Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Naissant

Rozdział 7 - 2 - Pieśń Aniołów

Autor:ray
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Wulgaryzmy
Dodany:2012-08-18 09:46:33
Aktualizowany:2012-08-18 09:46:33


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Tekst jest mój. Nie wyrażam zgody na kopiowanie go i umieszczanie na innych stronach bez mojej wiedzy.


„Leżę tam, bebechy na wierzchu, a ona pyta, czy dam radę iść. Tak, myślę sobie, i tańczyć wymachując jelitem nad głową.” - Gael i Orf zanieśli się śmiechem.

„No, ale jakoś cie tu dowlokła.” - powiedział w końcu złodziejaszek.

„Daj spokój. Nawet nie zauważyła, że zszedłem po drodze.”

„I ile czasu zajęło ci … no wiesz?”

„Po takim dźgnięciu? Kilkanaście minut.”

Orf spojrzał na Gaela z podziwem.

„Ty zasrańcu!” - podsumował, kiwając głową.

Siedzieli w piwnicy jednego z nieuczęszczanych budynków. Prawdopodobnie od czasu do czasu ktoś tu jednak rezydował, gdyż była nieco urządzona. Przy jednej ze ścian stało drewniane łóżko, które teraz zajmował Gael. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdował się stół obstawiony naczyniami i kilka krzeseł. Przez małe okno wpadało nieco światła.

Minęło już kilka dni od czasu kiedy Clementia sprowadziła tu rannego chłopaka, by móc się nim zajmować. Nie zdawała sobie sprawy, że oprócz niej, Gaela bardzo często odwiedzał jego wspólnik - Orf.

Obaj usłyszeli kroki.

„Ok., zjeżdżaj. Moja pielęgniarka nadchodzi.”

Złodziej wstał pospiesznie. Zanim wyszedł zwrócił się w stronę Gaela:

„Trzy dni?”

„Trzy dni.” - potwierdził chłopak. Po czym Orf skinął głową i ulotnił się bocznym wyjściem.

Gael korzystając z okazji, że dziewczyna się jeszcze nie zjawiła położył się na łóżku i zaczął szukać odpowiedniej pozycji. Najpierw ułożył się na boku i podkulił nogi, ale nagle wpadł na inny pomysł. Usiadł i zdjął z siebie koszulkę odsłaniając nieporadnie zawiązany wokół jego torsu bandaż. Przez te kilka dni zauważył, że dziewczyna reaguje tak jak powinna, szczególnie kiedy siedział obok niej półnagi.

„Jeszcze trochę.” - pomyślał z uśmiechem i położył się na plecach. Koniuszki palców lewej dłoni ułożył w pobliżu swojej rany i zaczął udawać, że śpi.

Clementia weszła do pomieszczenia. Widząc swojego podopiecznego leżącego tylko w spodniach potknęła się i uderzyła kolanem w krzesło. Łomot „zbudził” Gaela, który lekko otworzył oczy i zauważając dziewczynę uśmiechnął się delikatnie.

„Przepraszam, ja … ja nie chciałam cię obudzić.” - wyjąkała.

„Nie szkodzi. Ciebie zawsze miło widzieć.” - powiedział łagodnie. Clementia odwróciła się plecami do niego, by ukryć swój rumieniec. Gael, z głośnym stęknięciem usiadł na łóżku.

„Poświęcasz mi tyle czasu. Nikt się nie zorientował, co robisz?”

„Żartujesz? Całe miasto o tobie mówi. O tym, że tym razem zostałeś zabity na zawsze. I nikt nawet nie podejrzewa, że możesz żyć i … być tu.” - dziewczyna była wyraźnie podekscytowana swoim sekretem.

„Być może nie powinnaś tego robić.” - Gael spuścił głowę.

„Jak to?”

„Być może powinienem jednak tam umrzeć. Znaleźli by moje ciało i klątwa bycia nieśmiertelnym wreszcie by się skończyła. Może wreszcie by uwierzyli, że to nie możliwe, by ktoś wracał do życia …” - głos mu się załamał.

Clementia od razu doskoczyła do chłopaka. Usiadła na ziemi, naprzeciwko niego.

„Nie! Nie mów tak! Jak wyzdrowiejesz to … nie wiem … może mógłbyś zacząć żyć dobrze. Jak ja. Mógłbyś udowodnić, że nie jesteś zły, pomagać innym, cokolwiek, nie wiem. Ale jestem pewna, że po jakimś czasie, ludzie zapomną o tej historii. I będziesz mógł … Być dobry.”

