Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Zamaskowany

Głód

Autor:kimoki
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2011-08-04 08:00:38
Aktualizowany:2014-06-18 16:33:38


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Nastał świt, grupa młodych ludzi przygotowana do podróży stała pod zamkiem zaopatrzeni przez samego księcia.

- Czas ruszać. - rzekł Naru ziewając przy tym.

- Niestety nic nie udało mi się znaleźć w pokoju Zena. - powiadomił towarzyszy Rafael. Nikt wiele się nie spodziewał. Po ostatecznym sprawdzeniu ekwipunku ruszyli w stronę pobliskiego lasu po swego przyjaciela. Podróż była o tyle trudna, że nikt nie wiedział dokąd dokładnie mają się udać.

- Naru uważaj teraz na siebie. Wiesz, że oni polują właśnie na Ciebie. - martwił się o towarzysza Rafael w trakcie wędrówki.

- Spokojnie, wziąłem ze sobą to żelastwo. - Wskazał na przypięte do pasa dwa miecze po czym zagłębili się coraz bardziej w las. Błądzili dosyć długo, nigdzie nie było widać, żadnych oznak życia elfów. Stawali się coraz bardziej zmęczeni długą i bezowocną wędrówką.

- Naru, wyglądasz blado. Na pewno wszystko w porządku? - zapytała nagle Kristina.

- Może to elfy są w pobliżu i czuje ich obecność. W końcu drzemie w nim demon. - wypalił Rafael.

- Nie, nic mi nie jest. - rzekł krótko po czym podparł się o drzewo. Dziewczyna podeszła do niego.

- Naprawdę źle wyglądasz. - martwiła się wciąż. Gdy tylko wyciągnęła swą dłoń w stronę twarzy chłopca skaleczyła się o gałąź wiszącą obok. Naru niezwłocznie opatrzył ranę opatrunkami, które ze sobą wzięli.

- Przecież mogę sama się wyleczyć. - zdziwiła się dziewczyna.

- Oszczędzaj energię. Wkrótce może być Ci potrzebna. - ostrzegł ją chłopak.

- Kto by pomyślał. Ze wsi, po tylu przeżyciach a taka delikatna. - zaśmiał się Rafael. Naru stał chwilę w miejscu, spoglądając na swą dłoń, na której dostrzegł ślady krwi towarzyszki. Z niezrozumiałych dla niego powodów nie mógł oderwać od niej wzroku.

- Hej! Wszystko w porządku? Naru? - zaniepokoił się Rafael, dostrzegając jak jego przyjaciel złapał się za żołądek z wyrazem bólu wypisanym na twarzy.

- Nie idźcie za mną! - krzyknął po czym pobiegł głębiej w las. Już po chwili wszelki ślad po nim zaginął. Nawet jeśli chcieli go śledzić, nie wiedzieli gdzie tak popędził. Chłopiec wciąż biegł coraz głębiej i głębiej w końcu zatrzymał się przy jednym z wielu drzew i podpierając się o nie osunął na jedno kolano. Za chwilę złapał się dłonią za twarz, drugą wciąż trzymając na żołądku. Jego maska powoli zaczęła pękać. A oczy wraz z włosami zalewać się czernią. Nie trwało to długo, Naru tocząc walkę sam ze sobą przywrócił się do normalnego stanu.

- By to cholera, znowu. - wydyszał ciężko ze zmęczenia. Tymczasem Kristina wraz z Rafaelem niepokoili się coraz bardziej poszukując swego towarzysza. Zaczęli znowu błądzić próbując znaleźć drogę, którą podążał. Po dłuższym czasie usłyszeli świst a strzała wbiła się w ziemię tuż pod ich nogami. Kristina pisnęła i wzdrygnęła się. Rafael wciąż zachowywał zimną krew.

- Wychodź elfie, skoro nie chcesz nas zabić to pokaż się nam! - krzyknął nożownik, lecz nikt nie odpowiedział. Stali tak dłuższy czas spoglądając na wystrzeloną w nich strzałę oczekując kolejnego ataku, który jednak nie nastąpił.

- Masz tupet człowieku, mówiąc tak do mnie. Biorąc pod uwagę fakt, iż znajdujecie się w dość niekorzystnej dla was sytuacji, na terenie elfów. - Rozległ się głos.

