Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Ostatni smok

Ostatnie zakupy w ferie

Autor:Michiszisa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Fantasy, Komedia, Mroczne, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2012-05-24 19:26:20
Aktualizowany:2012-05-24 19:27:20


Poprzedni rozdział

Proszę nie kopiować.

Miło są widziane komentarze te miłe i nie tylko ^.^


Hey I'm lonely so lonely

Kolejna piosenka skończyła się każąc mi wstać z łóżka. Niechętnie to zrobiłam i zeszłam na dół na śniadanie. Dziadek miał dzisiaj wrócić ze szpitala, więc postanowiłam bardziej się otworzyć i coś mu kupić na powitanie. Szczerze, to właśnie jego najbardziej szanuję i kocham w mojej rodzinie. Jest dla mnie nie tylko dziadkiem, ale również ojcem. Bardzo go kocham.

- Co dzisiaj robisz? - spytała mnie babcia jak zwykle będąc zbyt zatroskaną kobietą.

- Nie ważne - odparłam. Może i to dość okrutna odpowiedź, ale zawsze z nią tak rozmawiałam. Tylko w ten sposób pokazuje jej swoje uczucia, nie, to nie są uczucia. Nie wiem czym to jest, ale na pewno nie uczuciem. Stawiam pomiędzy nami mur tak twardy jak ten wokół mego serca. Ostatnio buduję go przed wszystkimi...

- No powiedz mi.

- Nie. Daj mi w końcu spokój - już dialog zaczął przemieniać się w kłótnię. Czemu jestem taka okrutna? Mniejsza o to. Postanowiłam dziś iść na zakupy z Madaną. To mi trochę polepszy humor. Mam bynajmniej taką nadzieję.

- Do kogo dzwonisz?

- Do kogoś - kolejna odpowiedź bez sensu.

- Do Madany?

- Nie ważne. Dasz mi w końcu spokój?

- No dobrze, dobrze - poszła do swojej sypialni, a ja znów poczułam to okropne uczucie na sercu. Jednak szybko mi przeszło, kiedy usłyszałam w komórce głos koleżanki. - No hej. Masz czas? No. A do miasta coś kupić. No spoko, to za pół godziny, no, okey. Bey - rozłączyłam się i poszłam po skórzaną kurtkę. Było dziś bardzo ciepło, a śnieg całkowicie stopniał, więc tylko jeszcze znalazłam swoje buty i byłam gotowa do wyjścia. Podeszłam do drzwi przed korytarzykiem, kiedy usłyszałam podciąganie nosem w pokoju babci.

- Płaczesz? - spytałam chłodno zerkając przez ramie do jej sypialni.

- Nie - odpowiedziała, ale ja dokładnie słyszałam w jej głosie ten ból oznaczający kłamstwo. Kiedy ona w końcu zrozumie, że mnie nie da się oszukać? Jestem przecież mistrzynią kłamania, manipulowania ludźmi i doskonałą złodziejką od młodych lat. Właśnie tak, jestem potworem.

- Żałosne - prychnęłam kpiącym głosem i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Wtedy usłyszałam jej płacz. Powstrzymywała się aż wyjdę z domu. Zraniłam ją po raz kolejny, gdy próbowała się do mnie zbliżyć.

- Idiotka ze mnie - wyszeptałam opierając się o drzwi od mieszkania i poszłam na wał gdzie miałam się spotkać z Madaną. W prawdzie miałam jeszcze dwadzieścia minut, ale musiałam pobyć trochę sama. Musiałam na chwilę wrócić do swojej samotności bez której ciężko mi żyć. Usiadłam sobie na murku i zaczęłam podziwiać widoki. Las był taki spokojny, a woda płynęła swoim tempem. Zwierzęta, chmury, wszystko było wolne oprócz mnie. Tak bardzo pragnę być jak ptak, mieć skrzydła aby wzbić się wysoko w powietrze i odlecieć od swojej ciemności. Jednak to nie takie proste. Nic nie jest proste, a im starsza zaczęłam się robić, tym świat zaczął być okrutniejszy. Wszystko zaczęłam widzieć w czarno szarym kolorze. Nigdzie już nie potrafię dostrzec innego koloru niż czerń.

- Witaj panienko Yoshino - nagle poczułam jak ktoś bierze moją dłoń i delikatnie całuje. O dziwo od razu wiedziałam, kto to był. - Tak się cieszę, że znów mogłem cię spotkać - no bez przesady. Co to ma być za zachowanie?

- Czego ty chcesz? Czemu mnie szpiegujesz? - warknęłam robiąc groźną minę i szybko zabrałam rękę.

