Opowiadanie
Naissant
Rozdział 12 - Herox
Autor: | ray |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2013-02-07 08:00:53 |
Aktualizowany: | 2013-02-06 18:09:53 |
Poprzedni rozdział
Tekst jest mój. Nie wyrażam zgody na kopiowanie go i umieszczanie na innych stronach bez mojej wiedzy.
„Zamknij się!”
„Po prostu uważam, że powinniśmy mu powiedzieć. To wszystko.”
„Nie! I tak zrobiliśmy już więcej niż mógł się spodziewać. Zaatakowaliśmy Chentiego, dostarczyliśmy Heroxa … Co on sobie wyobraża? Że jesteśmy jego chłopcami na posyłki?!”
„To nie zmienia faktu, że …”
„Nawet nie będę o tym dyskutował, więc skończ! Chce wiedzieć, co u jego więźnia niech sam mu zawozi żarcie i ubrania, które naobiecywał, a nie - znowu wysyła nas.”
„Jest zajęty szukaniem Chentiego.”
„I świetnie! Może znajdzie ich obu.”
„O to mi chodzi. Co jeśli Herox dotrze do Chentiego pierwszy i powie mu, co Mun planuje zrobić?”
„Chenti zabije go przy pierwszej okazji …”
„I raczej cię to nie martwi?”
„Wiesz doskonale co myślę, o tej jego zabawie w bohatera!”
„Wiem! I też uważam, że to samobójstwo. Ale to nie oznacza, że możesz mu podawać do reki nóż, którym podetnie sobie żyły. To nie w porządku.” - Rayos założył ręce na piersi i rozsiadł się wygodnie na ławie koło stołu, przy którym siedzieli. Rozmawiali szeptem, by, zajmująca się jakimś świeżakiem Neith, ich nie słyszała.
„Tylko pomyśl … Herox ma przedziurawione kolano, sam to zrobiłeś. Nie uciekł daleko. Pewnie leży gdzieś w krzakach i wykrwawia się przeklinając moment, w którym zdecydował się zwiać z „Pensjonatu u Muna” - Gotus zrobił cudzysłów w powietrzu. - „Skoro nasz chojrak jeszcze nie znalazł Chentiego, to na pewno nie zrobił tego Herox.”
„Więc powinniśmy szukać ciała. Jeśli Orkus natknie się na trupa, to …” - rudzielec przerwał kiedy podszedł do nich Mun i usiadł z drugiej strony stołu. Na jego widok, Gotus i Rayos wyprostowali się i przybrali niewinne miny.
„O czym rozmawiacie?” - spytał Mun.
„Zastanawiamy się jakie materiały będą modne następnej wiosny.” - Gotus uśmiechnął się sztucznie.
Mun nie zwrócił na niego uwagi i spojrzał na Rayosa.
„Byliście dziś u Heroxa? Zawieźliście mu jedzenie?”
„Tak.” - rzucił krótko rudzielec i nerwowo popatrzył na Gotusa.
„Co? Coś nie tak?” - zainteresował się Mun.
„Wszystko gra i buczy.” - głos mężczyzny z kucykiem był beznamiętny.
Mun rzucił mu kwaśny uśmiech i popatrzył na Rayosa.
„Coś się stało?”
Rudzielec jeszcze raz spojrzał niespokojnie na Gotusa, po czym wziął głęboki oddech.
„Nie. W porządku. Zawieźliśmy mu jedzenie. Wszystko jak prosiłeś” - powiedział robiąc pauzy między zdaniami.
Mun przez chwilę przyglądał się uważnie swoim rozmówcom, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego: Rayos siedział prosto, patrząc mu w oczy a na jego piegowatej twarzy malował się lekki uśmiech; Gotus, ze swoimi ciasno związanymi do tyłu włosami, opierał brodę o dłoń i monitorował wnętrze baru, w którym byli. Ciężko było cokolwiek wyczytać z ich twarzy. Oni i Mun poznali się kiedy ten ostatni zainteresował się Siryą. Chcąc być z nią dostał w pakiecie tę dwójkę, gdyż dziewczyna była wcześniej związana z Gotusem. Choć ona uważa, że ich relacje są skończone; mężczyzna wciąż próbuje odzyskać jej zaufanie. Rayos natomiast to jego wierny kompan. Nikt nie wie jak się poznali ani czemu współpracują. Jedyne, co o nich wiadomo to to, że jeden za drugiego oddałby życie. Ufają sobie bezgranicznie. Mun wiedział, że jeśli Gotus nie chce mu czegoś wyjawić, to Rayos również tego nie zrobi.
