Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Kolejna opowieść wigilijna

Autor:sahugani
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Obyczajowy
Uwagi:Wulgaryzmy
Dodany:2010-12-24 00:01:24
Aktualizowany:2010-12-24 00:22:24


Jeżeli ktoś użyje tekstu bez mojej zgody i/lub wiedzy zmuszony będzie do przejścia przez Bronx w koszulce "fuck niggers".


Dawno, dawno temu, za górami, za lasami… Nie no dobra, bez ściemy. Ta historia nigdy się nie wydarzyła, ale użyjcie swojej wyobraźni i wczujcie się. Sytuacja miała miejsce w teraźniejszości, naszym codziennym świecie, którego ciągle doświadczamy. Ze wszystkimi jego wadami i zaletami.

Był sobie zatem pewnego razu student o wdzięcznym imieniu - Kuba. Na pozór nie wyróżniał się niczym spośród innych studentów. Na co dzień mieszkał w Warszawie, tam też znajdowała się uczelnia, do której uczęszczał. Jego dom rodzinny był jednak bardzo daleko, dlatego nasz bohater wracał tam stosunkowo rzadko. Jedną z takich okazji były oczywiście święta Bożego Narodzenia.

Należy tutaj dodać, że Kuba był człowiekiem typu „anty", więc wszędzie widział komercję, schematy, sztuczność oraz brak sensu. Również jeśli chodziło o Święta. Nie było to jednak tak, że ich nie cierpiał. Nic z tych rzeczy. Święta uznawał za całkiem fajną uroczystość, posiedzieć i porozmawiać z rodziną, dostać jakiś prezent. Uroczo. Ale nie dostrzegał już od wielu lat tej magii, o której wszyscy mówili. Nie wierzył w tę magię.

- Czemu odkładasz wyjazd do domu na ostatnią chwilę? - zapytał Łukasz, współlokator Kuby. Był to poranek wigilijny.

- Bo miałem jeszcze wczoraj do późna zajęcia. - odparł Kuba.

- Weź przestań. - skrzywił się Łukasz - Mogłeś spokojnie je olać. Większość ludzi i tak pojechało już do domów.

- No tak, ale popatrz - Kuba uśmiechnął się - jakbym wrócił wcześniej, musiałbym pomagać z porządkami, zakupami i tak dalej. A tak wrócę jako ten, na którego wszyscy czekali i nie dość, że nic w domu nie pomogę to i tak wszyscy będą się cieszyć, że w ogóle wróciłem!

- Mocny argument. - przyznał Łukasz.

- Swoją drogą ty też jeszcze tu jesteś. - zdziwił się nasz bohater - A do domu też nie masz tak blisko.

- Ale bliżej niż ty. No i musiałem jeszcze rano iść na siłkę. Poza tym, jak widzisz, właśnie kończę się pakować.

Kuba tylko westchnął i wyszedł z pokoju.

Łukasz mieszkał zdecydowanie bliżej stolicy, więc nie musiał się bardzo spieszyć. Mimo to jednak, opuścił ich wspólne mieszkanie, by wrócić do rodzinnego domu i cieszyć się obchodami Bożych Narodzin razem z bliskimi. A Kuba został sam i patrzył na spadający powoli śnieg. Coraz więcej śniegu… i jeszcze więcej.

- Jak to kurwa pociągi nie będą jeździć?! - krzyknął zbulwersowany prosto w okienko pani pracującej na przystanku PKP.

- Proszę się uspokoić. - odparła kobieta - Ze względu na nadmierne opady śniegu tory są nieprzejezdne. I nic na to nie możemy poradzić.

- Ale dziś Wigilia! Ja chcę wrócić do domu!

- Też bym chciała. Ale widzi pan, muszę pracować. I proszę nie krzyczeć, bo wezwę ochronę.

- Zajebiście… - rzekł Kuba sam do siebie.

