Opowiadanie
Biała Czerń
Wszystko do góry nogami
Autor: | Michiszisa |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Mroczne, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2012-07-16 10:22:13 |
Aktualizowany: | 2012-07-16 10:22:13 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Ranek, słowo oznaczające nowy dzień, kolejną ciężką pracę, którą trzeba będzie przetrwać aż do wieczora. Wielu ludzi nie zauważa tego, co najcenniejsze, że życie to nie tylko praca, ale i przebywanie z przyjaciółmi, niezapomniane chwile, zabawa, wygłupy, pogawędki. Wszyscy ludzie tego nie widzą. Dla nich jest ważna sama praca i utrzymanie rodziny, dlatego rodzice kochają dzieci. One jedyne potrafią ukazać prawdziwe życie człowieka, które dał nam Bóg.
Promienie jeszcze nieprzebudzonego słońca dostawały się do wszystkich zakamarków miasta. Jednooka leniuchowała jeszcze w swoim łóżku, wpatrując się w biały sufit. Jej myśli ciągle powracały do ostatniej nocy w parku, gdzie jej siostra została poważnie ranna. Powracała do tych dwóch wilków, które pomogły jej ocalić Nikę oraz jej własne życie.
- Śniadanie na stole! - z dołu dobiegł głos wychodzącej do pracy matki. Karin leniwie wstała z łóżka i zeszła na śniadanie. Nie miała zbytnio na nie ochoty, jednak przy dobrym programie telewizyjnym i komputerze zdołała zjeść swoją porcję kanapek. Po najedzeniu się do syta usiadła na fotelu i zaczęła rozmyślać jak się czuje jej siostra w szpitalu.
- Nie idę dziś do szkoły... Udam, że jestem chora - powiedziała do kociaka, który skakał po meblach. Ciepło się ubrała i wyszła na spacer. Obserwowała wszystkich ludzi, którzy nie zdawali sobie sprawy jakie dziwne rzeczy dzieją się na tym świecie. Włóczyła się po mieście, gdy jej uwagę przykuły wiadomości, pokazywane przez jeden z telewizorów w sklepie. Powoli podeszła do szyby, starając się usłyszeć cokolwiek, oprócz hałasu przejeżdżających samochodów.
- Dziś tajemniczy zabójca także nie mógł zasnąć. Zabił młodego chłopaka chodzącego do szkoły Kirasumynikury. Jego ciało zostało doszczętnie rozszarpane, jednak przypuszczalnie jest to Kai Karanidżo. Na miejscu zdarzenia jest reporterka Sara Mieczykowata. Powiedz nam, co tam się stało dokładnie.
- Otóż młodzieniec na pewno został zaatakowany przez tego samego zabójcę, co reszta osób zabitych nocą w podobnych miejscach. Policja stwierdziła, że chłopak podjął walkę z zabójcą. Właśnie teraz badają krew sprawcy tych nieprzyjemności. Specjaliści twierdzą, że były dwie osoby, nie licząc zabójcy i poszkodowanego.
- Dziękuję bardzo za te wiadomości, spotykamy się po przerwie.
- Rany... Całe media o tym mówią... a nawet miasto. Wliczając wszystkie osoby, o których mówiono to jest trzech świadków, którzy widzieli tę bestię. Zaraz... Czy im chodziło o tego naszego Kaia Karanidżo?! - Jednooka z przerażenia upadła na kolana, wpatrując się w chodnik. Nie dopuszczała kolejnej myśli, że znów ktoś został zabity. Cały czas nie wiedziała, co tu się dzieje i chodź znała przyczynę pojawienia się potwora, to i tak miała jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. Kai był dla niej jak brat, a nawet coś więcej, ponieważ dzięki niemu i Yoshinie mogła żyć normalnie. Od dzieciństwa nikt nie chciał się z nią kolegować z powodu jej chłodnego wzroku i wrednego charakterku dla nieznajomych. Fakt faktem nie lubiła nowych znajomości, ale dzięki tej dwójce oduczyła się części złych nawyków, a teraz nie wiedziała nawet czy Yoshina nadal żyła. Jednak szybko się opanowała z myślą, że zaraz ludzie będą ją obgadywać, więc poszła dalej w stronę szpitala. Podeszła do pielęgniarki, by zapytać się, gdzie leży jej siostra, a w międzyczasie oglądnęła nowy wystrój budynku.
- Przepraszam, może wie pani gdzie leży Nika Ravin?
- Ta dziewczynka przyniesiona zeszłej nocy?
- Tak.
- Przepraszam, ale kim panienka jest?
- Z rodziny, więc gdzie leży?
- Na trzecim piętrze w sali numer piętnaście. Tylko proszę jej nie budzić, jest w złym stanie. Nie wiadomo czy z tego wyjdzie.
- Bardzo dziękuję - powiedziała z lekkim uśmiechem i pobiegła jak najszybciej do pokoju. Odpoczęła przed drzwiami i cicho weszła, zamykają za sobą drzwi. Nikogo nie było w sali, tylko jej siostra. Czyste i jasne barwy ścian pomieszczenia wywoływały spokojny nastrój. Poukładane na parapecie kwiaty innych gości zdobiły wnętrze, aby nie wydawało się one tak bardzo puste. Karin wzięła wazon i włożyła do niego kwiaty, wlewając do pojemnika trochę wody. Usiadła na krześle przy łóżku i wpatrywała się w spokojną twarz Niki.
- Myślałam już, że nie przyjdziesz... yhe, yhe... - dziewczynka mocno zakaszlała, nie otwierając swoich opuchniętych oczu.
- Powinnaś odpoczywać.
- Przecież to robię. Z resztą, po co... Skoro nie wiem nawet czy przeżyję. Nie czuję prawej ręki i nóg. Co chwile wchodzą lekarze i pielęgniarki. ...Yhe... Dają mi pełno zastrzyków... Kroplówek...Dwa razy nawet straciłam przytomność, yhe, yhe. - Niki miała zarumienione policzki z powodu wysokiej temperatury. Włosy wydawały się krótsze niż przedtem, a w jej głosie było słychać cierpienie. Jednooka nie mogła się powstrzymać od płaczu, ale wiedziała, że jeżeli na to sobie pozwoli, to jeszcze bardziej zmartwi swoją siostrę.