- Pragnę panience wyłącznie służyć - totalnie mnie zatkało. Poczułam się jak w jakimś filmie. Przecież to niemożliwe aby w realu jakiś chłopak w wieku dziewiętnastu, dwudziestu lat mówił coś takiego dziewczynie, którą spotkał dopiero drugi raz.

- Jaja sobie ze mnie robisz? Weź się odwal - zaczęłam być stanowcza, kiedy on uklęknął na jedno kolano i znów chwycił mnie za rękę.

- Zabij mnie jeśli nie mogę być twoim sługom. Tylko po to żyłem, aby w końcu cię spotkać i chronić jak tylko potrafię - nie wiem dlaczego, ale nagle poczułam jakąś ulgę. Na dodatek dopiero teraz mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Miał nieskazitelną, jasną karnację i błękitne oczy. Włosy sięgały mu do brody, a grzywka zakrywała czoło. Ubrany był w czarny garnitur, a dłonie okryte miał krótkimi rękawiczkami, które odkrywały nadgarstek i kawałek dłoni.

- Nie warto ginąć przeze mnie - co ja wygaduję? Dlaczego tak mi gorąco w policzki? Co się ze mną dzieje?!

- Yoshina? - teraz to już była przesada. Akurat w tym momencie, kiedy ten cały Soushi klęczał trzymając mnie za rękę, to musiała zjawić się Madana. Jej wyraz twarzy mówił sam za siebie. Była zaskoczona. Z całą pewnością się tego nie spodziewała. Najgorsze było to, że mogła sobie nie wiadomo co pomyśleć.

- Madana... cześć - szybko zabrałam rękę i wstałam uśmiechając się od ucha do ucha. - Idziemy?

- Kto to? - jakbym sama wiedziałam. Kiepskie pytanie mi zadała, ale on musiał znów dziwacznie się zachować. Podszedł do niej i pokłonił się nisko jak najprawdziwszy dżentelmen.

- Jestem Mizawaka Soushi. Miło mi poznać przyjaciółkę panienki Yoshiny - ja już całkiem zgłupiałam. Kim on jest? Zachowuje się jak pies i jeszcze zgrywa strasznie miłą osobę. Nie rozumiem go. Jest pierwszą osobą, której nie mogę zrozumieć.

- E... - nawet ona stanęła jak słup nie wiedząc co zrobić. Jakie to zabawne... Zaraz, ja się uśmiecham. W dodatku tak łagodnie, czy to mój prawdziwy uśmiech? Szybko, mam nadzieję, że nikt z nich go nie widział. Cholera, jego spojrzenie. Patrzył na mnie, na pewno to widział. Czemu się do mnie uśmiechnął? Tak... inaczej.

- Chodźmy już Madana - pospieszyłam brązowowłosą i poszłyśmy wałem do mostu, który łączył nasze miasto z Niemcami. - Jak tam ferie? Byłaś gdzieś? - zaczęłam ją wypytywać, aby jak najwięcej mi powiedziała. Od zawsze wolałam słuchać niż opowiadać, bo jakoś nigdy nie miałam o czym. Ale dlaczego on cały czas idzie za nami? Czemu tak bardzo chce mi służyć? Przecież nie jest duchem, ani demonem. Zaraz... czyżby to było moje marzenie? Czyżby demon spełnił moje pragnienie? Czemu więc nic o tym nie wiem? Sama już nie wiem! Muszę przestać myśleć o tym wszystkim, muszę zacząć patrzeć na teraźniejszość. Właśnie tak, teraźniejszość...

- Niech panienka uważa! - czemu do mnie krzyknął? Co się stało? Czemu jestem w jego objęciach?

- Yoshina, nic ci się nie stało? - spytała zaniepokojona Madana i dopiero wtedy zrozumiałam do czego doprowadziły mnie te rozmyślania. Prawie wpadłam pod samochód.

- Nie mógłbym sobie wybaczyć, gdyby coś ci się stało - kiedy on przestanie tak dziwnie się wyrażać? Jednak jego mina... Martwił się o mnie. Widzę w jego oczach strach i zmartwienie. Czego ty szukasz w moim spojrzeniu? Nie pokażę ci siebie, nigdy. Nie znajdziesz żadnej odpowiedzi na swoje pytania. Nie pozwolę na to, ale dlaczego? Czemu?

- Jesteś moja, tylko moja - ten głos. Ten przerażający wydźwięk. Całe moje ciało zadrżało ze strachu, a ty ciągle patrzysz tym spojrzeniem. Przestań, bo się zawstydzę.

- Coś się stało panienko Yoshino? - spytał mnie i puścił nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Nic. Chodźmy już lepiej - odparłam z kamienną miną i wszystko wróciło do normy. Z Madaną opowiadałyśmy sobie śmieszne sytuacje i razem spędzałyśmy wspaniale czas, żartując i śmiejąc się aż do bólu. Szkoda tylko, że to nie był mój prawdziwy uśmiech, ale mimo to poczułam garstkę szczęścia, że mogłam ten czas z kimś spędzić poza własnym towarzystwem i tego psa, który ciągle za nami chodził jakby był naszym ochroniarzem. Przyznam, że wszyscy przez niego zwracali na nas uwagę, a dziewczyny tylko szeptały „ Jaki on słodki ” i tym podobne. Ten rok szkolny naprawdę będzie inny. Moje życie zaczęło się zmieniać. Dziś po raz pierwszy ujrzałam w moich wspomnieniach złoty kolor. Moja pierwsza barwa od wielu lat życia w ciemności. Jestem taka szczęśliwa...

- Co chciałaś kupić?

- Coś dla dziadka. Dzisiaj wraca ze szpitala - odpowiedziałam z lekką niepewnością. Ja, po raz pierwszy odpowiedziałam Madanie szczerze. W końcu udało mi się drasnąć moją maskę, w końcu...

- A co mu się stało?

- Pamiętasz jak mówiłam, że wycinali mu woreczek żółciowy z powodu tych ataków?

- Pewnie.

- Kilka dni temu miał znowu atak. Pojechał do szpitala. Nie mogli mu zbić ciśnienia, ale na szczęście jest już trochę lepiej i go wypisują - mój głos. Tak bardzo różni się od tego wcześniejszego - Chciałam dać mu jakiś prezent...

- Jaka ty miła jesteś. Co więc chcesz mu kupić?

- Sama nie wiem...

- Najlepsze są prezenty własnej roboty, od serca - zaproponowała mi doskonale. Nigdy bym na to nie wpadła. Jednak nadal nie miałam pojęcia, co zrobić. Nic nie umiem robić własnoręcznie.

- Pani Madana ma rację. Na pewno panienki dziadek będzie szczęśliwy.

- A ty co tu jeszcze robisz? - zaglądnęłam przez ramie z oburzoną miną aby w końcu sobie poszedł, ale on ciągle za nami łaził.

- Daj spokój. Przecież cię uratował. Jak się poznaliście? - kurczę, już zaczęła go traktować jak znajomego. Tak to już Madana ma. Zawsze jest miła i martwi się o to, co inni o niej mówią. Strasznie przeżywała niegdyś sytuację z obozu, gdy dziewczyny mówiły na nią dziwka i tym podobne, a ona po prostu się zauroczyła. To nie była jej wina, po prostu były zazdrosne i tyle.

- To długa historia - zaczął z wiecznym uśmiechem na twarzy, więc postanowiłam mu przeszkodzić. Taka już natura ma.

- Wcale nie. Spotkałam go na wale i zamieniliśmy kilka zdań, a dzisiaj przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona - odpowiedziałam wchodząc do kolejnego sklepu.

- Szantażowałaś go?! - wydarła się na cały sklep zwracając na nas uwagę.

- Niby po co?! Sama nie chcę żeby za mną łaził. Jest denerwujący - odparłam uciszając ją.

- Szczerze, to przydałby ci się taki ktoś. Ty to masz szczęście. Szkoda, że to fioletowe ciacho za mną tak nie lata.

- Co ty wygadujesz?! - poczułam jak cała się czerwienię. Czemu mi to zrobiła? Przez nią się zawstydziłam. Czy ona rozumie, że on mnie nie interesuje?!

- Jestem szczęśliwy, że mogę być przy panience - jeszcze jego zdania mi brakowało. Przestańcie wstawiać mnie w trudną sytuację. Nie podoba mi się to wcale.

- Skończcie już wreszcie - miałam doprawdy już dosyć tych rozmów. - Już wiem! - i znów ta wyuczona reakcja szczęśliwej idiotki.

Kto by się tego spodziewał, że przy koleżance czas może tak szybko upłynąć. W końcu ujrzałam dzisiejszego dnia pierwszą barwę, szczęśliwą barwę, która spowodowała u mnie prawdziwy uśmiech, nawet jeżeli był on tylko podczas ułamka sekundy, to i tak uważam, że było warto. Muszę zrobić dzisiaj tylko jeszcze jedną rzecz.

- Do poniedziałku! - krzyknęłam machając na pożegnanie Madanie, która również odkrzyknęła mi to samo. Tego mi trzeba było.

- Byłaś dzisiaj naprawdę szczęśliwa - nagle tą wspaniałą chwilę musiał zepsuć niebieskooki upierdliwiec, ale jemu musiałam również podziękować. W końcu uratował mi życie.

- A ty jeszcze tu jesteś? - spytałam odwracając się w jego stronę. Tak wiem, kiepski początek. - Chciałam... - czemu nie mogę tego z siebie wydusić? Dlaczego ściskam tak mocno torbę z rzeczami. Czemu nie mogę spojrzeć na niego? Wyglądam pewnie jak idiotka. - Pewnie oczekujesz podziękowania za uratowanie mnie - a jednak nie dałam rady. To już było dla mnie zbyt wiele.

- Nie - znów przede mną uklęknął zginając rękę jakby miał ją złamaną, nie, jakby był kelnerem. Nawet spuścił głowę. Niczym sługa. - Proszę nie marnować tych słów dla mnie. Czekałem tyle czasu, aby cię spotkać - w końcu podniósł głowę, zaraz, nie. Niech ją schowa. Czy on ma zamiar płakać?! Przestań! Przestań, bo jeszcze ja... ja się rozpłaczę. - Panienko Yoshino. Pragnę zapewnić ci codzienne bezpieczeństwo. Nazywam się Mizawaka Soushi. Czy ty uważasz, że mnie nie potrzebujesz?

- Tak. Cały czas ci to uświadamiam - nie. Sama nie wiem, ale z jakiegoś powodu nie chcę aby zniknął. Dlaczego?

- Więc proszę - co? Skąd on tak nagle wytrzasnął tą katanę?! Podał mi ją i uklęknął jak ci samurajowie przed samobójstwem, zaraz. Czy on czasem nie ma zamiaru...?! - Zabij mnie proszę.

- Hę? - czy on do reszty zgłupiał?!

- Już panience mówiłem. Istnieję tylko dla ciebie. Skoro mówisz, że mnie nie potrzebujesz, to czyni moje życie pozbawione sensu.

- To nie tak. Powinieneś...

- Jesteś taka miła - przestań mnie prowokować! Nie będę się nad tobą użalać! Idź się lecz! Musiałam wyrzucić ten miecz, bo jeszcze sam by to zrobił. Znów wziął mnie za dłonie i zaczął gadać całkiem jak jakiś wariat.

- Jesteś o wiele wspanialsza niż myślałem. Proszę, pozwól mi być twoim sługą. Nie, twoim psem.

- Ja mam już psa - co ja wygaduję? Przyrównuję go do prawdziwego zwierzęcia. Co z nim jest nie tak? Naprawdę wyobraziłam sobie go z uszami i ogonem. Uciekajcie, uciekajcie wy głupie myśli.

- Więc... - co? Znów ta katana?! Muszę to chyba spalić! Co mam robić? Ja go w ogóle nie pojmuję i na dodatek nie mogę go spławić. - Proszę. Pozwól mi zostać twoim sługom.

- Nniech ci będzie - nie mogę w to uwierzyć. Zgodziłam się.

- Byłbym szczęśliwy gdybyś mnie wezwała, kiedy byś tego potrzebowała.

- Chyba śnisz.

- Przy panience każda chwila wydaje się być cudownym snem.

- No przestań w końcu - zabrałam swoją dłoń i ruszyłam w stronę domu, a on naturalnie za mną. - Nie możesz ciągle za mną łazić. Rodzina oszalałaby gdyby się dowiedziała o tobie. Pewnie same twoje odzywki mocno by ich zszokowały.

- Panienka tak bardzo się troszczy o swoją rodzinę.

- Przestań być taki miły!!! - wrzasnęłam i pobiegłam zostając w końcu sama. On mnie przeraża. Ale czemu mówię to z tak gorącymi policzkami?

Będę wdzięczna za komentarze, bo nie wiem czy dodawać kolejne rozdziały

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • San-san : 2012-05-25 20:53:44
    kilka uwag

    – Zabij mnie jeśli nie mogę być twoim sługom

    sługą.

    pospieszyłam brązowowłosą

    użyłabym słowa „ponagliłam”

    – Szantażowałaś go?!

    Skąd ten wniosek?

    Rozmawiali na wale :P niedorzeczne

    Czemu mi to zrobiła? Przez nią się zawstydziłam

    Zbrodnia xD


    Hm utwór nie jest taki zły, ale wygląda mi to trochę na ściągnięte z InuxBoku. I to bardzo.

    Bohaterka jest nieprzyjemna. Tsundere, ale jakaś taka dziwna. Dlaczego dla niektórych jest ostra (babcia) dla innych nie (Madana)? Nie racjonalne mi się to wydaje.

    Poza tym językowo poprawnie, choć monolog wewnętrzny bohaterki trochę miesza przy czytaniu. Nie widzę dobrze, czy to kursywa, czy nie, ale dobrze byłoby takie rzeczy inaczej graficznie przedstawić.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu