Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Zamaskowany

Prawda

Autor:kimoki
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2011-07-31 08:00:19
Aktualizowany:2014-06-18 16:33:19


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Nastał kolejny dzień. Kristina zbiegając po schodach z samego rana wpadła na lokaja.

- Czy coś się stało? - zapytał jak zwykle uroczyście ubrany starszy pan.

- Szukam Naru, książę Lucjan poprosił mnie bym go zawołała. - wykrztusiła z siebie łapiąc przy tym głęboki wdech.

- Naru? - zdziwił się dostojnik.

- Przepraszam, przyzwyczajenie. Chodziło mi o Wergiliusza. - poprawiła się zakłopotana.

- Nie szkodzi, zaprowadzę Cię tam. - Ruszył powoli w górę. Dziewczyna poszła za nim. Jakąś chwilę później po przebyciu dwóch długich korytarzy i trzech zakrętów przy okazji dotarli wreszcie do celu. Kristina nie mogła wyjść z podziwu dla wielkości budynku, w którym się znajdowali.

- To tutaj, muszę wracać do swoich zajęć. - Pożegnał ją lekkim ukłonem i oddalił się. Dziewczyna odwzajemniła ukłon po czym zapukała do drzwi.

- Wejść. - Usłyszała znajomy głos. Otworzyła drzwi a jej oczom ukazał się duży pokój z wprost pedantycznym wystrojem. Każdy przedmiot leżący obok innych miał określoną odległość, określone położenie i kształt zależnie od miejsca, w którym się znajdował. Sam Naru stał zaś przy oknie spoglądając na całe miasto.

- Wow, nie widziałam jeszcze bardziej schludnego miejsca w pałacu, niż Twój pokój. - zaczęła zdziwiona dziewczyna.

- Bo nie wpuszczam tutaj służby, sam zajmuję się swoim pokojem. - odpowiedział spokojnie wciąż spoglądając przez okno. - Coś się stało?

- Ach, tak. Twój brat Cię wzywa, Zen i Rafael czekają już na miejscu. Mamy iść do jego komnaty.

- Więc ruszajmy. - rzekł po czym leniwie ruszył w stronę drzwi.


***


- Dobrze, że jesteście. - rzekł zza biurka książę gdy do sali dotarli Kristina wraz z Naru. - Mam dla was zadanie, chociaż głównie chodzi tu o Ciebie bracie.

- O co chodzi? - zapytał nieco zaskoczony.

- Pojedziecie do tej wioski. - Wyciągnąwszy mapę wskazał palcem na mały punkcik niedaleko stolicy. - Zebrać podatki.

- Nie masz na to miejsce kogoś innego? - burknął oburzony Naru.

- Dzięki temu możesz się trochę zrehabilitować i zyskać trochę zaufania wśród ludzi. - Nie ustępował Lucjan.

- Nie potrzebuję tego. Jeśli to tyle to ja wracam do siebie. Znajdź sobie kogoś innego. Tysiące ludzi chętnie to zrobi. - rzucił i ruszył do wyjścia.

- Przy okazji spotkasz kogoś. - rzekł krótko gdy jego brat trzymał już klamkę drzwi.

- Kogo? - Zaskoczony odwrócił się.

- Dowiesz się na miejscu, ale zapewniam Cię, że warto.

- Ech, niech Ci będzie, przygotuję się i wyruszam. - westchnął z niezadowoleniem i wyszedł.

- Ale do czego my jesteśmy mu potrzebni? - zapytał Zen.

- Ktoś musi go pilnować, żeby nie narozrabiał. A teraz idźcie się przygotować. - odpowiedział. Zrobili jak nakazał. Minęło zaledwie kilka chwil, gdy wszyscy spotkali się koło stajni. Każdy otrzymał konia, do podróży, lecz Naru wciąż chodził skołowany, wyglądając jak by czegoś szukał. Po chwili jednak zatrzymał się i z dumą wyprowadził potężnego czarnego konia, który u szyi miał przywiązaną karteczkę. „Twoja ulubiona „strzała” nie dożyła Twojego powrotu, lecz to jest jej syn. Uważaj jest równie nieokrzesany jak Ty.”. Kartka nie była podpisana, lecz Naru wiedział kto jest jej autorem. Wiedział również, że nie nadano zwierzęciu imienia więc zrobił to niezwłocznie.

