Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Zamaskowany

Zrozumieć piekło

Autor:kimoki
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2014-06-18 16:35:25
Aktualizowany:2014-06-21 21:29:25


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


„... I nadejdzie dzień, w którym demon bez twarzy ocali to, co na swą niechybną zgubę czekało...”

- I odzyska to, co stracone się już wydawało.. - Znajomy głos dotarł do jego uszu .

- Gdzie ja to słyszałem? - zadał sobie pytanie w myślach jak gdyby w pół przytomny powoli łapiąc ostrość oczami i czując coraz większy niepokój. Gdy tylko nieco poprawił mu się wzrok ujrzał przed sobą twarz młodzieńca całą w krwi i wpatrzone w niego czarne oczy, z których biła determinacja. Niedługo po tym spostrzegł, że młody człowiek, który stoi przed nim, a raczej opiera się całym swym ciężarem o niego jest przebity na wylot mieczem, który on sam trzyma w dłoni.

- Obiecaj mi coś Vergiliuszu.. - zaczął przemawiać do niego, dławiąc się krwią. A jego głos uderzył w serce z hukiem niczym piorun. - Obiecaj mi, że nas wszystkich pomścisz, że pociągniesz go do odpowiedzialności.. Obiecaj mi przyjacielu.

- Przyrzekam Ci na swoje życie, że choćbym miał wstać zza grobu to go zamorduje. - odrzekł chociaż sam nie wiedział czemu. Wkrótce ujrzał scenerię, w której stał w samym środku zalanej krwią i flakami sali usłanej trupami. To było ostatni raz kiedy poczuł bicie swojego serca.

- Balzac! - Zerwał się z impetem. - To wspomnienie.. Co ja tu właściwie robię?- zaniepokoił się przecierając oczy.

- Więc jednak pamiętasz mnie i złożoną mi przysięgę Vergiliuszu. - Usłyszał w odpowiedzi znajomy chłodny głos.

- Nigdy nie zapomniałem. - odparł uspokoiwszy się nieco. - Co ja tu robię? - zapytał wygrzebując się powoli z łóżka, w którym leżał i rozglądając po domu.

- Twój pobyt w piekle spowodował u Ciebie poważne uszkodzenie mózgu. Twoje komórki powoli umierały a Ty traciłeś zmysły. Twoi przyjaciele nie byli w stanie Ci pomóc, więc zainterweniowałem. Jako że jestem nekromantą bez problemu ożywiłem z powrotem Twoje komórki i przywróciłem do pierwotnego stanu. - odpowiedział spokojnie, powoli podchodząc do łóżka, na którym spoczywał Naru.

- Stąd te wspomnienia.., ale czemu to zrobiłeś?

- Ponieważ, w chwili swojej śmierci obiecałem sobie, że nie pozwolę Ci na złamanie tej przysięgi.

- Rozumiem, ale jak to możliwe, że Ty wciąż żyjesz?

- W końcu moim źródłem mocy jest śmierć. Tego dnia, nie było możliwości, żebym umarł.

- Rozumiem. - Powtórzył Naru. - W końcu Ty zawsze byłeś geniuszem. - Zamyślił się na chwilę. - To Ty ostrzegałeś mnie przed niebezpieczeństwem, którego do samego końca nie zauważałem. - rzekł, po czym znowu zaczął dryfować z bezkresie swej jaźni. Nie minęła chwila gdy Balzac zamachnął się i uderzył zamyślonego chłopca w twarz.

- Ty zawsze byłeś narwanym idiotą! - krzyknął po czym uspokoiwszy się dodał. - Teraz już nie czas na to. Słuchaj uważnie, gdyż znam plany naszego oprawcy a Ty grasz w nich kluczową rolę i ta dziewczyna.. Musisz ją chronić za wszelką cenę.

- O czym Ty mówisz? - zareagował szybko wyrwany z zamyślenia.

- O Tym, że ona jest kluczem a Ty musisz pamiętać o Tym kim jesteś, o złożonych obietnicach i za wszelką cenę tego się trzymać. - Balzac odpowiedział z powagą, jakiej Naru dawno nie miał okazji ujrzeć na jego twarzy.

- Ciągle te cholerne tajemnice! O co w tym chodzi?! - Zdenerwował się młodzieniec.

- Nie mogę Ci tego powiedzieć. Ponieważ istnieje prawdopodobieństwo, że ta wiedza zaprzepaści to, na co tak ciężko razem pracowaliśmy. A teraz chodź. Twoi przyjaciele Cię szukają oraz ta, która strzeże Twego serca..