Pobiegł ze wszystkimi swoimi pakunkami na przystanek PKS. Niestety, śnieg padał tak obficie, że zrezygnowano z kolejnych autobusów. Nie było żadnej możliwości powrotu do domu. Stojąc tak samotnie na jednej z ulic stolicy, nie zważając na coraz gęściej opadający śnieg, doszedł do wniosku, że może zrobić tylko jedno. Wyjął swoją komórkę, wybrał odpowiedni numer i po chwili rzekł do słuchawki:

- Cześć mamo. Nie będzie mnie dziś na Wigilii…

Mama się rozpłakała, ponoć wszyscy w domu byli smutni. Wzruszenie udzieliło się nawet Kubie, co było dość rzadkie w jego przypadku. Długo trzeba było rodzicom tłumaczyć, że NAPRAWDĘ nie ma możliwości powrotu do domu. Nie dodał jedynie, że gdyby nie był tak leniwy i zebrał się do powrotu wcześniej, nie byłoby problemu. Ostatecznie obiecali sobie, że porozmawiają wieczorem przez Skype.

- Ostatecznie to nie takie złe. - powiedział sam do siebie Kuba, leżąc już na łóżku w swoim pokoju - Ciekawie będzie raz spędzić Święta nieświątecznie. Bez udawanej serdeczności, uśmiechania się na siłę, wmawiania wszystkim, a sobie szczególnie, że czuje się magię Świąt. W gruncie rzeczy to wspaniała sprawa! I na dodatek mogę mówić sam do siebie na głos!

Roześmiał się, ale po chwili spoważniał. Stwierdził, że to już było trochę szalone.

Wstał, by usiąść przy swoim komputerze. Najpierw włączył dość głośno zupełnie nieświąteczne Rage Against the Machine, by po chwili uruchomić przeglądarkę i delektować się robieniem niczego w Internecie. Niestety bardzo się zawiódł. Brak podłączenia do Internetu. Można było się domyślić, że to przez warunki pogodowe. Nie dość, że nie mógł wejść na żadną stronkę to jeszcze oznaczało to brak możliwości obiecanej rozmowy z rodzicami. Dokładnie tak pomyślał, w tej kolejności.

- A w dupie z tym wszystkim… - powiedział sam do siebie zrezygnowany zdecydował, że położy się znowu do łóżka.

Tak naprawdę nie frustrowała go nieobecność na kolacji Wigilijnej. Uznawał to nawet za dość ekscytujące. Bardziej demotywowała go niemożność zajęcia się czymkolwiek. Po prostu było nudno i to wszystko. Zamknął oczy i nawet nie wiedział kiedy zasnął.

Powoli otworzył powieki. Nie ruszał się. Coś było nie w porządku. Nie wiedział, która jest godzina, ale było już ciemno.

Obok jego łóżka stała nieruchomo postać w przebraniu anioła. Biała szata, doczepione skrzydła, wymalowana na biało twarz. Serce Kuby zaczęło bić szybciej. Nie wierzył w żadne zjawy, nie wiedział wprawdzie kim ów człowiek był, ale wiedział na pewno - nie był tu w pokojowych zamiarach. Delikatnie sięgnął ręką na stolik obok łóżka. Leżała tam replika pistoletu Glock 45. Kiedyś kupił sobie to jako zabawkę i sam nie wiedział, dlaczego do tej pory tego nie wyrzucił. Stwierdził jednak, że teraz może się przydać.

Kiedy zacisnął palce na pistolecie, natychmiast podskoczył na łóżku, wycelował w „anioła" i zaczął wrzeszczeć:

- WYPIERDALAJ Z MOJEGO MIESZKANIA, BO ROZPIERDOLĘ CI ŁEB!

Anioł „obudził się" i również zaczął krzyczeć, zasłaniając się przy tym rozpaczliwie rękami:

- Nie jestem złodziejem, błagam nie zabijaj mnie! Nie chciałem cię okraść, nic od ciebie nie chcę!