- Zefir. - szepnął pod nosem chłopak.

- Mówiłeś coś? - zapytał Zen, który usłyszał szept towarzysza.

- Nazwę go Zefir - powtórzył i pokazał elfowi karteczkę.

- Jeśli jest równie nieokrzesany co Ty. To imię w ogóle mu nie pasuje. - zaśmiał się Zentharis.

- Życie też nie jest tak piękne jak je malują. Pasuje idealnie. - rzekł chłodno. - Zakładam, że wszyscy potraficie jeździć konno. - dodał zanim wsiadł na swego rumaka.

- Tutaj może być problem. - zaczęła nieśmiało Kristina.

- Rozumiem. - Spojrzał na konia. - Pojedziesz ze mną. - dodał po chwili zastanowienia i dosiadłszy swe konie wszyscy ruszyli do wioski wskazanej przez księcia.


***


Wioska nie różniła się zbytnio od innych wsi, które zwiedzili. Samo zaś zbieranie podatków szło gładko, lecz ludzie nie byli przekonani co do Naru. Patrzyli na niego nieufnie, lecz widniejący herb rodzinny zmuszał ich do posłuszeństwa.

- Dawno nie było tak spokojnie. - stwierdził Rafael rozciągając się przy tym.

- W każdym bądź razie taka praca jest o wiele lepsza niż codzienne narażanie swego życia w walce. - rzucił zadowolony Zen. Kristina przytaknęła mu. Naru milczał.

- To już ostatnia chatka. - powiadomił towarzyszy książę. Zbliżali się do małej, skromnej, lecz bardzo zadbanej chatki. Ze wszystkich stron obsadzonej różnoraką roślinnością. Widać było, że właściciel domu bardzo lubił przyrodę. Zapukali, drzwi otworzyła starsza kobieta. Miała długie jasnobrązowe włosy, błękitne oczy i łagodne rysy twarzy. Mimo wieku poruszała się z gracją, niczym szlachcianka. Naru zatrzymał się. Nie wykrztusił z siebie ani słowa, poczuł pochłaniający jego ciało gorąc, więź z kobietą, której nawet nie znał.

- Dzień dobry, przybyliśmy po podatek. - zaczął Rafael. Kobieta spojrzała na herb na ramieniu Naru po czym dokładnie przyjrzała się jego budowie i zamaskowanej twarzy. Jej uśmiech, którym przywitała przybyszy zamienił się w troskę. Podparła się jedną ręką o futrynę drzwi.

- Wergiliuszku, synu. Tyle już lat. - Wyciągnęła swą dłoń w stronę chłopca.

- Kim Pani jest? - Zapytał drżącym głosem, łapiąc ją za nadgarstek tuż pod samą twarzą.

- Twoją matką. Wejdźcie proszę. - odpowiedziała wciąż z niedowierzaniem spoglądając w twarz chłopca. Usłyszawszy to Wergiliusz upuścił sakiewkę, do której zbierał pieniądze z podatku. Bez słowa zrobił parę kroków w tył, odwrócił się i ruszył w powrotną stronę.

- Synu, czekaj! Gdzie idziesz!? - Krzyczała za nim kobieta, lecz ten wciąż w milczeniu szedł dalej.

- Przepraszamy, porozmawiamy z nim, lecz teraz musimy już iść. Proszę się nie martwić. - rzekł zszokowany całym wydarzeniem elf. Wszyscy tak samo zdziwieni ruszyli za nim w drogę powrotną wołając go, lecz ten nie odezwał się słowem. Chwilę później byli już przy swoich koniach. Chłopiec nie zastanawiając się wsiadł na swego wierzchowca nie czekając na nikogo i ruszył w drogę, reszta ruszyła za nim. Kristina jechała tym razem z Rafaelem. Po dłuższym czasie jazdy w milczeniu dotarli z powrotem do stolicy. Naru odprowadziwszy swego konia do stajni poszedł do swego pokoju. Dziewczyna ruszyła za nim. Rafael, poszedł oddać księciu pieniądze zebrane z podatków, które zebrał sprzed domu, pod którym Naru je upuścił. Zen ruszył w stronę lasu poza murami.


***


- Dawno się z nami nie kontaktowałeś. - Powitał go głos wśród zgliszczy, po chwili zza drzew wyszedł elf.

- Sporo się działo, ale w końcu mam okazję złożyć raport.

- Zacznij od dziewczyny. - zaproponował znajomy Zena.

- Kristina jest Aep Darf. - powiedział krótko Zentharis.

- To nie wróży dobrze, lecz nasze podejrzenia się sprawdziły. - zaniepokoił się pytający. - Więc teraz powiedz nam co z chłopcem, miałeś go sprawdzić i wyeliminować, nasz władca się niecierpliwi. Powiedz wszystko co wiesz na jego temat.

- Jego ciało zamieszkuje Samael, Naru walczy z nim i jest w stanie utrzymać świadomość. Chroni dziewczynę jak może i pilnuje się na każdym kroku by nikogo nie zranić. Nie ma potrzeby go zabijać, myślę, że będzie dobrze jeśli będę mieć go na oku. - tłumaczył przyjaciela Zen.

- O czym tym bredzisz?! Jesteś paladynem! A paladyni mają za zadanie tępić demony i inne tego rodzaju plugastwo. Ostrzegałem Cię byś nie zaprzyjaźniał się z nim, nie jest wcale lepszy od innych demonów. Prędzej czy później straci nad sobą kontrolę i szlak trafi całe królestwo. Samael to najgorsze co może nas spotkać. Twój ojciec spodziewał się takiej reakcji więc dał Ci termin. Masz dwa dni na zabicie go. Licząc od dzisiaj. Jesteś z nim blisko więc nie powinno Ci to sprawić kłopotu inaczej spodziewaj się konsekwencji. Niestety taka jest nasza praca. - zbeształ i pouczył Zentharisa.

- Ech, zgoda. Jeśli taka jest wola mojego ojca, niech tak się stanie. - westchnął i niechętnie zgodził się.

- Widzimy się więc za dwa dni tutaj. - pożegnał Zena, który ruszył w drogę powrotną do stolicy.

***

Tymczasem w stolicy:

- Grupa wędrownych śpiewaków zawitała do Harmonii, wiedziałeś o tym?

- Tak, podobno mają grać całą noc, będzie świetnie.

W całym królestwie huczało o zbliżającej się nocnej imprezie. Naru jak zwykle stał przy oknie swego pokoju, obserwował i nadsłuchiwał głosów ludu.

- Mam pomysł. - rzekł do Kristiny, która stała obok i zastanawiała się jak zacząć rozmowę z nim.

- Słucham? - zapytała zaskoczona.

- Pójdźmy w nocy posłuchać jak śpiewają. - zaproponował. Dziewczyna po krótkim zastanowieniu zrozumiała o co chodzi i zgodziła się. Dzień powoli dobiegał końca. Rafael już od dłuższego czasu spał u siebie, Zen zaś przygotowywał swój ekwipunek i obmyślał plan zgładzenia swego towarzysza.

Dzień zmierzał ku końcowi, koncert powoli się zaczynał. Naru wraz z Kristiną siedli sobie już pod drzewem niedaleko sceny, przez chwilę jeszcze wszystko działo się bardzo chaotycznie, lecz później uspokoiło się. Nastała cisza. Grupa przywitała wszystkich zebranych i zaczęli grać. Koncert prowadziły trzy kobiety. Dwie delikatnie muskały palcami struny w dziwnym okrągłym instrumencie. Trzecia wzięła głęboki wdech po czym zaczęła śpiewać. Jej delikatny głos rozchodził się po placu, na którym się znajdowali. Czasem podnosiła ton a czasem spuszczała, lecz nikt nie odezwał się ani słowem. Wszyscy byli zauroczeni, Kristina słuchała uważnie aby już po chwili spojrzeć na swego towarzysza, który zdawał się być myślami w innym świecie. Siedział spokojnie jak nigdy dotąd wpatrując się w górę, w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Zdziwiona na chwilę zapomniała o muzyce, jeszcze nigdy nie widziała Naru tak spokojnego, nie niepokojonego niczym, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że nie przybyła tu oglądać swego towarzysza, lecz posłuchać koncertu. Tak minęła cała noc.

- Jednak to prawda. - rzekła Kristina gdy koncert dobiegł końca.

- O co chodzi? - zapytał zaskoczony Naru podnosząc się powoli.

- Jednak muzyka łagodzi obyczaje. Odkąd Cię znam nigdy nie byłeś tak spokojny. - Uśmiechnęła się do niego.

- Bo tylko dzięki muzyce przez jakiś czas można czuć się spokojnie.

- Czy ta kobieta z tamtej wioski to naprawdę była Twoją matka? - zapytała korzystając z okazji.

- Nie wiem. - odpowiedział niewzruszenie. - Nie obchodzi mnie to. - zakończył powoli ruszając z powrotem w stronę zamku.

- Skoro nie wiesz, czemu nie pozwolisz jej wszystkiego wytłumaczyć? Jak może Cię to nie obchodzić?

- A gdzie była w momencie gdy naprawdę jej potrzebowałem? - zapytał. - Teraz ja nie potrzebuję jej. To tyle. Nie wracajmy już do tego tematu. Chodźmy.

- Jak to już jej nie potrzebujesz? - Nie dawała za wygraną.

- Po prostu nauczyłem się radzić sobie sam.

Dziewczyna nie mówiła już nic. Gdy dotarli do zamku rozeszli się do swoich pokojów. Naru znalazł pod drzwiami małą karteczkę z napisem: „Musimy spotkać się przed murami stolicy w południe.” Poniżej widniał podpis „Zentharis”. Chłopiec nie myśląc długo położył się spać. Do południa miał jeszcze sporo czasu.


***

Słoneczne południe, wiatr delikatnie wiał, Zen siedział już ukryty za liśćmi na drzewie obserwując wszystko z góry. Za chwilę na drodze pojawił się Naru zrobił parę kroków po czym zatrzymał się czekając. Elf nie myśląc długo wyciągnąwszy swój łuk i przygotowawszy go to wystrzału wycelował grotem strzały w swego kompana. Czas mijał chłopiec siedząc na drzewie walcząc ze sobą nawoływał we wspomnieniach wszystkie zdarzenia, jakie do tej pory przyszło mu przeżyć wraz z towarzyszami. Ręce powoli zaczęły mu drzeć. Naru zniecierpliwiony zaczął rozciągać się i kląć pod nosem. Nagle coś świsnęło. Strzała wystrzeliła zza drzew. Naru odskoczył szybko w bok. Strzała przebiła mężczyznę średniego wzrostu, który trzymał już drewnianą pałkę w górze z zamiarem uderzenia. Chłopak niezbyt zaskoczony zrobił parę kroków w stronę zwłok i sprawdził wystrzeloną w niego strzałę. Bez problemu rozpoznał elfi wyrób.

- Jednak na coś mi się przydałeś. - rzekł Zen pojawiając się nagle obok niego. Mimo iż starał się wyglądać na wyluzowanego Naru rozpoznał, że się denerwuje.

- Co to miało być? - zapytał chłopiec.

- Krążyły pogłoski, że ktoś poluje na samotnie podróżujących ludzi w tych okolicach. Zabijając ich i okradając. Potrzebowałem przynęty a Ty świetnie się do tego nadawałeś. - uśmiechnął się.

- Powiedzmy, że Ci wierzę, chociaż metoda dość nietypowa jak na zwykłego złodzieja. Użyłeś specjalnej strzały - rzekł po czym odwrócił się. - Wracam.

- Miał powiązania z demonami. Ja jeszcze muszę coś załatwić. Wrócę potem. - zakończył rozmowę. - Uważaj na siebie. - dodał Zen i ruszył w las. Naru nie zatrzymał się, lecz zaskoczyło go to.


***

Mijały godziny Zen siedział w lesie i czekał. Po chwili dołączył do niego znajomy elf, któremu składał raporty.

- Co z chłopakiem? Wykonałeś swoją powinność? - zapytał od razu. Zen wstał. Rozmyślał chwilę.

- Ma się dobrze. Nie mogłem tego zrobić. - Zdjął swój oręż i rzucił pod nogi elfa.

- Więc czekają Cię konsekwencje w lesie. Przykro mi, ale musisz iść ze mną. - rzekł zawiedziony.

- Rób co musisz. - powiedział krótko Zen po czym wystawił ręce do związania. Chwilę później ruszyli głębiej w las.


***

Kristina przechadzała się po mieście tym razem bez towarzystwa, oglądając liczne stragany i dobra materialne wystawione w nich na sprzedaż. Rozglądając się jej uwagę przyciągnęły szpiczaste uszy, które dojrzała odchodząc od straganu, myśląc iż to Zen poszła w tym kierunku. Szła tak chwilę za postacią łudząco podobną do jej towarzysza, aż w końcu znaleźli się w dość szerokiej uliczce. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że osoba, za którą zmierzała nie była jej kompanem.

- Przepraszam, pomyliłam Cię z kimś. - zaczęła dziewczyna gdy cel jej wędrówki odwrócił się spoglądając na nią podejrzliwie. - Jesteś elfem, prawda? Szukałam mojego przyjaciela, Zena. - dodała szybko.

- Zena? - zamilkł na chwilę. Wyglądał jak by nad czymś rozmyślał. - Masz na myśli Zentharisa de Arr? Paladyna?

- Tak, znasz go? - zapytała niepewnie.

- Też jestem paladynem, wyższy stopniem. Coś jak jego przełożony. - wyjaśnił.

- Jak się nazywasz? Wiesz może gdzie jest Zen? - dopytywała.

- Nie mogę Ci zdradzić swego imienia, a Zentharisa już nie zobaczycie. Zapomnijcie o nim.

- Jak to? Co się stało?

- Zdradzisz mi swe imię? - zapytał nagle.

- Jestem Kristina. - odpowiedziała. - Co się dzieje z Zenem? - Nie dawała za wygraną.

- Jesteś towarzyszką nosiciela Samaela? Aep Darf... Niesamowite. - zamyślił się na chwilę. - W takim razie powiem Ci coś. Zentharis został zabrany do pobliskiego lasu na swoją egzekucję. Nie dopełnił obowiązku jaki ślubował się pełnić. Nie jest już godzien by być paladynem. Nie możecie go zobaczyć. A teraz muszę już iść, żegnam. - powiedział po czym z podejrzanym uśmiechem odwrócił się i odszedł. Kristinę zaniepokoiło jego zachowanie, lecz niezwłocznie pobiegła do domu, zawiadomić resztę przyjaciół.

Tymczasem przyniesione przez dziewczynę wieści poruszyły jej kompanów.

- Tak po prostu Ci powiedział? - Dziwił się Rafael.

- Tak, mnie też to zdziwiło, lecz musimy coś zrobić. - rzekła Kristina.

- Może być ciekawie. - stwierdził Naru.

- Taa, ciekawa to będzie Twoja śmierć, jeśli tam pójdziesz. - rzucił nożownik.

- Chciałbym to zobaczyć. - Nakręcał się coraz bardziej Chłopak.

- Bracie jesteś głupi? Nie słuchasz co do Ciebie mówimy? To może być jakaś pułapka, tylko po to, żeby Cię zwabić i unicestwić. - zbeształ swego brata Lucjan.