- To moja wina, mogłam coś w tedy zrobić... Wybacz... Wybacz... - Karin zaczęła płakać, nie potrafiła tego powstrzymać. Niki otworzyła oczy i położyła swoją dłoń na policzku starszej siostry.
- Nie, wszystko jest dobrze. Jestem smutna tylko z jednego powodu... że Kai nie żyje.
- Powiedz mi co się tam stało.
- Oberwałam solidnie w głowę... Nie pamiętam wszystkiego, jak się obudziłam zobaczyłam jakieś dwie ręce. Leżałam na ziemi, a Kai na mnie, całą mnie zakrył. Widocznie mnie chronił od tej bestii. Myślałam, że już nie żyje, ale... Jednak jeszcze... yhe, yhe, yhe, yhe... Ledwo co dyszał. Położyłam go delikatnie na ziemi. Powiedział mi abym szybko ciebie znalazła i abym nie dała się zabić. Dał mi mały nożyk i resztę już znasz, yhe, yhe.
- Nie przemęczaj się.
- To i tak nic nie da. Wiesz, że nie lubię siedzieć na tyłku tak jak ty - uśmiechnęła się delikatnie Nika. - Poza tym gdyby nie ty już bym dawno nie żyła. Nic nie widziałam ani nie słyszałam, ale... Czułam twoją obecność... Czułam jakbyś mi pomagała... yhe, yhe. - Karin zrobiło się jeszcze ciężej i gorzej na sercu niż przedtem. Chociaż niczym nie zawiniła to i tak czuła, że gdyby coś zrobiła... Byłoby inaczej.
- Muszę już iść, obawiam się, że zostałam wkopana w jakieś wielkie bagno.
- Uważaj na siebie Karin...
- Ty także Nika - powiedziała łagodnie Jednooka i wyszła. Słońce usadowiło się na niebie jak najwyżej potrafiło, a Karin poszła do domu Yoshiny.
~ Wiem, że ona przeczuwa coś... jak medium, wie co się stanie... - stała przy drzwiach, wahając się czy przycisnąć dzwonek. Nagle drzwi same się otworzyły, a w nich pokazała się sylwetka Yoshiny Minakai. Lekko zaspana w ulubionych ubraniach. Miała na sobie luźne spodnie, które spadały z niej jak skóra z węża. Natomiast bluza zwisała jej prawie do kolan.
- Yoshi...na?
- Hę? Dziwnie wyglądasz. Wchodź smutasie ty jeden! - tym razem była inna, wesoła, pełna energii. Taka jak dawniej, gdy nie czytała książki.
- Czuj się jak u siebie w domu - powiedziała wesoło i powiesiła bluzę Karin na wieszaku, zamykając za nią drzwi. Jednooka usiadła na kanapie przy stoliku, grzecznie czekając aż Yoshina się przysiądzie. Jednak nie doczekała się tego, Minakai pierwsze, co zrobiła, to weszła do kuchni przy salonie, gdzie siedziała Karin.
- Chcesz herbaty? - zapytała się grzecznie, już gotując wodę.
- Chętnie - odpowiedziała Jednooka rozglądając się po pomieszczeniu. - Trochę tu przemeblowałaś...
- Podoba ci się? - uśmiechnęła się do zamyślonej dziewczyny, włączając centralne ogrzewanie.
- O tak, pokój jest ciekawie umeblowany. Jak tam twoja rodzina?
- Matka jak zawsze pracuje od rana do późnej nocy, braciszek wyjechał z chłopakiem mamy do Egiptu, a ja zostałam sama w domu przez szkołę. No właśnie, czemu dziś nie poszłaś do szkoły?
- Nie miałam ochoty, a ty, dlaczego?
- Ja? Byłam, chyba zgubiłaś godzinę. Jest już trzecia... prawie. O nie! Trzecia! Spóźnię się na mecz! - podskoczyła energicznie, zerkając na zegarek.
- Jaki mecz?
- No dzisiaj grają fajnego mecza na naszym boisku szkolnym - wyłączyła wodę i podbiegła do czerwonookiej z zapełnioną tacką. - Chcę to zobaczyć, idziesz ze mną? - zapytała, kładąc na stole ciastka oraz herbatę, po czym usiadła obok przyjaciółki.
- Nie interesują mnie mecze piłki nożnej. Wolę bardziej... no nie wiem, kosmetyki, bardziej kobiece zajęcia. - Wzięła do ręki ciastko.
- Ja też takie zajęcia lubię, ale i męskie też. No chodź, będzie fajnie! - podskoczyła lekko z radości, by zachęcić przyjaciółkę do wyjścia.
- No nie wiem... - odezwała się niepewnie Karin zaczynając kolejne ciastko.
- Proszę... błagam... - Yoshina złączyła dłonie i zrobiła psie oczka, tak słodkie i niewinne, że nie dało się jej oprzeć.
- No dobrze... - burknęła Karin po dłuższym namyśle, odwracając głowę na bok. Jednak oczami zerkała nadal na Minakaię.
- Hura! - uradowana chwyciła przyjaciółkę za nadgarstek i pociągnęła ją za sobą, zapomniawszy zamknąć mieszkania.
- Yoshina zwolnij! - krzyknęła do niej Jednooka.
- Nie mogę, nie zdążymy! - odpowiedziała jej brązowooka, biegnąc coraz szybciej. Po pewnym czasie biały dżip podjechał do dziewczyn. Przyciemniana szyba zeszła na dół, a w samochodzie pokazała się twarz Vaviego, murzyna z wyciętą na głowie literką “v”.
- Podwieźć was dziewczyny? - zapytał każąc kierowcy trochę zwolnić.
- Pewnie! - uspokojona Yoshina wbiegła na ulicę, otworzyła klapę od bagażnika auta i razem z Karin wskoczyły do środka na przyczepę.
- No to trzymajcie się mocno! - gwałtownie przyśpieszył i w mgnieniu oka po kilku minutach byli już na boisku, gdzie kibice ze szkół czekali na swoich faworytów, a gracze przebierali się w szatniach.
- Oki, wy zajmijcie jakieś dobre miejsca, aby mnie podziwiać jak gram! - pokazała na siebie kciukiem do góry Yoshina.
- Hę?! Ty grasz?! - zaskoczona Karin otworzyła szeroko usta, które zamknął Vavi. - Ty o tym wiedziałeś? - popatrzyła na znajomego, któr potaknął. - No nie... dlatego tak chciałaś tu być! Mogłam się domyśleć - zmarnowana usiadła na wolne siedzenie. Widać było, że całkowicie zapomniała o ostatnim zdarzeniu, które miało miejsce w nocy. Minakai pędziła do przebieralni, nie patrząc, w co wpadnie.
- Przepraszam, przepraszam! Sorki, nie chciałam... - mówiła do ludzi, aby uniknąć zderzenia z nimi, gdy zobaczyła chłopaka o białych włosach i morskich oczach, biegła i patrzyła na niego. Kiedy byli naprzeciw siebie, popatrzyli sobie prosto w oczy, tak głęboko jakby widzieli nawet własne dusze. Chwila ta trwała zaledwie sekundę i Yoshina pobiegła dalej. Nagle... bach! Dziewczyna upadła potykając się o kask od motoru.
- Co za dureń zostawił tu kask!?!? - krzyknęła głośno zdenerwowana.
- Uwaga kibice! O to drużyna ze szkoły...
- O nie! Już wychodzą! - złapała się za głowę i jak najszybciej wbiegła do przebieralni, wskoczyła w ubranie drużyny i wbiegła na boisko. Zdążyła w ostatniej chwili. Wszyscy się uszykowali na swoje pozycje, nerwowo oczekując na gwizdek i... ruszyli! Yoshina bardzo dobrze radziła sobie jak na dziewczynę i wysoki poziom drużyny. Mecz się zakończył tragicznie, remisem 2-2 dla gospodarzy. Po wszystkim Jednooka, Yoshina i Vavi poszli na Coca-Colę, usiedli przy stoliku, gdy miłą rozmowę zakończyła Karin.
- Yoshi...na oglądałaś ostatnio wiadomości lub czytałaś gazetę? - spuściła głowę, a jej twarz zakryły pomarańczowe pasma włosów. Na stole trzymała w obu dłoniach mocno ściśniętą puszkę zimnego napoju.
- Ostatnimi nocami dochodzi do okrutnych mordów... Wczorajszej nocy... Kai został ofiarą ratując moją młodszą siostrę. - Karin ledwie udało się wypowiedzieć te słowa z ust.
- Wiem... czytałam w dzisiejszej gazecie, był fajny jako przyjaciel i wspaniały jako chłopak. Nie błyszczał mądrością, jednak umiał zaskoczyć wypowiedziami w ciężkich sytuacjach - atmosfera zrobiła się okropna. Wszyscy byli przygnębieni chodź wydawało się, że Yoshina podchodziła do tego z pewnym dystansem.
- Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz - dodała i łyknęła trochę coli. Niewielki trzask zgniecionej puszki dał znak, że Minakai zrobiła coś nie tak. Jednooka była bardzo zrozpaczona, ściskała napój, co raz mocniej aż picie zaczęło wypływać z puszki.
- Tylko tyle...?! Tylko tyle masz do powiedzenia?! To był twój chłopak! Nie rozumiem tego, nie rozumiem jak ty myślisz, żyjesz! Czy nigdy cię nie gryzło sumienie!?! - popatrzyła na nią z szklankami w oczach. Minakai zrobiła poważną minę niemalże kamienną. Popatrzyła swoimi brązowymi oczami i odłożyła picie.
- Od przedszkola kradłam, kłamałam i nieraz znęcałam się nad zwierzętami, gdy byłam w takim stanie jak ty. Zbyt wiele szkód zrobiłam, by gryzło mnie sumienie. Wiem już od dawna, dla mnie to trochę zabawne... Nie powinnam być z Kaiem, ty bardziej do niego pasowałaś, bardziej go kochałaś ode mnie. Ja już od dawna nic do niego nie czułam. Poza tym... jestem już nic niewarta, jestem śmieciem, którego zapomniano wyrzucić. Wy to co innego, macie rodzinę, która was kocha i spędza z wami czas, a ja... byłam sama, jestem sama i... będę sama aż po grób i jeszcze dalej - na tym skończyła swoje zdanie i wyszła pobyć trochę w samotności.
- Ja... Co się z nią dzieje?! - Jednooką całkowicie zamurowało.
- Nie widzisz tego? Jest znowu zagubiona od jakiegoś czasu. Próbuje oszukać nas swoim uśmiechem, abyśmy się o nią nie martwili. Tak jak powiedziała, jest śmieciem. Tak przynajmniej się czuje. Jesteście takie same, he - uśmiechnął się lekko Vavi, wyglądając za okno.
- Masz rację, jest taka jak w pierwszym dniu szkoły, gdy się spotkałyśmy po dłuższym rozstaniu, nie... Ona taka jest cały czas tylko, że nosi maskę, szczęśliwą maskę, która bardziej ją rani - uśmiechnęła się lekko z irytacją, rozumiejąc już trochę bardziej niż zawsze uczucia Minakai. - Ją sumienie gryzie wiekami - dodała wstając. Murzyn zerknął na nią z boku, wiedząc już po jej twarzy, co chce zrobić. Nic nie mówiąc pozwolił jej wyjść w spokoju.
- Jesteście tak bardzo przewidywalne... - zaśmiał się popijając pepsi. Wyciągnął swoją ulubioną gazetkę i bardzo wciągnięty obrazkami siedział i siedział, a w tym czasie Jednooka zatrzymała się przed ulicą zamieszkiwaną przez biedaków. Stała pomiędzy dwoma domami, gdzie pośrodku nich były mocno zarośnięte krzaki. Podeszła do nich i chwyciła jedną gałąź, po czym odsunęła. Była bardzo myląca, ponieważ z daleka wyglądała, że jest wrośnięta w ziemię i ciężko ją ruszyć, a tak naprawdę była „drzwiami”. Weszła do środka, zakrywając z powrotem wejście. Szła ciemnym korytarzykiem, zrobionym z gałęzi, dotykając wewnętrznymi dłońmi ścianki roślin. W końcu zobaczyła na trawce małą drewnianą ławkę, na której siedziała Yoshina. Po bokach las, a naprzeciw starej ławki wielkie jezioro, które pięknie zdobiły gwiazdy. Jednak główną rolę grał na niebie wielki księżyc w kształcie rogala. Chłodny i lekki wietrzyk robił niewielkie fale na spokojnej wodzie, w którą była wpatrzona Yoshina. Karin bez słowa usiadła obok przyjaciółki, patrząc na czarne niebo, zdobione jasnymi promieniami gwiazd oraz księżyca.