- WON KURWA, BO ROZJEBIĘ CIĘ! WON, BO ZADZWONIĘ NA POLICJĘ!

- ALE JA NIE JESTEM ZŁODZIEJEM!

- TO KIM NIBY KURWA JESTEŚ!?

- Jestem… eee… aniołem. - odparł nieznajomy niepewnie - Jestem tu, by… byś zrozumiał swoje błędy w dzień Wigilii.

- Ta, pewnie. Opowieść wigilijna. - Kuba parsknął śmiechem.

I niechcący wypuścił pistolet z ręki. Spadł na ziemię. Wydał z siebie przy tym dźwięk niczym nie przypominający uderzenia metalu.

- Ten pistolet jest z plastiku? - zdziwił się „anioł".

- To jest… eee… lekka wersja tego pistoletu. - powiedział Kuba cały czerwony ze wstydu i strachu, po podniesieniu „broni" z ziemi szybciej niż z prędkością światła.

- Dziwne… - zainteresował się „anioł".

Kuba dopiero teraz zauważył, że włamywacz ma dziwną wadę wymowy. Mówił bardzo niewyraźnie.

- Dobra. - nasz bohater uspokoił się trochę - Jak wyjdziesz w ciągu minuty to nie zadzwonię na policję.

„Anioł" usiadł na ziemi i zaczął płakać. Głosem rozpaczliwym jak małe dziecko, bełkotał przez łzy:

- Nie dzwoń, proszę nie dzwoń!!! Ja zaraz pójdę, tylko nie dzwoń! Nic się nie udało! Całe moje życie, nic się nie udało!

Nie przestawał płakać. Kubie zrobiło się go trochę szkoda. „Anioł" kontynuował.

- Nie mam domu, rodziny, nie mam nikogo! Nie mam za co jeść! Ja nie chciałem nic złego zrobić! Po prostu jestem głodny!

Nasz bohater pokręcił głową z pogardą. Bo oto poczuł w sobie tę wrażliwość na ludzką krzywdę, której to strasznie nie lubił. I niestety, wbrew sobie, poczuł, że musi temu człowiekowi pomóc.

- Dobra. - rzekł zrezygnowany - Chodź do kuchni, dam ci coś do jedzenia. I pamiętaj, ciągle mam cię na muszce.

- Ten pistolet nawet nie jest prawdziwyy!!! - płakał „anioł".

Kuba spojrzał na swoją broń i zrozumiawszy nonsens ciągłego celowania we włamywacza, schował ją do kieszeni. Weszli obaj do kuchni. „Anioł" dostał polecenie usiąść na krześle, a Kuba zaczął przeszukiwać lodówkę w duchu przeklinając swoją życzliwość.

- Masz tu trochę mięsa. Nie za dużo, nie zapominaj, że jestem studentem… chcesz piwo?

- Nie lubię piwa… - powiedział „anioł" tonem obrażonego małego dziecka. Kuba zaczął rozumieć, że coś z nim jest nie tak.

- Ja też nie. To jest mojego kumpla. Zapomniał ze sobą zabrać.

- Nie lubisz piwa? Student, który nie lubi piwa? Zawsze słyszałem…

- Różnie jest ze studentami. Dobra, jedz, a potem idź sobie stąd.

Widać było, że „anioł" rzeczywiście był głodny. Obżerał się jak ktoś, kto od dawna nie widział świeżego jedzenia. Niestety oprócz tego, postanowił się podzielić z naszym bohaterem swoją smutną historią. Kuba nie lubił słuchać opowieści ludzi, którzy go nie interesują i nawet nie próbował tego ukryć, ale „aniołowi" to nie przeszkadzało.

- Mam na imię Zenek. - mówił pośród mlaskania i siorbania - Jak byłem mały to mieszkałem w Domu Dziecka. Nie pamiętam rodziców, oddali mnie, jak byłem jeszcze baaaaardzo mały. W domu dziecka było dobrze. Było co jeść, było się z kim bawić. Mimo, że jestem inny, niż wszystkie dzieci. Wiesz, o co chodzi?

