Opowiadanie
Sekret księgi z Kells - recenzja
Autor: | moshi_moshi |
---|---|
Korekta: | onomatopeja111 |
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Film, Recenzja |
Dodany: | 2011-07-05 21:33:23 |
Aktualizowany: | 2011-07-05 22:37:23 |
Tytuł: Sekret księgi z Kells
Inne tytuły: The Secret of Kells, Brendan et le Secret de Kells
Czas trwania: 75 min.
Rok: 2009
Producent: Francja, Belgia, Irlandia
Reżyser: Tomm Moore, Nora Twomey
Scenariusz: Fabrice Ziolkowski, Tomm Moore
Muzyka: Bruno Coulais, Kíla
Scenografia: Ross Stewart
Sekret księgi z Kells to arcydzieło animacji w każdym calu. Z pewnością zasługuje na to, aby wymienić je jednym tchem obok produkcji stworzonych przez Miyazakiego i studio Ghibli czy Disneya. Dlaczego, skoro jest tylko prostą opowieścią o książce, o której zapewne słyszała garstka ludzi (w wersji optymistycznej nieco większa grupa, tyle że kojarząca jedynie nazwę), interesujących się historią (ogólną, bądź sztuki) lub Irlandią? Cóż, być może ta historia nie niesie ze sobą jakiegoś ponadczasowego przesłania, nie jest ekologicznym manifestem, a tym bardziej szaloną komedią z „dowcipnymi” dialogami; ale za to garściami czerpie z europejskiej kultury, pokazując, że mamy coś szalenie wartościowego do zaprezentowania światu. Ale właściwie o czym jest Sekret księgi z Kells?
Musimy cofnąć się w czasie, mniej więcej do IX-X wieku, kiedy to Wikingowie zagrażają Wyspom Brytyjskim. Aby ochronić mieszkańców i braci, opat zakonu w Kells buduje potężny mur, który w jego mniemaniu powstrzyma najeźdźców. Zaaferowany swoimi planami, zupełnie nie dba o inne zakonne powinności; na przykład takie jak przepisywanie ksiąg. Skryptorium świeci pustkami, ponieważ wszyscy braciszkowie są odsyłani do pomocy przy budowie. Do czasu. Oto w Kells pojawia się nieoczekiwany gość - brat Aidan z Iony, jeden z najsłynniejszych iluminatorów, ten który stworzył legendarną księgę - Księgę z Iony. Tak jak wielu przed nim szuka schronienia przed agresorami z Północy, którzy napadli jego zakon, nie oszczędzając nikogo. Starzec największe wrażenie robi na młodym chłopcu, Brendanie. Dlatego, gdy Aidan prosi go o pomoc w zdobyciu owoców dębu, z których robi się szmaragdowy tusz; Brendan, w tajemnicy przed opatem, zgadza się. Wraz z kotem iluminatora, Pangurem, wyrusza do lasu otaczającego Kells. Tam poznaje niezwykłą dziewczynkę, Aisling…
Piękna to opowieść, garściami czerpiąca z historii i mitologii celtyckiej. Prawdziwe kino familijne w najlepszym wydaniu. Co ciekawe, fabułę skonstruowano w taki sposób, że nawet młodsi widzowie, nie posiadający odpowiedniej wiedzy, bez problemu zrozumieją wszystkie wydarzenia. Szalenie spodobało mi się podejście twórców, którzy zamiast kontrastować kulturę chrześcijańską reprezentowaną przez mieszkańców Kells z pogańskimi wierzeniami, których nieodłączną częścią jest las; pokazali, że mogą one ze sobą koegzystować i wzajemnie się uzupełniać. Mimo to, nie zabrakło tutaj klasycznego podziału na dobro i zło. Dobrzy są mieszkańcy opactwa oraz Aisling, źli - Wikingowie. Przy czym jest to zło bezimienne, tajemnicze, brutalne. Nie mamy do czynienia z konkretnym antagonistą, najeźdźcy zostali ukazani jako anonimowa czarna masa, która pali, plądruje i morduje w poszukiwaniu złota. Widzimy ich takimi, jakimi musieli ich wtedy widzieć Irlandczycy - krwiożerczych, przerażających barbarzyńców. Właśnie z nimi wiąże się największe zaskoczenie - absolutny brak przesłodzenia czy złagodzenia filmu na potrzeby młodszych widzów. Chociaż darowano widzom widok krwi i zmasakrowanych ciał, wystarczająco dosadnie zasugerowano, że ludzie giną. Dla mnie te sceny nie były straszne, ale przerażająco wręcz smutne. Zwłaszcza, że całość została pozbawiona nawet odrobiny heroizmu - bo czy kilku braciszków i grupa „cywilów” mają szansę w starciu z wojownikami? Tu nie ma miejsca na bohaterstwo, jedyne co pozostaje to ucieczka. Ale jest i promyk nadziei w postaci tytułowej księgi. Czym jest owa Księga z Kells?
