem. - W prawdzie, prócz jego najbliższych nie znał go tutaj nikt, gdyż nikt nie wiedział o jego misji zleconej mu przez sołtysa, aby przegonić chciwych ludzi, którzy okradali nas każdego dnia. Zginął robiąc to dla nas, lecz mimo, iż żaden z nas go nie znał. Wszyscy czujemy tę stratę. Na imię miał Naru, niestety tylko tyle o nim wiadomo, lecz mimo to. Podarujmy mu chociaż nasze łzy w podzięce. - W tym momencie zaczął padać deszcz.
- Żegnaj, przyjacielu. - Nawet niebo po tobie płacze. - rzekł Zen.
- Żegnaj, bracie. - rzekł tym razem Lucjan. Tym razem nikt nie ukrywał swoich łez. Ludzie kolejno podchodzili do mogiły składając na niej głównie kwiaty. Elf spoglądał na nich z niechęcią. Jego spojrzenie było podobne do tego jakim Nary darzył ludzi.
- Tacy fałszywi. - szepnął pogardliwie.
- Przejmujesz pałeczkę po Naru? - zapytał Rafael. Nagle w tłumie rozległ się głośny płacz, który zwrócił uwagę wszystkich wokół. Była to kobieta trzymająca w dłoniach najpiękniejsze kwiaty i która w tej chwili wylewała z siebie litry łez.
- Matko! - krzyknął niespodziewanie zaskoczony Lucjan.
- Vergiliusz.. Mój kochany synek.. - łkała kobieta.
- Już, starczy. - Chłopiec uklęknął przy niej.
- Do samego końca nie byłam mu matką, żył samotnie na końcu oddając życie za tych wszystkich ludzi, którzy nawet nie wiedzą kim był. A ja, ja do końca nie byłam w stanie podarować mu tego, co powinien otrzymać ode mnie od samego początku. - Jej czerwone od płaczu oczy nie kłamały.
- To nie Twoja wina.. Stał się tym kim był i żył jako wygnaniec z mojego powodu.. - Chłopcu puściły nerwy, tuląc kobietę płakał równie rzewnie co ona.
- To nigdy nie powinno było się wydarzyć. To ludzie tacy młodzi jak on powinni chować takich starych i bezużytecznych jak my tutaj. Nigdy odwrotnie.
- Masz rację.. To jeszcze nie powinien być czas by go żegnać. - przytaknął jej.
- Nie zaakceptuję tego! - rzuciła nagle tajemniczo uspokajając się trochę. Odłożyła kwiaty, po czym ruszyła powoli, znikając w tłumie.
- Synku, jestem z was naprawdę dumna, lecz teraz zajmij się swoimi przyjaciółmi. - rzekła chwilę przed odejściem gdy tylko ujrzała, że Lucjan chciał za nią podążyć. Ten otarł łzy i posłusznie ruszył do swych przyjaciół.
- To już koniec. - zaczęła cicho Kristina. - Wracajmy do domu, rozgrzać się i zjeść coś. Przygotowałam więcej z myślą o Tobie Lucjanie. - dodała próbując ukryć żal, który odczuwała najbardziej ze wszystkich.
- Dziękuję. - odpowiedział wdzięczny za zaproszenie. - Lecz nie będę długo, muszę jechać do matki, ona będzie teraz potrzebowała opieki. - dodał po czym wszyscy ruszyli powoli w stronę domu. Pochówek się zakończył, lecz pogoda nie uległa żadnym zmianom. Przyjaciele myśleli już głównie o tym by się rozgrzać.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.