Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Nejiro 3 - relacja z konwentu

Autor:Slova
Korekta:onomatopeja111
Redakcja:IKa
Kategorie:Recenzja
Dodany:2011-09-25 11:24:34
Aktualizowany:2011-09-25 11:25:34

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Deficyt konwentów mangowych na wschodzie Polski jest rzeczą znaną i pod tym względem określenie „Polska B” jest raczej na miejscu. Na szczęście są osoby, które pracują nad przekuciem stanu faktycznego, przynajmniej w mijający się z prawdą stereotyp. Właśnie dzięki ich staraniom w tym roku i trzeci raz z rzędu do Lublina zawitało Nejiro, tym razem na trzy dni.

W ramach wstępu, zwierzę się, że Nejiro 3 było moim pierwszym konwentem mangowym, acz nie pierwszą tego typu imprezą masową. Wcześniej odwiedziłem East Games United 2010 i 2011 (wyłącznie części e-sportowe) oraz finał Ligi Cybersport w 2010 roku, a zdobyte wtedy doświadczenie pozwoliło mi na błyskawiczne zaaklimatyzowanie się.

Miejscem konwentu był budynek Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji - obiekt naprawdę nowoczesny i doskonale wyposażony, wręcz idealny do organizacji tego typu przedsięwzięć. Przestronny hol i korytarze pozwoliły na uniknięcie tłoku i rozstawienie się wystawcom w dogodnych i dobrze wyeksponowanych miejscach, a winda pozwalała na szybkie przemieszczanie się pomiędzy drugim piętrem (trzecie było dla konwentowiczów nieodstępne), a parterem, gdzie ulokowano sprzęt do Dance Dance Revolution i Pump It Up! Trochę gorzej sprawa miała się ze sleeping-roomami - mimo że na konwent wszedłem zaraz za kolejką (która dzięki wcześniejszym akredytacjom rozładowała się w pięć minut), to miejsca do spania w wyznaczonych do tego salach nie znalazłem. Same sleepy także były niewielkie i ich ilość (wg planu 7, chociaż fani Touhou obozowali w swojej sali panelowej) nie wystarczyła na obsłużenie wszystkich gości (oficjalnie 630 osób wliczając helperów, ale bez organizatorów), toteż w nocy ludzie okupowali korytarze i inne dogodne miejsca. Sam z piątku na sobotę nocowałem w sali panelowej numer jeden, gdzie całą noc trwały konkursy, zaś z soboty na niedzielę rozgościłem się na matach do PIU przykrytych zdobytymi z wielkim trudem płatami kartonu. Inni radzili sobie różnie - stoły, krzesła, a najwytrwalsi po prostu nie spali. Mina zrzedła mi, gdy dowiedziałem się, że pryszniców nie ma. A właściwie były, tylko nie w budynku, a ustawione nieopodal wejścia w budkach Toi-Toi. Te jednak nie okazały się nawet połowicznym rozwiązaniem problemu - przede wszystkim wieczorne paradowanie po podwórku zaraz po kąpieli to niemal proszenie się o zapalenie płuc, zwłaszcza, że ciepłej wody w prysznicach nie było. Jak wyznali organizatorzy, przyczyną takiego stanu rzeczy była instalacja elektryczna - Toi-Toi’e wymagały zasilania prądem trójfazowym, tymczasem szkoła nie posiadała odpowiednich gniazdek. Na szczęście, warunki pozwoliły na dość komfortowe odświeżenie się w umywalkach. Same łazienki też nie odstraszały pod względem higienicznym, a w dodatku było ich wystarczająco dużo, by uniknąć jakichkolwiek kolejek.

Niestety już na samym początku konwentu pojawił się poważny problem -film zamieszczony na głównej stronie konwentu, mający ułatwić gościom dotarcie na miejsce, stał się nieaktualny - w wyniku robót drogowych zmieniły się trasy autobusów. Jak na złość zabrakło słownego opisu dojazdu. Sam informator miał formę małej książeczki z planami budynku (każda z kondygnacji na osobnej stronie) i opisami atrakcji posegregowanymi według sal, w których się odbywały. Poręczny (idealnie mieścił się w kieszeni spodni) i dość intuicyjny w użyciu, lecz z lenistwa ani razu z niego nie skorzystałem. Bardziej pomocna okazała się dwustronna rozpiska atrakcji, na której zaznaczyłem interesujące mnie punkty programu. Poruszanie się w niej nieco utrudniał brak dodatkowej kolumny z godzinami pośrodku strony, ale i tak rzecz była bardzo pomocna w zaplanowaniu sobie czasu. Oprócz tego każdy konwentowicz przy wejściu otrzymał opaskę na rękę i identyfikator. A skoro już jestem w okolicach głównego wejścia, to ochroniarze pozostawali na posterunkach od początku do końca i nie byli zanadto natarczywi. Na szczęście, nie pamiętam sytuacji, by musieli interweniować, podobnie jak pomoc medyczna, która była zawsze obecna przy atrakcjach skupiających wiele uczestników.