- Pamiętam ten głos. - szepnęła Krstina. - To Ciebie spotkałam w stolicy. Proszę ujawnij się, potrzebujemy Twojej pomocy! - krzyknęła pewna siebie, bez strachu. Ponownie zapanowała cisza, dwójka przyjaciół stała wciąż w miejscu oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony elfa, który wkrótce jednak pojawił się tuż za nimi.

- Czego chcecie? - Zaczął, lecz wyglądał jak by szukał czegoś wzrokiem. Zdawał się nieco zawiedziony.

- Zena. - Wtrącił Rafael. Elf zmierzył go gniewnym spojrzeniem.

- Czemu tak zacięcie go poszukujecie? Znam go i jestem pewien, że nie wiecie o nim tyle co wam się zdaje, że wiecie. - zapytał paladyn.

- Bo jest naszym towarzyszem. - odpowiedział mu Rafael.

- Zawróćcie. - rzekł i odwrócił się gotowy by wracać.

- Proszę, pomóż nam. Chcemy z nim porozmawiać chociaż ten ostatni raz. - prosiła Kristina. Elfi chłopak zdawał się przez chwilę być zainteresowany dziewczyną, lecz tylko przez chwilę.

- Nie. - odpowiedział krótko.

- Nie zawracajmy sobie nim głowy. Prędzej czy później znajdziemy go. - powiedział Rafael. Paladyn nagle zdawał się czegoś wyczekiwać. Stał skupiony przez chwilę, wyglądając jak by nad czymś rozmyślał. Na jego twarzy, pojawił się podejrzany uśmiech.

- Dobra, chodźcie. - wypalił.

- Coś szybko zmieniłeś zdanie. - Zaniepokoił się Rafael.

- Chcecie go zobaczyć czy nie? - zniecierpliwił się elf. - zresztą wasz wybór. - Odwrócił się i ruszył w głąb lasu. Kristina wraz z Rafaelem podążyli za nim. Idąc wciąż nożownik przyglądał się uważnie paladynowi, który zdawał się być bardzo czujny, co było dziwne. W końcu był na swoim terenie. Kristina zaś rozglądała się dookoła podziwiając las i szukając wzrokiem gdzieś w pobliżu Naru. W końcu dotarli do miejsca, w którym drzewa były większe niż te zwyczajne. O wiele większe.. A ogromne liście skrywały nieboskłon. Dziewczyna jak zwykle była pod wrażeniem, lecz jednocześnie czuła się coraz bardziej zdenerwowana.

- Jesteśmy prawie na miejscu. - powiadomił ich elf. - A Ty możesz w końcu wyjść z ukrycia. Czuję Twoją demoniczną aurę. - Obrócił się za siebie i czekał. Jego towarzysze zdziwieni zrobili to samo. Zza gąszczy powoli wyłaniał się oczekiwany przez wszystkich Naru. Wyglądał trochę blado, na jego masce widniało drobne pęknięcie. Niemalże niewidoczne. Rafael wraz z Kristiną nie wiedzieli czy jego stan, to reakcja na paladyna i ich terytorium czy może jakaś nieznana choroba go dopadła.

- Nie wyglądasz najlepiej nosicielu Samaela. - zaczął elf.

- Mam wystarczająco dużo sił by Cię wykończyć. - odburknął mu chłopiec wciąż trzymając się dłonią za żołądek. Paladyn przyglądał mu się uważnie. Patrzyli sobie chwilę wrogo w oczy, oboje gotowi by walczyć, lecz nikt nie wykonał ruchu.

- Masz dwa wyjścia. - zaczął powoli Paladyn. - Możesz iść z nami do Zentharisa i tam zobaczymy co z Tobą zrobimy, lub zostać tutaj i czekać aż przyjdą moi pobratymcy, którzy uporają się z Tobą w mgnieniu oka. - Uśmiechnął się. Naru nie miał dużego wyboru.

- Nie przejmuj się mną. Dam sobie radę. - rzucił jak by wyzwanie elfowi. - Lecz możesz mi się na coś przydać. Ruszę z wami. Pamiętaj, że mam Cię na oku. - dodał pewny siebie Naru.