„Jak ty?” - Gael lekko się uśmiechnął - „To niemożliwe być tak dobrym jak ty. Popatrz na siebie. Jesteś szlachetna, pomagasz komuś takiemu jak ja - potępieńcowi. Poza tym …” - zawiesił głos i schylając się lekko dotknął podbródka dziewczyny unosząc jej głowę tak, by ich oczy się spotkały - „… jesteś taka piękna.”

Clementia, którą do tej pory matka trzymała pod kloszem; która nigdy wcześniej nie przebywała tak często w pobliżu półnagiego mężczyzny, ba, która prawie nie przebywała do tej pory w towarzystwie mężczyzn, przynajmniej nie sama, usłyszała te słowa po raz pierwszy - skierowane prosto do niej. Patrzyła w wprost w oczy chłopaka, który był sam przeciw całemu światu. On nie jest taki jak inni mówią, to dobra dusza. Zabijał, bo się bronił - niesprowokowany nie mógłby nikogo zranić. Tyle razy przebywali już sami. Mógł ją zabić w każdym momencie. Ale tego nie zrobił. Nigdy nie czuła się w jego obecności zagrożona. On nie jest zły. I ona to udowodni całemu światu. Nie wie jak. Jakoś. Ale to zrobi! Zamknęła oczy i lekko uniosła całe ciało z górę. Gael pochylił się jeszcze bardziej aż ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Chłopak pomógł jej całkowicie wstać z ziemi i objął mocno w pasie. Trwali w tym uścisku przez jakiś czas nie odrywając od siebie ust. Następnie Gael opuścił swój tułów na łóżko aż Clementia znalazła się na nim.


„Kochasz kogoś?” - spytała Katosa Neith.

Ten pokiwał przecząco głową.

„A byłeś kiedyś zakochany?”

Chłopak ponowił swój gest.

„Szczęściarz!” - powiedziała cicho dziewczyna.

„Widzę, że miłość ma tu inny pijar.” - zaśmiał się Katos.

„Co?’

„Nie, nic. Tak tylko gadam. Ale co to ma do rzeczy z … Chentim?” - Katos o mało nie wypowiedział prawdziwego imienia Gaela.

„Otóż. Kiedy poszła plotka, że ktoś widział go w mieście oczywiście zaczęło wrzeć. Orkus i jego zwolennicy zaczęli już przygotowywać swoje wymyślne przyrządy do tortur i tak dalej. Terroryzowali ludzi w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o miejscu jego pobytu.”

„Wtedy Menti powiedziała mi, że wie gdzie on jest, bo przez ten cały czas mu pomagała. Że znalazła go rannego, ale z jej pomocą doszedł do siebie i teraz jest już zdrowy. Że wcale nie jest taki zły jak mówią. Że to dobry, nierozumiany chłopak. No i najgorsze.” - Neith zatrzymała się na chwilę - „Ona i on są w sobie zakochani.” - parsknęła.

„Co za afera się zaczęła. Neith i matka Clementii zaczęły na nią wrzeszczeć. Ona upierała się przy swoim. Zarzuciła matce, że ta cały czas trzymając ją pod kloszem myślała tylko o sobie i niespełnionym marzeniu zostania aniołem. A ona woli spędzić wieczność tu, z mężczyzną, którego kocha niż samotnie fruwać po niebie. Krzykom nie było końca.” - opowiadał Mun.

„Nawet nie wiem kiedy zniknęła. Najpierw pobiegła do siebie i trzasnęła drzwiami. Pomyślałam: ok., dam jej chwilę czasu, niech się trochę uspokoi, później pójdę z nią pogadać. Ale nie zdążyłam … Kiedy do niej poszłam - już jej nie było.”


„Widzisz! Nigdy nie zgodzą się na to, żebyśmy byli razem. Muszę to zrobić!” - Gael stał tyłem do Clementii i wpatrywał się w ścianę.

Siedziała na krawędzi stołu i wypłakiwała sobie oczy.

„Ale ja nie chcę, żebyś umierał!” - wrzuciła z siebie z krzykiem.

Chłopak odwrócił się dramatycznie i spojrzał jej prosto w oczy. Zrobił kilka kroków do przodu.

„Nie rozumiesz? Tylko w ten sposób udowodnię, że nie jestem nieśmiertelny. Tylko tak oczyszczę swoje imię.”

„W takim razie skoczę z tobą.” - dziewczyna stanęła mocno na nogach. Gael pokiwał rozpaczliwie głową, a ona kontynuowała:

„Nie chcę żyć bez ciebie!”

