Opowiadanie
Ostatni smok
Nieoczekiwane spotkanie
Autor: | Michiszisa |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Fantasy, Komedia, Mroczne, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2012-05-24 19:26:37 |
Aktualizowany: | 2012-05-24 19:27:37 |
Następny rozdział
Proszę nie kopiować.
Miło są widziane komentarze te miłe i nie tylko ^.^
- Yoshinka chodź zjemy kolację.
- Jakbyś nie zauważyła przed chwilą jadłam.
I znowu wyszła odchodząc ode mnie. Nawet nie zrozumiała mojej miny. Czy to nie oczywiste, że jestem przygnębiona? W końcu zrozumiałam, że od dziecka udawałam kogoś kim nie jestem. Ukrywałam prawdziwą siebie przed wszystkimi. Każdego okłamywałam inaczej. Rodzinę przez niewyparzoną gębę, a przyjaciół przez wiecznie uśmiechniętą idiotkę. Ale gdzie podziała się ta prawdziwa dziewczyna, którą jestem? Kim ja w ogóle jestem? Żyłam tak długo w kłamstwie, że już go nie odróżniam od prawdy. Codziennie przyglądam się sobie w lustrze i widzę obcą osobę przepełnioną pustką. Straciłam sens życia już dawno, a to tylko dlatego, że chciałam się chronić przed zranionymi uczuciami i mimo to zraniłam się sama. Ciągle nie potrafię tego pojąć... Wiem tylko jedno. Nie chcę już nosić dłużej tej maski, inaczej nigdy nie będę wstanie jej ściągnąć. Wiadomo, nie zrzucę jej od tak sobie, to nie realne, gdyż zbyt długo ją nosiłam, ale mam zamiar powoli po kawałeczku odłamywać tą skorupę aby w końcu ujrzeć prawdziwy uśmiech, który wyraża moje ukryte uczucia pragnące się wydostać z tej ciemności. Tak, właśnie tak. Postanowiłam walczyć o prawdziwą siebie. Może nie jest jeszcze za późno. Bynajmniej wiem, dlaczego widywałam duchy, czemu chciały ode mnie pomocy i po co niektóre z nich zostały przy mnie aż do końca mojej umowy z demonem. Chciały mi pomóc. Nie wiedziałam wtedy, że zagłębiam się w bezkresnej ciemności, którą kochał tak bardzo ten stwór. Im bardziej mnie posiadał, tym silniejszy się stawał, a ja coraz bardziej zostawałam z pustką w sercu. Nawet teraz, pisząc te słowa, nic nie czuję oprócz chłodnego głosu piosenki, która wprowadza mnie w trans. To dzięki niej mogę pisać. Inaczej do końca swojego żałosnego żywota ukrywałabym wszystko, co leży mi na sercu, co nie zdołało przedrzeć się przez ten zlodowaciały mur. Jedynie dzięki muzyce mogę ożyć, ale wyłącznie częściowo, na chwilę, krótszą niż mój oddech. Właśnie aż tak ze mną źle, aż tak zdruzgotana się czuję. Najgorsze jest to, że nikt nie jest wstanie mnie zrozumieć i tym bardziej cierpię. Nie mogę nikomu się wyżalić, zwierzyć ani pokazać swojej prawdziwej osobowości. Nikomu już nie ufam... kompletnie nikomu... Nawet sobie samej.
Dawno się przebudziłam, ale ciągle nie mam ochoty otworzyć oczu, bo wtedy zacznie się nowy dzień, a czas ruszy dalej uświadamiając mi jak niewiele czasu mi zostało. Dopiero co rozpoczynałam pierwszą klasę liceum, a tu już minął pierwszy tydzień ferii. Czas jest nieubłagany. Nienawidzę go. Przypomina mi ostatnio tylko o śmierci, jest dla mnie jak bomba zegarowa. Kiedy przestanie tykać, to wszystko, co jest dla mnie ważne, przepadnie na zawsze. Mimo to staram się nadal nie myśleć o tych złych rzeczach, które są praktycznie moim całym dotychczasowym życiem. Pragnę zaznać szczęścia, aby poznać siebie lepiej. Chcę zacząć wszystko od nowa, właśnie od dzisiejszego dnia. Ten dzień będzie moją nową datą urodzenia.
- Mańka wstawaj - do mojego pokoju weszła mama. Odkąd rok temu poznała Darka stała się znacznie radośniejsza. Cieszy mnie to, a za razem smuci, dlaczego? Tak bardzo jej zazdroszczę?
