Opowiadanie
...Halo, gdzie jesteś?
VII.
Autor: | Taco |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Komedia, Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2013-05-09 15:43:15 |
Aktualizowany: | 2013-05-09 15:43:15 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Proszę nie kopiować.
-Stało się coś chłopcze? - zapytał policjant.
Alex utkwił spojrzenie w kolanach mężczyzny, bo żeby spojrzeć wyżej musiałby zadzierać głowę. A na aż tyle nie było go stać. Ani na ucieczkę, wiedział o tym doskonale. I tak, gdyby zebrał w sobie siły, to nie przebiegłby nawet pół metra. Policjant był zbyt blisko, złapałby go bez większego problemu.
-Hej, słyszysz mnie? - odezwał się znowu. Alex zerknął na niego spode łba i szybko opuścił wzrok. Nie zobaczył nawet jego twarzy. Policjant odebrał to jako potwierdzenie. Ukucnął przy nim. Szukał wzrokowego kontaktu, ale go nie znalazł, chłopak spoglądał gdzieś w bok.
-Stało Ci się coś? - ponowił swoje pytanie. Alex wiedział, że takie milczenie wpakuje go tylko w tarapaty, ale nic sobie z tego nie robił. Mężczyzna prawdopodobnie zrozumiał już na samym początku, że chłopak nie zamierza odpowiadać, ale nie zniechęcał się do rozmowy, nawet jeśli miałaby wyglądać podobnie do monologu.
-Nie musisz się mnie bać - powiedział, a po chwili dodał - Nie zakuję cię i nie zaprowadzę na posterunek za to, że sobie siedzisz na chodniku, jeśli o to się martwisz. Ja chcę tylko wiedzieć, czy wplątałeś się w jakieś kłopoty? Z twojego zachowania wnioskuję, że to coś w tym stylu. Opowiesz mi?
Brak odpowiedzi.
-Chcę ci pomóc.
Cisza.
-Możemy tu siedzieć do rana a nawet dłużej. Mi to nie przeszkadza, a tobie?
Alex spojrzał mu w oczy trochę zdezorientowany zachowaniem gliny. Mężczyzna wyglądał na zmęczonego, uśmiechał się smutno. Zerknął zaniepokojony na jego ręce. Obydwie opuścił luźno wzdłuż tułowia. Na resztę nie zwrócił uwagi.
-Ok - stwierdził policjant i usiadł naprzeciwko ze skrzyżowanymi nogami.
Chłopak nie spuszczał wzroku z rąk.
Długo siedzieli tak nie odzywając się do siebie. Alex był spięty, przez co bolały go wszystkie mięśnie.
Piętnaście minut później pojął, że facet nie kłamał mówiąc, że może z nim siedzieć do rana. Denerwował się, czego ten obcy i tak nie mógł zauważyć. Widział jego twarz nie wyrażającą kompletnie nic, więc zaczął się zastanawiać, czy nie jest pod wpływem jakichś środków… kiedy obiekt jego dociekań odezwał się, bynajmniej nie grzecznie.
-Odwalisz się facet? - barwa jego głosu totalnie zaskoczyła mężczyznę. Był jakby zachrypnięty.
-Niestety nie - odpowiedział bez widocznego żalu - Słuchaj, ja naprawdę mogę siedzieć tu długo. Mam ciepłą kurtkę, a ty tylko bluzę. Może i nie ma mrozu, ale ciepło też nie jest. Nie sądzisz, że byłoby lepiej - zwłaszcza dla ciebie - gdybyśmy usiedli w jakiejś restauracji i wypili, lub zjedli coś ciepłego?
Wstał, wykonując zapraszający gest.
-Chodź, kupię ci herbatę, czy co tam będziesz chciał.
Alex rozważył propozycję. Potem podniósł się z ziemi i niechętnie podążył za mężczyzną. A co tam, zaryzykuję. Przynajmniej najem się za darmo. No i zawsze w razie czego można sypnąć mu soli w oczy. Pomyślał.
Weszli do mocno oświetlonego budynku o nazwie „Restauracja i bar u Maliny”.
W środku nieliczni klienci przeklinali po cichu swojego pecha. W końcu był Sylwester, a oni siedzieli sami w jakiejś marnej knajpie.
