Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Biała Czerń

Trening Karin i powrót do szkoły

Autor:Michiszisa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Mroczne, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2012-07-23 21:04:55
Aktualizowany:2012-07-23 21:04:55


Poprzedni rozdział

Noc się skończyła, kolejny dzień rozpoczynał kolejne przygody i niespodzianki. Niedaleko miasta znajdowała się opuszczona i bardzo stara fabryka. Tworzono w niej najróżniejsze meble, które zostały tam do dziś. Na jednym z nich, a dokładnie na kanapie z wystającymi sprężynami oraz zniszczonym materiałem, który okrywał mebel leżała Yoshina przykryta kocem. Wszędzie walały się gruzy i kawałki drewnianych desek. Trochę dalej na prawo od dziewczyny siedział młodzieniec, który rozmawiał w nocy z Białą Smoczycą. Siedział na ziemi czyszcząc swój miecz. Miał dziwny starożytny strój podobny do wojowników ninja w kolorze czarnym. Minakai była cała w bandażach. Na głowie, rękach, klatce piersiowej oraz nogach. Powoli jej powieki podnosiły się, a brązowooka stopniowo oprzytomniała, siadając na kanapie. Uważnie rozglądnęła się po okolicy chcąc sobie cokolwiek przypomnieć.

- Gdzie ja...co się... - przekręciła głowę zauważając chłopaka - Zaraz...ja cię już gdzieś widziałam - mówiła cicho z lekkim zaspaniem. Obraz ciągle był rozmazany, więc nie wiedziała dokładnie gdzie się znajduje. Białowłosy wstał, przypiął miecz do swego pasa ignorując dziewczynę. - No tak! Ty jesteś tym gostkiem, kiedy był mecz! - przetarła oczy poprawiając widoczność.

- Wracaj do domu - powiedział z kamienną twarzą i ruszył do wyjścia.

- Czekaj! - zawołała nieznajomego. Podniosła się czując jak ból paraliżuje jej ciało. Chłopak zatrzymał się odwracając wzrok w stronę brązowowłosej.

- Widać, że rozpiera cię energia. Czyżbyś nie pamiętała, co się wczoraj wydarzyło? - pomógł Minakai usiąść na kanapie.

- Pamiętam aż za dobrze, w dodatku przypomniałam sobie jak zabijałam innych ludzi - zasmucona spuściła głowę. Po jej zachowaniu widać było od razu smutek i nienawiść do samej siebie.

- To nie ty ich zabiłaś tylko twój Monikulus.

- Co to takiego? - zapytała ze zdziwieniem i lekkim zaciekawieniem tego słowa i jego znaczenia.

- Starożytne zwierzęta posiadające najróżniejsze zdolności. Połóż się, muszę ci znowu opatrzyć nogę - powiedział rozwiązując bandaż z prawej nogi.

- Opowiedz mi o nich trochę - odezwała się zaciskając wargi z bólu.

- Bardzo dawno temu, gdy jeszcze ziemi nie było, nie było niczego. Dwa legendarne smoki walczyły o władzę, która przerodziła się w walkę o tę kulę. Jeden z nich chciał dać życie ludziom, a drugi pragnął zawładnąć nad całym światem. Biała Smoczyca zawsze przegrywała w tym czasie, jak to mówią religię Bóg stworzył życie na ziemi w 7 dni. Jednak smoki zawsze niszczyły krajobraz, dlatego Bóg stworzył dla nich dwa królestwa, w których mogły wojować. Jednak smoczyca była sprytniejsza i nauczyła się podróżować po między światami. Dlatego co 200 lat powracała na ten świat chcąc zawładnąć ciałem człowieka, który ją nosił i pokonać swego największego wroga. Teraz ty jesteś osobą, która musi powstrzymać Białą Smoczycę - zaczął rozwijać kolejne bandaże.

- To ona jest nieśmiertelna? Wychodzi na to, że już kilka razy tak było.

- Bo było. Ludzie byli słabi, a smoki powstrzymywały wszystkie światy przed zagładą. Teraz smoczyca jest silniejsza i niebezpieczniejsza.

- Więc ja nie mam żadnych szans na pokonanie jej - uznała się za nieodpowiedniego wybrańca.

- Masz, jeżeli weźmiesz się w garść i zaczniesz działać - zawiązał bandaże wstając na równe nogi.

- Pomożesz mi? - zapytała powoli wstając. Białowłosy na chwilę zamilkł nie wiedząc, co odpowiedzieć jednak dobrze wiedział, że milczenie nic nie pomoże.

- Nie, nie w tej chwili. Nie zrobiłaś umowy ze swoim Monikulusem, dlatego może swobodnie cię kontrolować. Dodatkowo uszkodziła pieczęć, dzięki której mogłaś kontrolować jej energię. Tak samo ma twoja przyjaciółka. Jestem w stanie teraz pomóc wyłącznie jej - odpowiedział rozpływając się w powietrzu.

- Hę? Gdzie on jest? - popatrzyła w górę, w prawo i lewo oraz za siebie jednak nigdzie nie było chłopca - Przyjaciółka? Mam ich bardzo wiele. O którą mu chodzi? - zastanawiała się dociekliwie chcąc coś sobie przypomnieć. Może widziała ją jak używała swojej mocy? - Nie wiem. Powinnam trochę odpocząć, zapomnieć o tym wszystkim skoro zagrożenia już nie ma. Pamiętam jak ta cała Biała Smoczyca mną wczoraj kierowała, ale gdy zabiła tę bestię... nic nie pamiętam dalej. Cholera! - złapała się za bolącą głowę. - Za dużo myślę, powinnam dać na luz - westchnęła mocno i wyszła z fabryki o własnych siłach.