- Przepraszam - pierwsza odezwała się Jednooka, po czym Minakai powiedziała to samo. - Ciągle nie mogę się z tym uporać.
- Wierzę tobie, jednak zawsze znajdziesz kogoś kto ci w tym pomoże.
- Wiem Yoshi... Ty to zrobiłaś dzisiaj podczas meczu. Dzięki tobie zapomniałam o wszystkich smutkach i złych rzeczach.
- Dlaczego rodzimy się takimi jakimi jesteśmy teraz?
- Hm... nie mam pojęcia... Może dlatego, że mamy jakieś zadanie? Coś co przeznaczenie każe nam zrobić.
- Wierzysz w przeznaczenie?
- Może... zależy od okoliczności, może celowo stało się to co się stało. Co nas nie zabije to wzmocni, prawda?
- Jestem maniaczką anime i mangi...
- Oj wiem o tym, potrafisz oglądnąć w jeden dzień całe trzydziestu odcinkowe anime, a nawet i więcej, a nie wspomnę nawet o mandze... - zaśmiała się z uśmiechem Jednooka.
- Taa... najbardziej podobają mi się dwa rodzaje anime, w jednym z nich jest chłopak, który chce chronić swoich przyjaciół i rodzinę, dzięki czemu stał się bardzo silny. Jego świat jest wspaniały, jednakże jest drugie anime, które jest równie ciekawe. Pewien chłopak od urodzenia był sam i posiadał w sobie potwora, jednak nie przestawał chcieć zmienić swojego przeznaczenie i zmienił punkt widzenia ludzi na niego. Wszyscy go polubili. Każdy kto go spotka staje się innym człowiekiem... W tych anime są wspaniałe przygody i życie ludzi, bardzo mi się to podoba, a nasze... smutne, samotne, nudne, każdy zabija każdego, wszyscy tylko pracują... nie pokazują co mają w sercu, nie potrafią sobie zaufać.
- Teraz wiem, dlaczego lubisz te rzeczy. Anime ukazują wspaniałe życie, pozwala ci to zapomnieć o tym świecie i przenieść się tam... Ciekawy punkt widzenia.
- Ale nie wiem prostej rzeczy, dlaczego zawsze tu przychodzę gdy jest mi smutno?
- Hm... ja robię to samo. Chyba, dlatego, że to miejsce jest tak wspaniałe jak te twoje anime czy manga, jest tu spokojnie i pięknie. Można zebrać wszystkie swoje myśli, odszukać siebie, rozważyć ważne decyzje... To miejsce ma swoje uroki.
- To miejsce chyba nie ma żadnych wad.
- Z pewnością nie...
- Jest tu cudownie - Yoshina podniosła ręce, rozciągając się leniwie i ziewając.
- Wracajmy już, jest bardzo późno - Jednooka wstała podając rękę przyjaciółce. - Jutro sobota, zajrzyj do Rudej, bardzo się o ciebie martwi.
- Dobrze - potaknęła chwytając rękę Karin, która przyciągnęła ją do siebie i razem wróciły do swoich mieszkań.
~ W końcu... w końcu... już nie długo... zawołaj Mnie...! - w Yoshiny śnie ciągle coś do niej przemawiało, błagało, aby ją uwolniła. Jednak był to tylko zwyczajny koszmar, który szybko się skończył.
Następnego ranka brązowooka radośnie wstała, opierając łokcie o łóżko. Przetarła zmęczone oczy i popatrzyła na kalendarz.
- Super! Dziś sobota! Cały dzień wolny! Bez nauki! Tylko kumple i dobra zabawa! - wyskoczyła z łóżka i zaścieliła je odpowiednio. Włączyła głośno muzykę, chwyciła w prawą rękę szczotkę i zaczęła śpiewać podczas ubierania się w codzienne ciuchy, a potem zeszła do kuchni zaglądając do lodówki.
- No nie - naburmuszyła się słodko. - Znowu pusta lodówka! - zamknęła mocno drzwiczki ubierając bluzę, zamknęła drzwi i podeszła do skrzynki na listy. Od razu, gdy zobaczyła gazetę wyrzuciła ją do śmietnika, zatrzymała się przed bramką, podniosła wysoko w górę ręce i rozciągnęła się.
- No to idiu! - zadowolona zrobiła kilka kroków, gdy usłyszała wesołe szczekanie swojego ukochanego pieska. Wilczura długowłosego. Podskakując wysoko z radości podbiegł do niej i ubłagał ją, aby pogłaskała go po grzbiecie.
- No chodź tu mordo ty moja zakazana - powiedziała wesoło, po czym poszła dalej, pozwalając psu iść razem z nią. Zostawiła zwierzę przy wejściu i weszła do niewielkiego sklepu spożywczego.
- Dzień dobry! - odezwała się głośno z szerokim uśmiechem. Sprzedawczyni ucieszyła się, że znów jest wesołą dziewczynką pełną energii i chęci życia.
- Witaj Yoshina.
- Dzisiaj zaszaleję, wezmę dziesięć plasterków najlepszej szynki, duży chleb niekrojony, dwie butelki wody niegazowanej, oczywiście dużej. Pasztet z pomidorami i paprykarz, obojętnie, jaki. Em... multiwitaminę, tę z boku... - wymieniała, zerkając na psa, który dwa razy zaszczekał. - A no tak! Suchą karmę i dwie puszki kociej. Parówki, aby zagotować w wodzie, keczup, musztardę, majonez, kefir zero procentowy, fasolę, groszek, makaron ryżowy i... no jak to ma... kukurydzę. To wszystko - Sięgnęła do kieszeni po portfel.
- Czyżby dziś była impreza, że tyle kupujesz? - kobieta zapakowała wszystkie zakupy.
- Hm... chcę zrobić sałatkę i zjeść dobre śniadanie... No dziś sobota, muszę mieć dużo sił.
- No tak. Posłuchaj nie chcę być ciężarem, ale mogłabyś zaopiekować się moim synkiem?
- Oczywiście - dała pieniądze do jej ręki.