- To może Kristina coś zdziała sama? Mnie i księcia nie będą chcieli słuchać. Naru zabiją gdy tylko nadarzy się ku temu okazja, a Kristinie nie zrobią nic. Jest strażniczką, będą chcieli ją chronić. - rzucił Rafael.

- Tylko spróbujcie ją tak narazić a pożałujecie, że się urodziliście. - pogroził swym kompanom Naru.

- Bracie spokojnie, miał dobry pomysł. - uspokajał swego brata książę. Jego brat rzucił mu gniewne spojrzenie.

- Ja tam pójdę, nieważne co powiedzie. Możecie iść ze mną, lub nie. - postanowił chłopak.

- Ja też pójdę. Nieważne co powiecie. - zdecydowała Kristina.

- Niech wam będzie, ja niestety muszę zostać tutaj i pilnować spokoju w królestwie. - rzekł niechętnie Lucjan. - Wergiliuszu, zaglądasz lwu w paszczę. Uważaj na siebie. - ostrzegł swego brata.

- Przygotujemy się i wyruszymy jutro. - oświadczył Rafael. Wszyscy się zgodzili i rozeszli się do swych komnat. Naru wraz z Rafaelem jeszcze tego samego dnia spotkali się pod drzwiami pokoju Zena. Nie myśleli długo nad sytuacją, obaj wiedzieli czemu się spotkali, mimo wszystko ich tok myślenia jako wojowników był podobny.

- Zostaw to mnie, znajdę coś i jutro dam wam znać. - Zaczął Wergiliusz.

- Dobrze wiesz, że do przeszukiwania jego rzeczy bardziej nadaję się niż Ty. Choćby ze wzgląd na to, że jest paladynem. - odpowiedział Rafael.

- We dwoje pójdzie nam szybciej. - zaproponował Naru.

- Nie ma mowy. Może okazać się, że znajdziesz coś co Cię zrani. Lepiej nie ryzykować. - ostrzegał wciąż nożownik. Naru wcale nie chciał słuchać. Przyzwyczajony był do pakowania się w tarapaty i nie obchodziło go to co mówił do niego Rafael.

- Wolę wiedzieć co może mnie czekać w lesie paladynów. - nie dawał za wygraną. Rafael zaczął się irytować równie z Naru. Obaj nie chcieli dać za wygraną. Obu interesowały rzeczy, które mogliby znaleźć w pokoju Zena. Sekrety paladynów.

- Zależy mi na na nim równie jak tobie. - rzekł Rafael.

- Nie zależy mi na nim. - Rozmyślał chwilę. - Jest mi po prostu potrzebny. Zapanowała cisza, obaj przez chwilę nie mieli nic do powiedzenia. Rafael zaczął się zastanawiać dlaczego Naru tak bardzo chce iść do miejsca, gdzie czeka go pewna śmierć.

- Skoro nie zależy Ci na nim, czemu po prostu nie zostawisz nam tego? Czemu tak bardzo ciągnie Cię do miejsca, w którym czekają na Ciebie Twoi naturalni wrogowie?

- Muszę chronić Kristinę.

- Nie kłam. Dobrze wiesz, że Kristina nie jest tutaj problemem. - Chłopak wciąż próbował odgadnąć myśli Naru, lecz ten był dla niego wciąż w pewnym sensie niedostępny.

- Wracam do swojej komnaty. - wypalił nagle Naru.

- A rzeczy Zena? - zapytał zaskoczony nożownik.

- Czyż to nie Ty przed chwilą wystrzegałeś mnie przed nimi? - Ponownie zapanowała cisza. Rafael zmęczony już próbami zrozumienia towarzysza chwycił za klamkę drzwi.

- Nie musicie się o mnie martwić. Wiem co robię. - rzucił Chłopak po czym ruszył do swego pokoju.

- Właśnie to nas martwi. - szepnął do siebie Rafael i wszedł do pokoju Zena.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.