Pierwszym panelem, który odwiedziłem, był „Twój pierwszy raz na konwencie” poprowadzony przez Dymka i Mizu, którzy w interesujący sposób wyjaśnili początkującym (i nie tylko!) bywalcom tego typu imprez, zasady panujące w trakcie imprezy, a także rozwiali wszelkie wątpliwości, jakie trapiły słuchaczy. Następnie zawitałem na pokaz „Funny Japanese Commercial”, które jednak opuściłem po bloku reklamówek z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Już nigdy beztrosko nie otworzę butelki z napojem... W oczekiwaniu na następne atrakcje nieco (może aż zanadto) rozgrzałem się przy DDR’ze (swoją drogą powinno się wprowadzić Bad Apple na godzinę), po czym pewnym krokiem ruszyłem na „Dlaczego kochamy (lub nienawidzimy) Yaoi”. Panel ten miał formę pogadanki, którą prowadziły Chierie i Hoshi, jednak to głównie uczestnicy kierowali dyskusją. Zwłaszcza zgromadzeni w sali panowie desperacko próbowali przedstawić swoje racje, jednak zgromadzone wokół lobby yaoistyczne okazało się godnym dyskutantem i skutecznie broniło swoich racji.

Sobotę rozpocząłem wcześnie, bo już o szóstej, by wziąć udział w „wiedzówce” o Code Geass. Konkurs był przeprowadzony sprawnie i pomimo niewyspania uczestników wszyscy bawili się świetnie, prowadząc pomiędzy pytaniami dyskusję na temat niekwestionowanej niesamowitości serii. Następnie zawitałem na pogadankę o Ao no Exorcist i, zupełnie nie znając tej serii, zapytałem się o czym jest i dlaczego warto ją poznać. Nikt, łącznie z prowadzącym, nie potrafił odpowiedzieć na drugie pytanie, ponadto przez dłuższą chwilę dyskutanci podzielili się na dwie grupy, z których jedna przysiadła w kąciku i rozprawiała na temat swojego ulubionego anime, zaś druga dyskutowała o wszystkim innym. W związku z powyższym panel opuściłem w połowie i udałem się konkurs dubbingowy, na którym nieźle się uśmiałem. Kolejnym punktem programu był „Panel o memach”, na którym dość ogólnikowo przedstawiono genezę i znaczenie najpopularniejszych internetowych mem. Trochę szkoda, że nie starczyło czasu na te związane z mangą i anime, które uważam za o wiele ciekawsze i zabawniejsze.

Komicznym punktem imprezy stały się „WYBORY BISHA KONWENTU Nejiro 3”, na których kilkoro śmiałków próbowało zaskarbić sobie przychylność jury i kobiecej publiczności, i tym samym uzyskać tytuł najprzystojniejszego konwentowicza. Liczyła się umiejętność prawienia komplementów, jędrność pośladków i tym podobne. Następny w kolejności był „Anime Fail”, podczas którego Przemek „Filuś” Koczotowski zaprezentował masę zabawnych potknięć animatorów anime. Zdecydowanie można stwierdzić, że był to panel o najwyższej frekwencji, o czym najlepiej świadczyła wypełniona po brzegi sala. Koniec powyższej prezentacji zbiegł się z premierowym pokazem nowego odcinka krytyczno-parodystycznego programu M jak Ryszard. Tym razem autorzy przeprowadzili dokładną analizę anime Ore no Imouto. Liczna widownia pozytywnie oceniła pracę satyryków częstymi salwami śmiechu. Ciekawym, acz niestety dość mało popularnym panelem było „Fandomowe urban legends”, podczas którego rozmówcy próbowali dociec źródeł wzajemnej niechęci fantastów i miłośników anime. Jak się okazało, wszystkiemu winne jest yaoi. Cosplay stał się chyba cierniem w oku organizatorów, bowiem z uwagi na małą ilość uczestników prezentacja trwała nieco ponad siedem minut. Z drugiej jednak strony stroje zostały wykonane starannie, tak więc było na co popatrzeć i komu robić zdjęcia.

