Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Naissant

Rozdział 5 - Myśliwy i zwierzyna

Autor:ray
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Wulgaryzmy
Dodany:2012-07-02 09:46:34
Aktualizowany:2012-07-02 09:46:34


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Tekst jest mój. Nie wyrażam zgody na kopiowanie go i umieszczanie na innych stronach bez mojej wiedzy.


Ten las to było przedziwne miejsce. Od momentu, kiedy do niego weszli otoczył ich kompletny chłód. Przed chwilą stali jeszcze w cieple zachodzącego słońca, teraz próżno było szukać jakiegokolwiek źródła, przy którym można byłoby się ogrzać. Tak samo drzewa. Z zewnątrz już wydawały się wysokie, ale nie było ich zbyt dużo. Teraz, będąc w środku i rozglądając się na boki można było dostrzec jedynie mrok ginący w plątaninie konarów, rozciągający się na prawo i na lewo od ścieżki, na której stali. Jednak Katos nie miał czasu, by zwrócić na to wszystko uwagę, gdyż w jego uszach wciąż dźwięczały słowa Gaela.

„Jak to muszę się obawiać?” - powiedział sam do siebie. - „Gael, czekaj!” - krzyknął i podbiegł - „Jak to muszę się obawiać?!”

„Będziesz to teraz drążył?” - zapytał Gael znudzonym głosem. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej paczkę papierosów. Poczęstował Katosa.

„Nie, dzięki” - ten odepchnął jego rękę. Gael tylko wzruszył ramionami i wyciągnął jednego z opakowania.

„Co to znaczy, że ja muszę się bać a ty nie? Co to za zwierzę tak wyje?! Wiesz co to jest? Trenujesz to? Może to twoje zwierzątko?! To, że już raz umarłem, nie oznacza, że chce umierać drugi. Właściwie to jeszcze nie za bardzo pogodziłem się z tym, że umarłem, więc nie po drodze mi … Chociaż czekaj! Skoro już raz umarłem, to chyba nie mogę umrzeć drugi? - Katos produkował się a w tym czasie Gael schował paczkę papierosów z powrotem do tylnej kieszeni swoich spodni, zlokalizował, gdzie ma zapalniczkę i podpalił peta. Zaciągając się po raz pierwszy i spojrzał pytająco na chłopaka stojącego przed nim.

„Słuchałeś mnie w ogóle?” - zapytał Katos.

Gael pokiwał przecząco głową i wypuścił dym prosto przed siebie. Katos aż zakaszlał.

„Nie jesteś pomocny” - powiedział, kiedy znów ruszyli pod przodu.

„A ktoś ci mówił inaczej?”

„Nie, ale myślałem, że może …”

„Że może co? Hę?!” - Gael aż się zatrzymał. Zaciągnął się parę raz i znowu zaczął iść. - „Opowiedziałem ci raz, co to za miejsce i dość. Nie pracuję jako przewodnik. Chcesz poznać gawędziarza, proszę bardzo. W mieście będzie ich pełno.”

„Przecież mówiłeś, że nie wiesz co to za miasto.” - zauważył Katos - „ A teraz nagle wiesz, że będą tam gawędziarze.”

„Zawsze jesteś taki upierdliwy?”

„Przepraszam bardzo, ale tak się składa, ze właśnie trafiłem do piekła. Do piekła! Może dla ciebie to nic nowego, ale ja trochę nie za bardzo ogarniam, co się dzieje. Czy proszę o tak wiele, jak pytam cię o coś, co mnie w tym miejscu przeraża?” - ostatnie zdanie Katos praktycznie wykrzyczał, podczas gdy jego rozmówca tylko się uśmiechał.

„Krzycz dalej, to poznasz to maleństwo z bliska i nie będę musiał ci opowiadać.” - powiedział rozbawiony Gael, kiedy zza drzew wybrzmiał przeraźliwy ryk jakiegoś zwierzęcia. Katos aż się skulił.

„Bawi cię to, prawda?” - spytał szeptem.

Gael tylko kiwnął głową i zaciągnął się papierosem.

„Mówiłem ci, że podróżując ze mną - ryzykujesz.” - powiedział.

„To coś mnie zje, bo idę z tobą?”

Gael się zaśmiał.

„Nie. Zje cie, bo jesteś smaczny.”

„A ty nie jesteś smaczny?”

„Za moim smakiem to bydle nie przepada.”

Katos przez chwilę stał skołowany, ale kiedy wycie ponownie rozniosło się po lesie ruszył za Gaelem.

„Dobra, ostatnie pytanie.” - oznajmił - „Wystarczy, że będziemy cicho to uda się nam dość spokojnie do miasta?”

„Wątpię.”

„Wątpisz. I dopiero teraz mi o tym mówisz? Rewelacja. Więc w takim razie: czy można zginąć w piekle?”

„Miało być jedno pytanie.” - powiedział Gael i wyrzucił papierosa.

„Po prostu mi powiedz!” - nalegał Katos.

„Właśnie. Może mu po prostu powiesz.”

Katos aż podskoczył, kiedy usłyszał nieznajomy głos. Wstrzymał powietrze i powoli odwrócił się za siebie.

Jego oczom ukazał się mężczyzna stojący w sporej odległości przed nimi, na samym środku ścieżki, którą szli. Ręce trzymał założone na piersi. Nie wydawał się być wysoki, ale był bardzo krępy i przysadzisty. Jego mocno umięśnione ramiona odkrywała kamizelka, którą nosił. Wyglądała jak pancerz, z wiązaniami na bokach i unosiła się rytmicznie, kiedy oddychał. Był łysy, miał okrągłą twarz i nos jak kartofel, prawdopodobnie źle zrośnięty po wielokrotnych złamaniach. Na obu policzkach było widać głębokie blizny. W jednej dłoni trzymał zwinięty bicz. Swój wzrok przenosił z jednego chłopaka na drugiego. W pierwszej chwili Katos się go wystraszył. Teraz dostrzegł, że mężczyzna przygląda się im bardziej z rozbawianiem niż ze złością.

Stali przez chwilę w ciszy, póki nie odezwał się Gael.

„Orkus!” - powiedział chłopak i dopiero teraz odwrócił się twarzą do mężczyzny.

„Gael” - ten odpowiedział lekko się kłaniając. - „Słyszałem o twoim wczorajszym wypadku. Szybko się pozbierałeś.”

„Znasz mnie. Nie lubię być bezczynny” - padła odpowiedź i obaj się zaśmiali.

„Znasz go?” - spytał Katos w stronę Gaela.

„Nie odzywaj się.” - powiedział ten prawie bezgłośnie. Katos zamilkł i czekał na rozwój wydarzeń.

„Po spotkaniach ze mną nie widujemy cię przynajmniej kilka dni.” - Orkus rozłożył ręce i przełożył bicz w drugą dłoń.

Gael zaśmiał się nerwowo.

„Daj spokój!” - powiedział - „Możemy to chyba przełożyć na następny raz. Sam widzisz. Mam nowego kolegę.” - objął Katosa za szyję. - „Młody dopiero dziś się pojawił. Chcesz go pozbawić przewodnika?”

„Przecież nie chciałeś mi pomagać.” - zauważył Katos.

„Zamknij się!” - powiedział karcąco Gael i wyszczerzył żeby do stojącego przed nimi mężczyzny.

„Jak się nazywasz?” - spytał Orkus.

Cisza.

„Pytam cię o coś.”

Cisza.

„On mówi do ciebie.” - powiedział Gael patrząc na Katosa.

Ten, wydając z siebie lekki jęk, przedstawił się.

„Pozwól, że coś ci wyjaśnię, skoro tak bardzo szukasz odpowiedzi.” - zaczął powoli Orkus. Katos ciężko przełknął ślinę. - „Jestem myśliwym. Wiesz, czym zajmuje się myśliwy?”

„Poluje?”

„Poluje.” - zgodził się mężczyzna. Otworzył lekko palce dłoni i końcówka bicza, który trzymał, upadła na piasek. - „Na co poluje?”

Katos ociągając się z odpowiedzią spojrzał na Gaela. Ten, oddychał ciężko. Nie odrywał wzroku od Orkusa, a jego szczęka była mocno zaciśnięta. „Skoro Gael się boi to jesteśmy w dupie.” - pomyślał Katos. Zwrócił oczy w kierunku mężczyzny z biczem.

„Na zwierzynę.” - powiedział i wziął głęboki oddech.

„Tak się składa, przyjacielu, że zwierzyną, na którą ja poluje jest twój przewodnik.” - Katos zauważył, że Orkus zacisnął mocniej pięść na rękojeści swojego bicza.

Gael się lekko zaśmiał.

„Stać cię na więcej, naprawdę.” - powiedział.

Orkus spokojnie odwzajemnił uśmiech. Katos nic nie rozumiał. A Gael kontynuował:

„I co? Będziesz się chwalił, że dopadłeś mnie dzień po tym, jak się pozbierałem? Zabić mnie teraz to będzie zbyt proste.”

Katos wytrzeszczył oczy. „Czy ja słyszałem: zabić!?” - pomyślał. Popatrzył na Orkusa.

„Zamknij się!” - powiedział myśliwy. - „Doskonale wiesz, że gadką nic nie wskórasz.”

„Tylko pomyśl. Wyśmieją cię. Znowu.” - ton Gaela był teraz drwiący. - „Zabijasz mnie. Ja wracam. Zabijasz mnie. Ja wracam. I tak w kółko. Teraz zabijesz mnie dzień po mojej ostatniej śmierci, a ja znowu wrócę. I tak już jesteś pośmiewiskiem, które nie może mnie dopaść.”

W powietrzu rozległo się trzaśnięcie bicza a zza drzew dobiegło potworne wycie. Katos i Gael aż się skrzywili.

„Zabiję cię, nawet jeśli zajmie mi to całą wieczność!” - krzyknął Orkus.

„Jak to cię zabije!? Jak to wracasz!?” - ocknął się nagle Katos. - „O czym wy, kurwa, rozmawiacie?!” - krzyknął w stronę Gaela.

Powietrze znów zostało przecięte świstem bicza. Gael wziął głęboki oddech.

„Chodź! Pokażemy mu jak się umiera w piekle!” - zawył Orkus i ruszył w stronę chłopaków.

Katos usłyszał tylko krzyk Gaela -„Długa!”- i niewiele myśląc puścił się pędem wzdłuż ścieżki, którą podążali.

Chciał biec najszybciej jak tylko mógł. Chciał uciekać najdalej jak to tylko możliwe. Najgorszym było jednak to, że w ogóle nie wiedział, dokąd miałby uciekać. Leśny korytarz wydawał się być nieskończony. Żadnego światełka, żadnego znaku, czegokolwiek, co by wskazywało, że gdzieś ten las się kończy a zaczyna upragnione miasto. Chciał ratować swoje życie, a przynajmniej to, cokolwiek by to nie było, co ledwo zaczął wieść w piekle. Jednak nogi odmawiały mu posłuszeństwa.

Katos spojrzał w dół po sobie. Żadna z jego nóg nie chciała się poruszać wystarczająco szybko. Nagle stały się przeraźliwie ciężkie i zdrętwiałe. Miał wrażenie, że stoi w miejscu. Chciał zawołać Gaela, ale ten zniknął mu z oczu. Chciał krzyczeć po pomoc, ale z trudem przychodziło mu łapanie oddechu.

Z każdą sekundą ogarniało go coraz większe przerażenie, tym bardziej, że za plecami słyszał donośny tętent wielkich łapsk uderzających o ziemię. Głośne mlaskanie i sapanie jakiegoś bydlęcia, które najwyraźniej go teraz goniło. I, sądząc po ilość uderzeń, nie było to jedno zwierze. Co jakiś czas dało się słyszeć trzaskanie bicza i okrzyki Orkusa, ale Katos nie był w stanie wyodrębnić słów, które krzyczał myśliwy.

Nie wiedział czy się porusza czy nie. Nogi wciąż były ciężkie a jemu zaczęło brakować powietrza. Z każdą sekundą bał się coraz bardziej, że już za moment coś rzuci się na niego i rozszarpie mu plecy.

„Za moment zostanę pożarty.” - pomyślał i ogarnęła go rozpacz. Był teraz kompletnie przerażony. Zapomniał nawet o Gaelu, który zostawił go na pastwę Orkusa i jego zwierza.