***

- To miejsce to istne ruiny! - Skarżył się Rafael

- Właśnie dla tego szukamy właśnie tutaj - wyjaśnił Zen rozglądając się po szczątkach drewnianych domków obrośniętych wszelkiej maści roślinnością. Jak gdyby życie tutaj zakończyło się tysiące lat temu.

- Naru na pewno jest tutaj, czuję jego obecność. - rzekła Kristina spoglądając nieugięcie w głąb lasu, otaczającego ruiny z każdej strony.

- A czego szukacie? - Dał się usłyszeć znajomy głos, którego właściciel powoli wyłaniał się zza wielkiej skały w głębi mrocznej gęstwiny.

- Może Ty nam powiesz nekromanto?! - warknął gniewnie elf natychmiast kierując swe obnażone już ostrze w kierunku porywacza. Jednakże chwilę później zaraz za postacią Balzaca leniwie zaczęła wyłaniać się kolejna sylwetka, w której grupa rozpoznała Naru. Chłopiec przyjrzał się dokładnie zmieszanym twarzom Rafaela i Zentharisa po czym zatrzymał swój wzrok na uradowanej twarzy Kristiny, która patrzyła mu w oczy z troską, tęsknotą oraz niewypowiedzianą ulgą widząc towarzysza całego i zdrowego. Spoglądając tak chwilę na siebie, poczuł kilka rytmicznych i zarazem lekkich uderzeń wewnątrz klatki piersiowej. „Niemożliwe!” - pomyślał, powoli kierując tam swoją dłoń, lecz szybko wycofał swój gest. „Moje serce zabrał demon, nie możliwe” - zabrzmiało ponownie echo wewnątrz jego głowy. Ruszył spokojnym krokiem w kierunku oczekujących go przyjaciół.

- Skąd wiedzieliście gdzie mnie szukać? - zapytał Naru patrząc ukradkiem na Zena w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Za pomocą strategii oraz intuicji Kristiny, nie wiemy jak, lecz to ona nas tu przyprowadziła. - odpowiedział elf z mieczem wciąż wycelowanym w Balzaca.

- Widocznie moc wewnątrz tej dziewczyny zaczyna się budzić, interesujące. - Wtrącił się do rozmowy nekromanta. Naru słuchał uważnie, jednocześnie przyglądając się dziewczynie. A w jego głowie trwała wojna wspomnień z okresu jego szaleństwa, którego głównym elementem była jednak ta sama zatroskana, zmartwiona i opiekująca się nim postać Kristiny. - Nie walcz z tym Vergiliuszu. - dodał po czym powoli zaczął rozpływać się w powietrzu.

- A Ty dokąd?! - krzyknął Rafael, lecz nekromanty już nie było.

- Naru.. - Zaczęła dziewczyna, lecz ten nie pozwolił jej skończyć.

- Wiem. - odparł krótko po czym zbliżył się i mocno ją objął. Poczuł wtedy identyczne bicie serca co jeszcze chwilę temu. To było jej serce. - Dziękuję. - dodał.

- Co się z Tobą działo przez te dwanaście dni od kiedy porwał Cie ten facet? - zapytał Rafael przyglądając mu się z wielką uwagą. - Byłeś niemalże skończony, a teraz wyglądasz jak nowy. - dodał.

- Tyle czasu, co? - zamyślił się na chwilę przed odpowiedzią zwalniając swój uścisk i odwracając się w stronę towarzyszy. - Balzac uleczył mnie a potem przyprowadził do was. - odrzekł. „Co to za dziwne uczucie? Niebezpieczeństwo czy może zwykła dezorientacja?” - zaniepokoił się.

- Czemu miałby to robić? - zapytał Zen. „Co on knuje?” - przeszło mu jednocześnie przez myśl.

- Nie wiem, lecz zbliża się wieczór. Nie znam tej okolicy, ale zdaje się, że jesteśmy daleko od jakiejkolwiek wioski. Powinniśmy rozbić obóz i przenocować tutaj. - odpowiedział wymijająco po czym poszedł po opał. Gdy przyszła noc wszyscy już dawno spali, lecz tylko on jeden siedział w głębi lasu zbudzony dręczącymi koszmarami.

- Mimo, iż zostałeś uleczony. Wcale nie oznacza to odejścia Twoich mar. Na to jest jednak sposób. - rzekła cicho Kristina zbliżając się do niego.

