Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Królewski Opal

Królewski Opal

Autor:piietras91
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy
Dodany:2012-06-30 22:18:04
Aktualizowany:2012-06-30 22:18:04



Leniwie otworzyłem oczy i obraz, jaki ujrzałem nie wzbudził we mnie niepokoju.Było ciemno, jedyne źródło światła pochodziło od małej świecy na stole koło schodów. Śmierdziało stęchlizną i wilgocią do tego słyszałem tylko bicie własnego serca, lecz było ono spokojne i miarowe. Wisiałem na belce przywiązany liną za ręce. Czułem potworny ból i odrętwienie w ramionach. Jak dotąd wszystko idzie zgodnie z planem to mnie podniosło na duchu i trochę ukoiło ból. Znajdowałem się w niewielkiej celi więziennej w samym sercu imperium wielkiego Kesh -Sumarum.

- Wpadłeś w nieliche gówno!

Głos był szorstki i ochrypły, aż mnie ciarki przeszły po skórze. Przemilczałem to, oszczędzałem siły, a nie chciało mi się zbędnie i bezsensownie otwierać gęby.

- Sam jeden odważyłeś się podnieść rękę na żołdaków w oberży?! Doprawdy jesteś głupcem! - Mówiąc to strażnik powoli wyłonił się z cienia i przybliżał się.

- Jak Cię zwą zasrańcu?! Nic nie powiedziałem, jeszcze nie teraz.

- Co język do dupy Ci przyrósł?!

Cios, jaki dostałem w szczękę był mocny. Zęby zagrały mi serenadę, jak ja tego nie lubię.

- Gadaj kurwisynu!!

Wściekłość doprawdy była imponująco wyraźnie wypisana na jego twarzy. Cicho szepnąłem tak, aby nie mógł zrozumieć.

- Coś tam wyjąkał??!! - Obruszył się strażnik więzienny.

Wadą ludzi jest to, że niektóre odruchy życia codziennego tak mają wpojone, iż robią je z automatu nie myśląc o konsekwencjach. Tak i było tym razem strażnik machinalnie przybliżył się do mnie nastawiając ucho, przekraczając tym samym bezpieczną strefę między nami. I to był błąd. Gdy znalazł się dostatecznie blisko szybkim ruchem oplotłem mu nogi wokół szyi pozbawiając go tchu i czekałem cierpliwie aż przestanie się wierzgać i rzucać. Gdy strażnik odpłynął szybko popuściłem zacisk nóg, lecz tak, aby nie osunął mi się. Byłem boso i to dało mi kluczową przewagę, zręcznymi ruchami ubłoconych stóp wyciągnąłem niewielki sztylet za paska jego spodni, gdy to zrobiłem nieszczęśnik głucho opadł na posadzkę. Ów sztylet uniosłem do góry tak abym mógł go chwycić ręką, po czym odciąłem linę, która mnie więziła. Spadłem boleśnie na zimne kamienne kafelki. Krążenie w ramionach momentalnie powróciło, a odrętwienie powoli mijało. Zakneblowałem i przywiązałem strażnika w identyczny sposób, w jaki oni mnie urządzili, dzięki temu kolejny wartownik będzie myślał, że to ja tam spokojnie dyndam i póki nie podejdzie dostatecznie blisko w tych ciemnościach nie dostrzeże różnicy.

Jak najlepiej ukraść Królewski Opal??