Przechodząc obok, kelnerka przywitała nowo przybyłych i poczłapała dostarczyć zamówienie. Glina usiadł przy trzecim stoliku po prawej, koło okna i patrzył wyczekująco na chłopaka. Alex po chwili wahania usiadł sztywno z drugiej strony stołu.
-No to co chcesz zjeść? - zapytał mężczyzna.
Alex przeniósł spojrzenie z nieciekawego obrazu wiszącego nad ladą, na jego twarz. Która prawdę mówiąc nie była dużo ciekawsza. Potem zerknął na menu i wskazał palcem na spaghetti.
Policjant zawołał pobliską kelnerkę. Akurat wypadło na tą samą co ich witała.
-Poproszę spaghetti dla niego i... co chcesz do picia? Herbatę? - zwrócił się do Alexa. Jak zwykle odpowiedziała mu tylko cisza. Kelnerka dziwnie się na niego spojrzała.
-No dobrze, to niech będzie herbata, a dla mnie tylko kawę - dokończył.
Kobieta skinęła głową, powtórzyła leniwie zamówienie i odeszła w kierunku kuchni.
Policjant zaczął zadawać pytania i wiedząc że nie dostanie odpowiedzi, sam to robił w myślach.
-Jak masz na imię? - Nie powie.
-Rozumiesz co do ciebie mówię? - ...raczej tak...
-Dlaczego tam siedziałeś? - Chyba nawet nie chcę wiedzieć.
-Uciekłeś z domu? - Na pewno.
-Jesteś pełnoletni? - Nie wygląda.
...nie odzywaj się...
Chłopak zaczął wątpić czy to był dobry pomysł, tak po prostu iść z nim na jedzenie. Zerkał ciągle w stronę drzwi.
W końcu facet westchnął ze znużeniem. Poddał się, nie umiał nawiązać z nim kontaktu.
Siedzieli i zjedli w ciszy.
Niespodziewanie odezwał się Alex:
-No i co?
Mężczyzna spojrzał na niego zaskoczony.
-Co, co?
-Spełniłeś swoją potrzebę pomocy społeczeństwu?
-Myślisz, że dlatego... - zamilkł na chwilę - Może masz rację. Nienawidzę swojego zawodu, bo nie ma on nic wspólnego z ochroną, na co wskazywałaby sama jego nazwa. Nie potrafimy tego porządnie robić. Więc tak, chciałbym zrobić coś dla naszego gównianego społeczeństwa. Ciebie spotkałem przypadkowo i może nawet przypadkowo mogę Ci pomóc, tylko powiedz mi, czego potrzebujesz.
Jego spokojny głos przyciągnął uwagę Alexa. Postanowił być choć przez chwilę szczery z osobą, która przypadkowo znalazła się w jego życiu. W końcu był tylko przechodniem. Przechodni spotyka się, chwilę istnieją w naszym życiu i znikają, czasem coś zostawiając, a czasem coś zabierając ze sobą. Ty zapominasz o nich, oni o Tobie.
-Potrzebuję mieszkania - powiedział patrząc mu prosto w oczy.
Policjant westchnął.
-Nie masz najmniejszego zamiaru wracać do domu?
-Nie.
Westchnął ponownie i wyjrzał za okno. Po chwili powiedział:
-Ok. Postaram się - I wyciągnął komórkę.
-Do kogo dzwonisz? - chłopak zapytał podejrzliwie.
-Do znajomej, która ma pokój do wynajęcia.
Alex spojrzał na niego zaskoczony. Nie myślał, że ten koleś naprawdę mu pomoże, uważnie śledził jego ruchy. Mężczyzna wybrał numer i czekał, aż ktoś odbierze.
-Hej, Małgosiu, tutaj Grzegorz. Znalazłem chętnego na mieszkanie - powiedział do słuchawki, po czym nastąpiła krótka przerwa - Tak, ale jest pewien haczyk. Jest niepełnoletni. Wiem, nie sądzę, żeby miał - kontynuował Grzegorz - Och daj spokój, na pewno się dogadacie w tej sprawie... Naprawdę Gosia, chłopak nie ma gdzie się podziać - Policjant odchrząknął zażenowany, ale zaraz potem uśmiechnął się szeroko - Naprawdę? Świetnie, dzięki. To kiedy możemy przyjść? Dobra, zaraz będziemy.