- Czemu jeszcze nie śpisz? Jutro czeka nas być może niebezpieczna wędrówka do domu. Musisz być wypoczęta. - stwierdził.

- To samo tyczy się Ciebie. Myślisz, że mogłabym teraz usnąć? Od kiedy zostałeś porwany.. - przerwała nie mogąc zebrać odpowiedni słów. - Za każdym razem kiedy znikasz czuję niepokój.

- Skąd wiesz, że to koszmary? - zaczął po chwili zastanowienia.

- Bo je masz odkąd wraz z Tomem Cię znaleźliśmy. Zawsze budzisz się w nocy, zawsze masz ten okropny wyraz twarzy jak gdybyś chciał krzyknąć a nie mógł wydobyć z siebie głosu. Zawsze nas chronisz, mnie chronisz! Jesteś blisko, kiedy tego potrzebuję, ale jeszcze nigdy nie pozwoliłeś nikomu się do siebie zbliżyć. Mimo wszystko wciąż nie wiem czemu cierpisz. Stworzyłeś barierę, wokół swojego serca, przez którą nie można się przebić. To okropne uczucie..

Naru obrócił się do niej patrząc chwilę w jej oczy: „Przepraszam” - rzekł, lecz nie wiedział co dalej zrobić.”Przepraszam, że przeze mnie tak się czujesz.” - dodał po czym lekko opuścił głowę.

Dziewczyna podniosła swą dłoń, kierując ją powoli w stronę jego twarzy. Chłopiec automatycznie napiął wszystkie mięśnie w gotowości do walki, chociaż sam nie rozumiał czemu. Chwila zdawała się trwać wiecznie, z każdą sekundą gdy dziewczyna zbliżała się on był coraz bardziej spięty. Gdy była już wystarczająco blisko spostrzegła nagły ruch jego dłoni, który jednak zatrzymał się w połowie drogi do jej ręki. Delikatnie dotknęła jego twarzy i powoli zaczęła przesuwać dłoń pod maskę, gdzie mogła wyczuć podłużną bliznę, która znajdywała się w pobliżu oka. Chłopiec złagodniał i rozluźnił się. Jej dotyk był kojący.”Czy to dla tego, że jest inna?” - Przemknęło mu przez myśl. Niecodzienny widok ulgi i spokoju, który rysował się na twarzy chłopca sprawił, że poczuła się szczęśliwa. „Ona naprawdę jest aniołem, lecz czemu..?” - pomyślał znowu nie potrafiąc zrozumieć natury zaistniałej sytuacji.

- Powiedz mi co Ci się śni. - zaproponowała Kristina delikatnie masując jego twarz.

- Nawet nie wiem od czego miałbym zacząć.. - zamilknął na moment. - Czasem są to wspomnienia, a czasem.. Sam nie wiem. - zakończył odwracając wzrok.

- Czy to jest strach? - dopytywała nie dając za wygraną.

- Możliwe, że w tej masie szaleństwa jest również i to.

- Czemu ciągle jesteś taki spięty? Czemu nie pozwolisz sobie na odrobinę swobody? - pytała czując, że powoli dociera do sedna.

- Bo za każdym jednym razem gdy opuszczę gardę Samael przejmuje kontrolę. - Chwycił dziewczynę za rękę i oddalił jej dłoń od swej twarzy. - Za każdym razem ktoś.. Odchodzi. Jestem niestabilny i niebezpieczny. To tylko kwestia czasu kiedy Cię skrzywdzę. Nie mogę sobie pozwolić na odpoczynek.

- To się nie stanie. Wiele się działo przez czas Twojej nieobecności. Nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić i nigdy byś tego nie zrobił. Tym razem to ja Ciebie ochronię przed bestią drzemiącą w Tobie. - rzekła a pewność bijąca z jej oczu zmieszała chłopca. Dziewczyna wstała i usiadła wygodnie opierając się o pobliskie drzewo. - Połóż się tutaj. Pokażę Ci pewną sztuczkę. - Uśmiechnęła się i wskazała na swoje nogi, które poziomo leżały całą długością oparte na ziemi. Naru poczuł się zdezorientowany, lecz wykonał polecenie. - Zamknij oczy. - dodała po czym położyła mu jedną rękę na czole a drugą na piersi i zaczęła śpiewać pieśń. Jej głos był delikatny, czuły oraz piękny. Pieśń, którą nuciła wypełniała go całego. Czuł jak powoli napełniał się spokojem i nie tylko on. Wyglądało to jak by cały las się uspokoił. Noc była ciepła a zewsząd zaczął wiać chłodny kojący zefirek. Nocne żyjątka także zaprzestały na ten czas robić to co miały do zrobienia. Wszystkie zatrzymały się i słuchały w ciszy. Cały las wypełnił się jej głosem. A wiatr z czasem zaczął przynosić ze sobą piękny kwiecisty zapach. Naru usnął a wraz z nim wszystkie zmartwienia. Niedługo po nim też Krtistina oparłszy głowę o drzewo. „Dobrze się spisałaś.” - usłyszała w swej głowie chwilę przed zaśnięciem.