W filmie początkowo zwana jest Księgą z Iony. Brat Aidan zabiera ją ze sobą, kiedy ucieka przed najeźdźcami. Ale nie jest ona jeszcze ukończona; brakuje wielu ilustracji z tą najważniejszą na czele; czyli monogramem Chi Rho, odnoszącym się do ukrzyżowania Chrystusa. Pomijając pewne nieścisłości czasowe w filmie, sama historia Księgi raczej trzyma się faktów (oczywiście, jeżeli weźmiemy poprawkę na legendarną otoczkę, jaka jej towarzyszy). Przedstawiona wersja jest jedną z kilku hipotez dotyczących powstania Ewangeliarza z Kells, obecnie najbardziej popularną. Ewangeliarz jest to księga liturgiczna (najczęściej bardzo bogato zdobiona, z kunsztowną oprawą), w której spisane są wszystkie Ewangelie, często poprzedzone prologiem św. Hieronima ze Strydonu; tzw. kanonami Euzebiusza, czyli zestawieniem zgodnych miejsc w Ewangeliach, a zakończona kalendarzem na wszystkie dni roku.1 Obok Księgi z Durrow i Ewangeliarza z Lindisfarne jest ona uważana za najwspanialsze dzieło iryjskiej szkoły iluminatorskiej. Powstała prawdopodobnie na przełomie VIII i IX wieku, ale dokładne miejsce pochodzenia nie jest znane. Większość badaczy skłania się ku wersji przedstawionej w filmie - prace nad nią rozpoczęto w Ionie, a podjęto je na nowo w Kells. Od strony malarskiej manuskrypt przypomina dzieło jubilerskie; subtelne w formie i pełne barwnego przepychu. A skoro przy barwach jesteśmy, w ramach ciekawostki warto wspomnieć o tym, że chociaż w filmie dużo uwagi poświęca się kolorowi zielonemu, to w oryginalnej Księdze, niezwykle bogatej kolorystycznie, dominuje niebieski.2 Na bogatą ornamentację składają się: motywy floralne, zoomorficzne, tradycyjne celtyckie wstęgi i plecionki. Wszystko przestylizowane, powalające drobiazgowością, oddaniem szczegółu i perfekcją wykonania. Księga z Kells to arcydzieło sztuki średniowiecznej i najcenniejszy zabytek irlandzki. I jako takie została ukazana w filmie.
Ale to nie strona artystyczna manuskryptu jest tu najważniejsza, a jego legenda; która dla zmęczonych trudnymi czasami ludzi, stanowi nadzieję na lepsze jutro. Rozumie to Aidan, a także Brendan, natomiast opat nie chce przyjąć tego do wiadomości - za co przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę. Przekonany o własnej nieomylności, dostanie od losu srogą nauczkę. Zresztą złe czasy nie oszczędzą i głównego bohatera, który będzie musiał wybrać między miłością do wuja (opata), a własną przyszłością. Trudna to opowieść, bliska nastrojem twórczości Andersena, chociaż może nieco bardziej optymistyczna na końcu. Sekret księgi z Kells przedstawia zwyczajnych ludzi, nie bohaterów; którzy żyjąc w takich, a nie innych czasach muszą dokonywać przykrych wyborów. Ale jest to również wspaniała historia o przyjaźni, pięknej i szczerej, a także o pokonywaniu własnych słabości i lęków. Osadzona w średniowieczu opowieść nie tylko ukazuje fragment naszej europejskiej kultury, ma też wymiar uniwersalny i ponadczasowy. Przy czym wszelkie zawarte w niej przesłania są subtelne i nie narzucają się widzowi ze swoją „oczywistością”.
Sekret księgi z Kells zachwyca nie tylko warstwą fabularną, ale i audiowizualną. Uproszczone, ale szalenie efektowne projekty postaci zestawiono z absolutnie cudownymi, szczegółowymi tłami. Co prawda, daleko im do naturalistycznych, ale swoim przestylizowaniem i dekoracyjnością nawiązują do iluminacji z tytułowej księgi. Chociaż grafika powstała z dużym udziałem komputerów, jej proweniencja zupełnie się nie narzuca. Feeria barw, kształtów, efekty luministyczne oraz bogactwo tekstur wprawiają w podziw. Produkcja zdecydowanie wyróżnia się na tle innych zachodnich animacji. Ale i ilość ludzi odpowiedzialnych za warstwę graficzną, a także pokaźny budżet miały na to niemały wpływ. Muzycznie jest bardzo irlandzko i skocznie. Ścieżka dźwiękowa perfekcyjnie zsynchronizowana z obrazem, idealnie uzupełnia całość. Jest nie tylko tłem dla wydarzeń, ale i niezastąpionym elementem produkcji. Oprócz energicznych tradycyjnych kompozycji, na uwagę zasługuje śliczna piosenka Pangur Bán (tak ma na imię kot Aidana), śpiewana przez Aisling. Jest to stary irlandzki poemat, z około IX wieku, który opowiada o białym kocie. Zresztą, takich odniesień do tradycji Zielonej Wyspy jest w całym filmie znacznie więcej.