- Pamiętaj, że to Ty znajdujesz się w niekorzystnej sytuacji - plugawy demonie. - rzekł elf. Jego uśmiech zamienił się w grymas złości. Ruszyli ponownie. Elf na czele, Naru przyglądał mu się bardzo uważnie. Ręce tym razem trzymał na rękojeściach mieczy, które upięte miał przy pasie. Czym bliżej celu znajdowali się, tym bardziej chłopiec zdawał się słabszy, lecz ze wszystkich sił próbował nie pokazać słabości. Nie było już odwrotu, zaszli za daleko aby teraz się wycofać. Mimo wszystko wciąż, prócz obecności elfa przewodnika, nie można było wyczuć niczyjej obecności.

- Od tego miejsca oficjalnie zaczyna się las elfów. - zaczął paladyn. Miejsce, w którym stali nie różniło się zbytnio od reszty lasu, prócz tego, że od jakiegoś czasu, ogromne drzewa swymi liśćmi zakrywały niebo. Mimo to było dość jasno. - Od tej pory uważnie pilnuj swoich kroków demonie. Jesteś teraz jak w klatce, jeden niewłaściwy ruch i leżysz. - ostrzegł Naru dumny paladyn.

- Co nie zmienia faktu, że jeśli coś mi się w tobie nie spodoba, mogę w mgnieniu oka skrócić Cię o uszy. - odburknął znowu chłopiec.

- Jesteś dosyć wyszczekany co? Ciekawe czy jesteś taki odważny czy tylko takiego zgrywasz w tej niezręcznej sytuacji. - Paladyn coraz bardziej denerwował się.

- Chcesz się przekonać? - prowokował Naru. Za chwilę obaj wyciągnęli swe ostrza, lecz Kristina wkroczyła między nich.

- Przestańcie wreszcie. Zachowujecie się jak małe dzieci. - krzyknęła ku zdziwieniu wszystkich. Chłopcy schowali swe miecze.

- Masz szczęście. Elfy nie mogą skierować swych broni przeciwko Aep Darf. Jest czczona u nas niczym bogini. I widać jest jedyną osobą, potrafiącą zapanować nad Twoim wybuchowym charakterkiem.

- Jaka szkoda, że w swej świętości jako paladyni nie nauczono was trzymać języka za zębami. - rzucił Naru.

- Ostatnie słowo musi należeć do Ciebie, nie? - zapytał zirytowany paladyn.

- Zazwyczaj nie, lecz Ty wyjątkowo działasz mi na nerwy. - zakończył. Szli jeszcze jakiś czas. Las zaczynał powoli tętnić życiem. Na wielkich drzewach widać już można było rzeszę elfów, którzy patrzyli na nich z góry. Owe drzewa splecione gałęziami w niektórych miejscach przypominały mosty. Grupka młodych ludzi zastanawiała się czy to naturalnie się tak zrosło, czy z pomocą mieszkańców lasu, którzy wyjątkowo groźnie spoglądali na Naru. Ten przyzwyczajony do pogardliwych spojrzeń, podniósł dumnie głowę. Widać było, że naprawdę musiał nie lubić paladynów. Czym dłużej szli tym gorzej chłopiec się czuł. Ta aura świątobliwości działała na niego osłabiając go, lecz on wcale nie dawał tego po sobie poznać. Wiedział, że w miejscu, w którym się znajduje, jedna oznaka słabości może kosztować go życie. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Wejście Naru do tego lasu było jak zderzenie się dwóch światów. Piekła i nieba.

- Dokąd nas zabierasz? - zapytał Rafael rozglądając się uważnie przy tym.

- Do ojca. Do wielkiego ojca elfów, naszego króla. - odpowiedział spokojnie przewodnik.

- Mieliśmy zobaczyć się z Zenem. - rzuciła Kristina przyglądając się uważnie elfom i Naru.

- Spokojnie, on też tam będzie. - powiedział i wciąż idąc prawie niepostrzeżenie dawał innym znaki dłońmi. Zbliżali się do wielkiego drzewa z ogromną dziurze w pniu. Gdy weszli do środka, wolna przestrzeń była dla nich zdumiewająca. Było ciemno, na samym środku pomieszczenia, na wprost wejścia stał tron, na którym siedział dumnie brodaty stary Elf. Ów brodacz przyglądał im się uważnie, lecz nie robił kompletnie nic. elf, który ich przyprowadził uklęknął uroczyście i dał znak, Naru, Rafaelowi i Kristinie by zrobili to samo. Nożownik z dziewczyną zrobili jak wskazał, lecz Naru stał niewzruszony. Patrzył wciąż z pogardą na króla i przewodnika, którzy nie pozostając dłużni też rzucili mu pogardliwe spojrzenia.

- Gdzie jest Zentharis? - Nie czekając długo zapytał Naru.

- Jak śmiesz, tak bezpośrednio zwracać się do naszego króla!?

- Zapytam jeszcze raz. Gdzie jest Zentharis? - Powtórzył chłopiec. Tym razem chłodniejszym tonem.

- Ty jesteś taki odważny czy taki głupi? - zaczął powoli starzec. - Ty nosiciel Samaela, wchodzisz sobie bezkarnie do naszego domu. Pokazując sobą, że szukasz problemów. A teraz zwracasz się do najstarszej żyjącej istoty. Władcy paladynów, bez krzty szacunku. - Podrapał się w brodę. - Nie macie czego tu szukać. Zentharis de Arr zakończył swoją misję jako Paladyn a teraz czeka go kara, za niewypełnienie obowiązku jakim było zgładzenie Ciebie.

- Co się z nim teraz stanie? - Zaniepokoiła się Kristina.

- Zostanie zgładzony. - odpowiedział spokojnie starzec.

- Co z Ciebie za ojciec? To Twój syn. Zabijesz go? Nie zasługujesz zatem, na miano ojca. Wcale nie jesteś lepszy od plugawych ludzi. - rzucił Naru.

- Dość już tego! - wyrwał się Elf, który ich przyprowadził i wyjął z pochwy swe ostrze. Wymierzając nim w Naru.

- Przestań!- uspokoił król swego poplecznika. - Chłopcze, czy Ty nie boisz się śmierci? Mówiąc „Plugawi ludzie.” Nie masz też na myśli siebie? - zapytał spokojnie król.

- Ja już raz umarłem. Przestałem należeć do rzeszy ludzi lata temu. - odpowiedział spokojnie.

- Co to znaczy, że raz umarłeś?

- Ludzie zabili we mnie człowieka. A teraz wy tylko czekacie, żeby zabić resztę, która mi pozostała. Nic nowego.

- Przestań się wykłócać kretynie! Co ty tu w ogóle robisz? - Zabrzmiał znajomy głos. Natychmiast rozpoznali Zena, który wprowadzony został do pomieszczenia, z zawiązanymi złotym łańcuchem z tyłu rękoma w asyście dwóch paladynów. Rafael i Kristina ucieszyli się na jego widok.

- Tak się zwracasz do osoby, która przyszła wyciągnąć Cię z gówna, w którym ugrzęzłeś?

- Co? Dlaczego tu przyszedłeś? - zapytał Zen.

- Bo jesteś mi do czegoś potrzebny. Nic więcej.

- Naprawdę jesteś zabawny demonie. Naprawdę myślisz, że wyjdziesz stąd żywy? - zadrwił z niego Elf przewodnik.

- Tak, lecz z wami może być odwrotnie jeśli wejdziecie mi w drogę. - prowokował wciąż zamaskowany chłopak. - Starcze, więc mówisz, że nie ma możliwości, żebyście go wypuścili?

- Nie, lecz nie ma też możliwości, żebym wypuścił Ciebie. - odpowiedział. Naru odepchnął nagle Kristinę i Rafaela jak najdalej od siebie i wyciągnął swoje ostrza. Król siedział i przyglądał się przedstawieniu.

- Naru co Ty robisz?! - krzyknął Rafael, podnosząc się i próbując podbiec do niego z powrotem, lecz przeszkodziła mu jakaś niewidzialna siła, która izolowała jego wraz z Kristiną od pola bitwy. Paladyni, którzy eskortowali Zena popchnęli go na Naru i znikli. Chłopiec nie przejmował się, odsunął się pozwalając Zenowi upaść i natychmiast zablokował cios mieczem wymierzony w plecy. Drugim mieczem. Cios wymierzony w klatkę piersiową. Nagle poczuł ból. Czuł moc wydobywającą się od mieczy przeciwników. Święte światło, którymi były naświetlone. Zwinnie wywinął się robiąc piruet po czym kopnął jednego z przeciwników i odskoczył w bok, unikając kolejnego cięcia.