***

„Co to za uczucie? Jak bym był sobą a jednocześnie kimś innym.” - Pomyślał Naru wczesnym rankiem chwilę po tym jak już wstał. Spojrzał w dół i popatrzył jeszcze chwilę na śpiącą wciąż dziewczynę, która była główną przyczyną jego obecnego samopoczucia. Było jeszcze bardzo ciemno, las zdawał się złowrogi i niebezpieczny, wiatr cicho niósł za sobą szum liści i coś jeszcze. Chłopiec bezzwłocznie obnażył swe ostrza i skierował się w pozycji defensywnej w kierunku lasu. Kristina zbudzona dźwiękiem mieczy wydobywanych z pochw otwarła oczy po czym zaczęła rozglądać się sennymi jeszcze oczyma, nie wiedząc czy to sen czy już jawa.

- Nie podnoś się. - usłyszała szept chłopca. - Ktoś tu jest. - Po chwili cichy świst dotarł do jego uszu a tylko jego niezwykła zręczność pozwoliła mu zrobić unik i dostrzec coś jak by cień, który zniknął tak szybko jak się pojawił, lecz uczucie czyjejś obecności wciąż trwało. Naru padł pod drzewo, gdzie jeszcze chwilę temu spał. Jednocześnie osłaniając swym Ciałem Kristinę, która nie zdążywszy się podnieść leżała zaraz pod nim. Chwilę później usłyszeli dźwięk pęknięć, który pojawił się niesłychanie blisko aby za chwilę dostrzec jak maska chłopca pęknięta w pół spadła z jego twarzy obnażając ją. „Co się stało?” - Dziewczyna zadała sobie w myślach pytanie bacznie przyglądając się rysom twarzy chłopca, który był tak blisko. Niestety, było jeszcze zbyt ciemno, aby mogła cokolwiek dostrzec. Zawiedziona niefortunnym zrządzeniem losu zaczęła więc rozmyślać nad tym dlaczego on się nie przemienia.

- Cholera! Cały trud szlag trafił. - przeklął pod nosem podnosząc się powoli i krocząc ostrożnie przed siebie. Zamknął oczy oraz zdał się na wyćwiczone już pozostałe zmysły. Zrobił dwa głębsze wdechy i zamarł w skupieniu nadsłuchując co mówi mu jego otoczenie. Słyszał delikatny szum wiatru, drobne kroczki każdego żyjątka w obrębie miejsca jego pobytu, szelest spadających liści i w końcu cichutkie trzaski ziemi pod czyimiś stopami. Nagle zdał sobie sprawę, że pojawiła się jeszcze jedna osoba. Odczekał chwilę po czym nagle uchylił się, otworzył oczy i zadał cięcie cieniowi, który pojawił się nad nim, lecz miecz mimo iż sięgnął celu przeniknął go, niczym mgłę. Tajemnicza postać znowu zniknęła, natomiast ta druga tylko śmignęła obok niego kryjąc się w cieniu drzew. „Oni przemieszczają się tylko w obrębie obszaru objętym Cieniem.” - Pomyślał i uśmiechnął się lekko. Czuł jak na jego twarzy ponownie powstaje maska, która chwilę temu została zniszczona a ciepłe promienie słońca sięgają jego skóry. Nagle zrobił gwałtowny ruch do przodu po czym odskoczył w bok, robiąc wokół siebie mnóstwo hałasu. Po chwili już dostrzegł cienie, które zmierzały w jego stronę. „Właśnie tak!” - przeszło mu przez myśl po czym upuścił swe miecze i wyszeptał tajemniczą inkantacje, która sprawiła, że jego dłonie spowiła czarna aura. Przykucnął łapiąc przy tym swych przeciwników za nadgarstki, zamachnął się i cisnął nimi prosto w stronę oświetlonego przez słonce głazu, który znajdował się kilka metrów za nimi. Tym razem ujrzał już pełne postacie Rafaela oraz kobiety, którą widział w życiu pierwszy raz. Nim Ci zdążyli dojść do siebie ten pojawił się przed nimi już z mieczami w dłoniach, które skierował w kierunku ich gardeł.