Westchnął i wzruszył ramionami.
„Mówił coś? Herox?”
„Nic … wartego uwagi. Rzucał mięsem na mnie i Gotusa. To wszystko.”
„Tak sobie myślę …” - zaczął Mun - „Chyba jutro sam do niego pojadę …”
Słysząc te słowa Rayos i Gotus nerwowo obrzucili się spojrzeniami.
„Po cholerę?” - spytał ten drugi.
„Nie mam już pomysłu, gdzie szukać Chentiego. Może …”
„ … Herox ci podpowie?” - dokończył Gotus. - „Wszyscy trzej wiemy, że to nieprawda. Ten śmieć nie powie ci nic.”
Rayos kiwał głową zgadzając się z każdym słowem swojego kolegi.
„Nic nie powiedział nawet jak go torturowaliśmy. Wtedy, za pierwszym razem. I później.” - rudzielec popatrzył na Gotusa. -„Bo później też mu trochę dołożyliśmy i nic.”
„Nawet nie pisnął. Tylko powtarzał … co to on powtarzał?” - Gotus pstrykał palcami próbując sobie przypomnieć. Rayos podchwycił temat.
„Coś, że Chenti cię znajdzie … nie … że …”
Mun otworzył szeroko oczy patrząc jak jego rozmówcy próbują przypomnieć sobie jakieś informacje.
„Przypomnieć, czy wymyślić …”
„Że znajdziesz Chentiego …”
„… tylko jeśli on tego chce! Tak!” - krzyknął Rayos a Gotus kilkakrotnie wskazał na niego palcem.
„Znajdę go, tylko jeśli on tego chce?” - Mun nie wydawał się być przekonany. - „Nie dość, że jest nieśmiertelny, to jeszcze czyta w myślach … łał.”
„Nie rozumiesz.” - zaczął Rayos - „Widziałeś go kiedyś z bliska? Rozmawiałeś z nim? Ten koleś to demon. Jego oczy … jest w nich coś takiego, co sprawia, że się go boisz. Jestem pewny, że widzi nimi na wskroś.”
„Na wskroś czego?”
Rayos zawahał się nie wiedząc co powiedzieć.
„Chenti nie czyta w myślach, ale Rayos na rację.” - wtrącił się Gotus. - „Ten chłopak to upiór. Jestem pewny, że takiego oszołoma jak Herox od razu przekonał o swojej wielkości. Herox się go boi. Woli zginął zabity przez nas niż żyć z myślą, że zdradził zaufanie Chentiego. Nic z niego nie wyciągniesz, więc odpuść.” - przerwał - „I szukaj na własną rękę.” - dodał po chwili. Położył obie ręce na stole i odwrócił głowę wpatrując się w przychodzących i wychodzących klientów baru. Rayos niespokojnie przerzucił wzrok z niego na Muna. Mężczyzna zdawał się wierzyć, w to, co przed chwilą usłyszał. Siedział spokojnie trzymając dłonie na ławie. Rozejrzał się wolno po sali i, kiedy napotkał spojrzenie Neith uśmiechnął się delikatnie.
Rayos odetchnął z ulgą.
Herox siedział na ziemi i przyglądał się swojej nabrzmiałej nodze. Rana, którą zadał mu Rayos podczas przesłuchania w chatce za miastem, przestała już krwawić, ale opuchlizna powodowała, że praktycznie nie mógł zginać kończyny w kolanie. Nie przeszkodziło mu to jednak w ucieczce z miejsca, w którym był więziony oraz w poszukiwaniach Chentiego. Ze swoim nieśmiertelnym przyjacielem, paradoksalnie, czuł się dużo bezpieczniej.
Chudy, z rozczochranymi włosami i rozbieganym wzrokiem, zawsze był traktowany jak osoba gorszej kategorii. Sam nie miał wielu szans na przetrwanie na tym świecie, a żadna z wcześniej spotykanych przez niego osób, nie chciała się z nim sprzymierzyć. Do momentu, kiedy poznał Chentiego.
