Opowiadanie
Zamaskowany
Do krainy z naszych snów
Autor: | kimoki |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2014-09-20 21:41:49 |
Aktualizowany: | 2014-09-20 21:41:49 |
Poprzedni rozdział
Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)
Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.
Mijał rok za rokiem. Lucjan już dawno ożenił się z księżniczką Seleną poszerzając granice Vanderbergu, przynosząc poddanym dobrobyt oraz władając już jako pełnoprawny koronowany król. Zentharis de Arr również przez ten czas doczekał się koronacji u swojego ludu. Stary elfi władca zjednoczył się z naturą pozostawiając syna jako następcę tronu. Młody paladyn mimo młodego wieku wykazał się jednak ogromnym doświadczeniem, mądrością i siłą dzięki, którym zjednoczył sobie elfy i zyskał ich szacunek. Rafael natomiast żył w Czarnym Kanionie wraz z Morgan, z którą doczekał się potomstwa. Jednak zostawiał ich za każdym razem, kiedy spotykał się z przyjaciółmi aby kontynuować poszukiwania zaginionego Naru. Nikt nigdy nie wierzył, że ten zmarł. Nieugięcie jednak wierzyli, że żyje i nieustannie próbuje do nich wrócić. Klan Rafaela rozrósł się i odzyskał dawną siłę. Mimo braku skarbu, który strzegli przez lata żyli tak jak gdyby cała sytuacja już dawno znikła w odmętach historii. Kristina rozwijała również swoje medyczne zdolności, wkrótce stała się najbardziej znanym i szanowanym medykiem w całej stolicy i obrzeżach. Ludzie zwracali się do niej o pomoc i rady dotyczące ich zdrowia nawet sam Lucjan był pod wrażeniem jej umiejętności, ratujących go nieraz po wyczerpujących całonocnych obradach ze strategami, po których miał jeszcze jechać do sąsiedniego państwa na uroczystości, na jakie był zapraszany a jak powszechnie wiadomo: Królom się nie odmawia. Kobieta przeprowadziła się do wioski Św. Alexi a starożytna Aep Darf mieszkająca w niej już dawno przestała się z nią kontaktować. Każdego dnia oddawała się rozwijaniu swych umiejętności pomagając ludziom, Lucjanowi oraz poszukując swojego zaginionego księcia. Przez osiem lat dzień za dniem, noc po nocy.
- Naru! - Zbudziła się pewnej nocy. Nie zastanawiając się długo wyszła z łóżka i szybko oporządzając się wybiegła z domu. Śniło jej się, że z wielkim wysiłkiem wdrapuje się po skalistej ścianie do gęstego lasu, w którym czai się jakaś złowroga siła. Nie widziała swego ciała, lecz tylko to co było przed i wokół niej. Szybko zrozumiała, że to co jej się przyśniło nie było zwykłą nocną marą, lecz wizją, której już raz doświadczyła. Okolica natomiast, którą zobaczyła była jej doskonale znana. Osiodłała swoją elegancką Iskrę i galopem ruszyła do miejsca ze swej wizji. Minął dłuższy czas nim dotarła. Popuściła wodze i stępem ruszyła głębiej w las. Jednakże już za chwilę musiała zsiąść z klaczy. Las okazał się zbyt gęsty.
- Za chwilę wrócę. - rzekła do niej głaskając po pysku po przywiązaniu do drzewa. W koło otaczały ją wysokie drzewa i krzewy, gęste krzaki i wysoka trawa, która utrudniała chód. Zwisające nisko gałęzie drzew również utrudniały dostrzeżenie czegokolwiek. Okolica wydawała się pusta, wkoło ani żywej duszy prócz jej samej oraz Iskry. Mimo to czuła, że on gdzieś tu będzie. Przedzierała się tak przez pewien czas, aż dostrzegła pewien obszar, który nie był aż tak zarośnięty, zmęczona trwającymi już dłuższy czas poszukiwaniami postanowiła spocząć tam na chwilę. Czuła jak piekły ją ręce pocięte przez ostre gałązki drzew, które musiała odpychać idąc na przód. Również jej delikatna twarz zyskała kilka znamion świadczących o trudach podróży. Już wytrzepywała zaschnięte żółtawe liście z włosów kiedy usłyszała szelesty dobiegające z gęstwiny naprzeciwko niej. Po drugiej stronie niezarośniętego pola, w którym stała. Spostrzegła czyjeś przedramię okryte podartą już szatą odpychające ostre gałązki krzewów zagradzające drogę aby zaraz potem wyjść całą postacią. Osoba, którą ujrzała był nie kto inny niż Naru, lecz znacznie odmieniony. Jego włosy były w pół szkarłatne a w pół czarne, również jego oczy miały różną barwę. Czarne demoniczne ślepie znajdujące się nad niezamaskowaną częścią twarzy, którą zdobiły ostre kły w prawej części jego uzębienia wprawiły ją w niepokój. Również jego prawa dłoń wyglądała jak gdyby nie przeszła w pełni transformacji. Jego palce zakończone były średniej długości szponami. Okryty był jakąś podartą szarą narzutą i czarnymi spodniami. Również jego zielone buty za kostkę wskazywały na ciężką podróż. Twarz miał lekko zarośniętą, lecz widać regularnie goloną. Zaledwie kilkudniowy z lewej strony szkarłatny a z prawej czarny zarost oraz bródka pokrywały jego twarz. Mimo wszystko nie miała wątpliwości, wiedziała, że to on.
- Naru! - Niezwłocznie rzuciła mu się na szyję i wyściskała go z trudem powstrzymując łzy. - Tyle czasu minęło, myślałam, że już nigdy Cię nie zobaczę. - szeptała nie mogąc znaleźć słów wyrażających jak bardzo jest szczęśliwa. Jednak jej nastrój szybko się zmienił.
- Kim jesteś? - usłyszała nieco zagubiony i speszony męski bas. Spojrzała na niego, lecz ten wydawał się nie rozpoznawać jej twarzy.
- Naru, to ja Kristina. Nie pamiętasz mnie? - Przyglądała się coraz uważniej próbując znaleźć jakieś ślady wskazujące na uraz głowy, lecz żadnego nie zauważyła.
- Naru? Takie jest moje imię? Czy wiesz może kim jestem? Kristina.. Tak ciepło brzmi, lecz nic nie mogę sobie przypomnieć. - złapał się za głowę próbując skojarzyć cokolwiek, lecz bez skutku.
- Jesteś.. - przerwała czując jak coś ściska ją za gardło a łzy napływają do oczu, lecz wymusiła na sobie spokojne zachowanie. - Naru zaginąłeś osiem lat temu. Czy pamiętasz cokolwiek z tego okresu?
- „Kiedy deszcz oręża ziemię zaleje tedy i istota niebo przetnie. Owa człekokształtna bez twarzy wyrazu. Czas w miejscu stanie i ucichnie, historia na rozdrożu czekać będzie. Słońce blask swój straci, ziemię mrok spowije a jego dzieci dom swój opuszczą, dwie gwiazdy jednością się staną. I nadejdzie dzień, w którym demon bez twarzy ocali to, co na swą niechybną zgubę czekało i odzyska to, co stracone się już wydawało.” Słowa ludu, który się mną zajmował. Nie wiem ile czasu tam spędziłem. Trzy lata temu odzyskałem przytomność. Dali mi te miecze. - Wskazał swoje In's thed. - Mówiono, że spadły chwilę przede mną.
- Więc to tu się ukrywałeś przez cały ten czas E27! - Usłyszeli znajomy głos. Gdy tylko Naru dostrzegł znajomą postać w fartuchu poczuł jak jego ciało drży, lecz umysł nie potrafił przypomnieć sobie czemu. Ciało oblał zimny pot, lecz jednocześnie pojawiła się nutka ekscytacji i chęć mordu. Mężczyzna nie wiedział co komunikowało mu jego ciało, lecz niepokoiło go to. Odruchowo zrobił krok w tył, zachwiał się i upadł. Kristina jednak nie bała się, dostrzegłszy nie dyspozycyjność swojego księcia stanęła w jego obronie. Kiedy tylko przeciwnik miał już ruszać na nich ta podniosła dłonie do góry a za jej gestem podążyły pnącza, które wyrosły z podziemi i głębi lasu po czym spętały nieprzyjaciela. Zaskoczony tym faktem naukowiec spojrzał jej w oczy. Lśnił w nich kojący błękit a jednocześnie widniała w nich odwaga i determinacja, zaciętość oraz duma. Mało nie zapomniał, że kobieta, z którą przyszło mu walczyć jest rozwijającą się Pierwszą. Jej srebrne włosy falowały kiedy wykonywała kolejne gesty widząc jak jej przeciwnik szarpie się i zrywa pęta. W momencie cała rosa spoczywająca na liściach lasu, w którym byli jak do magnesu spłynęła do niej, w chwili gdy ten już ruszał do ataku uformowała potężną falę i cisnęła z powrotem w nieprzyjaciela, który rzucony siłą uderzenia wylądował kilka sążni dalej w krzakach.
- Koniec tej farsy. - warknął wyraźnie rozzłoszczony. Ruszył do ataku, lecz w tym momencie drogę zagrodził mu ciemnowłosy mężczyzna odziany w skórzaną kamizelkę z dwoma sztyletami przypiętymi do pasa nagle wyłaniając się przed nim. Nosiciel Tamaela próbował go kopnąć, lecz w tym momencie jego noga mimo, iż sięgnęła celu przeszyła go zostawiając za sobą smugę cienia, która ponownie uformowała się w całość.
- Rafael! - krzyknęła rozradowana Kristina. Rafael stał niewzruszony. Ponownie zaskoczony przeciwnik został nagle złapany w złotą klatkę, która również wyłoniła się z podziemi w postaci pnączy, które z czasem przybrały złocistego koloru i stwardniały więżąc wewnątrz przeciwnika dodatkowo go oplatając.
- Też tu jestem. - usłyszała ponownie. Tym razem zza krzaków wyłonił się wysoki elf, który zdawał się nie postarzeć nawet o dzień. Kristina ciesząc się a jednocześnie skupiając na przeciwniku wykonała krok do przodu zaczynając kolejny atak, lecz więzień najwidoczniej zdał sobie sprawę z powagi swojej sytuacji. Przeobraził się w Tamaela, zerwał więzy i odleciał.
- Jak się cieszę, że was widzę! - krzyknęła gdy było już po wszystkim ściskając przybyłych przyjaciół. - Jak nas znaleźliście?
- Obydwoje odebraliśmy wizję, którą widziałaś. Stałaś się potężna, lecz jeszcze nie do końca nad tym panujesz. Zobaczyliśmy to mimo dzielącej nas odległości za twoim pośrednictwem. O czym myślałaś? - chciał wiedzieć elf.
- Pierwszymi myślami było, żeby jakoś was zawiadomić oraz obawa, żeby nosiciel Tamaela nie znalazł go pierwszy.
- Już po wszystkim, więc nie przejmuj się już tym. - rzekł tym razem Rafael. Jego twarz nabrała męskiej powagi na przestrzeni lat. - Naru chłopie gdzieś ty się podziewał?! I co się z Tobą stało? Wyglądasz niepokojąco.
- Kim jesteście? - zapytał. Towarzysze od razu zrozumieli jak wygląda sytuacja.
- Ruszajmy do stolicy. Lucjan się ucieszy a ja będę mogła spokojnie go przebadać. - rzekła Kristina dokładnie przypatrując się Naru. Nie było sprzeciwów, ruszyli.
Gdy tylko dotarli do zamku spotkali się z bardzo entuzjastycznym powitaniem księcia i jego małżonki. Kiedy tylko usłyszał od swoich ludzi, kto zbliża się do jego domu osobiście wyszedł na powitanie. Było wcześnie rano twarz księcia zdobiona była zaspanym wyrazem, jak gdyby ktoś na siłę wyciągnął go z łózka i ciągnąc za nogę przeczyścił nim całe podłoże od jego pokoju aż do samej bramy. Jednakże kiedy tylko ujrzał swego brata stał się nad wyraz energiczny. Oglądał go ze wszystkich stron i zadawał setki pytań, na które zaskoczony nie udzielił żadnej odpowiedzi. Królowa Selena uroczyście pokłoniła się w wejściu i równie uroczystym tonem dała do zrozumienia swojemu małżonkowi jakiego to wstydu narobił jej i całemu królestwu swoim obecnym wyglądem, oraz przedstawiła liczne nieprzyjemne w skutkach konsekwencje, których może spodziewać się z jej strony jeśli tylko podobna sytuacja się powtórzy. Lucjan zbladł, lecz już za chwilę jego twarz przybrała lekko purpurowego koloru gdy tylko ujrzał wcale niedyskretne podśmiewania swoich przyjaciół będących świadkami otrzymanej przez niego reprymendy. Przez chwilę nie wiedział nawet czy powinien cieszyć się ze spotkania, bać królowej czy spłonąć ze wstydu. Także kiedy tylko radosne powitanie dobiegło końca Selena przejęła inicjatywę, zaprosiła gości do środka mówiąc by czuli się jak u siebie. Oraz ponownie zrugała Lucjana mówiąc aby odprawił jakieś czary mary i z wieśniaka zmienił się w księcia. Ten nie mając większego wyboru zniknął aby doprowadzić się do porządku. Mrucząc pod nosem coś o wilku w owczej skórze i nieprzemyślanym ożenku. Kristina długo badała stan swojego pacjenta. Raz po razie naciskała na jakiś konkretny punkt jego ciała oczekując na spodziewane bądź niespodziewane reakcje jego mięśni, poiła dokładnie wymieszanymi cieczami w skład, których wchodziła wymyślna mieszanka różnorakich ziół, których nazwy czasem Zentharis nie potrafił wymówić, bądź też o istnieniu takiej słyszał pierwszy raz. Zaraz potem ponownie badała reakcje jego oczu, wpatrywała dokładnie we wnętrze ust czy też wypytywała czy nie słyszy dziwnych dźwięków w reakcji na wypicie wywaru. Dokładnie sprawdzała czy na głowie nie ma ani jednego najmniejszego guza czy też siniaka. Bezustannie rzucała na niego różne medyczne zaklęcia analizujące jego stan pod każdym kątem.
- Jesteś naprawdę niesamowita. - szepnął niespodziewanie badany. Kristina jednak mimo, iż usłyszała te słowa nie powiedziała nic. Skupiała się na swoich obserwacjach. Wyniki badań okazały się o tyle niepokojące, że nie wskazywały właściwie żadnych uchybień od normy z zachowaniem pewnego dystansu przez wzgląd na to kim jest jej pacjent. Dokładniej mówiąc, wbrew pozorom mężczyzny nie trawiła żadna choroba. Nic nie wskazywało też na jakąkolwiek ułomność jego mózgu i narządów. Był zdrowy. Medyczka jednak nie poddała się, uparcie próbowała dotrzeć do przyczyny utraty pamięci i nietypowego nawet jak na Naru wyglądu. W końcu jej się udało. Jakiś czas po tym jak położyła dłoń na jego czole a jej oczy zalśniły błękitnym blaskiem na jej twarzy zagościł wyraz ogromnego zaskoczenia a nawet przerażenia. Długo analizowała coś w głowie nim w końcu odważyła się wydać diagnozę.
- Naru, twoja dusza jest.. - przerwała na moment tłumacząc jak ciężko opisać to co przed chwilą ujrzała. - Jest w kawałkach a jednocześnie jej fragmenty są scalone z czymś co przypomina czarną masę.
Z początku zebranym ciężko było uwierzyć w to co usłyszeli, dopóki bystry paladyn nie ułożył sobie w głowie wszystkich zdarzeń związanych z jego przyjacielem i nie objaśnił sytuacji.
- Jeśli złączyć wszystkie fakty nie jest to żadnym niespodziewanym zjawiskiem w jego sytuacji. - zaczął powoli. - Jeśli by złączyć ostatnie wydarzenia w jedno uzyskamy porozrywaną na kawałki duszę Naru prawie scaloną z duszą mieszkającego w nim Samaela. Niesamowite, że mimo tego co mu się wówczas przytrafiło zdążył nas jeszcze ocalić nim udał się w pięcioletnią śpiączkę. Twój w tym momencie protegowany.. - Spojrzał znacząco na Kristinę. - Potrzebuje jeszcze dużo czasu, żeby dojść do siebie..
- I odpoczynku. - Przerwała mu nagle. - Powinniśmy odpocząć, miniona noc była męcząca. Nie wymyślimy nic jeśli nie zregenerujemy wcześniej sił. - Spostrzegawczym oczom znających ją już długi czas towarzyszy nie uszedł jednak wyraz jej twarzy mówiący jakoby trapiło ją coś głęboko wewnątrz niej. Jednakże nie drążyli tematu. Wszyscy rozeszli się do komnat, które zajmowali jeszcze za czasów gdy mieszkali w zamku. Kristina zaprowadziła Naru do jego pokoju, po czym udała się do swojego.
W południe Naru nie pojawił się na obiedzie. Zamiast tego wolał usiąść na parapecie okna nogami do zewnątrz w swoim pokoju. Siedział tak, wpatrywał się w swoje dłonie i rozmyślał. Kristina, która właśnie przybyła zauważyła jak na jego twarzy co jakiś czas kreśli się wyraz obrzydzenia. Również wyraz jego twarzy zmieniał się co parę chwil, raz wyglądał śmiertelnie poważnie, lecz za kilkanaście minut dosyć dziecinnie.
- Coś nie tak? - Niezauważona przysiadła się do niego.
- Na tych dłoniach jest krew setek istnień. Widzę ją, czuję jej woń a coś wewnątrz mnie łaknie jej więcej. To obrzydliwe. - Krsitina słuchała, lecz nie potrafiła nic powiedzieć. Przyglądała się jednak uważnie mężczyźnie, zmianom zachodzącym na jego odsłoniętej części twarzy. Wciąż zastanawiała się jak naprawić jego duszę. Co jest nie lada wyzwaniem nawet dla kogoś tak utalentowanego jak ona. Nawet dla Aep Darf. - Czy ja kogoś zabiłem? Jeśli bym miał wybór to wolałbym nigdy nie pozbawiać nikogo życia. To takie nienaturalne, nieludzkie..
- Twój umysł potrzebuje czasu. Sam musi przypomnieć sobie minione lata. Ja nie mogę Ci tego opowiedzieć.
- Rozumiem.. - zamyślił się na jakiś czas przyglądając się jej uważnie. - Gdy na Ciebie patrzę czuję jakąś niezwykłą więź.. Kim Ty dla mnie jesteś? Czuję, że znam Cię tak dobrze, ale.. - złapał dłonią za głowę wykrzywiając twarz z bólu. - Nie potrafię sobie tego przypomnieć.
- Nic na siłę Naru. Potrzebujesz czasu a na swoje pytanie sam musisz sobie odpowiedzieć. - Naru zauważył jak jej twarz posmutniała, lecz ta chcąc to ukryć wróciła z powrotem do pomieszczenia i stojąc do niego plecami przypomniała o stygnącym posiłku.
***
Po zjedzonym posiłku Kristina jak zwykle wyszła na rynek, żeby się przewietrzyć a jednocześnie kierowana nadzieją upolowania czegoś ładnego z pobliskich straganów. Chciała wziąć ze sobą Naru, lecz ten ku jej zaskoczeniu wykazał się niezwykłym mu lenistwem bezpardonowo oświadczając jej, iż nie chce mu się wychodzić dzisiaj nigdzie. Nawet jego wyraz twarzy był wówczas inny niż kiedykolwiek miała okazję zobaczyć. Długo przeszukiwała każde stoisko. Dzień był ciepły, więc lekko ubrana powoli kroczyła kostką po targu zatłoczonym przez skąpo ubrane dziewoje wraz ze swymi babkami bądź matkami, oraz młodych czasem nawet aroganckich mężczyzn, którym to nie raz matki bądź ojcowie wybijali ową arogancję z głowy jednym lecz silnym uderzeniem dłoni w tył głowy. Szczerzącym się jak konie do dziewek jak i samej Kristiny miny rzedły, niektórzy nawet zstępowali jej z drogi. Nie było jednak czemu się dziwić, większość z przybyłych tego dnia klientów pochodziło z prowincji i obrzeży w poszukiwaniu towarów, które mogliby sprowadzić do swoich wsi. Mimo wszystko medyczka była znana i szanowana nawet w tak odległych miejscach, często zapuszczała się tam w poszukiwaniu swojego wówczas zaginionego księcia przy okazji pomagając mieszkańcom szlifując przy tym swoje umiejętności i nie pobierając żadnych opłat. Zawiodła się jednak nie znalazłszy nic co mogłoby ją zainteresować więc skierowała się na pola za murami miasta, gdzie jak zwykle poszukiwała ziół do swoich wywarów. Nie była wybredna więc zbieranie szło jej przyjemnie, dokładnie zbadawszy zerwała trochę liści mięty a nawet pokrzywy, lecz przerwała kiedy odwiedził ją niespodziewany gość.
- Trochę czasu minęło, kiedy ostatni raz się widzieliśmy. - zaczęła dokładnie przyglądając się dojrzałym rysom szkarłatnowłosego mężczyzny. - Wergiliuszu..
- Mimo tego wszystkiego co uczyniłem Ty się mnie nie boisz, mało tego traktujesz mnie z życzliwością jaką obdarza się normalnego człowieka mimo iż jestem tylko klonem. - odpowiedział jej nie lada zdziwiony.
- Nie ważne w jaki sposób przyszedłeś na świat, ani do kogo jesteś podobny. Jesteś człowiekiem, chociaż zagubionym, lecz równie szlachetnym co Naru. - Zerwała jeszcze kilka liści mięty nim kontynuowała. - Nigdy nie miałam okazji Ci podziękować za uratowanie mnie wtedy w zaułkach nieopodal rynku. Dziękuję więc, lecz nie rozumiem czemu to zrobiłeś? Nie znałeś mnie, mało tego byłeś na usługach tego szalonego człowieka.
- Jestem tylko pustą skorupą włóczącą się po świecie bez celu. Niezdolny do odczuwania emocji, potrafiący tylko walczyć oraz mentalnie połączony z moim oryginałem czuję świat poprzez niego. Nie posiadam nawet duszy. Nie wiem czemu Ci wtedy pomogłem. Moje ciało zareagowało samo, nim zdałem sobie sprawę z tego co zrobiłem było już po wszystkim. - Mężczyzna stał nieruchomo wpatrując się swymi pustymi oczami w przestrzeń.
- Każdy ma w życiu jakiś cel. Ty również swój odnajdziesz. Jednakże nie powiedziałeś mi jeszcze czemu tutaj jesteś. - przerwała zbieranie ziół kiedy tylko jej koszyk się zapełnił.
- Nie wiem. Po prostu czułem, że powinienem tu teraz być. - Nagle upadł na jedno kolano i wszystkimi siłami próbował złapać oddech trzymając się za głowę. Kristina niezwłocznie do niego podbiegła. Mężczyzna skurczony z bólu przez jeszcze pewien czas próbował zrozumieć co się dzieje, lecz czuł jak pęka mu głowa. Po chwili jednak ból ustąpił a ten ze wzrokiem opętanego nagle podniósł się z ziemi.
- Coś się stało mojemu oryginałowi, musimy się spieszyć! - krzyknął po czym pobiegł w kierunku zamku.
Już na wejściu widać było ślady walki, zmasakrowane zwłoki służby leżące niedbale na schodach i podłodze oraz mnóstwo rozlanej krwi sprawiało, że żołądek podchodził do gardła. Kristinie jednak nie było nie dobrze. Podczas swojego stażu jako znachorka widziała różne okropieństwa, jednakże czuła pewien dyskomfort. Odruchowo skierowała się do pokoju Naru, który jak przeczuwała znajdował się w najgorszym stanie. Już na korytarzu przed wejściem widoczne były wyraźne wgniecenia w ścianie, jak gdyby ktoś uderzał o nią czymś ciężkim, lub kimś. W pokoju nic nie było na swoim miejscu, wszystko połamane i porozrzucane a w kącie leżał ranny Lucjan opatrywany przez mocno poobijanych już Zentharisa i Rafaela. Medyczka niezwłocznie skierowała się do swych przyjaciół w celu udzielenia im pomocy.
- Gdzie jest Naru? - zaczęła sprawdzając najpierw stan króla.
- Ty! Co Ty tu robisz? - zdziwił się Elf widząc bliźniaka swego kompana.
- Jest ze mną. To dzięki niemu wiedziałam, że macie kłopoty. - Skończyła opatrywać nieprzytomnego księcia i skierowała się do znajdującego się zaraz obok Zena. - Lucjan wyjdzie z tego. Ostrze minęło najważniejsze organy, lecz rana będzie się trochę goić. Co z Naru i Seleną?
- Z królową raczej wszystko w porządku. Nie było jej w zamku, w trakcie całego zajścia. To wszystko stało się nagle. Nosiciel Tamaela nagle wpadł do zamku zabijając wszystkich na swojej drodze. Ruszył na nas ze swoimi eksperymentalnymi sługami w liczebności odpowiadającej małej armii. Nie zdążyliśmy zareagować. Naru on.. Nie wiem jak to ująć..
- On go wchłonął. - przerwała mu kopia mężczyzny. - Co się stało z jego ciałem?
- Wyparowało. - odrzekł Rafael, którego Kristina zaczęła opatrywać.
- Ten człowiek wchłonął jego dusze, ciało nie może bez niej istnieć więc wyparowało.
- Co? - wykrzyknęła zszokowana Kristina.
- On chce dzisiaj otworzyć wszystkie bramy piekieł w królestwie. - Wyjaśnił mężczyzna wyglądający jak Naru.
- „Słońce blask swój straci, ziemię mrok spowije a jego dzieci dom swój opuszczą” Szlag! - zaskoczył Zentharis de Arr - Dzisiejszy dzień będzie idealny by jego plan się ziścił. Raz na tysiące lat słońce gaśnie zawsze w ten sam dzień. Demony wówczas rosną w siłę. Dzieci mroku nie lubią światła słonecznego. Kolejną sprawą jest moc potrzebna by otworzyć piekło. Siła, która włada i ta, którą posiadł Naru.. Mamy cholernie mało czasu. Zaledwie cztery godziny!
- Musimy go znaleźć, tylko gdzie? - zapytała Kristina oczami jednak wskazując kopie Naru w oczekiwaniu odpowiedzi.
- On porzucił mnie lata temu. Nie wiem gdzie możemy go znaleźć. Lecz mogę pomóc odzyskać mój oryginał. Znam odpowiednie zaklęcie.
- Byliśmy tam! - krzyknął nagle Rafael. - Szczelina w ziemi, tam pierwszy raz Naru walczył z demonem. Tam również pierwszy raz od stuleci brama została otwarta przez niego! Na pewno tam rozpocznie swój plan. Tylko po co mu wypuszczać na świat wszystkie demony?
- Możliwe, że je też chce wchłonąć. Moc jaką dzięki temu zyska jest niewyobrażalna. Pamiętam jak kiedyś mi mówił, że podróże w czasie wymagają ogromnej ilości energii. Prawdopodobnie tego właśnie chce, lecz za nic ma to, że cały nasz świat czeka przez to zagłada. - wyjaśnił ich nowy towarzysz.
- Musimy się śpieszyć, lecz musimy być przygotowani. Mimo wszystko nasz przeciwnik jest niezwykle inteligentny. Na pewno nie jest sam. Patrząc ile lat przygotowywał swój plan z jaką ilością popleczników przeprowadził atak na nas. Musi mieć ze sobą co najmniej armie. - Elf podnosił się powoli podpierając o ścianę.
- Ja też mam armie. - odezwał się nagle Lucjan, który jakiś czas temu odzyskał przytomność. - Zentharisie, myślisz, że inne elfy mogły by nam pomóc?
- Zbiorę wszystkich braci i siostry ilu tylko zdołam, lecz to zbyt czasochłonne aby wysłać ich od razu w podróż.
- Jeśli chcemy cokolwiek zdziałać nie możemy tracić tutaj czasu. - zaczęła podobizna Naru. - Mam plan. Zentharis niech zbierze wszystkie elfy, w królestwie i okolicach. Kiedy bramy piekła zostaną otwarte demony będą poszukiwały świeżego mięsa i krwi. Głodujące od tysięcy lat demony mogą oprzeć się tylko potędze wyspecjalizowanych paladynów. Lucjan nie jest w stanie się ruszać, lecz ja mogę poprowadzić jego armię do pustyni Onelis.
- Czemu do cholery Onelis? Przecież przeciwnik będzie w całkiem innym miejscu. Postradałeś zmysły?! - przerwał mu Zen.
- Ponieważ za górami pod Onelis znajduje się jego największa kryjówka. Wejście jednak znajduje się pod pasmem górskim Jabba. To tam oczekuje jego armia gotowa do ataku. Nie powstrzymamy otwarcia piekieł. Nie mamy na to czasu, jednakże możemy zapobiec wykonania przez niego pierwszego ruchu i zyskać przewagę atakując go. Bitwa będzie toczyć się w tych dwóch rejonach. Stolicy i Onelis. W Onelis znajdują się drugie wrota, jeszcze większe. Wymagające większej mocy i czasu by je otworzyć. To jest główny cel, tamto ma tylko zmydlić nam oczy, nie możemy pozwolić aby te wrota zostały otwarte. Zen musi zebrać elfy i im przewodzić. Lucjan musi chronić domu i poddanych a że nie jest w najlepszym stanie potrzebuje dodatkowej ochrony Rafaela. Ja natomiast będę potrzebować Krsitiny aby przywrócić z powrotem waszego przyjaciela. - zakończył niepokojąco spokojnym głosem. Nagle Zen zerwał się z miejsca i przyciskając mężczyznę za szyję do ściany wycelował w niego swój miecz trzymany w drugiej dłoni.
- Jesteście niesamowicie podobni, ten sam wygląd, głos oraz mimika. Jesteście dokładnie tacy sami również pod względem charakteru, coś skrzętnie przed nami próbujesz ukryć i nie podoba mi się to.
- Nic co by wam zagrażało, musicie mi zaufać. - odpowiedział chłodno.
- Nie mamy wyboru. - Zen puścił go. - Ruszam zebrać rodzinę do walki.
- Jeszcze jedno. - zatrzymał go mężczyzna. - Zaćmienie nie będzie trwało dłużej niż dziesięć minut. Gdy słońce znów zaświeci musicie niezwłocznie zamknąć tamtą bramę, resztą zajmie się mój oryginał.
Idąc mrocznymi korytarzami Kristina zastanawiała się jak radzą sobie jej przyjaciele. Z tego co mówił jej towarzysz zaćmienie zaczęło się kilka minut temu. Wszyscy teraz dzielnie walczą o przeżycie a ich przeciwnik może zjawić się w każdej chwili. Według bliźniaka Naru mężczyzna ten posiadł moc zdolną zaginać czas. Towarzyszący jej mężczyzna milczał, zdawał się coraz bardziej tajemniczy co niepokoiło Kristinę. Coś jej mówiło, że nie ma złych zamiarów, jednak znając go wiedziała, że jest cena, na którą nie powinna się godzić, lecz milczała. Mężczyzna był na tyle podobny do swego oryginału, iż pewnym było, że nie otrzyma odpowiedzi. W oddali zapłonęła pochodnia.
- Witaj w domu! - usłyszeli znajomy szyderczy głos. - Stęskniłeś się za mną? A może przyszliście po moją własność, której wiecie, że nie odzyskacie?
- On nie należy do Ciebie! - krzyknęła Kristina. Nie czekając długo wypowiedziała inkantacje i gwałtownie ruszyła rękami łącząc je. Ściany groty przebijały ciernie, które zamykały przejście za ich przeciwnikiem i zbliżały się do niego by go oplątać. Jej towarzysz zniknął niespodziewanie gdy tylko usłyszeli przeciwnika.
- Nie wiedziałem, że jesteś takim tchórzem! To będzie kosztować ją życie! - krzyknął kierując się w stronę atakującej go kobiety. Jej oczy lśniły a ruchy wyglądały jak taniec. Za każdym razem gdy się ruszyła ze ścian przebijały się nowe ciernie próbujące złapać przeciwnika. Gdy ten był już blisko nagle spod ziemi wyłonił się jej towarzysz łapiąc zaskoczonego przeciwnika za gardło a ciernie zdążyły opleść jego ciało.
- Ciekawa sztuczka. - wykrztusił wciąż pewny siebie mężczyzna.
- Znam jeszcze jedną. Już ostatnią. - odpowiedział chłodno. Wypowiedział dwa niezrozumiałe słowa a oczy ich obu zaczęły wypełniać się światłem i paraliżując przeciwnika na ten moment. - Kristina, zamierzam wyciągnąć z niego duszę Twojego Naru i przenieść ją we własne ciało. Ty musisz go ujarzmić.
- A co z Tobą? Nie możesz się poświęcić! - krzyknęła zdenerwowana.
- Taki jest cel mego istnienia.
- Nie mów głupot!
- Ciało nie może żyć bez duszy. Ja takowej nie posiadam. Moje ciało umiera, jestem tylko pustą skorupą, która w swoich ostatnich dniach może się jeszcze jakoś przysłużyć swojemu oryginałowi. - wytłumaczył po czym dokończył inkantacje a jakaś siła między nimi odrzuciła ich w dwie różne strony. Naru rzuciło w stronę Kristiny, która już wiedziała co czynić z jego transformującym się ciałem. Jej oczy zalśniły błękitnym blaskiem i obejmując ciało swego księcia położyła mu dłoń na czoło i zamknęła oczy.
Kiedy otworzyła je ponownie znajdowała się w całkowicie innym miejscu. Wszędzie dookoła było ciemno i pusto. Do jej uszu dobiegały dźwięki jęków i łoskot łańcuchów oraz ochrypły złowieszczy śmiech. Ruszyła więc w kierunku, z którego dobiegały dźwięki aż po chwili usłyszała dziecięce szlochanie. Ujrzała w pół przeźroczystą postać, niby zjawę małego chłopca wieku pięciu, może sześciu lat. Z oczami i włosami koloru szkarłatu. Chłopczyk płakał.
- Jestem Kristina. Co tutaj robisz chłopczyku? - zapytała zatroskana kucają przy nim i tuląc czule. - Jak się nazywasz? - zapytała chociaż znała już odpowiedź.
- Jestem Wergil. - zaczął cicho i nieśmiało. - Zły pan porzucił mnie tutaj. Powiedział, że przeze mnie nie może wygrać ze stworzeniem, z którym walczył. Jestem tutaj sam, bardzo się boję. - wyżalił się.
- Daj mi rączkę chłopczyku. Porozmawiam z tym panem i przemówię mu do rozumu. Na pewno mnie posłucha. - uśmiechnęła się życzliwie i podała dłoń dziecku, które posłusznie z nią ruszyło. Idąc dalej napotkali na kolejnego chłopca tym razem w wieku lat piętnastu, który w wszechobecnym mroku wyrzucał na wszystko co tylko mógł wymyślić.
- Cholerna ciemność. Nic nie widzę. By to szlag tego zafajdanego wyniosłego dupka, niech go ta bestia rozszarpie! Nie jestem mu potrzebny? Mam go w nosie! Tak samo jak naszych rodziców, całe to cholerne królestwo! Po co ja to mówię? Jestem przecież do jasnej cholery sam! - narzekał bezustannie. - Ty znam Cię, ale nie pamiętam skąd.. Jasna cholera z tą pamięcią! - zwrócił się tym razem do niej.
- Nazywam się Kristina a Ty z pewnością jesteś młodym Wergiliuszem?
- Tak, to moje imię. Ale ja Ciebie nie mogę sobie przypomnieć, czemu? Cholera mam już dość! Nie mam już sił, nie wiem nawet co robić, szlag! - denerwował się.
- Jestem tu by Ci pomóc, chodź ze mną.
- Ty? Czemu miałabyś mi pomóc? Czemu potrzebuję pomocy? Jestem tak cholernie słaby.
- Nie, jesteś naprawdę silny, lecz żeby odkryć swoją siłę musisz iść ze mną. Właściwie to ja potrzebuję Twojej pomocy. To jak będzie?
- Pomóc? Ja Tobie? W sumie, w porządku. Chodźmy. - Marudzący chłopiec zdziwił się na widok chłopczyka, który ucieszył się jednak widząc nowego towarzysza. Otarł łzy i szedł już uśmiechnięty.
- Wy proszę pomóżcie mi! - usłyszeli głos. Z mroku wyłonił się dziesięcioletni chłopiec wcale nie różniący się od reszty podróżników. - Ten człowiek zostawił mnie tu. Nie rozumiem czemu, ufałem mu. Proszę ufam, że mi pomożecie. - Chłopiec podszedł do nich a gdy tylko się zbliżył cała trójka półprzeźroczystych towarzyszy zmieniła się w wiązkę światła, która połączywszy się i zniknąwszy pozostawiła po sobie postać doskonale znaną Kristinie. Dziewiętnastoletni młody mężczyzna przyglądał jej się ciepłym wzrokiem.
- Pamiętam Cię. - zaczął. - Tylko Tobie mogłem ufać. Znam Cię z jego wspomnień, lecz nie rozumiem co się dzieje.
- Jesteś i nie jesteś zarazem osobą, którą znam. Musisz ze mną iść aby być prawdziwym sobą.
- Ehh, nic nie rozumiem a tak bardzo chciałbym. Ten mrok.. Żyłem tu odkąd pamiętam, lecz pamiętam tylko fragmenty, zawsze tędy kroczyłem, zawsze sam. Nie wiem czy mam w sobie dość siły by iść dalej. Pamiętam jednak też Ciebie, lecz wciąż nie rozumiem skąd.
- Wszystko zrozumiesz w odpowiednim czasie. Chodź ze mną, mrok zniknie, nie ma innego wyjścia.
- Zgoda, chodźmy. Tam w oddali słychać jakieś jęki może kogoś spotkamy. A może to ta bestia, z którą zawsze walczyłem. Nie potrafię sobie przypomnieć kiedy ostatnim razem byłem w stanie stawić jej czoło. - rzekł po czym ruszyli dalej.
- To ta bestia. Jest straszna! - rzekł chłopiec po chwili podróży wskazując na Samaela raz po raz tnącego szybkim ruchem szponów ciało przykutego łańcuchami wychodzącymi z nieokreślonej ciemnej przestrzeni Naru. Mężczyzna zauważył ich.
- Nie możecie tu być. Idźcie stąd. - Dał im telepatyczny sygnał.
- Przestań Samaelu! - krzyknęła Kristina gdy ten już miał zadawać swej ofierze kolejne cięcie.
- Pierwsza. - zamruczał złowieszczo. - To ciało należy już do mnie. On sam do tego doprowadził, nie możesz już nic na to poradzić.
- Ono nigdy nie należało do Ciebie a teraz odejdź w nicość! - warknęła a jej oczy zalśniły. Wściekły Samael ruszył na nią, lecz ta wystawiła tylko dłoń a jego atak odbił się jak od tarczy w przestrzeni niedaleko niej przewracając go.
- Kristina! Odejdź to niebezpieczne! To nie Twoja walka. - krzyknął do niej mężczyzna.
- Ucisz się wreszcie imbecylu i posłuchaj co ja mam do powiedzenia! - podeszła do niego a jej krzyk wprawił go w takie osłupienie, że przez chwilę przestał oddychać.
- To jest również i moja walka. - zaczęła tym razem łagodniej kładąc spętanemu dłoń na policzku. - Próbując wygrać z Samaelem odsunąłeś od siebie wszystkich a nawet zatraciłeś samego siebie. Dzieląc w ten sposób swoją siłę. Musisz mi zaufać i przestać wypierać się samego siebie. Wtedy powrócisz. - Gdy skończyła mówić podszedł do nich chłopiec, który im towarzyszył. Ciekawie przyglądając się zmaganiom Samaela z niewidzialna barierą, która stała pomiędzy nimi. Położył dłoń na klatce piersiowej mężczyzny po czym zmienił się ponownie w wiązkę światła, którą ten wchłonął. Jego oczy zabłysnęły jasnym blaskiem po czym zerwał pętające go więzy. Naru podniósł się trzymając za głowę.
- Kristina.. Ty, dziękuję. - zaczął powoli dochodząc do siebie. Nie miał na twarzy maski a przy jego oku mogła zobaczyć bliznę, którą niegdyś czuła palcami. - Jesteś naprawdę niesamowita. - pochwalił ją po czym uśmiechnął się czule. Kristina była zszokowana wyrazem, który ujrzała. Naru rozwarł szeroko ramiona i uściskał ją. Po chwili bariera między nimi i Samaelem zniknęła, lecz książę nie przejmował się tym. Gdy tylko demon zbliżył się do nich ten jednym machnięciem ręki wytworzył falę uderzeniową, która odepchnęła nieprzyjaciela.
- Już nie masz władzy w tym ciele. - zwrócił się tym razem do niego podchodząc powoli.
- I co teraz zrobisz? Wchłoniesz mnie, zyskując moją moc? Czy spętasz łańcuchami w zemście?
- Nic nie zrobię. Zostawię wolnego w mojej jaźni.
- Zwariowałeś? Jestem najpotężniejszym z demonów Samaelem, przez lata katowałem Twoją duszę i jest szansa, że kiedy znów nadarzy się okazja ponownie przejmę Twoje ciało i odbiorę najbliższych.
- Tak jak zrobiono to Tobie? - zapytał Naru.
- O czym ty mówisz?! - warknął na niego zezłoszczony demon.
- Widziałem to gdy byliśmy jednością w ciele tego człowieka. Chodziło o Tamaela, prawda? Twojego młodszego brata.
- Zamknij się!
- Wtedy nie chodziło o nic więcej jak o niego. Wpakował się w jakieś kłopoty, chciałeś go chronić i kogoś zabiłeś. Trafiłeś do podziemi, lecz ten niedługo potem poszedł za Tobą by Cię szukać. Nienawidziłeś ludzi z powodu tego co mu zrobili. Nienawidziłeś mnie, gdyż w swoim egoizmie zmuszałem Cię do walki z nim. Dla tego gdy otwarłem bramę piekieł wszedłeś tam i zamknąłeś ją od środka. Nie chciałeś, żebym znowu zmusił Cię do walki ze swym bratem. Przepraszam.
- Zamknij się wreszcie? I co teraz? Myślisz, że opowiesz smutną historyjkę, przeprosisz i wszystko zmienisz? Nic już się nie zmieni. Jesteś tylko marnym człowieczyną, nieróżniącym się niczym od tamtych! - ryknął demon.
- Proponuję Ci współpracę. Jeśli mi pomożesz zostaniesz zbawiony, nie trafisz więcej do piekieł. Mam wystarczającą moc by to uczynić.
- Wystarczy Twoich obietnic człowieczku. - parsknął Samael. - Nie interesuje mnie co chcesz mi obiecać. To ja mam jeden warunek. Uwolnij duszę mojego brata i dopilnuj by wreszcie mógł spocząć w spokoju. Jeśli rzeczywiście jesteś do tego zdolny pomogę Ci. Moja pomoc za duszę Tamaela.
- Zgoda, puszczę go wolno. Lecz jeśli będzie sprawiał problemy wtedy zajmą się nim paladyni. - zgodził się.
- Jesteś interesującym stworzeniem. - stwierdził demon. - Umowa stoi.
Kristina wraz ze swoim księciem otworzyli oczy. Ich przeciwnik powoli podnosił się zszokowany po utracie części mocy. Wtedy Kristina zrozumiała, że to wszystko nie trwało dłużej niż sekundę. Naru niespodziewanie zniknął, pojawił się przed przeciwnikiem, złapał go za gardło i skoczył przebijając się przez ściany groty na powierzchnię.
- Na mój znak wszyscy się wycofajcie! - usłyszała głos w swojej głowie. Ona jak i również tysiące ludzi walczących już na pustyni z przeciwnikami.
***
Na zewnątrz walka trwała. Tysiące ludzi dawało z siebie wszystko aby zniszczyć przeciwnika, krew lała się strumieniami a trupy ścieliły się tak gęsto, że miejscami nie było widać już piasku. Naru wystrzelił spod ziemi na powierzchnię ściskając swojego przeciwnika za gardło, lecz ten szybko się wyswobodził odpychając go solidnym kopniakiem.
- Może i straciłem tę część mocy, należącą do Ciebie, lecz nie zapominaj jednak, że i tak jestem od Ciebie silniejszy.
- Już nie. - odpowiedział ruszając do ataku. Był bardzo spokojny, jak nigdy wcześniej zadawał dokładnie zaplanowany cios i równie sprawnie unikał i blokował te wymierzone w niego. Nie używał swoich mieczy, jego plan nie przewidywał ich użycia. Walczący co chwilę znikali i pojawiali się gdzie indziej na polu bitwy. Gdy przeciwnik wyprowadził cios, książę zrobił unik, po czym zwinnym obrotowym ruchem przemieścił się za plecy wroga i gdy już tylko miał wyprowadzić kopnięcie ten uchylił się wymachnąwszy nogą. Naru odskoczył jednak podniósł ręce, wypowiedział inkantacje a piasek wystrzelił w górę zasłaniając widok oponentowi. Ten nie pozostał dłużny gdy tylko Naru ruszył z pięścią w stronę obłoku poczuł jak uderza w coś twardego. Gdy piasek opadł dostrzegł, że uderzył w kamienny słup, który wyłonił się z ziemi. Mężczyzna nie tracił jednak cierpliwości. Natychmiast odskoczył by przeanalizować całą sytuację. Tym razem walczący dali większy popis swoich umiejętności magicznych. Kiedy mężczyzna w fartuchu uformował z piasku coś na kształt wielkiego jaszczurczo podobnego stworzenia Naru uformował coś podobnego, lecz z czystego ognia. Stworzenia te latały mimo iż bez skrzydeł i atakowały się ostrymi zębiskami, ogonami zamiatając przeciwników pod sobą lub paląc ich swoimi wyziewami przy okazji. Walka przeniosła się do przestworzy. Tak samo jak stworzenia mężczyzn tak i ich właściciele postanowili zmienić płaszczyznę rozgrywanej walki. Kiedy mężczyzna w fartuchu wzniósł się na swych kościstych skrzydłach ku niebu tak Naru uwolnił swoją prawdziwą formę, która znacznie różniła się od tej, którą znali. Jego oczy przybrały błękitnego koloru jak i skrzydła, które rozpostarł były opierzone błękitnymi piórami. Jego włosy były jednak czarne.
- To koniec tej bitwy. - rzekł. - Wszyscy wycofać się jak najdalej to możliwe! Natychmiast! - Dał telepatyczny sygnał swoim ludziom po czym ruszył na przeciwnika aby dać im jeszcze trochę czasu na wycofanie się. Na Doktorka niespodziewanie spadł grad ciosów i kopniaków, który rzucał nim na wszystkie strony, szarpały nim wichry przywoływane przez przeciwnika i paliły wyziewy jego stworzenia, które też zdążyło już zamienić swego piaskowego przeciwnika w szklaną statuę. Naru nagle zniknął a jaszczurze stworzenie nagle zaczęło opętańczo bić ogonem w ziemię podnosząc do góry piach i rozgniatając przeciwników pod nim. Mężczyzna nie mógł dostrzec nic w kłębie podniesionego piachu jak i nie słyszał przez łomotanie ogona. Lecz nie długo trwało jego oczekiwanie. Niepostrzeżenie przed nim pojawił się jego przeciwnik z rozpostartymi dłońmi, nad którymi unosiły dwie małe, stabilne kule energii zebrane z każdego z żywiołu, którymi uderzył go z dwóch stron w głowę w efekcie łącząc je. Mężczyzna widział już raz tą umiejętność, i znał jej moc, lecz nie spodziewał się, że Naru będzie w stanie to opanować. Ta ignorancja przesądziła o jego przegranej. Nastąpiła ogromna eksplozja. Promień energii, który ich otoczył rozciągnął się na obszar wielu kilometrów tworząc ogromną kopułę, która niszczyła wszystko z czym się zetknęła. Paląc przy tym wszystkich przeciwników. Żołnierze Vanderbergu zdążyli oddalić się na wystarczającą odległość dobijając przeciwników. Kristina oglądała zjawisko z daleka, czekając na moment, w którym moc osłabnie i będzie mogła przedostać się do swego księcia, lecz nie spodziewała się tego, co miało dopiero nastąpić. Gdy kopuła zniknęła medyczka czym prędzej wbiegła w unoszącą się chmurę dymu, która pozostała. Widziała w oddali Naru unoszącego się w powietrzu i trzymającego za kołnierz martwego już przeciwnika. Całkowicie opanował już moc pierwotnego, którym się stał. Jego oczy zalśniły błękitnym blaskiem, długi czas inkantował niezrozumiałe zaklęcie a bramy piekła pod nimi stanęły otworem. Ziemia rozstąpiła się a nad szczeliną widniała krwawa poświata. Za chwilę jej uszu dobiegły słowa, które wypowiadał głosem ochrypłym, wręcz demonicznym, lecz w mowie jaką posługiwali się pierwsi. Dostrzegła jak wkrótce po tym całe stado demonów jak oszalałe na zabój biegło w stronę szczeliny aby wkrótce po tym skoczyć do niej. Naru wciąż jednak unosił się na swych skrzydłach trzymając zwłoki swojego przeciwnika, wpatrując się w jego zamknięte już oczy.
- Teraz trafisz gdzie Twoje miejsce, lecz najpierw zgodnie z obietnicą.. - rzekł po czym znowu odprawił jakieś gusła nad zwłokami. - Tamaelu, Twoja dusza jest wolna. Jeśli jednak dasz paladynom powody do zlikwidowania Ciebie ja nie stanę po Twojej stronie.
- A co z Samaelem? - zapytała mara, która powoli wyłoniła się z martwego ciała i przybrała całkiem ludzki kształt.
- Musi zostać ze mną, do czasu aż nie dokonam swojego żywota. - odpowiedział a człowieczy duch ulotnił się. Mężczyzna chwilę jeszcze wpatrywał się w zwłoki człowieka, na którego pościg poświęcił całe swoje dotychczasowe życie a wzrok jego pełen był pogardy. Wrzucił ciało do szczeliny po czym ponownie wypowiedział zaklęcie. Szczelina zasklepiła się. Kristina wpatrywała się w to wszystko z oddali wciąż zmierzając w jego kierunku, lecz w kłębie piachu i kurzu zniknął jej z pola widzenia. Kiedy niespodziewanie pojawił się naprzeciw niej.
- Chodź ze mną. - wyciągnął ku niej dłoń mówiąc czule.
- Gdzie? - zapytała zaskoczona.
- Zacząć na nowo. Już wszystko czeka na nas od wielu długich lat. - odpowiedział. Kristina podała mu swoją dłoń. Zdążyła dostrzec tylko jego czuły uśmiech. Królestwo zostało uratowane wraz ze swymi mieszkańcami, demony zamknięte w czeluściach piekieł a na pustyni Onelis przez lata stała szklana statua przedstawiająca wijące się jaszczurze stworzenie. Po tym wydarzeniu już nikt nigdy więcej ich nie ujrzał. Chociaż po królestwie krążą plotki, że król królestwa Vanderbergu wraz z żoną, skrytobójcą i elfim władcą wiedzą gdzie oni przebywają. Podobno nawet czasem spotykają się w tajemnicy i wspominają dawne dzieje.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.