- Wiem. - odparł Kuba, choć nie miał pojęcia. Podejrzewał jedynie, że Zenek był opóźniony w rozwoju. Zrobiło mu się jeszcze bardziej szkoda faceta.

- I widzisz, ja jestem chory. - kontynuował „anioł" - Czasami nie wiadomo dlaczego zasypiam. Nawet jak coś robię. Nie umiem nic z tym poradzić… No i wiesz, jak zrobiłem się większy to musiałem opuścić dom dziecka. Od tamtej pory mieszkam na ulicy. Nie chcą mnie do żadnej pracy. Muszę kraść, żeby mieć co jeść.

„Niedorozwinięty bezdomny z narkolepsją - doskonały materiał na włamywacza" - pomyślał Kuba - „Teraz przynajmniej rozumiem dlaczego tak zamarł przy moim łóżku. Zasnął po prostu".

- Dobra. - przerwał nasz bohater - Zrobię ci parę kanapek i dam coś do picia. To na dzisiaj. Ale obiecaj mi, że od jutra poszukasz jakiejś pracy. Albo zgłosisz się po zasiłek. I nie kradnij więcej! Są schroniska dla bezdomnych, w których mogą cię nakarmić…

Tymczasem drzwi do kuchni zaskrzypiały, bo oto kolejna postać weszła do środka. Był to starszy mężczyzna w przebraniu Świętego Mikołaja. Broda najprawdopodobniej była prawdziwa, bo zamiast lśniąco biało prezentowała się brudno szaro.

- No do kurwy nędzy, czy ja zostawiłem otwarte drzwi do domu, że mi tu każdy wchodzi! - sfrustrował się Kuba.

- Właściwie to… ja zostawiłem. - rzekł Zenek - Jak się włamywałem…

Kuba wyjął swoją replikę pistoletu i wycelował w „Mikołaja".

- Kim kurwa jesteś i czego chcesz w moim domu! - krzyknął.

- Eee… jestem świętym Mikołajem. - bąknął włamywacz zachrypniętym głosem - Przybyłem tu, by… byś zrozumiał swoje błędy w dzień Wigilii.

- Spokojnie, ten pistolet nie jest prawdziwy. - rzekł Zenek patrząc na drugiego włamywacza.

- Czy wy sobie wszyscy ze mnie kurwa żarty stroicie?! - Kuba załamał ręce - W innej sytuacji bym się chyba rozpłakał ze strachu i zmieszania, ale teraz jestem tak sfrustrowany, że to już mnie nawet śmieszyć zaczyna.

- My… jesteśmy wspólnikami. - wyjaśnił Zenek.

- Jak to? - zdziwił się Kuba.

- Okradamy mieszkania studentów, którzy na Święta wracają do domu. - rzekł „Mikołaj" zmęczonym głosem - W każdą Wigilię. Musimy tak robić. Nie mamy co jeść, mieszkamy na ulicy…

- Tak, to teraz pewnie ty uraczysz mnie smutną historią?! - oburzył się Kuba.

Po chwili obaj włamywacze siedzieli przy stole pałaszując zapasy z lodówki naszego bohatera. Kuba w głębi duszy nienawidził siebie i swojej litości.

- Miałem kiedyś normalną rodzinę - zaczął zapowiedzianą smutną historię „Mikołaj", który okazał się mieć na imię Henryk - Najpierw dzieci, potem wnuki. I wspaniałą żonę… Ale Krystyna zmarła na raka. Moje życie przestało mieć sens. Zacząłem coraz częściej zaglądać do kieliszka… Stoczyłem się na samo dno. Moje dzieci nie chcą mnie znać, wnuki już nie pamiętają. Komornik pozbawił mnie domu. Nikt nie chciał mi pomóc. Moja rodzina mnie wyklęła. Stałem się niewygodny. Około dziesięć lat temu poszedłem bez zapowiedzi na Wigilię do domu mojego syna. Wiesz, niezapowiedziany gość, dla którego trzyma się wolne miejsce. Wnuki powiedziały „mamo, tato, jakiś brudny pan przyszedł", a syn kazał mi odejść i nigdy nie wracać. I już nie wrócę, choć wciąż ich kocham. Wciąż kocham. - pojawiły się łzy w jego oczach - Tego samego wieczoru spotkałem na ulicy zagubione dziecko. - wskazał palcem na Zenka - Od tamtej pory jakoś radzimy sobie we dwójkę. Takie życie.