Rzecz prosta dać się złapać i tym samym znaleźć się za murem zamku gdzie przechowują Klejnot. Jeśli się wie, jakie prawa tu obowiązują i jak tu traktują więźniów, zwiać można równie łatwo jak dostać się tu. Ja wiedziałem. Mam, co najwyżej kwadrans nim kolejny wartownik przyjdzie na zmianę. Czasu było aż nadto. Sztylet schowałem za swój pasek i cicho przemknąłem pomiędzy kratami i stołem, na którym zatańczył płomyk świecy. Znalazłem się na schodach, cicho uchyliłem drzwi na ich szczycie, szybo omiotłem wzrokiem pomieszczenie, po czym bezszelestnie zamknąłem je i znalazłem się w wąskim korytarzu, skręciłem w lewo i pomknąłem wzdłuż korytarza. Zawsze staram się perfekcyjnie przygotować do każdego skoku to też w głowie pojawił mi się bardzo wyraźnie obraz rozmieszczenia wszystkich sal, komnat i korytarzy w zamku. Mapę zdobyłem od pasera na przedmieściu -cichego Boba, dzięki temu zachowałem poufność. Na końcu korytarza skręciłem w prawo do wieży z wąskimi spiralnymi schodami. Na samej górze drogę zagrodziły mi drzwi, były otwarte. Mile mnie to zaskoczyło. Wszedłem do środka. Był to niewielki korytarz z trzema wejściami. Na ścianach widniały pochodnie rzucając jasne światło. Naprzeciwko siebie przy ścianach ustawiono wypucowane do połysku zbroje, a Ja stanąłem oko w oko z dwoma strażnikami.

Kurwa, wiedziałem, że szło mi zbyt łatwo.

Mam, co najwyżej pięć sekund nim strażnicy otrząsną się z zaskoczenia i zaalarmują zamek. Dwóch rosłych mężczyzn, uzbrojonych i groźnych. Ja jestem sam z jednym niewielkim sztyletem. Mają u pasa przypięty długi miecz, co w tym przypadku działa na moją korzyść…

- Panowie wydaje mi się, że nie musimy uciekać się od razu do przemocy.

Niestety na nic zdały się moje słowa. Wyrazy na ich twarzach z zaskoczenia przeszły teraz w zmieszanie, lecz o to już dostrzegłem wzburzenie na ich gburnych twarzach. Jeden z nich właśnie zaczął wysuwać miecz z pochwy, lecz nim to zrobił doskoczyłem do niego i idealnym cisem w splot słoneczny pozbawiłem go tchu i prawym sierpowym prosto w skroń dokończyłem dzieła.

- Alarm!! Alarm!! Złodziej… - Strażnik pochłonięty informowaniem reszty zamku o moim istnieniu nawet nie zauważył pędzącej ku jego twarzy pięści.

Z niemałym zaskoczeniem runą na plecy.

- Cholera za mocno, wybiłem sobie palec - zakląłem.

Choć patrząc na rozkwaszony nos nieszczęsnego strażnika przestałem martwić się moją ręką i jednym stanowczym szarpnięciem nastawiłem sobie knykcia.

Gdy coś idzie nie tak bierz dupe w troki i uciekaj gdzie pieprz rośnie tak bym zrobił, tak by zrobił każdy normalny człowiek, lecz nie tym razem nie wtedy, gdy jestem tak blisko celu. Przeskoczyłem nad strażnikami i pognałem, co tchu do kolejnej komnaty gdzie jak miałem nadziej znaleźć Królewski Opal. Z impetem wymierzyłem solidnego kopa w drewniane drzwi, które z hukiem się otworzyły. Pomieszczenie było małe, po przeciwległych bokach zawieszone były niewielkie pochodnie, które dawały żółte światło, a przede mną w samym środku pomieszczenia na piedestale majestatycznie widniał Klejnot, a za nim na ścianie zawieszony był herb miasta Sumarum. Szczęśliwy chwyciłem za Opal schowałem za pazuchę i poleciałem z powrotem do wieży. Czas najwyższy wcielić w rzycie plan B, jaki naprędce wymyśliłem. Przystanąłem nad strażnikiem z rozkwaszonym nosem. Doprawdy miałem mało czasu, lada chwila będą tu pozostali wartownicy i żołnierze. Pospiesznie zacząłem go rozbierać do samej bielizny po czym przerzuciłem przez ramie nieszczęśnika. Z rozkładu komnat na mapie pamiętałem, że gdzieś tu jest schowek na różne rupiecie. Szybko odnalazłem pomieszczenie, rzuciłem go i zakryłem skrzyniami i beczkami. Już słyszałem gwar i tupot nóg strażników. W imponującym czasie wskoczyłem w uniform wartownika i położyłem się twarzą do ziemi. W tym samym czasie z trzaskiem dwóch żołnierzy wpadło do pomieszczenia. Żeby mój przekręt miał, jakikolwiek cień szansy żołnierze muszą najpierw odkryć brak klejnotu, a nie interesować się nami tak, więc zostawiłem otwarte drzwi gdzie przechowywali ów klejnot.

- Co tu się dzieje do cholery?! - Powiedział jeden z nich rozłoszczonym głosem, po czym widząc nas leżących na kamiennych kafelkach podleciał do leżącego najbliżej wejścia wartownika i potrząsnął jego ramieniem.

- Hej Jim!! Co jest?! - Kątem oka dostrzegłem jak sprawdzał puls. - Żyje, jest tylko nie przytomny.

Cholera zaraz podejdzie do mnie, nie dobrze bardzo nie dobrze - mamrotałem w myślach.

- Kurwa! Mamy przejbane Carl.

Człowiek, który sprawdzał stan kompana szybko się wyprostował.

- Co jest Ben?! - Wychrypiał przerażony.

- Ktoś ukradł Królewski Opal. Musimy go dorwać! Nie mógł uciec daleko! Musi być nadal w tym skrzydle zamku! - Mówiąc to szybko pobiegli schodami w dół wierzy.

Powoli wstałem i zacząłem schodzić tymi samymi schodami, co żołnierze. Już z wieży słyszałem, że cały zamek jest postawiony na nogi. Gdy zbiegłem ze schodów w ostatniej chwili schowałem się w zaułku i skryłem w cieniu, a tam gdzie przed chwilą stałem pojawiło się trzech nowych wojskowych i pognało do góry. Mam szczęście, wielkie szczęście, że alarm usłyszeli tylko Tamci dwoje i nie powiadomili reszty od razu, a ci, co przed chwilą pognali do góry z pewnością teraz wszystko dokładnie sprawdzą i odkryją mój podstęp. Wybiegłem z cienia równie szybko jak tam się znalazłem, przeciąłem korytarz i pognałem schodami w dół. Każdy będzie myślał, że będę usiłował uciec z zamku, a Ja tymczasem zrobię coś całkowicie niespodziewanego.

Obudził mnie smród i harmider koni. Powoli wyczołgałem się ze stogu siana, który służył mi za kryjówkę tak abym mógł coś zobaczyć. Byłem odrętwiały i obolały. Z trudem poruszyłem szczęką i skrzywiłem się z bólu, poruszała się jak stary, nienasmarowany zawias. Po boksach, co jakiś czas krzątał się chłopiec stajenny. Było kilkanaście boksów ustawionych naprzeciwko siebie, a między nimi widniało tyle miejsca, żeby dwa konie bez problemu mogły przejść koło siebie. Na jednym końcu stajni były duże wrota dla koni, a wmontowane w nie mniejsze służyły za przejście dla ludzi. Po drugiej stronie ujrzałem boczne wyjście. W całej stajni śmierdziało, podłoga była wyściełana sianem i tu i ówdzie gównem. Wyczekałem na moment aż chłopiec wyjdzie, po czym zrzuciłem z siebie uniform przykryłem go sianem i cichcem wymknąłem się bocznymi drzwiami lawirując między końskimi zadami, na odchodne jeden z nich chlasnął mnie ogonem boleśnie po karku. Popełniłem błąd myśląc, że rano się wszystko uspokoi, wrzało jak w ulu. Idąc korytarzem, co rusz napotykałem się to na służbę, to na poddenerwowanych żołdaków czy nadymanych wyższością szlachtę, i tak po niemałych trudach dotarłem niepostrzeżenie do piwnicy wypełnionej beczkami z winem i miodem pitnym. W piwnicy było ciemno jedyne światło wydobywało się z kilku małych zakratowanych okienek przy suficie. Było wilgotno i zimno. Musiałem zejść po stromych kamiennych schodach. Przy każdej ścianie opierały się stojaki wypełnione beczkami z trunkami, a na środku stał rozładowany wóz, który czekał na kolejny załadunek i transport. Naprzeciwko schodów była duża zamknięta brama na tyle wielka by wóz z końmi bez problemu mógł przejechać. Usłyszałem kroki, więc szybko schowałem się w najciemniejszy kąt. Do loszku wkroczyło dwoje ludzi.