- Naprawdę? Jeśli nie masz czasu to...
- Nie, nie, wszystko gra.
- Jesteś kochanym dzieckiem, zawsze robisz to, o co się ciebie poprosi.
- Ach, to za wielki komplement jak dla mnie. Nic nie robię przecież.
- Oj nie bądź taka skromna. Kazik, chodź tutaj. Ta pani dziś będzie tobą się opiekować. Bądź dla niej miły - powiedziała, wołając swojego synka, który podbiegł do niej i złapał się za rękę matki.
- Hej mały, masz ochotę na małego mecza? - pochyliła się do chłopca.
- Pewnie! Ale noga?
- No ba, ja tylko w nią gram... prawie - uśmiechnęła się i poklepała go po głowie.
- Proszę resztę - odezwała się kobieta, dając Yoshinie pieniądze.
- Proszę się nie martwić, a kiedy mam go odprowadzić?
- Kiedy będę zamykać sklep.
- Dobrze, do widzenia! Powiedz mamie papa.
- Papa mamusiu - pomachał szczęśliwy maluch, idąc za rękę z Minakai. Wyszli ze sklepu i dziewczyna dała psu w pysk reklamówki.
- Jak będziesz je niósł to dostaniesz jedzenie - wytknęła go palcem wskazującym. Wygłodniały pies nie mając wyboru, chwycił reklamówki i powoli ruszył obok swojej pani. Po kilku minutach mały Kazik zaczął jęczeć, że go nogi bolą i nie ma sił iść. Od tej chwili dla Yoshiny rozpoczęły się tortury. Była to chwila prawdy. Dzięki temu mogła się przekonać jak jest silna jej psychika.
Wrócili w końcu do domu. Yoshina zaczynała mieć dosyć narzekania Kazika. Zrobiła obiad i podała go do stołu, kiedy maluch zauważył marchewkę w zupie.
- Nie lubię marchewki! - wydarł się na cały dom. Lewysa przeszły ciarki i jego grube futro najeżyło się jak u kota, a brązowooka podskoczyła ze strachu rozlewając trochę swojej zupy.
- Ale marchewka jest bardzo smaczna i zdrowa - zaczęła tłumaczyć dziecku siadając obok.
- Nie!!! Ja nie chcę marchewki!!! - zaczął panikować.
- Jeny... jakbym wiedziała, że kolejny raz tak będzie to nie brałabym go - dziewczyna wyglądała na zmarnowaną i wyczerpaną, ale nie miała zamiaru dać za wygraną. - Posłuchaj. Jak ją zjesz to dostaniesz dużo słodyczy.
- Ja nie chcę marchew!
- No dobra, już ją zabieram tylko bądź cicho - chwyciła swoją łyżkę i wyciągnęła całą marchewkę. Kazik znów milczał i jadł zupę bardzo łapczywie. Skończył pierwsze danie i wziął się za drugie. - Rany...jeszcze nie widziałam nikogo kto by tak jadł - zdziwiona kończyła posiłek, kiedy młodzieniec włączył telewizję i zaczął oglądać film. Brązowowłosa zmyła naczynia i wypuściła psa na podwórko. Usiadła na kanapie obok Kazia przyłączając się do oglądania. Nie interesowały ją takie bajki, jednak nie miała nic innego do roboty. Dochodził wieczór i Yoshina musiała odprowadzić malca do jego mamy.
- Chodź, musimy iść do twojej mamusi - powiedziała gasząc telewizor.
- Nie chcę do niej! - powiedział z szklankami w oczach chowając się w kącie pokoju. Zaniepokojona Minakai podeszła do chłopca i usiadła na przeciw niego.
- Dlaczego? Nie kochasz jej?
- Kocham, ale ona czasami jest bardzo straszna! Najczęściej wieczorami!
- Powiedz mi jak to się dzieje? Co najpierw dziwnego robi?
- Najpierw chodzi wszędzie jakby czegoś szukała, ale tak naprawdę nic nie szuka. Chodzi po pokoju, potem mówi coś sama do siebie. Krzyczy na cały dom, a potem wybiega z mieszkania i dopiero rano wraca do domu.
- Rozumiem...też bym się bała, ale jest już ciemno, jakby źle się czuła to zostanę z tobą, dobrze? - Minakai zrobiło się szkoda chłopaka, ale wiedziała dobrze, że nic nie mogła na to poradzić. Nasuwało jej się jedno pytanie. Co mogło powodować to dziwne zachowanie jego matki?
- Obiecujesz?
- Obiecuję- potaknęła wstając z chłopcem na równe nogi. - No, a teraz ubieraj się i chodźmy, bo będzie zmartwiona - chwyciła klucze od domu i po chwili byli już w drodze do sklepu gdzie czekała na nich kobieta. Droga wydawała się im dłużyć niemiłosiernie, więc Yoshina wpadła na pewien pomysł. Jednak nie zdawała sobie sprawy, że to nie jest zbyt mądre posunięcie.
- Chodźmy parkiem, będzie szybciej - powiedziała. - Dziś jest tu dużo ludzi, trzymaj się blisko mnie- dodała obserwując ludzi.- Noc jest dość spokojna...widać myliłam się, że coś będzie nie tak - pomyślała sobie zerkając na malca. Jego twarz wydawała się być spokojniejsza, co rozweseliło brązowooką. Spojrzała na piękne niebo, kiedy poczuła deja vu. Nie było to jednak zwykłe deja vi. Miała wrażenie, że tej nocy coś się nieprzyjemnego wydarzy. Czuła pewną energię, która była innej nocy.
- Długo jeszcze? - zapytał się chłopiec patrząc na wszystkich przechodniów.
- Nie, jeszcze około dwieście metrów - odpowiedziała radośnie, gdy rozległ się krzyk kobiety. Wszyscy spanikowali, biegali wszędzie, uciekali, popychali się nawzajem. Rozpętał się chaos. W jednej chwili Minakai zgubiła z oczu chłopca, kiedy ktoś ją przewrócił na ziemię. Zobaczyła bestię, wygląd pół człowieka, pół wilka. Długi ogon zakończony niebieskim płomieniem i długa niebieska sierść. Potwór kierował się na kogoś. Szybkie jego kroki i pełno ludzi uciekających od niego dekoncentrowało Yoshinę, ale to nie tylko. Poczuła ucisk w klatce piersiowej jakby coś chciało się z niej wydostać. Bardzo dziwne uczucie, którego nie potrafiła zrozumieć. Stwór ciął na kawałeczki każdego, kto stanął jemu na drodze. Kiedy postanowił zatrzymać się przed małym dzieckiem przypominającym upierdliwego malucha którym się dziś opiekowała.