W tym momencie Kuba wiele zrozumiał. Postanowił, że podzieli się swoimi przemyśleniami z niespodziewanymi gośćmi.

- Wiecie, co? - zaczął - Dzięki wam zacznę doceniać to, co mam. Bo widzicie, zanim was poznałem Święta były dla mnie wyświechtanym sloganem, a „magia" o której wszyscy mówili - zabiegiem reklamowym. Wiecie, „są Święta, więc kup coca-colę" i takie tam. Wyobraźcie sobie, że cieszyłem się, że spędzę Święta sam! Ale wy odmieniliście moje postrzeganie świata. Teraz rozumiem, że cała magia świąt, bierze się stąd. - Kuba wskazał swoje serce - Tak naprawdę to my, ludzie jesteśmy odpowiedzialni za nastrój świąteczny. To nie powinno polegać na kolorowej choince, drogich prezentach i sztucznych uśmiechach. To wszystko powinno polegać na szczerości, ludzkich gestach i daniu drugiemu człowiekowi tego, czego się samemu oczekuje. I nie chodzi mi o prezenty. Chodzi o miłość, współczucie, wybaczenie! Tak naprawdę po co robić miejsca dla niezapowiedzianego gościa, kiedy z góry wiemy, że i tak nikogo nie wpuścimy do domu! Prawda?! To hipokryzja, która nie powinna się wydarzyć! Powinniśmy postępować zgodnie ze sobą, a nie ze schematami z mediów!

Zenek i Henryk spojrzeli na siebie, lecz dalej słuchali z zainteresowaniem.

- Z drugiej strony, choć może moje Święta co roku tak nie wyglądały, to jednak zawsze spędzałem je z bliskimi, które mnie kochają… Nie wiem jak mogłem tego nie doceniać. To jest prawdziwy dar, którego nie powinno się lekceważyć, bo…

Henryk skinął na Zenka, po czym „anioł" wstał i zaczął podnosić krzesło.

- …bo przecież… - Kuba urwał - Ej, co ty robisz?

Zenek zadał naszemu bohaterowi potężny cios krzesłem w głowę.

Kiedy Kuba się ocknął było już jasno. Leżał na podłodze w swojej kuchni. Wokoło było dość dużo krwi, najwyraźniej rozbito mu łuk brwiowy. Choć nie dał rady się podnieść, bo głowa bolała go do tego stopnia, ze z trudem zachowywał przytomność, był w stu procentach pewien, że mieszkanie zostało okradzione. Na szczęście zbyt wiele w nim nie było. Mógł mieć żal tylko do siebie i do swojej wiary w ludzi. Sięgnął do kieszeni. Komórki nie zabrali. Włączył sobie za jej pomocą legendarną piosenkę „Last Christmas". A dlaczego nie? Trzeba było poczuć tę magię. Głos George'a Michael'a w jakimś niewielkim stopniu podziałał kojąco.

Kuba zdał sobie sprawę z jednego.

Święta nigdy nie będą magiczne, jeśli ludzie tacy nie będą.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Subaru : 2010-12-27 11:04:27

    Haha, tak magicznie.. życiowe xD

    Myślałem, że konwencja nie będzie aż tak odbiegać od oryginału, ale... miłe zaskoczenie! xD Fajne podejście do tematu ^^

  • Skomentuj