W Polsce film wydał Gutek Film w ramach specjalnej serii Mały Gutek, przeznaczonej dla dzieci. Efektowne wydanie zdecydowanie warte jest swojej stosunkowo niskiej ceny (około 40 złotych; można też kupić pakiet trzech filmów za około 70 złotych). Płyta, oprócz filmu, zawiera standardowe dodatki w postaci menu z wyborem scen, ustawień dźwięku (do wyboru mamy ścieżkę oryginalną z napisami lub lektora), a także zapowiedziami kolejnych dwóch produkcji, które ukazały się w serii. Uczciwie przyznaję, że nie zwróciłam zbytniej uwagi na napisy, zbyt zasłuchana w oryginalną ścieżkę; ale to, co udało mi się zauważyć, wyglądało raczej zachęcająco. Natomiast wersja z lektorem to dla mnie zupełne kuriozum. Po pierwsze: nie jest to lektor w klasycznym znaczeniu tego słowa, ponieważ mamy do czynienia nie z jedną osoba, ale kilkoma, które czytają kwestie poszczególnych postaci. Co prawda, dobór głosów i gra aktorska są nienajgorsze, ale wygląda to jakby komuś po prostu nie chciało się skończyć wersji z dubbingiem. Po drugie, oryginalna ścieżka dźwiękowa przebija się przez polską, tworząc nieprzyjemną kakofonię; zwłaszcza że synchronizacja jednego z drugim nieco zawiodła. Samo opakowanie płyty to uczta dla oczu - tekturowe pudełko zdobią kadry z filmu; tylko w dwóch miejscach wzbogacone opisami, które są na tyle subtelne i dobrze dopasowane, że nie zakłócają odbioru całości.
Cóż, ten film to prawdziwy powiew świeżego powietrza wśród twórczości animowanej. Zaskakująco orzeźwiający, ale jednocześnie jakby z innej „epoki”. Chociaż nowoczesny w formie, to klasyczny w treści. Pokazujący, że nawet z myślą o młodszej widowni można stworzyć coś nietuzinkowego, operującego zupełnie inną gamą środków od większości współczesnych dzieł, przeznaczonych dla tej samej widowni. A także dowód na to, że nawet bez rubasznego humoru, nawiązań do popkultury i odważnych dialogów, film jest się w stanie obronić. Swoją drogą, to smutne, że tak bogata w ciekawe historie kultura europejska obecnie tak rzadko stanowi inspirację, przegrywając z na siłę uwspółcześnianymi klasycznymi baśniami i historiami o wszelkiej maści superbohaterach z przypadku. Filmy takie jak Sekret księgi z Kells kręci się dzisiaj bardzo rzadko, tym bardziej należy docenić tę perełkę w morzu nijakości i odgrzewanych kotletów.
Kadry
________________________________
1 Z. Świechowski, L. Nowak, B. Gumińska, Sztuka romańska, Warszawa 1976, ss. 291-293.
2 M. Dillon, N. K. Chadwick, Ze świata Celtów, Warszawa 1975, s. 307.
Animacja powstająca poza megakorporacjami. Oszczędnymi środkami wyrazu (pomimo zastosowania zaawansowanych technik) osiągnięto bardzo wiele. Na szczególną uwagę zasługuje ścieżka dźwiękowa.
Swietnie
Nareszcie ktoś zauważył nie-japońską animację.
RE:
Bardzo dziękuję za komplement. Cóż, jako "prawie że licencjat historii sztuki", muszę starannie dobierać bibliografię. :)
Widziałam ten film 2 lata temu na WFF i fakt, że reagowali na niego świetnie zarówno dorośli jak też dzieci potwierdza jego klasę.
Dobra recenzja, konkretna i rzeczowa. Dodatkowo muszę przyznać, że jako historyka sztuki ujął mnie przypis bibliograficzny z klasycznym Świechowskim :)
Najlepszy europejski film animowany jaki widziałem, i jeden z najlepszych znanych mi filmów animowanych w ogóle. Uwagę zwraca znakomite wkomponowanie do animacji motywów z oryginalnych iluminacji z Księgi z Kells.