- Naru.. - wykrztusił z siebie nożownik.

- Wiem. - przerwał mu natychmiastowo po czym opuścił ostrze spod jego gardła. Jednak wciąż dokładnie przyglądał się młodej kobiecej twarzy, której sięgające pasa, czarne i wskazujące na trudne warunki podróży nieco rozczochrane włosy zakrywały po trochu dwoje różnej barwy oczu. Zielone prawe oraz brązowe lewe, wpatrzone w niego wprost krzyczące aby przelać chociaż trochę jego krwi. Delikatne rysy twarzy, linia szyi, mała lecz krągła pierś oraz szczupła, zadbana budowa ciała mogły przywołać podejrzenia o jej prawdopodobnym szlachetnym pochodzeniu. Chłopak wstał z ziemi a otrzepawszy ubrania spytał skąd ten znał jego intencje. Naru jednak zdawał się bardzo zainteresowany kobietą, którą w tej chwili więził, odparł jednak, iż żądza krwi, którą wyczuwał nie pochodziła od niego, lecz niej..

- Zrób to! Zabij mnie wreszcie, jak przed trzema dniami zrobiłeś to z moją rodziną. Klanem Cienia. - wrzasnęła nagle wpatrując się głęboko w jego oczy rządnym zemsty wzrokiem. Słowa te wprawiły chłopca w osłupienie. „Nie pamiętam nic z ostatnich minionych dni. Byłem nieprzytomny” - zastanawiał się a próby przypomnienia sobie zdarzeń sprzed trzech dni spełzały na niczym. Nie było nic prócz pustki, wypełniającej jego myśli.

- Klan Cienia.. - mruczał pod nosem Rafael przyglądając się skórzanemu odzieniu napastnika. - Groty czarnego kanionu.. Ty jesteś Morgan! Mieliśmy po dziesięć lat gdy ostatni raz widzieliśmy się. Potem z rodziną opuściłem kanion, ojciec miał mnie przygotować do założenia i prowadzenia nowego obozowiska a Ty miałaś zostać wtedy moją żoną. Niefortunnie plany nagle uległy zmianie. - Przypomniał sobie a jego twarz rozpromieniła się jak gdyby zapomniał o głównym powodzie jej obecności.

- Rafaelu! - zawołała - Ten morderca wkradł się z jakimś mężczyzną do naszego domu, ich moc była ogromna. Walczyliśmy, lecz musieliśmy się wycofać. Części się udało, część została zamordowana. Po całej tej masakrze rozdzielili się. Tego tutaj śledziłam od trzech dni!

Naru powoli zaczął rozumieć co tak naprawdę miało miejsce. Zaczął opuszczać miecze, gdy usłyszał niepokojące pomrukiwania z głębi lasu. Dziewczyna podniosła się przygotowując sztylety, Rafael również przyjął pozycje defensywną.

- Kristina, nie ruszaj się! - nakazał Naru dziewczynie, która zaniepokojona robiła masę niepotrzebnych ruchów narażając ich na wykrycie. Pomruki zdawały się coraz głośniejsze a towarzyszyć zaczęły im szelesty roślin „cztery, może pięć” - pomyślał chłopiec robiąc ostrożnie krok w przód. Zza gąszczy lasu wyłoniło się pięć tygrysów powoli otaczając młodzieńców.