Ten, nauczył Heroxa kilku sztuczek, dzięki którym łatwiej jest funkcjonować w otaczającej ich rzeczywistości. W zamian, Herox służył mu najwierniej jak mógł. Kiedy Chenti był zabijany, dbał o to, by do momentu zmartwychwstania, jego ciało było bezpieczne. Jeśli nie musiał tego robić - śledził zabójców swojego przyjaciela i, później, dostarczał mu o nich informacje. Nie byli nie rozłączni, ale Chenti często korzystał z jego talentów. Dzięki uszom i oczom, szeroko otwartym umiał szybko zorientować się w najnowszych plotkach. Wiedział, gdzie aktualnie przebywa Orkus; potrafił też bezproblemowo wynajdywać Chentiemu kolejne ofiary oraz przygotowywać kryjówki. Nie był zbyt inteligentny, ale był posłuszny. A przede wszystkim - nigdy nie spytał Chentiego o jego nieśmiertelność.
Tak było i tym razem. Po ucieczce z chatki, w której był trzymany dokuśtykał do miasta i szybko zdobył informacje o osobach, które go porwały a wcześniej zabiły jego przyjaciela. Dodatkowo, udało mu się podsłuchać plany Orkusa, który wyruszał na kamienną pustynię w poszukiwaniu Chentiego. Myśliwy nierozważnie pochwalił się, że planuje go powiesić.
Powoli i bardzo ostrożnie, trzymając się z dala od głównych dróg, Herox ruszył do stojącej samotnie na pustkowie szubienicy. Ciągnąc za sobą worek pełen ubrań i jedzenia, kuśtykał, do czasu do czasu robiąc długie przystanki.
Jeszcze w trakcie drogi dowiedział się, ze zmierza w dobrym kierunku. Kiedy zobaczył w oddali orszak składający się z Orkusa i jego świty, schował się za jednym z wielkich kamieni stojących na pustkowiu i czekał. Myśliwy mijał go z dość daleka, więc Herox nie mógł usłyszeć o czym rozmawia ze swoimi, beztwarzowymi wspólnikami. Widząc jednak, że jeden z prowadzonych przez nich betionów jest ranny uśmiechnął się do siebie.
„Tylko jedna osoba mogła zaatakować betiona!” - pomyślał.
Do wiszącego na szubienicy Chentiego dobrnął kilka godzin później. Próbował nie patrzeć na drętwe i okaleczone ciało swojego przyjaciela bezwładnie dyndające na linie. Jęcząc z bólu, z na w pól zamkniętymi oczami uwolnił wisielca z katorgi. Następnie rozplątał węzeł zaciśnięty na jego szyi odsłaniając sine wybroczyny. Delikatnie ułożył ciało na ziemi. Usiadł obok niego. I czekał.
Nie wiedział ile czasu minęło - godzina, kilka. Może dzień. Stracił rachubę z powodu niespodziewanej drzemki. Teraz siedział więc, oglądając swoją nogę, zastanawiał się, czy uda mu się kiedykolwiek w pełni odzyskać w niej sprawność. Od tych myśli oderwało go burczenie w brzuchu. Z głośnym jękiem przechylił się na bok, by sięgnąć po leżący koło niego worek z jedzeniem. Już miał chwycić za materiał i przyciągnąć go do siebie, kiedy za plecami usłyszał dźwięk głośnego łapania powietrza - jakby był to pierwszy oddech nowego życia.
Odwrócił się szybko i zobaczył Gaela wciąż leżącego na ziemi, ale tym razem jego oczy były otwarte a klatka piersiowa poruszała się bardzo szybko. Siniaki na jego szyi były mniejsze, jakby zaczynały blaknąć, a o dźgnięciu nożem świadczyła tylko krew na koszulce.
Herox złapał za worek i przykuśtykał bliżej swojego przyjaciela.
„Chenti!” - krzyknął padając na ziemię, tuż obok niego.
Gael podniósł tułów i usiadł. Nieprzytomnym wzrokiem popatrzył na siedzącego przed nim rozczochranego mężczyznę i mrugnął powiekami.
„Chenti! Mistrzu! Masz! Mam jedzenie, ubrania, coś do picia …” - Herox zatrząsł butelką, którą wyjął z worka.
Gael chciał coś powiedzieć, ale zamiast głosu wydobył z siebie cichy charkot. Herox podał mu napój, który chłopak zaczął pić tak łapczywie, że aż się zakrztusił. Po chwili złapał oddech i opadł na ziemię głośno sapiąc.
Przez jakiś czas żaden z nich się nie odzywał. Herox doskonale wiedział, że Chenti potrzebuje chwili, by dojść do siebie.
„Myślałem, że nie żyjesz.” - usłyszał w końcu.
„Myślałem, że mnie zabiją.” - odpowiedział.
„Ci dwaj?” - Herox kiwnął głową na „tak” - „Co się stało?”
„Ogłuszyli mnie i złapali. Ale im uciekłem.” - rozczochrany mężczyzna wyszczerzył zęby w promiennym uśmiechu.
Gael podniósł się lekko i oparł ciało na łokciach.
„Dobrze cię widzieć.” - odwzajemnił uśmiech. - „Wiesz, co to za jedni?”
Herox wzruszył ramionami.
„Jakieś pionki. Wykonywali polecenie.”
„Czyje?”
„Najwyraźniej tego dużego gościa, który ciągle łazi za panienką z baru, którą kazałeś mi obserwować.”
Gael otworzył szeroko oczy i usiadł.
„Muna?!”
„Nie wiem jak się nazywa, ale ci dwaj co nas dopadli to Gotus i Rayos. Była jeszcze z nimi taka dziewczyna.”
Gael patrzył z zainteresowaniem na swojego rozmówcę.
„Wysoka szprycha, włosy do pasa. Mówię ci Chenti …” - Herox pokiwał głową jakby opowiadał o smakowitym obiedzie.
„Czemu myślisz, że wykonywali jego polecenia?”
„Bo mnie do niego zawieźli. Chciał, żebym mu powiedział jak zostać twoim wspólnikiem.”
Gaelowi opadła szczęka.
„Że co?!”
„Chce się do ciebie zbliżyć, żeby poznać … no wiesz.” - Herox zająknął się. Doskonale wiedział jak Chenti nie lubi mówić o swojej zdolności.
„… poznać mój sekret.” - dokończył za niego Gael.
„Tak. A później chce sprzedać tę wiedzę Orkusowi.”
Gael zaśmiał się głośno.
„A to łobuz z tego naszego Muna” - pokiwał głową z niedowierzaniem.
Herox również się śmiał, choć nie wiedział z czego. W końcu Gael wytarł rękawem łzę, która pojawiła się w jego oku i zapytał:
„Był z nimi ktoś jeszcze? Tam gdzie cię trzymali?”
„Nie. Tylko ten duży gość, ci dwaj co nas napadli i dziewczyna.”
„Zgrana z nich ekipa?”
„Właśnie niekoniecznie.” - zaczął Herox. - „Te dwa draby raczej niespecjalnie uwielbiają swojego szefa, szczególnie ten wyższy, z kucykiem. Rzucali się do siebie przez cały czas. Ten drugi, rudy, jest spokojniejszy, ale wyraźnie trzyma stronę swojego kumpla.”
„Czemu się do siebie rzucali?”
„Przez tą panienkę, która tam była. Widocznie obaj mają na nią ochotę.” - wytłumaczył Herox.
„Hm.” - mruknął Gael z zainteresowaniem.
„O! Zapomniałbym!” - rzucił Herox i sięgnął do worka. Po chwili grzebania wyciągnął z niego paczkę papierosów i zapalniczkę i podał owe skarby Gaelowi. Ten zrobił minę jakby właśnie rozpakował wymarzony prezent świąteczny.
„Jejciu, Herox!” - pisnął radośnie wkładając w zęby papierosa i odpalając go. - „Jesteś dla mnie za dobry.”
Herox tylko uśmiechnął się pod nosem.
Gael wstał z ziemi i kucnął nad swoim wspólnikiem. Syknął kiedy zobaczył jego opuchnięte kolano.
„Oni?” - spytał pokazując palcem ranę.
„Tak, ten rudy.”
„Dobra, wiesz co? Zrobimy tak.” - Gael położył rękę na ramieniu kolegi. -„Teraz zajmiemy się twoją nogą, bo mam pewien plan, ale będę cię potrzebował w pełni zdrowego. Mogę na ciebie liczyć?”
Herox przytaknął ochoczo.
Gael popatrzył na niego z podziwem.
„Kto wie, może kiedyś i ty zmartwychwstaniesz …” - pomyślał.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.