***
* *

Młodzieniec biegł w stronę mieszkania Karin tak szybko jak tylko umiał. W między czasie odczuwał groźną energię, która mogła pokrzyżować jego plany.

~ Możliwe, że to tylko fałszywa energia z wczorajszej walki tej dziewczyny, wydobyła jej bardzo sporo, która mogła nawet do dziś nie zaniknąć - pomyślał omijając przechodniów. Jednak ciągle coś mu nie dawało spokoju. Cały czas miał przeczucie, że powinien wrócić do brązowookiej, której mogło właśnie dziać się coś złego.

- Jest! - zobaczył Jednooką idącą sobie powoli z pomocą kul. Nie zatrzymując się chwycił pomarańczowo włosom za nadgarstki i szybkim ruchem wziął na barana biegnąc dalej przed siebie.

- Co się dzieje?! - zaskoczona widziała jedynie rozmazaną drogę przed sobą. Białowłosy zatrzymał się dopiero przy ogromnym jeziorze, do którego nie przychodzili żadni ludzie. Ściągnął dziewczynę i poczekał aż się otrząśnie z szoku. Dobrze zdawał sobie sprawę, że dziewczyna jeszcze nigdy takiego czegoś nie doświadczała. Dla pewności rozglądnął się jeszczeraz czy czasem na pewno nikogo nie było.

- Kim ty jesteś? - popatrzyła na chłopaka od którego bił spokój, kiedy jego morskie oczy delikatnie pokazywały zaniepokojenie. - Odpowiesz mi wreszcie czy co? - naburmuszyła się słodko i niewinnie. Cały czas chodziło po jej głowie to jedno pytanie, na które nie chciał odpowiedzieć. Również bała się tej osoby, ponieważ przed chwilą ją porwał w niewiarygodnej prędkości.

-Yukira Hishisa. Tak jak ty posiadam wilcze Monikulusy.

- Naprawdę?! Powiedz mi o nich wszystko! Jak je wywoływać, jak używać, wszystko! - zaczęła natrętnie wypytywać go o wszystko, co miało jakikolwiek związek z tymi dziwnymi stworzeniami.

- Nie gorączkuj się tak dziewczyno. Usiądź, to ci wytłumaczę - podeszli do brzegu i wygodnie usiedli - Więc co chcesz wiedzieć?

- Wszystko, najważniejsze jak je przywołać.

- Hm... czyli pierwszy raz je wywołałaś?

- Tak, przypadkowo, gdy byłam z siostrą w niebezpieczeństwie.

- Masz siostrę? Wiesz, że ona również może posiadać takie moce? Nie ważne, każdy, kto posiada wilka jako Monikulusa musi mieć niewielki tatuaż, a dokładniej pieczęć. Widziałaś ją?

- Um... - potaknęła po chwili namysłu - Mam ją na karku, ostatnio strasznie mnie piecze.

- Nic dziwnego. Nie zawarłaś z nimi umowy oi nie aktywowałaś pieczęci.

- Co...?

- Hm... - westchnął mocno. - Zdobywając Monikulusa musisz zawrzeć z nim umowę, bo w innym wypadku będzie tobą kontrolować. Aktywowanie pieczęci jest najważniejsze. Pozwala całkowicie władać swoimi chowańcami i jego zdolnościami oraz energią, którą uwalniają. Pozwala ona na zmienienie wyglądu siebie lub Monikulusa oraz udoskonalenia waszych zdolności. Pieczęć jest najważniejsza jednak, gdy ją się uszkodzi role się odwracają. Ty stajesz się niewolnicą Monikulusa, przez co ty giniesz, a on włada twoim ciałem zyskując niewiarygodną moc.

- Aha, a jak zrobić tę umowę?

- Żeby to zrobić musisz przywołać Monikulusa. Nie wiem ile masz tych wilków i jakich technik każdy z nich używa.

- Jeden czerwony, leczy, a drugi nie wiem, ale od razu ruszył za wrogiem, więc chyba służy do walki.

- Więc to tak. Sprawa będzie łatwa, ale gorsza ze zdobyciem całej watahy - rozważył jej sytuację - No nic, dziś nauczę cię je wywoływać, a umowę i pieczęć musisz zrobić sama. One ci na pewno pomogą. Jesteś początkująca, więc musisz się skupić - podniósł się i zdjął obuwie z skarpetkami. - Chodź tu. Rób dokładnie to, co ja - dodał i poczekał aż dziewczyna przyłączy się do niego - Zamknij oczy, wycisz się i uspokój. Oczyść umysł - poczekał chwilę i wyszedł z wody zostawiając Karin na pastwę losu.- Teraz przypomnij sobie tę noc jak bestia atakowała twoją siostrę, poczuj tą nienawiść oraz złość - dodał i zauważył jak woda zaczyna niespokojnie kołysać - Dobrze, nie przestawaj, przypomnij sobie wszystkie złe, smutne i przykre wspomnienia jak za równo wydarzenia - pomagał jej dalej wpatrując się w wodę, która co raz bardziej wirowała do koła dziewczyny - Świetnie! A teraz wypowiedz imię tej watahy! - krzyknął będąc pewien zwycięstwa.

- Co? - otworzyła oczy, a woda ucichła. Cały wysiłek Yukiry poszedł w tej chwili na marne. Zdenerwowany podszedł do brzegu odpowiadając jej na pytanie.