- To nie jest normalne. - zorientowała się Morgan. Szykując się do skoku, lecz natychmiast Naru złapał ją za ramie. Nie mówiąc nic zrobił kolejny krok. Tygrys, czający się przed nim wyglądał na dominującego, lecz jednocześnie na zdominowanego przez coś spoza stada. Groźnie obnażył kły oraz swoje ostre szpony. Rafael oblał się zimnym potem, lecz wiedział, że ułamek sekundy zawahania, jakiejkolwiek oznaki utraty zimnej krwi może ich wszystkich kosztować życie. Zamaskowany chłopak pochylił lekko swą głowę do przodu, lekko unosząc górną wargę obnażając zęby, lekko zmarszczył twarz i spojrzał zwierzęciu w ślepia. W odpowiedzi usłyszał groźny pomruk, jak gdyby dawał stadu znak by przygotowali się do ataku, lecz chłopiec nie odpuścił. Jego towarzysze poczuli przechodzące im po plecach dreszcze i nagły spadek temperatury. A może tylko tak im się zdawało? Serca zaczęły szybciej bić a kolana uginały się pod ciężarem ciała, lecz to nie zwierzęta budziły w nich takie odczucia. Las zamarł, nagle wiatr przestał wiać a towarzyszący chłód zmienił się w duchotę. Napastnik będący na wprost Naru skłonił lekko swój łeb oraz zaczął wycofywać się, reszta stada poszła w jego ślady. Wszyscy odetchnęli z ulgą, zdawało się, że niebezpieczeństwo już minęło, lecz nikt nie spodziewał się tego co dopiero miało nadejść. Zaledwie Zen zdążył wyłonić się z krzaków czując niepokojące wibracje w powietrzu, w otaczającej ich przestrzeni rozbrzmiał potężny huk. Zaraz za nim rozbłysnął na niebie piorun, który przy wtórujących mu grzmotach i gromadzących się czarnych chmurach uderzył prosto w podniesiony ku górze wskazujący palec zamaskowanego chłopca a przeszywając jego ciało wystrzelił z drugiej wyprostowanej ręki wskazującej miejsce wśród drzew nieopodal nich. Było to na tyle niespodziewane, że wszyscy instynktownie odskoczyli od porażonego młodego mężczyzny, który nie miał nawet najmniejszego poparzenia. Nie minęła długa chwila, kiedy do ich nosów dotarł zapach spalonej trawy i widok dogasających już krzaków.

- Co Ty robisz?! - krzyknął elf poruszony widokiem niszczonego lasu, który tak bardzo kojarzył mu się z jego domem. Jednakże Naru ponownie przekierował wyładowanie tym razem w inne miejsce.

- Widzę, że Twoje umiejętności znacząco wzrosły. - Rozległ się znajomy głos przy towarzyszących mu rytmicznych oklaskach. - Widzę nawet, że zmieniłeś źródło na o wiele ciekawsze.. Tylko uważaj, żeby ono nie wykorzystało Ciebie. - Wyszczerzone zęby w grymasie złośliwego uśmiechu na twarzy mężczyzny w fartuchu z przeszłości Naru sprawiły, iż ten natychmiast ruszył do ataku. Jednakże na jego drodze stanęła postać, która była jego lustrzanym odbiciem. „Co do cholery?” - pomyślał po czym zapominając o całej sytuacji zaczął dokładnie badać swojego surogaty. Podniósł powoli do góry lewą dłoń, za która podążyła prawa dłoń stojącego naprzeciw niemu nieznajomego chłopca, wbijającego w niego swoje równie badawcze i ciekawe spojrzenie. Czas zdawał się na tę chwilę stać dla niego w miejscu. Podczas gdy chłopiec próbował pojąć sytuacje Zentharis ruszył do ataku na Doktora, wiedząc, że w tej konfrontacji każda sekunda spóźnienia może nieść za sobą surowe konsekwencje. Wyjął swe ostrze kierując się w stronę przeciwnika przez co nieprzyjemne towarzyszące temu uczucie u Naru przywróciło mu trzeźwe myślenie, lecz mężczyzna w fartuchu zdawał się nie reagować na błogosławione ostrze elfa. Spokojnie zablokował cios swym mieczem i silnym uderzeniem pięścią posłał go z powrotem w miejsce, gdzie ten stał jeszcze chwile temu. Klon Naru też zdawał się niewrażliwy na elfią magię, na sygnał swego pana opuścił chłopaka i ruszył pilnować by nikt nie przeszkadzał w jego walce. Bezzwłocznie w jego kierunku ruszyli Rafael, Zen oraz Morgan, lecz ten uniknąwszy i zablokowawszy bez większego problemu ich ciosy powiedział spokojnym, jak gdyby pozbawionym emocji głosem: „Nie chcę z wami walczyć.”

- Kim jesteś? - zapytał zaniepokojony Rafael.

- Powstałem z krwi tamtego chłopca. - rzekł tym samym znanym im już od dawna oschłym głosem.

- Jeśli nie chcesz z nami walczyć, przepuść nas. W innym wypadku wydarzy się zaraz coś złego. - oznajmił Zentharis.

- Nie mogę tego zrobić. Dostałem rozkaz aby pilnować by nikt się nie wtrącał.

Nagle wszyscy poczuli jak ziemia trzęsie się pod ich nogami po czym dostrzegli Naru, który wykorzystywał siły matki natury w walce z przeciwnikiem.

- Naru, wstrzymaj wodze! Wiesz co się stanie jeśli znowu przesadzisz! - krzyknął Rafael.

Zen przyglądał się jeszcze chwile, aż w końcu zapytał: „Ten mężczyzna wspomniał o zmianie źródła. Co miał na myśli?”

- Ten którego zwiecie Naru zmienił źródło swej magii. Jak widzicie używa jej i nie krwawi. Najprawdopodobniej zawarł układ z demonem, którego w sobie nosi.

- Jaki układ? - zapytał elf

- Nie wiem, lecz takie układy zazwyczaj są niebezpieczne dla nosiciela.

- Czemu nam to wszystko mówisz? - wtrąciła się tym razem Morgan.

- Bo nie dostałem rozkazu by milczeć. - padła krótka, lecz zwięzła odpowiedź.

Tymczasem zamaskowany chłopak dawał z siebie wszystko w bezsensownej walce, w której przeciwnik zwinnie wymykał się jego ciosom a prowokacyjnym, lekceważącym względem niego zachowaniem wprawiał go w coraz większą wściekłość. Ten próbując za wszelką cenę sięgnąć przeciwnika próbował trafić go piorunem, bądź spalić lawą, której gejzery tworzył pod jego nogami. Niestety żaden z ataków nie sięgał celu, a maska pękała z każdym niepohamowanym użyciem magii.

- Myliłem się. Jednak Twoja siła w ogóle nie wzrosła. Jesteś tak samo słaby jak byłeś wtedy, gdy Cię szkoliłem. Nic się nie uczysz! - krzyknął nagle mężczyzna w fartuchu.

- Ty ścierwo! Czego ty ode mnie chcesz? Zniszczyłeś mi życie, sprawiłeś, że jedyny w nim cel to zamordowanie Ciebie! Po co to wszystko? Śmierć ojca i matki, po co?! - ryknął chłopiec.

- Życie? Cel w życiu? - powtórzył Doktorek chichocząc złowieszczo. - Powiem Ci coś o Tym Twoim życiu. Ono nigdy nie istniało. Jesteś tylko zwykłą egzystencją, żywą masą stworzoną z mojego kaprysu! Jaki cel może mieć egzystencja, której nawet nie można nazwać żywym człowiekiem? - dodał poważnym naukowym tonem.

- O czym ty bredzisz? Zostałem zrodzony z kobiety, za której zniknięciem bez wątpienia stoisz Ty! A moim ojcem był król! - wykrzyknął czując falę duszności i niepokoju wewnątrz.

- Posłuchaj mnie przez chwilę istoto. Nigdy nie będziesz w stanie tego zrozumieć. Sięgnij pamięcią wstecz, nie pamiętasz tych urządzeń, których nigdy w życiu nie widziano w całym królestwie? To dla tego, że pochodzę z innych czasów i utknąłem tutaj. Jest jeszcze o wiele wieków za wcześnie, żeby tak wąskie umysły jak wasze mogły to pojąć. Prawdą jest jednak, że zostałeś zrodzony z ciała ludzkiej kobiety, które to ja wykorzystałem byś Ty mógł się narodzić. Do tego użyłem krwi króla, którego wciąż naiwnie zwiesz ojcem. Wiele lat przed i po poczęciu byłeś pielęgnowany w moim laboratorium, które z wczesnych lat dzieciństwa znasz jako obóz. Miałeś być potęgą militarną tego królestwa. To nie miłość Cię stworzyła, tylko nauka! - zakończył szerokim uśmiechem wyrażającym powodzenie. Naru poczuł jak coś wewnątrz niego pękło. Cały świat zniknął z jego pola widzenia, została już tylko głucha ciemność, w którą zagłębiał się coraz głębiej i głębiej czując coraz większy ciężar swego ciała, które także powoli zaczęło zanikać w mroku aż nie pozostało nic prócz bezkształtnej cichej, zanikającej myśli w jego jaźni.

- Co się dzieje? - zaniepokoiła się Kristina, widząc czarne płomienie trawiące milczące wciąż ciało jej ukochanego. Ziemia zaczęła drżeć, niebo zaczęły spowijać ciemne chmury. Naru rozłożył dłonie, ponad którymi powstawały skondensowane czarne masy na kształt kul, spowijane kolejno powoli przez ogromne ilości pobieranych z otoczenia płomienia, wody, wiatru i ziemi, które wciąż zmniejszane i dodawane do owej masy stawały się coraz mniej stabilne. Towarzysze poczuli nagłą zmianę atmosfery. Stała się identycznie przytłaczająca i ciężka jak ta w piekle.