- Zaraz - odparłam chowając twarz w poduszce. Nie chciałam aby widziała moją minę, te puste oczy, które od dawna nie wpuściły blasku światła aby rozświetlić brązowy kolor źrenic. Ponoć spojrzenie człowieka nie kłamie. Ja jestem wyjątkiem. Moje spojrzenie doskonale oszukuje jak i uśmiech. Ludzie mówią „ Masz ładny uśmiech, taki szczery”, szczerze zakłamany. Ile właściwie trwała ta chwila? Chyba zbyt dużo abym mogła się mocno zdołować. Tak więc wzięłam głęboki wdech, aby myśli szybko opuściły moją głowę i wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki takim krokiem jakbym szła na powieszenie i przemywając twarz założyłam słuchawki na uszy, a potem włączyłam mp3. Dałam na maksa głośność i wybrałam utwór „ Zebrahead - Are you for real”. Spojrzałam na swoją lodowatą dłoń i na paznokcie, które zawsze obcinałam na szpica, gdy byłam w gorszym humorze. Były już naprawdę długie, co oznaczało tylko jedno. Znów zagłębiałam się w ciemności mimo takich starań. Podniosłam głowę i przyglądnęłam się sobie w lustrze. Nic specjalnego. Pofarbowane włosy na blond pasemka, brązowe oczy i worki pod oczami, które za godzinę zapewne znikną. Delikatny trądzik, który zatuszuję jeśli będę miała na to ochotę i ta pustka w spojrzeniu, obojętny uśmiech.
- Ołki dołki! - nagle uśmiechnęłam się doskonale wyćwiczywszy uśmiech, a w oczach pojawiła się iskra radości. Wszystko to tylko na pozór, to właśnie była moja maska, znów pozwoliłam jej na ukazanie się światu. Umyłam zęby tańcząc do piosenki, udawałam, że gram na gitarze i tym podobne, aby tylko pogłębić się w kłamstwie, żeby jedynie było mi łatwiej oszukiwać innych. Musiałam się jedynie wyzbyć wszystkich moich myśli, tych prawdziwych, które miały mi pomóc w powrocie do siebie. Teraz stały się niczym, zniknęły w kufrze przed lodowym murem, który skutecznie zamknął moje emocje kłódką. Zapewne zanim do nich powrócę, to znów zostanę skrzywdzona, ale sama się o to proszę...
- Ile chcesz parówek? - spytała mnie mama nakładając mi dwie. Nawet nie musiałam odpowiadać. Darek już siedział i jadł, a mama jeszcze dokroiła kilka kromek chleba. Ja z delikatnym uśmiechem zaczęłam jeść jakby nigdy nic, a tym czasem w głowie dręczyły mnie różnorakie myśli i przemyślenia.
- Kiedy jedziesz? - tylko na tak chłodne pytanie było mnie stać. Nic w stylu „ Dzień dobry” czy też „ Smacznego”. Od razu musiałam się dowiedzieć, kiedy znika na szkolenie. Aż tak bardzo chciałam aby znikła? Przecież gdy jej nie ma, to płaczę, płaczę, gdy nikogo nie ma, kiedy jestem pozostawiona samej sobie.
- Za godzinę - odpowiedziała dosiadając się do stołu. I pomyśleć, że gdyby nie przeczytała mojego pamiętnika, to by się nie dowiedziała o duchach. I tak niewiele tam pisałam, ponieważ przewidywałam jej szpiegostwo. Tylko na to było ją stać i na mnie. Ona nie była wstanie zrozumieć tego co czuję, dlatego unikałam śliskich tematów. Jednak ona musiała kiedyś popełnić największy błąd. Straciłam do niej wtedy zaufanie. Musiała powiedzieć o duchach osobie, której najbardziej nienawidziłam. Zasranemu Danielowi. Mówiła na niego kot. Tylko zbezcześciła to określenie słodkiego, puszystego zwierzęcia. Mocno mnie zamurowało, gdy zaczął ten temat. Oczywiście broniłam się i wypierałam to, że widziałam i rozmawiałam z duchami, jednak potem przyznał iż powiedziała mu o nich moja mama. Myślałam, że zrobię im krzywdę. Tak mocno się wściekłam... Zwłaszcza, że wtedy były one częścią mojego życia. Były moją rodziną, której tak naprawdę nie miałam. Być otoczoną ludźmi, rodziną. Być przy nich tak blisko, a jednocześnie tak potwornie daleko. To okrutne. Duchy były moim wsparciem, czułam się wtedy potrzebna, ale miało to i swoje wady. Demon był coraz silniejszy, ale mimo to miałam świetne oceny dzięki ich pomocy. Dostawałam wszystko, czego chciałam, ale nie mogłam dostać prawdziwego szczęścia. To właśnie ono było zapłatą za spełnianie moich marzeń. Do tego wchodziły również złe uczynki. Im bardziej stawałam się okrutna, tym głębsze pragnienia były spełniane. Gdy demon w końcu po sześciu latach wyssał ze mnie wszystko, to odszedł, a ja już nie mogłam dostrzec swoich przyjaciół, duchów. Raz było mi tego tak bardzo brak, że postanowiłam znów przyzwać demona. Tamtej nocy poczułam Jego obecność. Chciał mnie powstrzymać od błędu i mu się udało, ale nie do końca. Przyzwałam demona lecz znacznie słabszego od mojego pierwszego. Jednakże wróciła mi część zdolności, ale to nie jest istotne odkąd...