„Gdybym tylko był już w mieście.” - powtarzał w głowie jak mantrę - „Jezu, niech mi ktoś pomoże.” - jęknął.

Bestia była już tak blisko, że mógł poczuć jej oddech na karku.

„Dość walki.” - pomyślał. - „Teraz przynajmniej się przygotuję na śmierć.”

Z trudem wziął głęboki oddech, zamknął oczy i wyobraził sobie, że stoi na jakimś placu, w mieście. Dookoła są ludzie, głośno krzyczą, rozmawiają, śmieją się. Nic mu nie zagraża, nie goni go żadne bydlę ani żądny krwi myśliwy. Patrząc na, niczego nieświadomych, mieszkańców miasta, ogarnął go spokój. Wziął jeszcze kilka oddechów.

Przygotowany na ostry ból, który w każdej chwili już powinna zadać mu bestia nabrał do płuc dużo powietrza. Z głośnym krzykiem odwrócił się i otworzył oczy.

I zamarł.

Nie był już w lesie.

Stał dokładnie tam, gdzie sobie wyobrażał. Plac, a właściwie droga, ale szeroka, która kilkanaście metrów od niego dzieliła się na dwie węższe. Dookoła było pełno budynków.

Były to betonowe wieżowce, ale kompletnie puste w środku i jakby porośnięte mchem. Wyrastały one z mniejszych, drewnianych chatek, które stanowiły swoisty fundament. Jakby miasto zbudowane na wsi. Taki widok jak witryna sklepowa z zepsutym neonem połączona ze stodołą to praktycznie klasyczny schemat architektoniczny tego miejsca. Jeden z takich budynków był najbardziej rozświetlony i to wokół niego gromadziło się najwięcej ludzi.

Katos chciał się jeszcze ponapawać tym dziwnym miejscem, w którym się znalazł, ale poczuł uderzenie w ramię. Odwrócił się. To był Gael. Klepnięciem przywitał Katosa, po czym objął go za szyję i odetchnął z ulgą.

„Kurwa!” - zaklął i się zaśmiał - „To było zajebiste, nie?”

„Co masz na myśli?” - spytał zdziwiony Katos - „To, że przed chwilą mało nie zjadła mnie jakaś poczwara, czy to, że mnie zostawiłeś tam w lesie?”

Gael spojrzał na niego z wyrzutem.

„Wyluzuj.” - powiedział.

„Jasne.” - Katos wydostał się z uścisku i odszedł kilka kroków.

„Ej! Nie obrażaj się teraz!” - krzyknął za nim rozbawiony Gael.

„Daj mi spokój! Wiesz co? Miałeś rację. Podróżowanie z tobą to ryzyko. Mieliśmy razem dość do miasta - udało się. Już nie będę za tobą łaził.”

„Ho, ho!” - zaśmiał się Gael - „Patrzcie go, proszę państwa! Odstawia jeden numer z teleportem i już …” - zrobił cudzysłów w powietrzu - „… jestem pan samowystarczalny.”

„Spokojnie.” - pomyślał Katos - „Masz całą wieczność na zrozumienie tego świata. Ten dupek nie jest ci potrzebny.”

Stał, zastanawiając się jak ostatecznie spławić Gaela, który teraz wyraźnie nie miał ochoty go zostawiać, a którego miał już serdecznie dość. Przez chwilę zdawało mu się, że widzi ich obu jak stoją w niewielkiej odległości, jak teraz, i mierzą do siebie z pistoletów.

„Żeby się od niego uwolnić - musisz go zabić.” - przemknęło przez głowę Katosa.

Otrząsnął się ze swojej wizji. Patrząc na Gaela wzruszył ramionami.

„Idę poszukać gawędziarza.” - powiedział beznamiętnie. Odwrócił się na pięcie i ruszył do najbardziej oświetlonego budynku.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • ray : 2012-07-26 12:22:31

    dzięki za komentarz :)

    część nowych rozdziałów już czeka na dodanie :)

  • : 2012-07-13 02:13:26

    Dobrze się zapowiada, chętnie przeczytam kolejne rozdziały.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu