Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

...Halo, gdzie jesteś?

V.

Autor:Taco
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Komedia, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy
Dodany:2013-04-30 14:15:17
Aktualizowany:2013-04-30 14:15:17


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Proszę nie kopiować.


Szedł przed siebie, nie spiesząc się zbytnio. Przecież ma czas. Po godzinie spóźnienia pewnie się zorientują, co zrobił. Uciekł. W końcu uciekł.

Kiedy napotykał rozwidlenie dróg, wybierał jedną z nich na chybił trafił, byle tylko na północ. Autobusami - jak już musiał nimi jechać - jechał bez biletu, bo nie chciał marnować pieniędzy. Bagażu nie miał prawie wcale, tylko torbę z rzeczami na zmianę.

Prawie wszędzie gdzie przebywał, widział dzieci trzymające rodziców za ręce, biznesmenów spieszących się do pracy, spacerujące starsze małżeństwa, zakochane pary tulące się do siebie na ławkach, pracowników budowlanych w roboczych strojach. Do pewnej godziny spotykał też po drodze uczniów podstawówki, gimnazjum, liceum. Rzadko natomiast spotykał się z widokiem żebraka, czy zagubionego dziecka. Innymi słowy życie toczy się dalej, z takim, czy innym losem.

Wsiadając do autobusu patrzył na pozostałych pasażerów i zastanawiał się jakie to dziwne, że prawie nikt tutaj nic o sobie nie wie. To mu odpowiadało. Mógłby zamieszkać w autobusie, ale przecież to tylko chwilowy środek transportu.

Po paru godzinach dotarł do innego miasta. Inni ludzie, a jednak podobni. Inne budynki, a jednak podobnej konstrukcji. Kolejne miasta. Kolejne parki, autobusy, tramwaje, zwierzęta i ludzie.

Monotonia.

Od godziny drugiej do czwartej znów mijali go uczniowie, tym razem wracając do domów, lub do znajomych.

Nikt go nie zaczepiał. To niesamowite. Ludziom wydaje się, że są ograniczeni przez obowiązki, przez prawo. Tymczasem Alex zobaczył, że ma mnóstwo swobody z której dotychczas nie zdawał sobie sprawy. Nikogo nie obchodziło skąd i dokąd idzie. Jednak do czasu.

O dziesiątej był już oswojony z myślą, że Oni prawdopodobnie wysłali policję, by go odszukali. Więc teraz unikał policjantów jak tylko mógł. Chował się w zacienionych uliczkach, udawał, że do kogoś idzie. Zależało od sytuacji i dostępnych możliwości. Nie mógł dopuścić do tego, by go złapali. Gdyby to się stało, prawdopodobnie zaprowadziliby go na posterunek, a stamtąd do domu. Nie starczy mu odwagi, by ponownie spróbować ucieczki, dobrze o tym wiedział. Wtedy znalazłby się w sytuacji bez wyjścia. Pewnie by został z nimi do końca swojego, lub ich życia. Do końca by się od nich nie uwolnił.

Chmury wisiały nad miastem jakby chcąc je udusić. Od czasu do czasu odzywał się jakiś pies zaniepokojony słyszanym tylko przez niego dźwiękiem.

Alex w parę godzin dotarł z centrum miasta na spokojne obrzeża. Było już dobrze po drugiej, kiedy stwierdził, że jednak przydałoby mu się trochę snu. Znalazł jakąś ławkę za drzewem i się na niej położył.

Mimo że był zmęczony, nie mógł zasnąć. Noc, to pora niepewności. Chłopak dopiero teraz zaczął się poważnie zastanawiać nad tym co zrobił.

Usiadł jak rażony piorunem. A co jeśli go złapią? Co wtedy zrobią? Będzie jeszcze gorzej? Może jednak nie powinien był uciekać? Był bliski paniki.

Zmusił się do spokoju uderzając się w nogi. Zamknął oczy, rękoma podparł głowę.

O czym ja myślę, przecież Oni… A co będzie z Lulą? Teraz na nią przerzucą swoją manię? Nie, raczej nie. Ona dla Nich nie istniała Więc chociaż raz, jeden jedyny raz będę samolubny. Zostawię za sobą wszystkich i wszystko. Tak mówię. Ale czy mi się uda? Co mam robić, co? Nie mogę uciekać w nieskończoność… czy mogę? Niektórzy ludzie przecież żyją podróżując po świecie.

Oderwał się od tych ponurych rozważań. Postanowił nie myśleć o tym w ogóle. Obrał sobie za cel odejść jak najdalej.

Oparł się plecami o pień drzewa, rozglądając się dookoła. Po prawej na wyciągnięcie ręki miał murek obrośnięty bluszczem. Po lewej małe domki jednorodzinne stojące od siebie w pewnej odległości i zwykła droga. Chodnika nie było, więc drogą dedukcji władz miejskich nie było też lamp. Innymi słowy, było ciemno jak w dupie.

Alex wiedział, że nie zaśnie. Był zbyt spięty, zbyt wiele spraw go przytłaczało, by mógł spokojnie zapaść w upragniony sen. Bał się też, że gdyby przypadkiem zasnął, to ktoś wstający stosunkowo wcześnie mógł go zauważyć i się zaniepokoić. Tego obawiał się najbardziej. Następnym razem znajdzie bardziej ustronne miejsce.

Było tak cicho, że zaczął się zastanawiać czy jakimś cudem nie ogłuchł. Jednak to wrażenie zniknęło jak tylko usłyszał gdzieś w oddali sygnał karetki i wtórujące mu psy. Zrobiło się zimno. A niedługo będzie jeszcze chłodniej, idzie zima.

Powiał wiatr, strącając przy okazji parę brązowych liści z drzewa o które się opierał. Spadły z lekkim szelestem na ziemię. Chłopak otulił się szczelniej ciemną bluzą.

Przez siedzenie bez ruchu i wpatrywanie się w martwy punkt, stracił poczucie czasu. Dopiero widząc, że świta, zorientował się, że siedział tak całą noc. Jakby na dowód tego, dały o sobie znać zdrętwiałe nogi.

Popatrzył jeszcze chwilę na domek stojący najbliżej. W jednym z jego okien zaświeciło się światło. Jego mieszkańcy budzą się do życia. Jakby czekając na ten sygnał, wstał z ławki i pospiesznie ruszył prostą ulicą. Postanowił sprawdzić, czy za murkiem jest jakaś rzeczka. Jeśli tak, to dobrze. Był cały zakurzony od drogi. Musiał też spróbować się otrzeźwić ze zmęczenia, a zimna woda to najlepszy na to sposób.

Idąc wzdłuż murka dotarł do skrzyżowania. Skręcił w prawo i szedł tak jeszcze parę minut. Droga dalej wiodła kładką. Alex wyjrzał przez murek. Zbocze było dość strome, ale to mu nie przeszkadzało. Poza tym w dole rzeczywiście płynęła mała rzeka, słychać było jej plusk. Chłopak bez problemu znalazł się po drugiej stronie. Starał się schodzić ostrożnie, ale i tak ślizgał się po mokrej trawie. W mgnieniu oka znalazł się na dole. Podszedł do brzegu rzeczki i przykucnął. Woda była w miarę czysta, lecz nie dość by się napić, czy do niej wejść.

Nabrał jej w dłonie i przysunął twarz.

-Nie radziłbym jej pić - powiedział jakiś głos z góry.

Alex się wzdrygnął i odwrócił w jego kierunku. Na górze, trochę po prawej, znajdował się jakiś człowiek. Siedział w cieniu drzew, prawie niewidoczny.

-Myślałem że nikomu nie chce się wstawać o piątej, tylko mnie. Najwidoczniej się myliłem - dodał.

Alex nie odpowiedział. Odwrócił się tyłem i przemył twarz zimną wodą. Wystarczyła niespodziewana obecność jednego człowieka i już był zdenerwowany. Może to nawet zbyt łagodne określenie, na to, co obecnie czuł. Wszystkie mięśnie miał napięte.

Gdy tylko usłyszał, że mężczyzna schodzi na dół, zerwał się na nogi i szybko wrócił drogą, którą przyszedł. Kiedy biegł przez kładkę, zerknął w dół. Mężczyzna stał na brzegu i ze zdziwieniem przyglądał się uciekającemu chłopakowi.

To już paranoja, pomyślał Alex. Nie potrafił się jednak zatrzymać. Dopiero po chwili zwolnił do marszu.

-Świetny początek, po prostu cudowny - mruknął do siebie. Teraz mijał już pojedyncze domy - trafił do jakiejś większej wsi. Znalazł przystanek autobusowy. Spojrzał na rozkład jazdy i dowiedział się, że pierwszy autobus jedzie dopiero za godzinę.


***


Wyjrzał przez okno autobusu. Mijali prawie same pola. Cały czas było szaro, jak to bywa o szóstej rano. W autobusie był sam, nie licząc kierowcy.

Ogarnął go dziwny nastrój. Siedząc sobie tak spokojnie, nie musiał się niczym martwić. Nie musiał co chwilę patrzeć na zegarek - którego zresztą nie miał - żeby się upewnić, że się nie spóźni do domu. Jeszcze nigdy nie czuł takiej swobody. Mógł pójść gdzie tylko zechciał. Czas leciał spokojnie, autobus się nie spieszył. Mijane puste przystanki, stały samotnie przy drodze, z jednej strony mając gołe o tej porze roku pole, a z drugiej drogę… i też pole. Szare chmury przepływały po niebie z szybkością ślimaka.

Jakiś ptak przeleciał nisko nad ziemią. Pewnie myszołów.

Wszystko było tak spokojne, że mogłoby się zdawać iż nic takiego się nie stało. Że nie uciekł wczoraj z domu, tylko jedzie do babci. On jednak wszystko pamięta. Przecież nie opuścił domu, ot tak sobie. Pamięta też, że żadnej babci nie ma. Mimo tego, że starał się o tym nie myśleć, tkwiło to uparcie w jego podświadomości, jak drzazga w palcu. Usilnie chcesz ją wyjąć, ale przez to otrzymujesz przeciwny efekt. Wbija się coraz głębiej. Z czasem możesz o niej zapomnieć, ale gdy czegoś dotkniesz tym palcem, ból ci przypomni.

Wysiadł na ostatnim przystanku. Znalazł się w jakimś miasteczku. Spojrzał na tablicę - Przymość. I niby co mu to daje? Do momentu, gdy był daleko od swojego domu, nie obchodziło go, gdzie przebywał.

Zaburczało mu w brzuchu. Aż do teraz nie zdawał sobie sprawy, że jest głodny, wyjął więc z torby kanapkę i jadł nie zatrzymując się. Znowu szedł szarymi chodnikami, pomiędzy napływającymi ludźmi, którzy dopiero co wyszli z domów.

Odetchnął głęboko i podążył za tłumem. No, może te siedem osób to nie tłum, ale grupka. Szli do pracy. Niektórzy wsiadali do samochodów, niektórzy szli pieszo, lub jechali rowerami. Jakaś kobieta, spotkała po drodze przyjaciółkę, która do niej dołączyła. Po chwili z przodu można było usłyszeć wybuchy ich śmiechu. W uliczce po prawej ojciec zaganiał dzieci do samochodu. Pewnie zawoził je do szkoły. Sądząc po ich minach, nie były z tego zadowolone.

Przebiegła koło niego jakaś dziewczyna i skręciła w pobliską uliczkę.

Rudy kocur wskoczył na płot i gapił się na przechodniów. Nagle coś go zainteresowało i zeskoczył z powrotem w krzaki. Po chwili Alex się zorientował, że idzie za nim. Wkrótce dołączyła do niego mała dziewczynka. Szli tak przez parę minut. W końcu Alex się zatrzymał i gwałtownie odwrócił. Dziewczynka krótko krzyknęła, a kot po prostu usiadł. Pięknie - pomyślał sobie chłopak - teraz jeszcze straszę małe dzieci.

-No? - zapytał.

Mała spojrzała na niego zdziwiona.

-Czemu za mną leziesz? - rozwinął swoją wypowiedź.

-Bo mam po drodze - uśmiechnęła się niewinnie.

Teraz to on się zdziwił, ale postanowił dać temu spokój. Niedługo małej się znudzi i sobie pójdzie. Na razie jednak nic na to nie wskazywało. Cały czas szła trochę z tyłu, starając się nadążyć za tempem chłopaka.

-Idź do domu. - powiedział do niej.

-Idę.

-Ha?

-No mówiłam, że mam po drodze.

Nastąpiła krótka przerwa.

-Dalej, ruszaj przodem. No już, sio!

-Ale ja wolę z tobą - oznajmiła.

-Ze mną? Dlaczego?

-Bo tak.

Wyjaśnienie które dzieci uważają za wystarczające. Bo tak. W tym momencie Alex poczuł że coś ociera mu się o nogi. To był ten rudy kocur. Chłopak ruszył dalej, kot też.

-No widzisz? Nawet kropka woli iść z tobą, niż bez ciebie - stwierdziła rozsądnie i uśmiechnęła się rozbrajająco.

Nie odezwał się.

Mała dreptała koło jego nogi, wraz z kropką, która zdawała się być facetem.

-Dlaczego kropka? - zapytał mimo wszystko.

-Bo tak.

Westchnął ciężko.

-Jak masz na imię, braciszku?

Braciszku?

-Alex - odpowiedział niechętnie.

-Aleks? Aleksander? Jak ten od migreny?

-Że co?

-No, był kiedyś taki lekarz w Grecji, bardzo dawno temu i miał na imię Aleksander. Podobno pierwszy odróżnił migrenę od zwykłego bólu głowy.

-A ty wiesz co mówisz? - zapytał się, zdziwiony jej wiedzą.

-Hmmm. Nie wiem co to jest migrena, ani gdzie jest Grecja, ale wiem, że był ktoś taki, jak ten lekarz.

No tak.

-Skąd to wiesz?

-Moi rodzice są lekarzami. Poza tym mama interesuje się średniowieczem. I Grecją. Zwłaszcza Grecją. Ale ja od Grecji wolę Kropkę. Zawsze jest blisko mnie. No i nie muszę się zastanawiać co znaczy. Bo znaczy tylko to, że jest moim kotkiem. A ty braciszku, lubisz koty?

-Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Miałem tylko psa.

-Tak? A jak się nazywał?

-Wafel - odpowiedział.

-Smakowicie! - roześmiała się mała.

-Rozumiem, że lubisz słodycze?

-Pewnie! A kto nie lubi?

-Mam… przyjaciela który ich nie lubi.

-Naprawdę? To musi być dziwaczny. Ja nie potrafię sobie wyobrazić siebie, nie… Ech. Zgubiłam się. Nie mogę wyobrazić sobie… Jak to powiedzieć, no? O, tak: zawsze będę jeść słodycze.

-Hm.

Szli przez chwilę w ciszy.

-Alex?

-Co?

-Ile masz lat?

-Szesnaście.

-To jesteś starszy od mojego braciszka. Ale będzie zazdrosny, że ja mam prawie dorosłego przyjaciela, a on nie! Bo wiesz, on ma czternaście i nawet nie zna nikogo z liceum - zachichotała zadowolona z siebie.

Nie mógł się do niej przyzwyczaić. I nie chodzi tu o samą jej obecność, ale także o sposób rozmowy, zachowanie. Czy on kiedykolwiek był taki beztroski? Mała nie zwracała uwagi na to, że jest obcy, starszy i niezbyt rozmowny.

-Uwaga na łopatki - powiedziała konspiracyjnie.

Spojrzał na nią pytająco.

-Potrafią latać - dodała.

Nie zdążył się jej zapytać o co chodzi, bo nagle z pobliskiego domu wyleciała - dosłownie - energiczna kobieta z łopatką w dłoni i rzuciła w ich stronę:

-TY tam, młodzieńcze o nieokreślonym wieku! Zostaw moją córkę w spokoju! A TY moja panno… Co ci mówiłam?

-„Nie szwendaj się z obcymi po ulicy, nawet jeśli wyglądają przyjaźnie i nawet jeśli idą w tym samym kierunku co ty. Nie zaczepiaj, wal prosto do chaty” I jeszcze było: „Jasne?”

-No to co robisz?! - kobieta zdenerwowała się jeszcze bardziej.

-Szwendam się z braciszkiem Alexem. Widzisz? Nie jest obcy - uśmiechnęła się figlarnie.

Kobiecie opadły ręce.

-Ah, mamo. Mógłby Alex zostać u nas na obiedzie?

-Co? - zapytali równocześnie.

-Ale kochanie, dopiero co zjedliśmy śniadanie - przejęła inicjatywę matka małej.

-No właśnie. Będę więc miała czas by się z nim pobawić... znaczy się porozmawiać - odparła. -Porozmawiać, hę? - zerknęła przy tym podejrzliwie na chłopaka. Nie przejął się.

-Nie mam najmniejszego zamiaru... - zaczął spokojnie, ale mała nie pozwoliła mu dokończyć.

-Niee! Braciszku zostań - i przylgnęła do jego nogi. Chłopak zdrętwiał na chwilę. Może i była małą dziewczynką, ale jednak dziewczynką. Poza tym, ostatnią rzeczą jakiej mu teraz brakowało, to bliskości drugiego człowieka. Walczyły w nim różne uczucia. Dominująca bitwę toczyły jednak chęć zostania i instynkt samozachowawczy - aczkolwiek mocno przeczulony. Wygrał instynkt. Z delikatnością na jaką go było w tej chwili stać, odsunął dziewczynkę od siebie i uciekł. Znowu. Tym razem nie oglądał się za siebie. Wiedział że mała jest strasznie zawiedziona, a matka pewnie utwierdziła się w przekonaniu, że Alex był jakimś podejrzanym typem. Ale to już go nie obchodziło. Mała była i się zmyła, a właściwie to on się zmył i to z prędkością błyskawicy.