- Nazwę watahy, w której są te dwa wilki.

- Nie znam! Nie powiedziały mi!

- Rany. Nie wczułaś się, nie usłyszałaś ich. Podczas wywoływania powinnaś słyszeć jak przemawiają do ciebie.

- Przecież kazałeś mi się skupić na złych rzeczach! - wybraniała się Karin chcąc udowodnić swoją niewinność.

- Jaki z ciebie głąb - powiedział cicho wzdychając i znów odszedł, aby kontynuować trening.

***
* *

~ Jestem zła... jestem potworem który nie powinien istnieć... Nie ma tu miejsca dla mnie... W ogóle nie powinnam się urodzić...

- Yoshina!

- Hę? - spojrzała przed siebie widząc biegnącą do niej dziewczynę.

- Yoshina! - machała do niej rudowłosa zatrzymując się przed nią. - Znów te oczy... - powiedziała cicho widząc zamyśloną i smutną przyjaciółkę.

- Mari, witaj - uśmiechnęła się przymykając lekko oczy po czym przekręciła lekko na bok głowę. Rudowłosa uspokojona uśmiechnęła się i razem zaczęły spacerować po mieście.

- Dawno cię nie widziałam i nie byłaś w szkole przez dwa dni. Jesteś chora? - zaczęła rozmowę Ruda.

- Um, trochę przeziębiona....aaaaaapsik, widzisz? - podrapała się po nosie z nadzieją, że nabierze przyjaciółkę.

- Uważaj bo jeszcze mnie zarazisz - odsunęła się trochę od dziewczyny.

- Spokojnie, będę uważać - zaśmiała się delikatnie i po chwili weszły do sklepu z odzieżą. Przeglądały różnorakie bluzki dalej kontynuując swoją rozmowę.

- Oglądałaś ostatnie wiadomości? - zapytała ją Ruda.

- Nie, ale z pewnością mi opowiesz - zachichotała cicho Yoshina oglądając bluzki.

- A żebyś wiedziała - zrobiła poważną minę jakby się obraziła na koleżankę. Przez chwilę obie były poważne i wrogo na siebie nastawione, kiedy Minakai wybuchła śmiechem. - Znów przegrałaś! - uśmiechnęła się Mari.

- Rozśmieszyłaś mnie! To się nie liczy!- dodała oburzona brązowooka.

- W cale, że nie.

- Tak! - po chwili ich zdania nie przypominały dialogu, a raczej zwykłe "taki" i "nie", które prowadziło do ni kąt.

- Nie!

- Tak!

- No dobra to remis! - zakończyła małą sprzeczkę Mari i poszły do przedziału z spodniami - Odnaleźli osobę, która zabijała nocą ludzi.

- Naprawdę? - spojrzała na dziewczynę zaciekawiona Yoshina nie dając po sobie tego poznać.

- No, mówią, że miała z trzy metry wysokości i wielgaśne oczyska. Nawet pokazywali ją na zdjęciach, ale nie patrzyłam bo się bałam - mówiła cały czas nie pozwalając brązowowłosej dojść do słowa. Minakai jakby przez chwilę zamknęła się w swojej głowie gadając sama do siebie.

~ Chciałabym jej powiedzieć, ale... jeżeli bała się zobaczyć potwora, to lepiej nic nie mówić. Jednak jest moją przyjaciółką, znamy się od dawna...nie. Nie mogę - kłóciła się ze swoimi myślami, aż w końcu miała tego dosyć i przestała o tym rozmyślać.

Chwyciły kilka ubrań i poszły do przebieralni. Pierwsza weszła brązowooka, a Mari nadal gadała o bestii.

- Mówię ci, a mój tata powiedział, że słyszał plotki o tym jak ta bestia zmieniła się w kobietę ze sklepu, od której zabierałaś tego dzieciaka.

~ Właśnie! Co się stało z Kazikiem?! - pomyślała zaniepokojona nie mogąc tego pokazać po sobie przy koleżance. - Pamiętasz imiona ofiar? - powiedziała wychodząc z przymierzalni aby srebrnooka oceniła strój.

- Ładnie ci w niebieskim. Pewnie pamiętam wszystkie, ale sporo ich jest, a co?

- Chodzi mi o jedno imię, Kazik, mały chłopiec - weszła z powrotem, aby ubrać się w stare ubrania.

- Był, miał lekko podcięte gardło, pewnie się wykrwawił. To dość nietypowe jak na tamte zabójstwa. No nie?

- No, ale słyszałam plotki, że ktoś zabił potwora - wyszła pozwalając Mari wejść do kabiny.

- No, ta osoba musiała być silna skoro pokonała taką bestię. Za pewne ten dzieciak zginął przypadkowo, bo był za blisko.

- Czyżbym zabiła Kazika? Może jednak oberwał od tej zjawy? - Minakaię znów nękały nieprzyjemne myśli. Kolejny raz zaczęło ją dręczyć sumienie. Miała wrażenie, że to wszystko jest wyłącznie jej winą.

- I jak? - wyszła z kabiny przerywając rozmyślania brązowookiej.

- Dobrze, ale załóż jeszcze tamtą - zaproponowała. Srebrnooka posłusznie weszła z powrotem i po chwili wyszła z drugą bluzką.

- No i?

- W tej o wiele lepiej - odpowiedziała bez zawahania.

- No to przebieram się i idziemy! - poszły do kasy płacąc za zakupy.