Chłopak podszedł blisko i przyłożył swoje czoło do jej czoła. Powiedział szeptem:

„Tam dokąd ja podążam, ty nie możesz iść. Nie mogę cię o to prosić.”

„Teraz żałuję, że nie można przywrócić cię do życia.” - rzekła dziewczyna i przytuliła się mocno do Gaela.


„Szukaliśmy jej kilka godzin, póki się nie ściemniło. Byłam już kompletnie załamana, miałam w głowie najgorsze scenariusze. Próbując najgłupszych rozwiązań wróciłam do jej pokoju.” - Neith patrzyła w dal a do jej oczu zaczęły nabiegać łzy - „List od niej leżał na stoliku. Napisała, że Chenti udowodni wszystkim, jak bardzo się mylili co do niego. A ona, bez niego, w tym świecie, jest wewnętrznie martwa, więc dziś, równo o północy, razem odejdą w ciemność.” - w tym momencie dziewczyna zaczęła płakać. Mun podsunął się do niej i objął ją delikatnie ramieniem.


Podwójne drzwi, prowadzące na dach jednego z wieżowców, otworzyły się bez problemu kiedy Clementia dotarła wreszcie na górę. Wiatr zaczął bawić się jej długimi, blond włosami, ale nie zwróciła na to uwagi. Jej oczy skierowane były na chłopaka, który stał na podwyższeniu, na samej krawędzi budynku. Słysząc uderzenie zamykających się drzwi odwrócił się i spojrzał na dziewczynę. Nic nie powiedział kiedy podeszła bliżej. Pokiwał tylko głową na boki, bezgłośnie wypowiadając słowo „nie”. W jego oczach był ból.

„Jeśli ty to zrobisz, to ja też.” - powiedziała.

Gael zacisnął mocno powieki i wziął głęboki oddech. Otworzył oczy i wypuścił powietrze z rezygnacją. Wyglądało to jakby wiedział, jaką decyzję podjęła ta dziewczyna, i nie mógł zrobić nic, by to zmienić. Wysunął w jej kierunku otwartą dłoń.

Ona, podała mu swoją i za moment oboje, w objęciach, stali na podwyższeniu. Wiatr rozwiewał ich włosy i ubrania. Tego dnia niebo było bardzo zachmurzone, praktycznie czarne, jednak oni widzieli swoje oblicza doskonale.

Chłopak objął twarz dziewczyny i kciukiem osuszył łzę, która pojawiła się na jej policzku.

„Nie musisz tego robić.” - wyszeptał.

„Nie opuszczę cię.” - odpowiedziała Clementia.

Gael nachylił się i pocałował ją po raz ostatni.

„Gotowa?” - spytał.

Skinęła głową. Wciąż trzymając się za ręce stanęli plecami do przepaści. Odwrócili głowy, by jeszcze przez chwilę popatrzeć na siebie. Za moment palce ich stóp poderwały się w górę, a ciała bezwładnie runęły w dół. Na twarzy chłopaka wymalował się triumfalny uśmiech.


Teraz opowiadał już tylko Mun.

„Widziałem jak spadają. I jak uderzają o ziemię.” - skrzywił się - „Nie był to miły widok. Ich ciała leżały na drodze, niemiłosiernie połamane. Krew wyciekała ze zmiażdżonych czaszek. Ludzie krzyczeli, nie mogąc uwierzyć, w to, co widzieli.” - zamilkł na chwilę, ale zaraz kontynuował. - „Ciało Clementii od razu zabrano i oddano matce. Biedna Tina, nie pożyła długo po tym wypadku. Ktoś rzucił, żeby spalić ciało Chentiego, inny zasugerował, żeby je poćwiartować, ale ostateczną decyzję podjął Orkus - kazał ułożyć trupa na placu. Powiedział, że tym razem będą mieć na niego oko. I tak zrobiono. Postawiono nawet strażników. Niestety, trzy dni później, znaleźliśmy ich z poderżniętymi gardłami a ciała Chentiego już nie było. Później słyszeliśmy o nim jeszcze nie raz - umierał i wracał. A przy okazji, wciąż bawił się zabijając innych.”

Neith wciąż cicho łkała, a Mun gładził ją po włosach. Katos patrzył na nich przez chwilę, po czym przeniósł wzrok na wieżowce. Mógłby przysiąc, że na jednym z dachów widzi postać. Poderwał się lekko kiedy ta rzuciła się w dół. Za moment jednak zdał sobie sprawę, że to tylko przewidzenie.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.