Schował telefon do kieszeni i zwrócił się do Alexa:
-Właścicielka chce się z Tobą spotkać.
Chłopak popatrzył uważnie na policjanta.
-Ok - powiedział tylko.
-To chodźmy - Mężczyzna wstał i skierował się do wyjścia.
Ich miejscem docelowym okazała się pokaźna kamienica, do której dotarli po dziesięciu minutach. Budynek wyglądał na stary, ale ogólnie był w dość dobrym stanie. Na ławce, przy schodkach prowadzących do drzwi siedziała mocno pomarszczona babcia z założoną nogą na nogę, paląca cygaretkę. Przypatrywała się jak przechodzą koło podniszczonego bukszpanu rosnącego przy chodniku.
-Gosia, miło cię widzieć. Nie musiałaś schodzić na dół - powiedział do niej policjant.
-Musiałam. Nie pozwalam nikomu palić w domu, a nie łamię swoich zakazów - odparła uśmiechnięta.
-Swoich nie...
Wstała i zmierzyła Alexa krytycznym wzrokiem.
-A więc ty jesteś tym bezdomnym dzieciakiem. No dobra, wejdźcie do góry, pogadamy.
Zdusiła papierosa, po czym otworzyła drzwi zapraszającym gestem.
-Śmiało.
Na wprost drzwi znajdowały się schody z metalową, przyrdzewiałą poręczą. Po obydwu ich stronach ciągnęły się krótkie, wąskie korytarzyki, prawdopodobnie prowadzące do czyichś pokoi. Babcia zaprowadziła ich po schodach do góry i skręciła w korytarz po prawej. Biegł równolegle do schodów. Na jego końcu znajdowała się mała kuchnia z oknem wychodzącym na ulicę.
-Siadajcie. A ty chłopcze z łaski swojej powiedz, jak się nazywasz? Bo moje imię podejrzewam, już znasz.
Usiedli na skrzypiących krzesłach, przy stoliku w kącie pomieszczenia.
-Artur - odpowiedział Alex.
-Naprawdę? - babcia uniosła brew w niedowierzaniu.
-Alex - Stwierdził, że nie ma różnicy jakie imię poda.
Policjant popatrzył na niego niedowierzając. Z nim, ledwo co chciał gadać.
-Niech będzie Alex.. Jak zamierzasz zapłacić za pokój?
Zwolenniczka „wal prosto z mostu”.
-Znajdę jakąś pracę.
-Aha. A jak twoim zdaniem zdobędziesz czterysta złotych, powiedzmy co dwa miesiące?
-Czterysta...? - chłopakowi zrzedła mina.
-Dobra, niech będzie trzysta. Ze względu na to, że jesteś nieletni. Ile tak w ogóle masz lat?
-...to nieistotne.
-Oczywiście że istotne.
-Szesnaście.
-Szesnaście! Grzegorz! Czyś ty zwariował?! Mówisz mi, że znalazłeś chętnego na pokój, niepełnoletniego. Ale ja myślałam że niedługo skończy tą osiemnastkę! A to jest dzieciak. Ma minimalne szanse na zdobycie jakiejkolwiek pracy, dzięki której mógłby mi zapłacić!
-Szanse zawsze są - wtrącił się Alex.
Babcia umilkła.
-Tak? A niby gdzie dostaniesz pracę bez zgody rodzica?
-Mógłbym... zostać prostytutką.
-Haaa...- babcia się zapowietrzyła.
-Prostytutką! - chwyciła się za pierś - Chcesz żebym zawału dostała? Odbiło Ci?
Wzruszył ramionami. Przy stole zapadła grobowa cisza.
-Dobrze. Skoro jesteś taki zdesperowany, pomogę Ci poszukać pracy. Do czego to doszło... JA muszę pomagać lokatorowi, który jak na razie nie może mi zapłacić... I nawet nie myśl o prostytucji, co to, to nie! - zwróciła się do chłopaka - Skąd w ogóle taki pomysł? Ta dzisiejsza młodzież!
-Ale, zaraz. Skoro nie mam czym zapłacić, to gdzie-
-Do czasu gdy znajdziemy Ci pracę, nie musisz płacić. A potem będę Cię kasować regularnie co trzy miesiące na trzysta trzydzieści - stwierdziła dobitnie.
-Chwila. Dotychczas było tylko trzysta - zauważył Alex.
-To za MOJĄ fatygę. Koniec dyskusji. Chodź za mną, pokażę Ci twój pokój.
-...Czyli mam mieszkanie?
-Co, chcesz jeszcze spisać umowę? A, nie, przepraszam. Zapomniałam że i tak byłaby nieważna - uśmiechnęła się ni to wrednie, ni to miło.
Chłopakowi opadła szczęka. Nie przeszkadzało mu zachowanie babci, mogła zachowywać się jak chciała, w końcu jest u siebie. Chodziło o to, że ma gdzie mieszkać. Nie myślał, że pójdzie tak łatwo.
-To ja już sobie pójdę. Powodzenia... - policjant uśmiechnął się na pożegnanie i zszedł po schodach.
Babcia poprowadziła chłopaka do drzwi tuż przy kuchni i je otworzyła jednym z kluczy, wyciągniętych z kieszeni.
-Dopóki nie będziesz palił, brał narkotyków, lub sprowadzał hałaśliwych gości, pokój jest twój - powiedziała - możesz wprowadzić się od zaraz. Od zaraz możesz też zacząć poszukiwania pracy.
-Dziękuję.
Chłopak wszedł do pokoju. Był prawie pusty. Jedynymi meblami były łóżko, które stało pod oknem; stolik nocny i szafa na ubrania. W pokoju znajdowała się też łazienka.
Alex odłożył torbę na podłogę i wyjrzał przez okno. Widok miał na ulicę, krzyżującą się z tą, z której przyszli. Latarnie paliły się słabym żółtym światłem, rozjaśniając czerń nocy. W oknach budynków po drugiej stronie ulicy także nie było ciemno. Nagle ponad dachy wystrzeliło z donośnym gwizdem mnóstwo kolorowych fajerwerków, a po nich następne. Patrzył na to obojętnie.
-Wesołego Nowego Roku - usłyszał za plecami.
To był jego najlepszy Sylwester.
Siedział na łóżku. Już nie na ławce, trawie, czy betonie. Na miękkim łóżku.
Nawet nie zauważył kiedy babcia sobie poszła. Zamknął drzwi, które ona zostawiła otwarte i wrócił z powrotem pod okno. Nie wiedział ile minęło czasu, od chwili, gdy siedział tam, na chodniku.
Ludzie na zewnątrz ciągle świętowali Nowy Rok, wnioskując po odgłosach fajerwerków, puszczanych już tylko sporadycznie. Mimo, że tam było słychać muzykę, to w całej kamienicy zalegała cisza. Babcia pewnie nie lubiła imprez do rana. Alex zaczął się zastanawiać, czy ktokolwiek jeszcze mieszka w tej kamienicy.
Sięgnął po plecak i wyciągnął z niego zeszyt.
01 styczeń 2008
I jednak wróciłem do pisania. Kto by pomyślał, że jeszcze kiedykolwiek będę miał ku temu okazję.
Przez miesiąc może nie dziać się nic, a w jeden dzień wszystko. Mam mieszkanie. Ciągle wydaje mi się to snem, ale to się dzieje naprawdę. Teraz tylko muszę znaleźć pracę.
Pewnie nie będ
Dużo później
Zasnąłem. Obudziłem się jakoś godzinę temu, leżąc na wznak, z długopisem w łopatce. Pierwszy raz od dłuższego czasu spałem pięć godzin bez przerwy. Nic mi się nawet nie śniło. Podobnie było, kiedy zemdlałem w jakiejś uliczce... Po prostu czarna dziura. Z tą różnicą, że jak wtedy się obudziłem, czułem się jak przemielony i wypluty kawałek chleba, którego swoją drogą wtedy właśnie mi brakowało, by nie zemdleć ponownie.
Posłuchałem swojego głosu rozsądku, a konkretnie odgłosu dochodzącego z brzucha i poszedłem do kuchni. Podłoga zaskrzypiała lekko pod moim ciężarem.
W kuchni nie było nikogo, ale na stole znalazłem złożoną karteczkę z moim imieniem. W środku było napisane:
„Dzień dobry drogi nieletni.
Czuj się jak u siebie, tylko nie wchodź innym do pokoi.
Na razie możesz brać z lodówki i spiżarni (jest po prawej) co chcesz, ale później będziesz musiał sobie kupować.
Smacznego.
Szukaj pracy!”
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.