Ostatni dzień konwentu miałem zamiar rozpocząć od „Spotkania z Azorkiem”, ale z uwagi na to, że atrakcja miała godzinne opóźnienie zdecydowałem się na poranny obchód conplace'u. W międzyczasie mój dylemat dotyczący uczestnictwa w panelach „Manga mangowcom nie znana” i „Gundamy i humanoidalne mechy - czy mają rację bytu?” rozwiązał się sam - pierwsza z prelekcji została odwołana. W związku z tym, będąc mimo wszystko laikiem, odważyłem się na dyskusję o Gundamach, w której uczestniczyło jedynie kilku znawców. Dzięki temu wzbogaciłem swoją wiedzę, gdyż dyskusja w małym, ale obytym w temacie gronie okazała się nad wyraz owocna. Ostatnim punktem programu, jaki odhaczyłem na swojej rozpisce atrakcji było podsumowanie konwentu, a w nim skargi, rozmyślania, propozycje, narzekania - standard, aczkolwiek organizatorzy z uwagą wysłuchiwali uwag uczestników. Padła nawet propozycja czterodniowego Nejiro 4, chociaż nie została entuzjastycznie przyjęta. Ale kto wie - do lipca przyszłego roku wszystko może się jeszcze wydarzyć.

Atrakcje, które opisałem powyżej, to tylko marna część tego, co miało do zaoferowania Nejiro 3. Prawdę mówiąc, to w sobotę wieczorem nie byłem w stanie znaleźć czasu na posiłek, a mimo to żałuję, że część atrakcji mnie ominęła z powodu kolidujących ze sobą terminów, a na inne zaś nie starczyło mi czasu (w końcu kiedyś trzeba się wyspać). Skoro już wspomniałem o jedzeniu - na gastronomię uczestnicy tegorocznego Nejiro z pewnością nie mogli narzekać. Ulokowany na parterze i otwarty od ósmej do siedemnastej bufet serwował smaczne dania w cenach „studenckich”, a bogate menu i pożywne porcje bez wątpienia uratowały niejednego konwentowicza od „chińskiej diety”. Jeżeli komuś było mało albo zgłodniał w sobotę wieczorem to świetnym rozwiązaniem okazało się Cosplay Café prowadzona przez Yume Hime, serwujące dania w cenie zgodnej z maksymą „od fanów dla fanów” (oczywiście, jakiś tam zarobek pewnie był, ale ja i tak uważam, że było tanio) i podawane przez przebraną za pokojówki obsługę (która momentami zawodziła, niektórzy czekali na swoje dania po pół godziny). Menu nie było tak bogate, jak w bufecie, ale zestaw jajecznica (ponoć z dwóch, a nawet trzech jaj, może to i prawda), dwa tosty, dwie kiełbaski, 3 bułki okazał się niezwykle skuteczną „metodą na głoda”.

Równie genialnym rozwiązaniem, acz tym razem zapewnionym przez organizatorów, był dostęp do Internetu za pośrednictwem stojących na korytarzu komputerów. Wprawdzie do „cywilizacji” kolejek nie było, ale z oczywistych względów rzadko kiedy której ze stanowisk było puste. Ciekawym pomysłem była konwentowa waluta, którą otrzymywano jako gratyfikację za wygranie konkursów i którą później można było wymienić na nagrody. Problemem było jednak rozdysponowanie środków - na przykład za wygranie „wiedzówki” o Code Geass otrzymałem 30 Nejirów, zaś za najlepszą scenkę yaoi też tyle samo, ale do podziału na dwóch. Poza tym, z mojej perspektywy, interesujących nagród do wyboru nie było za wiele i w niedzielę swoje ostatnie 15 Nejirów oddałem pewnej uczestniczce, którą pozdrawiam i która, z moją pomocą, uzbierała wystarczająco dużo kuponów, by zgarnąć całą kolekcję mangi (to chyba była Wampirzyca Karin). Ot, taka ze mnie dobra duszyczka.

Cóż można więcej napisać? Nejiro 3 był porządnym konwentem z wieloma atrakcjami i bardzo szerokim zakresem tematycznym (o czym świadczy obecność osobnych Korean Roomu, sali komputerowej, Touhou Roomu a nawet projekcje My Little Pony: Freindship is Magic). Jako zwykły uczestnik nie odczułem żadnych niedogodności (no może poza sobotnią poniewierką w poszukiwaniu miejsca do spania oraz prysznicami) i bawiłem się świetnie; na pewno nie odczuwając nudy - zajęć było co niemiara. Kameralny charakter imprezy sprawił, że z jednej strony momentami konwent zdawał się być pusty; z drugiej zaś, ciągłe przebywanie w tłoku nie jest przyjemne. Organizacja spisała się dobrze i mam nadzieję, że za rok ta sama ekipa będzie mogła mnie gościć na Nejiro 4.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.