- Ciekawy jestem gdzie on się rozpłynął - Powiedział niedbale jeden z nich.

- Powiem Ci, że dla mnie sprawa jest prosta. To był na pewno jakiś czarnoksiężnik i dzięki tym swoim diabelskim sztuczką dał dyla - Mówiąc to zapalił małą pochodnie, którą trzymał w dłoni.

Momentalnie w ich obrębie zrobiło się jasno i mogłem dostrzec ich twarze. Jeden z nich był mody i miał pooraną twarz pryszczami. Drugi zaś był nieco starszy, miał krótką brodę, do tego był gruby, a jego brzuchal był tak wielki, iż dam sobie rękę uciąć, że gdy stanie nie widział by swoich klejnotów.

- Gadasz bzdury ja Ci mówię, że to nic innego jak robota Elfów - Mówił grubas.

- Przecie Elfy to straszydła, co nam matki za młodu opowiadały żebyśmy po nocach do lasu nie chodzili, nie istnieją!! - Żachnął się drugi.

- Wiem com widział, a widział Elfa, co przez las się przekrada.

- Chyba żeś się za dużo nachlał tamtego dnia i ci się mylić zaczęło z ludźmi - roześmiał się pryszczaty.

- Ty lepiej nie bądź taki cwany za dwa kwadranse musimy załadować cały ten wóz inaczej Megar urwie nam uszy!

- Dobra, dobra mamy jeszcze czas - Mówiąc to wetknął pochodnie do kinkietu przy ścianie - Zgłodniałem nieco, zahaczmy jeszcze tylko o kuchnie, a później szybko się z tym uwiniemy.

Słysząc wzmiankę o jedzeniu Grubas prawie podskoczył z zadowolenia i razem wyszli w stronę kuchni. Słuchałem tej rozmowy z rozbawieniem. Fakt, że wszyscy zastanawiają się jak uciekłem, a ja tym czasem dalej w najlepsze siedziałem w zamku ucieszył mnie, bo to oznaczało, iż wszyscy uznali, że faktycznie uciekłem i nikt nie będzie mnie tu szukał. Ale żeby od razu obwiniać za to Elfów i magów, doprawdy do reszty mnie rozbawiło. Mój cały plan kradzieży opierał się na tym by niepostrzeżenie dostać się do zamku, ukraść Królewski Opal i wydostać się z niego. Niby nic trudnego jednak, gdy dowiemy się, że zamek ten jest tak obwarowany, że nie sposób przedostać się do środka, bo sprawdzają wszystko od kanałów po dachy, a bez glejtu czy wysokiej rangi wartownicy Cię nie przepuszczą. Więc jedynym wyjściem było dać się złapać. Wiedziałem, że lochy sądów są w zamku i tam odbywają się wszystkie rozprawy. Tak, więc wystarczyło wywołać bójkę w oberży, a sami żołnierze wyręczyli mnie w najtrudniejszym zadaniu. Przez dwa tygodnie, jakie przeznaczyłem na obserwacje zauważyłem, że codziennie rano z zamku wyjeżdża wóz wypełniony beczkami z winem i miodem pitnym. Wartownicy pobieżnie sprawdzają wóz i to dało mi do myślenia, skoro nie sprawdzają zawartości beczki wyjście z zamku nasuwa się jedno, a ja właśnie mam zamiar z tego skorzystać. Gdy robotnicy wrócili z kuchni załadowali wóz beczkami i oddalili się na zasłużony odpoczynek. Ja tymczasem wymknąłem się ze swojej kryjówki, podszedłem do wozu, wytoczyłem jedną z beczek po skosztowaniu zawartości stwierdziłem, że to miód pitny i to jak bardzo jestem spragniony, wypiłem spory kufel, po czym resztę wylałem do kanału. Ustawiłem ją z powrotem na wozie. Dzięki temu, że jestem chudy i niezbyt wysoki łatwo się wcisnąłem do beczki i zakryłem wiekiem. Teraz tylko czekałem na ów Megara, który przyprowadzi konie podczepi je do wozu i odwiedzi wszystkie oberże w mieście by uzupełnić zapasy trunku. Gdy z turkotem wyjechaliśmy na główny dziedziniec zamku ja zdążyłem solidnie się poobijać, a czucie w nogach już dawno straciłem. Sztylet zostawiłem w piwnicy, a sam klejnot triumfalnie ściskałem w dłoni.

- Dzień dobry Megar - usłyszałem czyiś głos. Wydedukowałem, że musimy znajdować się przy wschodniej bramie zamku, przez którą codziennie dostarczają trunek do miasta.

- A dzień dobry - Wymamrotał ospale woźnica.

- Słyszałeś o tym nocnym złodzieju Królewskiego Opalu?? - Spytał się jeden z wartowników.

- A jak bym mógł nie słyszeć?? Cały zamek aż huczy o tym, ale nie mnie o tym dyskutować wino samo się nie zawiezie.

- W każdym razie Król jest wściekły i nie może się połapać jak u licha mu go zwędzono prosto z pod nosa - Dodał jeden konspiracyjnym szeptem, podczas gdy drugi sprawdzał zawartość wozu.

- Mówią, że to, jaki mag był- odparł ten, co sprawdzał wóz, po czym wziął glejt i wykaz z ilością beczek podbity królewską pieczęcią od woźnicy. - hmm piętnaście beczek, osiem beczek miodu i siedem wina, zgadza się możesz jechać Megar.

Oddał mu pisma i wrócił na swoje miejsce. Ruszyliśmy i potoczyliśmy się nieśpiesznie do miasta.

I po dziś dzień Król zachodziłby w głowę jak to się stało, że Najcenniejszy klejnot przepadł bez wieści. Gdyby nie jedna wiadomość z beczki, którą znalazł oberżysta z gospody gdzieś w mieście. Gdy ją otworzył nie zastał trunku, lecz ów liścik, który adresowany był do samego Króla. Gospodarz po przeczytaniu go pośpiesznie udał się do Króla by wręczyć mu liścik i prosić o pełną beczkę trunku, która mu się należy. Czytając to na twarzy Króla pojawił się coraz to większy uśmiech, aż w końcu wybuchnął gromkim śmiech. Gospodarzowi w podzięce za to, że w końcu znalazł odpowiedź, nad którą tak długo łamał sobie głowę dał 10 beczek najprzedniejszego miodu pitnego. A początek listu brzmiał mniej więcej tak:

Drogi i miłościwie na panujący Królu,

Pozwolę sobie zaznaczyć, że jestem w posiadaniu Królewskiego Opalu. W żadnym wypadku nie jestem magiem ani też, choć trochę nie przypominam Elfa, co prawda jestem niecnym i trochę bezczelnym złodziejaszkiem, lecz niepozbawionym kultury i wychowania. Nie w moim stylu i wychowaniu jest zabijanie innych to też nikomu z mojej ręki nie stała się większa krzywda aczkolwiek proszę szczerzę przeprosić jednego z Wartowników, który pilnował Królewskiego klejnotu naprawdę nie chciałem tak mocno rozkwasić mu nos! Na swoją obronę powiem, że moja ręka też na tym ucierpiała! Dodam jeszcze, że miód macie przedni! Ale wracając do samej kradzieży już opisuję Królowi jak to było w istocie…

Ów złodziejaszek stał się sławny. Król potraktował to, jako nauczkę. W przestrodze kazał powielić list i rozesłać po mieście niczym listy gończe by wszyscy mogli się o tym dowiedzieć. Mieszkańcy okrzyknęli Go „Cwanym złodziejem z Sumarum”. Choć i tak wielu do dziś uważa, że to sprawka jakiegoś niecnego Maga tudzież Elfa.

Koniec.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.