- To gdzie jeszcze idziemy? - zapytała radośnie Yoshina.

- Em... muszę kupić jeszcze buty - zastanowiła się chwilę wypatrując jakiś sklep.

- Ranyyy bolą mnie już stopy, możemy gdzieś usiąść? - zapytała zgarbiona ze smęcenia Yoshina.

- Jak chcesz - powiedziała obojętnie i usadowiły się na zielonej ławce stojącej najbliżej nich. Chwilę siedziały cicho nie wiedząc, o czym rozmawiać.

- Mari... muszę coś ci powiedzieć - zaczęła niepewnie nie słysząc co mówi.

- Co? - odwróciła się do niej zauważając sklep z butami - Widzę sklep! Chodźmy! - chwyciła rękę Yoshiny i pobiegły po buty.

- Czekaj! - powiedziała brązowooka. Jednak rudowłosa zafascynowana kupowaniem nie usłyszała prośby przyjaciółki i wbiegła do budynku. Odłożyła torby i wzięła się za przymierzanie. - Pomóż mi znaleźć jakieś fajne.

- Coś ty dziś strasznie kochasz kupować - Yoshina westchnęła wiedząc już, że nie powinna jej tego mówić. Od zawsze, od kiedy pamiętała zwierzała się Mari, która miała przeważnie odpowiedź na każde jej pytanie, z którym do niej przyszła. Tak właśnie było, ale od jakieś roku już nie jest, ponieważ Mari strasznie się zmieiła albo to Yoshina zmieniła swój charakter. Tak czy owak od tamtego czasu nie potrafiły znaleźć wspólnego języka. Jedna mówiła o tym, a druga o tamtym i tyle z tego słuchania było z drugiej osoby.

- Mam za mało rzeczy, wszystkie już są za małe.

- Więc to tak - zaskoczyło ją to i powoli zaczęła oglądać buty. Złapała kilka par i przyniosła Mari.

- Yoshina?

- Hm? - popatrzyła na dziewczynę niepewnym wzrokiem.

- Idziesz jutro do szkoły? Jest tam strasznie nudno bez ciebie. Wszyscy się martwią i o tobie gadają - Ruda była zazdrosna o Minakaię, że jest bardzo popularna, ale zarówno się cieszyła, że jej najlepsza przyjaciółka ma szczęśliwe życie.

- Jeżeli chcesz to mogę przyjść. Ale nie lubię chodzić do szkoły - burknęła na Mari.

- Naprawdę?! - uradowana zaczęła przymierzać wybrane przez brązowowłosą sandały.

- Właśnie, powiedz mi co się tam w szkole dzieje? - podsunęła temat na rozmowę Yoshina.

- A bardzo dużo. Nika wróciła ze szpitala, ale musi jeździć na wózku inwalidzkim. Dzięki temu wszyscy bardziej się nią interesują. Jednooka znów jest radosna, ale na przerwach robi dziwne rzeczy. Siada na ławce i zamyka oczy no i do tego do kogoś gada...

- Przejdzie jej to - zaśmiała się lekko Minakai.

- Tak, Vavi wstąpił do drużyny nożnej zamiast ciebie. Wygrali poważny mecz i zakwalifikowali się do finałów.

- No to nieźle, ale szkoda, że ja nie jestem już w drużynie. Widocznie za długo mnie nie było na treningach i w ogóle...

- Nawet dobrze, dziewczyny nie powinny się tym zajmować.

- Jenyyy. Kolejna osoba mi to wypomina - odwróciła głowę na bok zerkając oczami na Mari.

- A co? Nie jest to prawda? A przy okazji te buty będą pasować?

- Tak, bierz je i wracajmy - powiedziała mając dosyć zakupów i wyszła ze sklepu. Czekając przy wyjściu zobaczyła przed sobą ciemność i wielkie czerwone oczyska. Gwałtownie poczuła się okropnie. Złapała się za głowę puszczając zakupy i kucając zaczęła krzyczeć z bólu.

~ Nie uciekniesz... - syczący głos zaczął dudnić w jej uszach. Krwiożercze spojrzenie zaniepokoiło dziewczynę i zmusiło do przypomnienia sobie jednego ze wspomnień.

- Tamtego dnia... - zobaczyła zwykłą noc na swojej ulicy która była pokryta delikatną mgłą. Zamiast budy psa stało wielkie drzewo z wyrytym sercem w korze. W nim były inicjały jej matki oraz ojca. Atmosfera była spokojna, kiedy to z nieba zleciał chłopak mający płomienne skrzydła, które rozjaśniały mrok.

- Co to ma znaczyć...? - przyjrzała się uważnie widząc okryte szatą małe dziecko.

- Yoshina?! - poczuła gwałtownie dłoń Mari na swoim ramieniu i brązowooka wróciła do rzeczywistości. Ciemność znikła i podnosząc głowę zobaczyła srebrnooką, która zmartwiona patrzyła na Minakaię. - Co ci jest? - zapytała pomagając dziewczynie wstać.

- Nic. Lekki zawrót głowy - chwyciła torbę z zakupami i poszła dalej - Idziesz? - spytała nie czekając długo na koleżankę.

- Już, już! - odpowiedziała rudowłosa podbiegając do przyjaciółki. Podczas drogi jeszcze wiele razy rozmawiały o różnorakich sprawach. Mari zaproponowała, aby Yoshina poszła do niej. Nie chcąc zrobić przyjaciółce przykrości, Minakai zgodziła się. Zjadły delikatny obiad i grały w różne gry do upadłego.