- Będziesz cały dzień sama. W lodówce są zamrożone pierogi, więc sobie ugotujesz - mama zaczęła mi mówić, gdzie co będę mogła znaleźć, kiedy jej nie będzie. Jakbym po raz pierwszy zostawała sama. Przecież codziennie od rana do wieczora przesiaduję w domu niczym pies stróżujący, nie, nawet one mają lepiej ode mnie.
- No dobra - odparłam z miną jakbym była obrażona na cały świat.
- Tylko bądź miła dla babci i nie siedź długo na komputerze. Nie chcę potem wysłuchiwać...
- Tak wiem - przerwałam jej i zamknęłam za nimi drzwi. Wyszłam z korytarzyka do większego korytarza połączonego z jadalnią i stanęłam sobie przy pianinie. Już tak dawno na nim nie grałam. Zatęskniłam za tym dźwiękiem klawiszy, gdy oddawałam swoje wszystkie uczucia w graną piosenkę. Kochałam grać, ale to uczucie zniknęło, gdy tylko przestałam chodzić na lekcje grania. Te wspomnienia są takie przyjemne aż łzy napłynęły mi do oczu. Rudowłosa kobieta, która wstrzykiwała we mnie prawdziwą radość...
- O mój Borze... - spojrzałam na lustro nad pianinem i ujrzałam swoją zapłakaną twarz. - Znowu... - zakryłam dłonią twarz i usiadłam na zimnych kafelkach opierając się o ścianę. Znowu zaczęłam płakać za wspomnieniami, których mi tak bardzo brakuje. Ja wtedy byłam naprawdę szczęśliwa. Raz nawet tak dałam ponieść się piosence, że przez całą drogę powrotną tańczyłam w podskokach i podśpiewywałam sobie, a teraz siedzę zamknięta w czterech ścianach i użalam się wiecznie nad sobą. Jak bardzo jest mi źle. Przecież mogę coś z sobą zrobić. Ciągle komentuje innych żeby wzięli się w garść, a sama tego nie potrafię.
Nastał późny wieczór i babcia w kuchni wstrzykiwała sobie porcję insuliny. Postanowiłam zrobić coś z sobą i zeszłam na dół. Ubrałam kurtkę, buty i otuliłam szyję szalikiem. Chciałam wyjść z tego potwornego domu w którym od dawna już nie było miłości. Osobiście wolałabym abyśmy byli bogatsi jak kiedyś i udawali szczęśliwych niż żebyśmy byli nieco biedniejsi i wiecznie niezadowoleni. Te ciągłe kłótnie po prostu już mnie wyczerpują. Powiedziałam staruszce, że idę się przejść i wyszłam napotykając na schodach kotkę, która była w zeszłym roku ledwo żywa. Dziadek myślał, że nie przeżyje jako kociak, była w bardzo złym stanie, ale ja nie miałam wątpliwości, że się z tego wyliże, bo w końcu jesteśmy podobne. Ona jak i ja jesteśmy kotami.
- Jak miło... - pomyślałam na głos czując, że gwieździsta noc jest po prostu moim żywiołem. Komu by zresztą nie wracały siły podczas nocnego spaceru?
Postanowiłam pójść nad rzekę Odrę, która była przy lesie za wałem. Ludzie bali się tam chodzić, ponieważ spali tam pijacy i świry, ale mi to nie przeszkadzało. Zawsze sobie powtarzałam, że jestem za mało atrakcyjna żeby chcieli mnie zgwałcić. He, dobry sposób na dowartościowanie się. Co za głupota. Sarkazmy mi nie wychodzą. Ale po głupich myślach w końcu dotarłam na miejsce. Pełnia była cudowna i odbijała się w lustrze niespokojnej wody. Niebo było tak czyste, że nawet mogłam dostrzec kilka gwiazdozbiorów. Usiadłam przy brzegu przypominając sobie o pewnym dniu, kiedy to z mamą i sąsiadem wraz z jego psem wyszliśmy tu na spacer. Rzucaliśmy kijki do wody żeby Betowen je łapał, a potem jeden z nich zanurzył się i nie wypłynął. Jakby coś go wciągnęło. Sam pies się wystraszył i zaczął szczekać na tafle wody. Nie dziwiłam się jemu. Nawet moja mama się wystraszyła.