- Pozwól mi wyjść na zewnątrz. Daj mi walczyć. Beze mnie zginiesz. - Usłyszał głos w swojej głowie, lecz zignorował go. Podniósł się, oglądając uważnie dookoła. Tym razem nadbiegło trzech, chłopak umiejętnie blokował i unikał każdego ciosu, lecz czuł się coraz słabiej. Unikając kolejnych ciosów, zablokował jeden z nich, aby prawie natychmiast odepchnąć kopniakiem przeciwnika i doskakując do kolejnego ciąć go przez klatkę piersiową i zabić. Polała się pierwsza krew, krew elfa. Lecz nie zdążył uniknąć ataku trzeciego przeciwnika i sam został cięty przez plecy. Poczuł przeszywający ból. Wyprostował się i uśmiechnął jeszcze szerzej. Złapał przeciwnika za rękę i rzucił nim o pobliską ścianę.

- Dosyć tego. Czas nadać trochę światła temu pomieszczeniu. - rzekł król, po czym skierował swe dłonie ku górze. Naru poczuł jak coś spadło mu na ramię. Spojrzał w górę. Liście stanowiące koronę drzewa, w którym się znajdowali zostały usunięte. Promienie świętego światła przedostały się nagle do pomieszczenia oświetlając je całe, lecz i również Naru. Chłopiec nagle upuścił swe miecze, ukląkł i złapał się za twarz. Rycząc z bólu jak demon. W tym momencie paladyni nie próżnowali. Kolejnych trzech użyło na nim zaklęcia wiążącego bestie i trzymali go. Można było wyczuć odór palonej skóry. Z jego oczu wydobywał się dym.

- Widzisz? Wiemy jak radzić sobie z takimi jak Ty. - rzekł wciąż spokojny starzec.

- Co Ty robisz głupcze? Nie walcz ze mną. Pozwól mi zedrzeć z Ciebie tę maskę. Przez Ciebie zginiemy. - ponownie usłyszał głos w swej głowie.

- Zamknij się! - krzyknął w myślach. Złapał z trudem oddech. Próbując przywyknąć do nowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Do utraty wzroku. Na jego twarzy widniał grymas ogromnego bólu. Jego ciało płonęło. Spalało je święte światło. Czuł jak powoli opada z sił, lecz nie mógł sobie pozwolić na utratę przytomności. Rafael wraz z Kristiną wciąż nie mogli się przebić przez niewidzialną barierę, która nie wiadomo skąd się wzięła. Mogli jednak dostrzec jak zupełnie bez powodu na ciele ich towarzysza otwierają się powoli nowe rany. Z minuty na minutę Naru zdawał się być w coraz gorszej sytuacji. Pieczenie w oczach i na całym ciele było nie do zniesienia, lecz mimo tego iż jego siły były na granicy wyczerpania nie poddawał się. To była jedna z nauk, którą wyniósł z obozu. Nagle usłyszał jak coś świsnęło mu koło ucha. Podejrzewał, że to strzała. Jednego jednak był pewien. Jeden z łańcuchów, którymi był obwiązany zniknął. Ktoś musiał pozbyć się jednego z jego przeciwników. Nie marnując okazji chłopiec zaczął próby zerwania więzów. Po chwili usłyszał podobny świst i zniknięcie kolejnego z łańcuchów. Ostatni z nich zerwał sam. Złapał za resztkę łańcucha, którym jeszcze chwilę temu był obwiązany i przyciągnął przeciwnika do siebie aby zaraz po tym uderzyć go z całej siły. Przeciwnik jednak nie poleciał daleko, otrzymawszy cios zaledwie przewrócił się, lecz oberwał wystarczająco mocno by stracić przytomność. Chłopiec osunął się na kolana. Siła, która izolowała Kristionę i Rafaela od Naru znikła.

- Wytrzymaj jeszcze trochę Naru! - Usłyszał głos Zena.

- Czy to Ty wypuściłeś tamte dwie strzały?

- Tak, jakoś się uwolniłem i wróciłem do gry.

- Dosyć tego! - Zdenerwował się król. - To miejsce nie będzie dłużej polem bitwy. Chłopcze - zaczął. - czeka Cię ostatnia walka z moim najlepszym wojownikiem. Paladynem, który was przyprowadził. Nikt nie ma prawa się wtrącać w tę walkę. Jeśli wygrasz, wszyscy odejdziecie stąd wolni a Zentharis otrzyma kolejną szansę. Spełnię też jedno wasze życzenie, lecz jeśli przegrasz kosztować Cię to będzie życie. Zaczynacie od teraz. - zakończył pewny swego.

- Ojcze, on jest już jedną nogą w grobie jak ma walczyć w takim stanie? Czyż nie okazał swej waleczności? - kłócił się Zen.

- Milczeć! Jest demonem. Niech się cieszy, że chociaż tyle dla niego robię. - Trzasnął pięścią o oparcie swego tronu.

- Zgoda. - rzekł, krótko Naru. Wszystkie ciała zostały sprzątnięte z ziemi. A na polu bitwy byli już tylko oni. Naru wraz z przewodnikiem.

- Jako, że teraz nie widzisz znaj mą łaskę. Pod twoimi nogami są twe miecze, lecz pamiętaj, iż teraz nie należą tak do końca do Ciebie. - powiadomił swego przeciwnika elf. Naru nie rozumiał o co chodzi, lecz nie miał czasu na zastanawianie się. Wymacał na ziemi miecze po czym złapał za rękojeści. Nie minęła chwila jak poczuł okropne pieczenie w dłoniach. Jęknął z bólu. - Jak widzisz te ostrza są teraz nasze. Leżały tyle czasu naświetlane przez nasze święte światło, że teraz mogą służyć jako broń przeciwko demonom, takim jak Ty. - zamilkł na chwilę. - I co nic nie powiesz? Jak mówiłem Ci już zanim tu dotarliśmy znajdujesz się w bardzo niekorzystnej dla siebie sytuacji. Tylko, że teraz jest gorzej. Jesteś ślepy i wciąż poddany działaniu naszego światła. Broń, którą trzymasz jest naświetlona przez co pali twe dłonie. Ledwo się trzymasz a musisz walczyć o życie...

- Zamknij się wreszcie! Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. - zagroził po czym ruszył w stronę przeciwnika. Mimo iż nie widział, zdał się na inne zmysły. Prawie przywyknął do swej ślepoty na polu walki. Dzięki czemu jego szanse wzrosły. Wymierzył pierwszy cios w głowę przeciwnika, lecz ten uchylił się. Robiąc piruet znalazł się szybko za swym przeciwnikiem i wymierzył cios drugim ostrzem w plecy. Niestety znów elf zdołał uniknąć ataku odskakując. Naru zachwiał się w tym momencie przeciwnik wykonał swój ruch. Ruszył z kopniakiem w klatkę piersiową chłopca, lecz ten zwinnie uchylając się zablokował ręką atak. Ostrzem w drugiej ręce zablokował oczekiwany atak mieczem. Zdawało się, że Elf nie ma już jak zaatakować, lecz ku zdziwieniu wszystkich wywinął się z sytuacji rzucając jakimś okrągłym przedmiotem pod nogi. Przedmiot rozleciał się a z wewnątrz jak by pod wpływem eksplozji wystrzeliła woda, która oblała ich obu. Naru ponownie zaryczał z bólu niczym demon. Elf odskoczył.

- Coś ty mu zrobił?! - wyrwał się Rafael.

- Oblałem go wodą ze świętego źródła. W końcu jest demonem. - odpowiedział po czym szybko podbiegł i kopnął podnoszącego się przeciwnika w twarz. Ten upadł upuszczając jeden z mieczy. Paladyn podszedł do niego kładąc mu nogę na klatce piersiowej i nachylił się nad nim. Spoglądał na ledwo oddychającego już przeciwnika. Po chwili wyprostował się i zaczął śmiać.

- Jednak jesteś mocny tylko w gębie. - drwił z przeciwnika. Gdy jednak na chwilę spuścił gardę Naru używając resztek swych sił zaskakując wszystkich wbił mu w brzuch miecz.

- Słabeusz, mówiłem Ci, że starczy mi sił, żeby Cię wykończyć. - zadrwił, lecz nie mogąc już wytrzymać przypiekania świętym światłem i wodą święconą, przestał walczyć sam ze sobą. Stracił przytomność.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.