***
* *

Kolejnego dnia Jednooka przesiadywała właśnie przy jeziorze gdzie pierwszy raz rozmawiała z tajemniczym białowłosym. Siedziała na piasku przy brzegu popijając chłodną wodę by się ochłodzić przed upałem dzisiejszego dnia. Obok niej stał rower, a na jednej z rączek od kierownicy niewielki plecak.

- Hm...no to jeszcze raz... - ciężko podniosła się z ziemi otrzepując pośladki z piasku i weszła lekko do wody aby sięgała jej do kostek. - Zamknąć oczy - mówiła sobie wykonując dziwne gesty całym ciałem. - Wycisz się...sama złość - widziała ciemność, nic nie słyszała, czuła się bardzo samotnie i strasznie. Jednak w ciemności zauważyła delikatne i malutkie jak mrówka światełko, czuła jego energię. Dobro, pragnęła iść do niego, iść do światła, być blisko niego, czuć się bezpiecznie. Woda zaczęła być niespokojna, co raz większe fale krążyły wokół Jednookiej obijając się o brzeg. Co raz bliżej było światło, większe i jaśniejsze kiedy w pewnej chwili zobaczyła w świetle inny kolor. Czarny, był coraz większy i stopniowo zakrywał białe światło od środka i nagle znów nastała ciemność. Woda uspokoiła się, a Karin otworzyła oczy.

- Znów to samo! - tupnęła nogą o wodę chlapiąc się niechcący - A niech to! - zdenerwowała się i żwawo wyszła z wody siadając na piasku i popijając napój.

- To jest strasznie ciężkie...uczucia...utrzymanie tego... i...hm... - położyła się podpierając głowę rękami. Zaczęła wpatrywać się w niebo i powolne chmury rozmyślając, co będzie, jeżeli umiałaby wzywać wilki.

Z jednej strony cieszyła się, ponieważ dzięki temu jej siostra przeżyła, a z drugiej smuciła, że może być jeszcze gorzej. Nie chciała zawieść wilków, które uratowały ją, a także jej siostrę.

- Nie wiem co myśleć...nie wiem co robić... - zasmuciła się i przymknęła oczy zasypiając na moment. Po pół godzinie obudziła się pełna energii i chęci spróbowania jeszcze raz.

- Nie poddam się! - wzięła duży łyk wody. Jednym połknięciem weszła do krystalicznej cieczy po kolana. Nabrała dużo powietrza nosem podnosząc powoli do góry ręce, a kiedy wydychała ustami powietrze, zaczęła opuszczać je na dół. Lekko się pochyliła, aby zamoczyć dłonie i po wyprostowaniu ciała zamknęła oczy. Pełna relaksu znów się wyciszyła i przypominała noc, kiedy bestia zaatakowała ją i młodszą siostrę.

- Dobra... - wyszeptała widząc białe światełko. Było wielkie tak jak przedtem, a czarny błysk znów ogarnął środek bieli. - Nie...nie pozwolę!!! - krzyknęła łącząc swoje dłonie pod brodą między piersiami. - Aaaa...!!! - wrzeszczała głośno nieustępliwie chcąc zatrzymać czarne światło, które pochłonęło prawie całą biel. Fale ustawały, robiły się spokojne jak rozkoszny sen, którego nie chciała przerwać.

***
* *

- Ciemność... boję się... gdzie są wszyscy? Jestem sama? - w ciemnościach widać było małą dziewczynkę wtuloną w samą siebie, skuloną bardzo mocno. Twarz miała schowaną za kolanami okrytymi pomarańczowymi włosami sięgającymi do ziemi. Wyraźnie czuła smutek, samotność, nie wiedziała co się dzieje. Była bardzo przygnębiona i nieszczęśliwa.

- Kto to? - białe i czarne światło zatrzymało się gdzie w ciemnym kącie Jednooka widziała małą dziewczynkę mówiącą coś do siebie.

- Zaraz...to jest...

- Nienawidzę ich...nie chcę znać...

- To jestem...ja. Co się dzieje? Co się stało?- patrzyła ciągle na tę dziewczynę która cały czas mówiła coś sama do siebie.

- Odejdź...nie chcę cię znać... - mówiła do kogoś siedząc jeszcze bardziej skulona gdy odezwał się nieznajomy głos.

- Nie bądź taka! Zobacz, jest tu wiele fajnych osób - ciemność znikła, zamiast niej ukazało się pomieszczenie, a w jednym z kątów siedziała mała Karin. Przed nią czarne światło w postaci małego dziecka.

- Odejdź! Nie chcę z nikim się zadawać! - krzyknęła do światła chowając głowę jeszcze głębiej.

- Daj spokój. No chodź - czarna aura złapała za rękę dziewczynkę chcąc ją pocieszyć.

- Odejdź! - wyszarpnęła swoją dłoń z objęć istoty. Widać było, że nie miała zamiaru zmienić swojego zdania i ciągle upierała się na swoim zdaniu. Jednak i czarna postać nie dawała za wygraną i niezniechęcona próbowała dalej.

- Jesteś taka sama jak ja... - powiedziała aura siadając przy niej. - Niczym się nie różnimy. Ty jesteś taka do teraz, a ja zrozumiałem żyjąc przy twoim boku. Rozumiem, że jest wygodnie czasami być samemu, ale jeżeli to wejdzie w nawyk...sprawiasz sobie w tedy ból. Mnie zbyt mocno to bolało i postanowiłem się otworzyć przed innymi, a raczej przed tobą. Właśnie dlatego teraz mnie widzisz. Nie tylko, że ja chcę, ale ty także tego pragniesz - światło podniosło się i stanęło znów przed dziewczynką wyciągając zachęcająco rękę. - Otwórz się przede mną, a ja zrobię to samo - mała Karin nie odpowiadając powoli i niepewnie wyciągnęła swoją rękę, a czarne światło pomogło wstać dziewczynce. Całe wydarzenie obserwowała Jednooka starając się zrozumieć, o co tu chodzi. Z tego powodu dalej w spokoju słuchała i obserwowała, gdy pokój nabrał kolorów. Zaczęło ukazywać się pełno zabawek, mebli oraz dwie kobiety pilnujące małej grupki dzieci bawiące się niedaleko Karin.

- Kim jesteś? - zapytała cichym głosem dziewczynka.

- Twoim przyjacielem, nie odrzucaj mnie proszę. Poczuj mnie...poczuj moje uczucia, a ja ci pokażę swoje... - odpowiedziało czarne światło czekając na odpowiedź dziewczynki, która była coraz bardziej zakłopotana i zagubiona.

- Jak? Pokaż mi.

- Powoli...poczuj to jak chcesz... zrób jak chcesz. To zależy tylko od ciebie. To tak jakbym ci kazał nie oddychać, ale ty wiesz dobrze, że trzeba torobić.

- Rozumiem. Jak masz na imię...? - zmieniła nagle temat czując się pewniej.

- Nie mam imienia - odpowiedziała tajemnicza postać.

- Każdy ma imię. Ja jestem Karin, a ty?

- Mówiłem już, nie mam imienia.

- To sobie wymyśl - nagle dziecko podniosło głowę spoglądając na aurę. Odsłoniła swoje piękne czerwone oczy.

- Można tak? - światło uśmiechnęło się na widok odsłoniętej twarzy Karin, co świadczyło o zainteresowaniu się w końcu tą sytuacją.

- A czemu nie? Więc, jak chcesz mieć na imię? - spytała nadal trzymając rękę czarnego światła.

- Więc... od teraz mów do mnie... Akaiawa.

- Witaj, Akaiawa! - uśmiechnęła się mała dziewczyna. Wszystko zmieniło się w białe światło. Jedynie było widać dziewczynkę trzymającą rękę postaci człowieka.

- Czuję...czuję tę moc! Te uczucia! - powiedziała Jednooka nadal obserwując wydarzenia. Czarne światło zmieniło swoją postać w dym, który zaczął okrążać małą Karin. Jakby ochronna tarcza zakryła całą dziewczynkę, po czym chmura wyciągnęła rękę do Jednookiej.

Woda szalała unosząc się wyżej od pomarańczowowłosej okrążając ją. Wiatr zrywał liście z drzew, które krążyły tak samo jak mokra ciecz. Rower przewrócił upadł. Jednooka wyciągnęła jedną rękę chcąc złapać czarne światło, gdy woda uniosła się wysoko rozpryskując małe kropelki na wszystkie strony. Natomiast z ciała dziewczyny wydobywało się czarne światło krążące wokół niej.

- Udało się! - uradowana spokojnie kontynuowała, gdy znów zobaczyła ciemność, światło znikło, a woda znów spokojnie płynęła potykając się o nogi dziewczyny. Wiatr przestał niebezpiecznie wirować. - Nie...nie!!! - zdenerwowana uklękła otwierając swoje oczy z rozczarowania. - Już prawie się udało! - zdenerwowana klęczała w tej pozycji bardzo długo po czym mocno zmęczona wróciła do domu.

W tym czasie Yoshina wróciła już do swojego domu wzdychając z nudów i wyczerpania. Wyciągnęła z lodówki Cole i położyła się na kanapie popijając napój. Włączyła telewizor i zaczęła oglądać jakiś film.

- Dziś był zwykły dzień prawda Lewys? - popatrzyła na psa, który leżakował sobie na dywanie. - Trochę to nawet dziwne... ostatnio tyle się dzieje - przymknęła oczy - Powinnam jutro iść do szkoły, ale strasznie mi się nie chce - oburzona usiadła popijając po raz kolejny chłodny napój. - Jestem ciekawa, co robią kumple. Jak tam drużyna piłki nożnej...ach, zdecydowałam! Idę jutro do szkoły! - podniecona wypiła szybko całą Colę, poszła do łazienki i po ogarnięciu się wskoczyła do łóżka.

Kolejne promienie słońca wzbijającego się wysoko w górę pokazywało poranek nowego dnia. Światło przebijało się przez chłodną szybę okna rażąc po oczach Yoshinę, która ciągle spała w łóżku. Za drzwi pokoju słychać było skamlanie psa. Po chwili Lewys wskoczył dwoma łapami na klamkę otwierając drzwi i pyskiem pchając je do przodu wpadł do środka. Machając wesoło ogonem polizał dziewczynę po policzku każąc jej wstawać.

- Jeszcze godzinkę mamooo - machnęła ręką i odwróciła się w stronę okna. Pies delikatnie zawarczał i popatrzył na kołdrę. W jego oczach pojawił się ten błysk, który nie wróżył nic dobrego. Chwycił pościel swoimi szczękami i ściągnął z właścicielki.

- Hę? - przebudziła się niechętnie. Bez namysłu chwyciła kołdrę i zaczęła siłować się z psem.- Puszczaj! - nagle dziewczyna leżała wyłożona twarzą na podłodze, a nogi nadal zwisały na łóżku. - A niech cię kundlu.. .- odezwała się cicho zdenerwowana zerkając na godzinę. - Więc nie odpuścisz mi dzisiaj? - zerknęła na psa stojącego przy drzwiach.- Hm - westchnęła rozciągając ospałe mięśnie. Nie miała ochoty iść do szkoły nawet po wczorajszych rozmyślaniach. Gdzieś w głowie męczyła ją ciągle myśl, że stanie się coś złego i lepiej nigdzie nie wychodzić. Jednak dane słowo to dane słowo i nie miała wyboru, musiała iść.

- No to heja banana! - podskoczyła do góry stając na nogi. Jednym sprytnym ruchem zaścieliła łoże i wyszperała mundurek szkolny. Uszykowała się zbiegając na dół na śniadanie. - Lewys szykuj sprzęt! - krzyknęła do niego radośnie, robiąc dwie kanapki. Pies zaszczekał wesoło merdając ogonem i wybiegł głównymi drzwiami. - No dobra! - chwyciła w usta kanapkę i złapała torbę z książkami. Przełożyła ją przez głowę i złapała kluczyki od domu. Szybko zamknęła drzwi, podbiegła do psa, który trzymał w zębach smycz, a drugi koniec był przywiązany do deskorolki.

- Uwaga szkoło! Yoshina powraca! - wskoczyła na deskorolkę, a chowaniec zaczął biec w stronę budynku. - Daj z siebie wszystko ty mordo moja zakazana! - pies przyśpieszy i po kilku minutach było widać szkolny budynek. - No dobra czas wypróbować dopalacz! - nacisnęła czerwony guzik na czubku deskorolki, a chwilę później ogień z dwóch małych silniczków wydał głośny dźwięk i w mgnieniu oka pędziła jak struś dopóki silniczki nie zgasły. - A niech cię kupo złomu! - walnęła deskę tracąc równowagę, a ona wystrzeliła dziewczynę do przodu, która zaś zrobiła salto i twardo upadła na tyłek.

- Ałałałaaa - pomasowała obolały tyłek słysąc dzwonek szkolny. - Cholera! Lewys, aport! - zawołała zwierze, które złapało deskę i pobiegło za Yoshiną.

Wbiegła jak huragan do szkoły, a wilczur został przed wejściem. Szybkimi, dużymi krokami starała się dobiec przed nauczycielem. Zatrzymała się przed drzwiami i powoli je otworzyła wchodząc zgarbiona do ziemi chowając się w ten sposób przed nauczycielem.

- Yoshina Minakai, spóźnienie - powiedziała kobieta widząc skradającą się dziewczynę do swojej ławki.

- Ale... - chciała zaprzeczyć jednak znając władzę wyższą postanowiła grzecznie usiąść jak przystało na grzecznego ucznia. Minęła godzina, kolejna i jeszcze jedna aż w końcu była długa przerwa na obiad. Minakai ze zmęczenia nie śpieszyła się do stołówki. Gdy jednak tam doszła zobaczyła niekończącą się kolejkę, która jeszcze bardziej ją zniechęciła do czegokolwiek.

- No nie! - krzyknęła, a wszyscy na nią spojrzeli.

- Yoshina?! - zdziwili się wszyscy robiąc jej miejsce na początku kolejki. Chwilkę poczekała i dostała swoją porcje.

- Bardzo wam dziękuję! - uśmiechnęła się do znajomych i usiadła obok znajomych, którzy już się zabierali za swoje posiłki.

- Jesteś dziś w strasznym stanie - odezwał się Vavi wcinając drugie danie.

- Nic mi nie mów - położyła głowę na stole z wykończenia.

- Co się stało? - zapytał grubas.

- Hm... nauczycielka mnie przyłapała na spóźnieniu. Nie miałam zadania domowego ani uzupełnionych lekcji. Nie kapowałam, o czym gadają na zajęciach, a jak mnie wzięła do tablicy...wolę nie mówić już o tym - podniosła się powoli. - A właśnie, nie było was na lekcjach.

- Przenieśli nas do lepszej klasy dla uczniów z umiejętnościami - odpowiedział grubas.

- Hę? Czyli zostałam samaaa?

- Nie, ja zostałam - usiadła obok niej Jednooka.

- Fajnie! A twoja siostra? Słyszałam, że wyszła - podskoczyła uradowana Yoshina.

- Tak, jest zdrowa, ale także przeszła do innej klasy.

- Nie powinnyście być razem? - zapytał Vavi

- Tak, ale nauczyciele nie chcieli marnować jej zdolności do nauki.

- Wszyscy o tobie gadają Yoshina. Zostałaś legendą szkoły - odezwała się Nika podjeżdżając do nich.

- Czemu? - zdziwiła się, a przecież nic nie zrobiła.

- Jak to? Znikłaś na kilka dni, ale nie o to chodzi. Twoja pułapka zadziałała w wielkim stylu! Tylko szkoda, że niektórzy nauczyciele dalej kontynuowali zajęcia.

- Nie gadaj?! Kto oberwał specjalną bombą?

- Nasza wychowawczyni. Na szczęście nauczyciele nie wiedzą, kto jest sprawcą - skończyła za siostrę Karin.

- Super! Wiedziałam, że w końcu zadziała! - Yoshina zrobiła dumną minę z myślą o swoim geniuszu..

- Wczoraj jak byłyśmy na zakupach rozbolała cię głowa, więc przyniosłam ci dobre lekarstwo własnej roboty - podała brązowookiej torebkę z małym słoikiem pełnym jakiegoś tajemniczego świństwa.