- Kim jesteś? - drgnęłam ze strachu. Nie myślałam, że o takiej porze może ktoś tu być. Przecież nie mógł być to chyba jeden z pijaków? Ten głos w końcu nie przypominał nawalonego po pachy faceta. Automatycznie włączyła mi się czerwona lampka, ale mimo to nie uciekłam.
- A co ciebie to? - odparłam groźnie z nawyku żeby ten ktoś dał mi spokój, ale nie. Czułam jak stoi za mną. Ta aura... byłam wstanie ją wyczuć, jego dusza była tak potężna... To nie mogła być zwykła osoba.
- O tej porze dla takiej dziewczyny jest niebezpiecznie. Nie powinnaś być sama.
- Zatem chcesz mi dotrzymać towarzystwa? Nie żartuj sobie - znów zaczęłam być chamska chociaż tak bardzo tego nie chciałam. To mój okrutny nawyk. Jest dla mnie jak narkotyk, uzależnia.
- Jeśli mogę - nagle uświadomiłam sobie, że jest dziwnie miły. Inni już dawno daliby sobie spokój, a on nie odpuszczał.
- Rób co chcesz - powiedziałam, ale co miałam na myśli? Jak to odebrał? Na dodatek ciągle stał z tyłu za moimi plecami, a ja tak bardzo tego nienawidzę. W końcu jednak usłyszałam kroki i ujrzałam jego zarys, gdy siadał obok mnie, na odpowiednią odległość. Mogłam jedynie zobaczyć jego blond włosy podchodzące pod biel, gdyż cały był ubrany na czarno.
- Piękny widok.
- Um - potaknęłam pozwalając mu na rozmowę. Naprawdę chciałam w końcu z kimś porozmawiać bez niepotrzebnych, obraźliwych słów, a on był jakiś inny. Siedział i emanował spokojem, energią jakiej jeszcze nigdy nie czułam nawet u duchów.
- Często tu przychodzisz?
- Tylko, kiedy tego potrzebuję.
- Rozumiem. Uspokaja nerwy.
- Nie - jego słowa, tak podobne do moich myśli. Skąd on się wziął? Duchem na pewno nie jest, bo w końcu nie jest mi ciężej oddychać. - Pozwala poukładać myśli - jakim cudem dałam radę to wydusić z siebie i to jeszcze przed obcą osobą?
- Więc co się stało, że postanowiłaś tu przyjść?
- Wybacz, ale nie gadam z nieznajomymi - i znów przebudziła się moja okrutna strona maski.
- Przepraszam - podniósł się i stanął przede mną, a potem uklęknął i wziął moją dłoń w swoje, które okryte były czarnymi rękawiczkami. - Jestem Mizawaka Soushi - i nagle mnie zatkało. Cmoknął mnie w dłoń. Co on sobie myśli?! Kompletnie się nie znamy, a on tak nagle całuje moją rękę. Kim on do cholery jest?
-Co ty robisz?! - warknęłam na niego zabierając swoją rękę. Byłam naprawdę wściekła. W ogóle go nie znałam. - Daj mi spokój - dodałam i postanowiłam wrócić do domu, kiedy on musiał jeszcze na koniec coś od siebie dodać.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - i co jeszcze? Może frytki do tego?
- Chyba śnisz - burknęłam musząc skończyć rozmowę. Zawsze ja musiałam mieć ostatnie zdanie inaczej czułam się pokonana w walce na słowa. Ale przecież nie każda rozmowa powinna być bitwą, więc dlaczego? Czyżbym chroniła swoje uczucia przed prawdziwym światem? Czyżbym chroniła je przed innymi.
Och jej...Pierwsze dwa zdania już są z błędami. Dalej nie czytam. Przeprowadź solidną korektę.
począwszy od końca ;)
Bynajmniej wiem
Zwróć uwagę proszę na znaczenie słowa ‘bynajmniej’: link nie bardzo wiem czy miałaś na myśli „tak, wiem czego ode mnie chciały duchy”, czy „Bynajmniej nie wiedziałam tego”
Mówiła na niego kot.
To kim on był w końcu? O_O
O mój Borze...
Masz dysleksję?
Word chyba nie poprawił ze względu na ‘bór-borze’. :P
A ja tak mówię na promotora xD
Nun. przeczytałam nie po kolei :P