- Kazik!!! Biegnij!!! Uciekaj!!! - krzyczała brązowooka widząc jak bezradnie stoi patrząc prosto w oczy bestii. - Ty głupi bachorze! - ścisnęła mocno zęby i chwyciła obok leżący kamień. Nie mogła zrozumieć jego reakcji, dlaczego się nie ruszał i czemu jej nie słuchał. Wiedząc, że nie ma za wiele czasu postanowiła zrobić mały zamach i rzuciła kamień prosto w nogę wilkołaka. Ten zaś odwrócił przerażający wzrok na dziewczynę i zaryczał groźnie podbiegając do niej. Bestia była wielka, miała około 2 metrów wysokości i dobrze zbudowane ciało. Bez żadnego zawahania stwór machnął ręką i wycelował swój atak w dziewczynę chcąc ją przygnieść do ziemi, jednak ona szybko odskoczyła na bok unikając ciosu. Prędko wstała kopiąc przeciwnika w brzuch.
- Żryj to! - stwór nawet nie drgnął, a Yoshina miała wrażenie, że złamała nogę - Cholera! Żeby cię... Co ty jesz gnido?! - pomasowała swoją nogę nie zauważając, że zjawa złapała ją za kończynę swoim ogonem.- O oł - popatrzyła na dziwny ogon i po chwili wisiała jak nietoperz głową ku ziemi. ~ Czy to jest...? Nie, niemożliwe! - pomyślała sobie dziewczyna patrząc na dziwadło. Ogonem podniósł Minakai jeszcze wyżej aby ich głowy były na przeciw siebie. Obie strony spojrzały prosto w swoje oczy, w ich głębie. Yoshina poczuła się jakby była oczami wroga, widziała ile razy zabijał, ale nie widziała Kaia.- Czyżby były dwa stwory?- zaskoczona przymknęła oczy i powoli wyciągnęła nóż przyczepiony do jej prawego uda.
- Zostaw ją śmieciu! - krzyknął Kazik biegnąc w ich stronę, trzymając w obu rękach małą siekierę starając się z całych sił wbić ją w gruby ogon bestii. Potwór mocno zaryczał i puścił, Yoshinę która boleśnie upadła na ziemię wbijając sobie nóż w prawe ramię. Z jej ust wyprysł strumyk czerwonej cieczy, a w oczach pojawiły się chwilowe łzy. Ból był niewyobrażalny jakby zaraz miał się skończyć cały świat. Ramię przez chwilę całkiem zdrętwiało. Nie mogła nim poruszyć, a nawet drgnąć palcem. Przed jej oczyma pojawiła się chwilowa ciemność z białym światłem na końcu.
- Aaaaaa...!!! - krzyknęła zwijając się z bólu. Wilkołak odwrócił się w stronę chłopca i jednym ruchem ręki podrzucił dziecko wysoko nad ziemię. - Kazik! - podniosła się szybko brązowooka biegnąc aby złapać malca w ramiona i upaść po chwili na ziemię. Wysiłek ten spowodował poruszenie się noża, który wszedł głębiej zadając tym samym większy ból Yoshinie. - Aaałaaa!!! - krzyknęła po raz kolejny puszczając chłopca na siebie.
- Yoshina! Co ci...?! - zszedł z dziewczyny zobaczywszy wbite w nią obce ciało. Rana krwawiła coraz mocniej. Wyglądało to bardzo źle, a czarna ziemia będąca na ranie mogła spowodować zakażenie. Nie wiedząc, co ma robić automatycznie wyciągnął ostrze i wbił je w ziemię.
- Uciekaj, uciekaj stąd jak najdalej. Poradzę sobie - podniosła się lekko brązowooka krzywiąc minę od kolejnej dawki nieprzyjemnego uczucia. Lewą dłoń położyła na ziemi, aby złapać równowagę. Ukucnęła i zgięła nogi na zewnątrz dla zmniejszenia obciążenia na uszkodzone ramię. Ranną rękę położyła na prawej nodze. Ten wysiłek spowodował niewielki wyprysk krwi z otwartej rany, a z ust uleciała jej kolejna stróżka krwi.
- Straciłaś za dużo krwi! Przestań! Poddaj się!
- Poddać!?! - spojrzała się na niego dominująco. - Nie ma mowy! Jeżeli to zrobię, zginę, a następnie ty i jeszcze wiele innych ludzi! Teraz tylko ty się martwisz o innych. Martw się o siebie! Uciekaj! - wydarła się na dziecko i kaszląc wypluła następną serię krwi. - Pośpiesz się, zaraz zaatakuje! - uszykowała się na unik zapominając całkowicie o całym świecie. Teraz interesowało ją wyłącznie przetrwanie. - Jak powiem już, masz biec jak najszybciej do domu - dodała i ruszyła w stronę wroga, który także zaczął biec w jej stronę.
- Już!!! - dała znać Kazikowi aby uciekał. Jednak, gdy już miał uciekać zobaczył jak bestia ręką przebija dziewczynę na wylot. Cały krajobraz został zakryty deszczem krwi, a czas dla Kazika jakby się zatrzymał.
- Yoshina!!! - krzyknął przerażony, a zarazem wściekły chcąc coś zrobić, ale wiedział bardzo dobrze, że nie uratuje już dziewczyny.
- Zrobiłaś błąd nie używając swej mocy, Yoshina... - odezwała się bestia do Minakai.
- Nie wiem o czym mówisz - chwyciła rękę bestii.
- A więc zdychaj - uśmiechnął się i wbił swoją rękę jeszcze głebiej. Nic nie mówiąc podniosła wysoko w górę głowę z bólu i wypluła dużą ilość krwi.
~ Czy naprawdę tak szybko zginę? Nie odczuwam już nic, nie słyszę ani nie widzę. Nawet, jeśli... jeżeli jej pozwolę, to i tak jest już za późno - pomyślała sobie Yoshina płacząc. Zjawa drugą ręką złapała dziewczynę za włosy wyciągając rękę z jej ciała, oblizując jednocześnie pazury z krwi. Rzucił brązowowłosą prosto na drzewo łamiąc jej kręgosłup. Spoglądnął z góry na swoją zdobycz rozkoszując się smakiem czerwonego płynu. Minakai nie pokazywała już żadnych oznak życia. Z jej oczu uszły jaskrawe kolory tworząc w nich jak gdyby mgłę. Kazik bezbronnie patrzył na to wszystko nie mając pojęcia, co zrobić. Już w tak młodym wieku przeżył taką tragedię. Zawsze spotykały go nie miłe rzeczy, ale ta była największa. Widział od początku do końca jak umiera kobieta, przyjaciółka, którą lubił, ale tego nie okazywał przez swój charakter. Właśnie w ten sposób chciał jej dać do zrozumienia, że jest dla niego jak siostra.
- Yoshina... Yoshina... Yoshinaaa! - z łzami w oczach chwycił nóż tkwiący w ziemi i ruszył na potwora. - To za ciebie Yoshinaaaa!!! - z płaczem wyciągnął ostrze przed siebie trzymając mocno dwoma rękoma. Biegł prosto na bestię, która spokojnie stała i czekała na swoją kolejną zdobycz.
- Durny bachor, głuchy byłeś jak mówiła ci żebyś uciekał? - uśmiechnął się łapczywie, oblizując czerwony pysk. Nie mógł już się doczekać kolejnej kolacji, gdy po między chłopcem, a potworem stanęła Yoshina. Obie strony nie miały pojęcia, kiedy zdążyła się podnieść, a zwłaszcza, że była w takim złym stanie. Nie powinna nawet drgnąć małym paluszkiem. Prawą nogą wyciągniętą w stronę wilkołaka oparła o jego brzuch zatrzymując jego atak, a prawą ręką złapała pięść wroga unosząc ją wysoko w górę. Natomiast lewym łokciem znajdującym się na klacie chłopca zatrzymała jego, a małym paluszkiem zatrzymała nóż. Musiała precyzyjnie wycelować, ponieważ mały palec znajdował się na czubku ostrza, a wiadomo jest, że już by dawno tego palca nie miała. Obie strony odczuwały coś bardzo dziwnego, strach przed Yoshiną, jakby czuli jej energię, przerażającą siłę, która dusiła ich od środka.
-Yoshi...na? - wyjęknął cicho młody chłopiec patrząc na dziewczynę, na jej kamienną twarz i nadal zamglone oczy, skupione i wpatrzone we wroga. Wyglądały przerażająco jednak nie potrafił przestać na nie patrzyć. Te oczy go przyciągały jak syreny rybaków.
- Nie jestem Yoshina - z jej ust wyszedł gruby i syczący głos. - Powiedzmy, że ona sobie teraz odpoczywa - powiedziała zerkając na malucha czując jak bestia coraz bardziej usiłuje rozdeptać dziewczynę. Jednym szybkim ruchem podniosła Kazika podrzucając go do góry i chwytając nóż, który puścił w trakcie lotu. Uniosła się lekko w górę kopiąc nogą wroga w bok, aby odsunąć go od siebie. Ukucnęła na ziemi w pozycji siedzącego psa. Lewą rękę wyciągnęła na bok trzymając ostrze i stojąc plecami do wroga.
- Nie chcę cię zabijać człowieku jednak czuję do ciebie obrzydzenie widząc jak nie potrafisz kontrolować tak wspaniałej mocy którą was obdarowałam. Jesteś zwykłym śmieciem - przekręciła głowę w bok patrząc groźnie oczyma na zjawę.
- Nie bądź taka mądra! Myślisz, że kim jesteś!?! Nie masz ze mną szans! - zaryczał głośno i ruszył jak byk na brązowowłosą.
- To bezcelowe! - powiedziała podskakując do góry, zgięła się jak łuk „lecąc” nad wilkołakiem. - Widzę, że nie wiesz, z kim zadzierasz - powiedziała stając na dwóch rękach, robiąc pozycję mostu. Stanęła na nogach, na przeciw swego przeciwnika, który szybko się odwrócił. Stanął wygodnie i uszykował się do kolejnego ataku.
- Skoro myślisz, że jesteś taka silna to czemu uciekasz od moich ciosów?! - zaśmiał się przeraźliwie gdy jego lewa ręka zmieniła się w potężną siekierę. Yoshina nic nie mówiąc stała ze spuszczoną głową i wyrzuciła swoją broń. - Nadchodzę!!! - uradowany potwór zaczął biec w jej stronę, zaczął się rozkoszować zabijaniem, wpadł w obłęd. Z myślą o swojej wygranej zachciał się bawić ze swoją zdobyczą i początkowo z całej siły uderzył ją w ranne ramię dziewczyny. - C..cco się... - zaskoczony mocno wytrzeszczył swoje czerwone oczy. - To nie możliwe! - gwałtownie poczuł falę przelatującą przez niego od brązowowłosej.
- Zbyt szybko opuściłeś gardę stworze. Jestem... Białą Smoczycą, a ty jesteś tylko moim podwładnym. Jesteś zbyt słaby, nie masz pieczęci ze swoim nosicielem, nie umiecie się zsynchronizować. Jesteś zakałą rodu smoków, dlatego dałam ci na początku szansę abyś się poddał, ale jednak wolisz zginąć. Na szczęście jest jeszcze wiele innych osób z takimi samymi zdolnościami jak twoje. A teraz... zdychaj - podniosła głowę. Jedną ręką chwyciła za szyję wilka i szybkim uściskiem udusiła. Gdy już uznała, że bestia nie żyje puściła ją i podeszła do malca. Chwyciła nóż, po czym przyłożyła go do jego szyi. - Yoshina kazała mi cię chronić, ale mam to do siebie, że jej nie słucham i zabijam światków takich jak ty. Zwykli ludzie nie powinni mieszać się w sprawy, które zaczęły się cholernie dawno i będą się toczyły jeszcze długo dopóki nie zawładnę wszystkim co żyje. Sorry za tak długą wypowiedź, idź do swego Boga czy Diabła. Jak tam wolisz - popatrzyła na przerażone dziecko, które nie wiedziało co się dzieje. Szybkie cięcie gardła zabiło chłopca - Hm... no dobra, skoro już jestem tutaj, to powinnam się trochę zabawić za nim wrócę do siebie. Dobrze, że przynajmniej złamałam trochę pieczęć - rozglądnęła się po okolicy i poszła na przód. W drodze przez miasto przypomniała sobie ważne sprawy.