Chciał zniknąć. Zejść wszystkim z oczu, pozostać niezauważonym. Aż do teraz nie zdawał sobie sprawy, że boi się ludzi tak bardzo. Myśl, że miałby się teraz znaleźć w zamkniętym pomieszczeniu z innymi ludźmi przeraziła go. A co jeśliby go tam zamknęli? Przeciętnemu człowiekowi nie przyszłoby to nawet do głowy, a jemu wydawało się to bardzo prawdopodobne.


***


Dzień po dniu spędzał tak samo. Wstawał wcześnie rano, często jeszcze bardziej zmęczony niż poprzedniego dnia, bo rzadko udawało mu się zasnąć. Jak już to tylko na parę godzin. Jadł to, co mu jeszcze zostało i szedł dalej. Chował się przed policją i różnymi pijanymi natrętami. Szedł praktycznie cały czas. Wyglądało też na to, że nie miał zamiaru nigdy się zatrzymać.

Jakoś po tygodniu skończyło mu się jedzenie, więc zaczął je kupować. Kiedyś musiał.

Chyba tylko raz zdarzyło mu się uciekać przed glinami. Ale to był nieszczęśliwy przypadek, bo przeważnie udawało mu się w ogóle ich nie spotykać, a przynajmniej nie na tyle, by zorientowali się kim jest.

Przecież jednak zgłoszenie o jego zaginięciu, czy ucieczki(nie wiedział jak Oni to opisali) nie mogło się rozejść na cały kraj. W końcu było wiele takich przypadków - jak przypuszczał. Prawdopodobnie każdy rejon ma takich swoich „uciekinierów” i nie przejmował się obcymi.

Grudzień. Przygotowania do Wigilii Bożego Narodzenia. Kupowanie prezentów, choinek. Wszędzie radość, śmiech i żarty. Nawet bezdomni wydają się być mniej źli na społeczeństwo, które zepchnęło ich na margines. Alex nie mógł tego wszystkiego pojąć. Z czego oni się cieszą?

Zima w tym roku zaczęła się wyjątkowo łagodnie, z czego był zadowolony. Co z tego, że od czasu do czasu spadł jakiś drobny śnieg, skoro i tak od razu topniał. W końcu było aż 12 stopni w plusie.


***


Ludzie muszą mieć jakiś cel w życiu. W końcu to jest coś, co kieruje naszymi poczynaniami. Ustawiamy wszystko tak, żeby być jak najbliżej swojego celu. Nie ważne czy cel ten znamy już od dzieciństwa, czy odnajdujemy go po trzydziestu latach życia.

Alex się zastanawiał, czy on też kiedyś znajdzie pretekst do życia. Możliwe, że nie.


***


Ostatni tydzień grudnia był spokojny. Ludzie odpoczywali po Świątecznym obżarstwie, lub ewentualnie chodzili po sklepach w poszukiwaniu nowych, eleganckich strojów na Sylwestra. Sylwester. Dla Alexa ten dzień nigdy nie kojarzył się dobrze. Zawsze był wtedy na haju. Wyjątkowo trochę z własnej woli. Wolał nie pamiętać co się wtedy działo, lecz nie zawsze mu to wychodziło. Niektóre wydarzenia zapadały mu głęboko w pamięć. Pomimo że większość z nich mieszała się ze sobą, rozmywała, to tak czy tak, nie mógł się ich w żaden sposób pozbyć.

Teraz kiedy stał na skrzyżowaniu jakiegoś dużego miasta, wszystko do niego wracało. Ponownie czuł tamten dotyk, czuł zapachy i słyszał dźwięki. Przeżywał wszystko od nowa, jak wiele razy przedtem. I tak jak przedtem, nic nie mógł na to poradzić.

Objął się rozpaczliwie ramionami i usiadł na chodniku. Nie obchodziło go, że teraz wygląda jak typowy bezdomny, jeśli takie określenie w ogóle istnieje. Nie obchodziło go to, że zwraca na siebie uwagę.

Zegar wiszący na pobliskim budynku pokazał właśnie dwudziestą pierwszą trzydzieści. O tej godzinie u niego „w domu” zaczęliby się już schodzić „goście”.

Zadrżał, niekoniecznie z zimna.

Starał się odpędzić wspomnienia myśląc o Luli. Przez to, dodatkowo zaczął się martwić. A przecież postanowił sobie, że nie będzie o tym myślał.

Patrząc pomiędzy rękoma na chodnik, zauważył czyjeś buty.

Ktoś przed nim stał.

Alex spojrzał w górę.

„Ktoś”; okazał się być policjantem.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.