- Jako jego kopia mogę zrozumieć i stwierdzić co w tym momencie przeżywa mój oryginał. Najprawdopodobniej jest teraz na skraju załamania, oddał ciało we władanie Samaela a sam usunął się w nicość swego umysłu. Atmosfera, którą czujemy to miazmat wytwarzany przez jego ciało. Tym co teraz chce zrobić Samael jest połączenie tych dwóch mas co przy takiej mocy poskutkuje zmieceniem nas i obszaru o promieniu co najmniej kilkunastu kilometrów z powierzchni ziemi.

- Nie możemy na to pozwolić! - krzyknęła dziewczyna bezzwłocznie ruszając w ich stronę.

- Nie pozwolę Ci prze.. - zaczął, lecz ta po prostu przesunęła go na bok a on poczuł coś dziwnego, jak przywiązanie, które nie pozwoli mu na przeciwstawienie się jej. Naru stał w milczeniu gotowy do ostatecznego uderzenia a jego przeciwnik zbliżał się do niego coraz bardziej z nieznanym zamiarem, kiedy nagle między nich wkroczyła Krsitina wprowadzając ze sobą przyjemny chłód. Jej delikatne a jednocześnie pewne dłonie powędrowały w kierunku gardeł walczących i ściskając skierowała spojrzenie swych pięknych błękitnych oczu w stronę Naru.

- Jak śmiesz przeklęty Samaelu przywłaszczać sobie ciało i jaźń mego wybranka? Natychmiast wracaj do cienia jego potęgi i zwróć mi prawowitego właściciela tego ciała! - Jej głos był delikatny, lecz jednocześnie pewny. Jej oczy wpatrzone były tak głęboko w jego czarne ślepia jak gdyby była wewnątrz niego w poszukiwaniu samej duszy. Po chwili mrok ustąpił miejsca szkarłatowi jego oczu i włosów. Bezbronny padł na kolana, pozwalając atmosferze na wrócenie do normy i mocy na ulotnienie się. „Jak ona to zrobiła? Czyżby to była moc Aep darf?” - zapytywał w myślach trzymany za gardło mężczyzna. - A Ty plugawa istoto, parszywy podróżniku doprowadzać na skraj osobę, której przeznaczone są wielkie rzeczy w czasach, w których nie powinno Cię być? Przeklęty Tamaelu, mieszkańcu tego naczynia. Nakazuję Ci zabrać tą istotę jak najdalej stąd nim osobiście rozszarpię tę słabą powłokę! - Tym razem zwróciła swój wzrok w jego stronę. Ten poczuł jak po zwolnionym uścisku nad jego ciałem przejął kontrolę mieszkający w nim demon, a ono zaczęło oddalać się od tego miejsca. Dziewczyna uklękła przy wciąż zdającym się być nieobecnym chłopcu i troskliwie uścisnęła.

- Muszę iść za swym panem. Jeśli szukacie tej kobiety to powinniście poszukać na wschód od stolicy. Nieopodal lasu Brenn pod starym wielkim Dębem. Ta kobieta zrobiła to by zwrócić mu życie. - rzekł po czym ruszył w swoją stronę nim ktokolwiek zdążył się spostrzec.

- Czy z Naru wszystko w porządku? - zapytał Rafael zbliżającej się do nich dziewczyny.

- Tak, gdy tylko dojdzie do siebie wybudzi się. - odpowiedziała głosem pełnym matczynej troski Aep Darf.

- To co teraz zrobiłaś.. To była dominacja? - zapytał tym razem Zen.

- Tak, to potężna umiejętność Aep Darf. Dla tej dziewczyny było to zdecydowanie za wcześnie, lecz sama podjęła decyzję, aby ratować tego chłopca. Ona również będzie potrzebowała wypoczynku, nim jednak odejdę muszę wam coś przekazać więc słuchajcie uważnie. - Jej głos stał się teraz poważniejszy a wzrok skupiał się głównie na elfie. - Naru musi jeszcze wiele wycierpieć, musi uodpornić się, a nawet opanować magię elfów. Zentharisie domyślasz się czemu, prawda?

-Tak, jeśli chodzi o Naru..

- Proszę zostaw to w rękach Kristiny - przerwała mu. Kolor jej oczu zmienił się na właściwą jej zieloną barwę, aura również zniknęła.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.