- Jak mogłam zapomnieć - zatrzymała się zerkając na prawo. - Z tymi ranami Yoshina daleko nie zajdzie - zakpiła sobie z Minakai i skręciła w prawo. - Gdzieś tu mieszka ta dziewucha z dużymi donicami. Em...który to dom? - popatrzyła na rządek mieszkań i podeszła do drzwi jednego z nich, gdy mocno zabolał ją bok brzucha. - Cholera! Nie mam za dużo czasu - złapała się lewą ręką w miejsce bólu, a prawą nogą wyważyła drzwi. Szybko weszła do mieszkania szukając Karin. Z góry zbiegł najpierw wysoki mężczyzna trzymający w rękach wiatrówkę wycelowaną w dziewczynę. Wyżej na schodach stała kobieta wraz z Jednooką, która od razu rozpoznała Yoshinę.
- Czekaj tato! To moja przyjaciółka! - krzyknęła powstrzymując mężczyznę od strzału.
- Hm...? Widzę, że pójdzie łatwiej niż myślałam - powiedziała cicho brązowowłosa. - Potrzebuję twojej pomocy - zmieniła swój gruby głos. - Możemy pobyć na osobności? - zapytała grzecznie z niewinną twarzą, która była cała zakrwawiona. Natomiast rękoma zakryła dziurę w swoim brzuchu.
- Drogie dziecko, co ci się stało? - podbiegła do Minakai kobieta sprawdzając jak poważne są rany.
- Nic mi nie jest. Przewróciłam się tylko, Karin? Mogę do twojego pokoju? - zapytała odsuwając się od matki Jednookiej.
- Chodź - kiwnęła głową i razem weszły do pomieszczenia. Karin zamknęła drzwi na klucz, włączyła muzykę kładąc głośniki przy wejściu, aby nic nie mogli słyszeć po czym rozpoczęły swoja rozmowę. - Co ci się stało? - zaskoczona, że dziewczyna była cała we krwi szybko chwyciła apteczkę i otworzyła na ziemi siadając z Yoshiną obok niej. Brązowooka ściągnęła ubranie zostawiając stanik i gatki.
- Tego nie da się wyleczyć lekami człowieka. - znów zasyczała zmieniając głos.
- Kim ty jesteś?!
- Spokojnie, nic ci nie zrobię, jeżeli mi pomożesz. Przywołaj Oranę.
- Oranę? Kto to? Nie znam nikogo takiego.
- Co za głąb, czerwoną wilczycę, w parku kiedyś ci się objawiła no nie?
- Skąd to wiesz?
- Nie pytaj tylko wzywaj - znów złapała się za bolący bok. - Posłuchaj, jeżeli ja zdechnę to Yoshina również, ma złamany kręgosłup, poważną ranę na ramieniu i mogłabym tak mówić przez wieki. Jestem miła, więc rusz się do cholery!
- Ale ja nie umiem ich przywołać.
- A niech cię!!! - agresywnie wstała i złapała Karin za bluzkę podnosząc ją wysoko do góry aby nie mogła dotykać nogami ziemi. - Nie wciskaj mi kitu cycata! Albo ją wezwiesz albo zdechniesz! - dziewczyna była coraz bardziej zdenerwowana, a ból sprawiał, że słabła.
- One się pojawiły znienacka! Nie mam pojęcia jak to się stało! - krzyknęła łapiąc rękę Yoshiny by zmniejszyć uścisk.
- Niech cię szmato! - powiedziała spokojniej i rzuciła Karin na bok prosto na meble. Otworzyła okno i wyskoczyła przez nie znikając w ciemnościach nocy. - Niech to! Moja moc jest zapieczętowana! Mogę jedynie używać siły fizycznej. Nawet nie mogę wyczuć innych! Dobrze byłoby znaleźć kogoś kto także może leczyć! Mam, co raz mniej czasu - spojrzała na znak z boku pępka.
- Biała Smoczyca - przerwał jej stojący przed nią chłopak w białych włosach o morskich oczach.
- Jesteś bardzo silny skoro mogę wyczuć twoją energię. Teraz może jesteś nawet silniejszy ode mnie. Czego chcesz?
- Pomóc, teraz jestem twoim przyjacielem, ale gdy już ci pomogę znów będę twoim wrogiem.
- Skąd wiesz, kim jestem?
- Śledziłem twojego żywiciela. Bardzo sprytne. Przez zabójstwa najbliższych osób tej dziewczyny zyskałaś możliwość uszkodzenia pieczęci, przez co możesz powracać do tego świata, kiedy zapragniesz.
- Nie do końca. Po za tym, od kiedy mnie śledzisz?
- Od momentu, gdy ta dziewczyna zapragnęła potężnej siły za wszystko, co ma. Kiedy się przebudziłaś. Zrobiłaś z nią pewną umowę, o której ona nic nie wie. Zamordowałaś jej chłopaka i wiele innych osób, przez co obudziłaś innego smoka, który zawładnął częściowo swoją panią. Zrobiłaś to celowo, aby upewnić się, że udało ci się przedtem uszkodzić wystarczająco mocno pieczęć, aby powracać tutaj w czasie, którym zechcesz. Zabiłaś jeszcze tamtego przebudzonego smoka, aby znów powrócić do tego świata, pytanie brzmi, dlaczego?
- Rozumiem, że po odpowiedzi pomożesz mi, więc...to proste. Chciałam bardziej uszkodzić pieczęć żeby całkowicie zawładnąć moim żywicielem. Jednak ciało jest zbyt mocno uszkodzone i nie wytrzyma tego, a ja już nie mam za dużo czasu. Z resztą osiągnęłam to, co chciałam, a teraz wylecz mnie przynajmniej z poważniejszych obrażeń - odpowiedziała po części na pytanie upadając na ziemię i tracąc przytomność. Białowłosy nic nie mówiąc wziął dziewczynę i zaniósł w spokojne miejsce gdzie zaczął leczyć jej rany.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.