- Dzięki Mari - popatrzyła na to z obrzydzeniem.

- Wiem, wygląda okropnie i smakuje jeszcze gorzej, ale poczujesz się lepiej.

- Na pewno - z uśmiechem schowała lekarstwo pod stół aby nie zawadzało.

- Dziś jest mecz finałowy, będziesz? - zapytał się Vavi.

- Pewnie, a o której? - zaciekawiła się Yoshina.

- O piętnastej. Od wczoraj jest to moja drużyna!

- Brawo awansowałeś! - pogratulowali mu wszyscy.

- Was także zapraszam, zobaczycie jak prowadzę drużynę to zwycięstwa.

- Jasne! - odpowiedzieli wszyscy oprócz Jednookiej.

- Ja nie mogę. Mam coś do zrobienia, wybacz - powiedziała zasmucona Karin. Nagle Yoshina zerknęła na nią z lekkim podejrzeniem.

- Nic nie szkodzi. Jak nie możesz to trudno - rozweselił ją chłopak.

- Nie gniewasz się?

- Ależ skąd. Wiem, że jeżeli mogłabyś to na pewno byłabyś - powiedział kończąc jeść - No to ja wracam do klasy. Powinniście się śpieszyć bo zaraz koniec przerwy. Nara!

- Narka! - odpowiedzieli jemu wszyscy i prędko zajadali bez chwili wytchnienia. W samą porę zdążyli wszystko pochłonąć. Sprzątnęli po sobie i wrócili do swoich klas. Yoshina usiadła na swoje miejsce wpatrując się jak zawsze w widoki za oknem. Nauczyciel wszedł, a wszyscy wstali oprócz brązowookiej.

- Minakai? Widzę, że nie masz zamiaru mnie przywitać - podszedł do niej nauczyciel.

- Och przepraszam! Nie słyszałam jak pan wchodził! Witam! - podniosła swój tyłek do góry mając przeczucie, że znów cała klasa przez nią oberwie.

- Zrobiłbym za to całej klasie kartkówkę, ale, że nie było cię trochę czasu to daruję wam łobuzy - podrapał się po brodzie siadając na swoje miejsce.

- Huh... - odprężona usiadła na krzesło. - Głupi ma zawsze szczęście... - powiedziała cicho tym samym obrażając siebie i znów wpatrywała się w okno. Podczas lekcji słyszała coraz głośniejsze drapanie drzwi od klasy i piszczenie. Od razu zrozumiała, o co chodzi.

- Kto wprowadził psa do szkoły?! - nauczyciel swoimi oczami przeglądnął każdą osobę by się dowiedzieć. Yoshinę przechodziły ciarki, a na czole perliły się krople potu. Zaciśnięte mocno zęby aż chrupały i zgrzytały, a nogi leciutko drgały. Nagle wszystko ucichło, pies wykorzystał swoje zdolne łapy i otworzył drzwi wskakując do klasy prosto do swojej właścicielki. Rzucił się na nią przewracając Minakaię wraz z krzesłem. Merdał szaleńczo ogonem liżąc Yoshinę po twarzy, która wymachując rękami chciała go powstrzymać.

- Minakai! Czy to twój pies!?! - zaczął podchodzić do niej nauczyciel.

- Ależ skąd! Pierwszy raz go widzę na oczy, proszę pana! - zaczęła się tłumaczyć.

- Więc czemu...?!

- Nie wiem! - w końcu po ciężkim wysiłku udało jej się odciągnąć Lewysa na bok siadając na podłodze.

- Jeżeli ten pies zareaguje na innych tak samo jak na ciebie, to oznacza, że jest bezpański - mężczyzna rozpoczął rozwikływać zagadkę. Nauczyciel podszedł do zwierzęcia lekko się do niego pochylając,zaś Lewys naskoczył na mężczyznę.

- Nie na niego! - zapiszczała cicho Minakai. Otworzyła usta na oścież i wyciągnęła ręce, aby go odciągnąć. Nauczyciel leżał zmasakrowany przez wilczura. Wyglądał na oszołomionego przypominając białego trupa.

- O...widzę gwiazdki... he, he, he... - i niespodziewanie zasnął. Nastąpiła chwila ciszy, uczniowie byli zaszokowani, ale i jednocześnie podekscytowani czy jeszcze się coś wydarzy. Właśnie za to kochali Yoshinę. Nigdy przy niej się nie nudzili, samo patrzenie na nią ukazywało na nich uśmiech. Minakai osłupiała nie wiedząc, co ma robić.

- Jeny! Wszyscy na mnie się patrzą, nawet ten cholerny kundel i dalej stoi na nauczycielu! Ale mi się teraz oberwie od dyra! - w jej minie widać było rozpacz, ale nie przygnębiającą, a raczej rozbawiającą. Wszyscy energicznie podskoczyli z radości.

- Wolność! - chwycili swoje manatki, a że była to ostatnia lekcja ruszyli porobić co im się podoba. Po drodze na korytarzu krzyczeli imię Yoshiny jakby dziękowali jakiemuś Bóstwu.

- Hugh - westchnęła Minakai i spojrzała na Lewysa. - Masz przerąbane w domu Lewys...! - zrobiła lekką przerwę aby zwiększyć przerażenie psa. Biednemu ukazały się szklanki w oczyskach. Wykorzystał, więc tę chwilę robiąc z siebie niewiniątko. Spuścił ogon, lekko głowę oraz uszy. Oczęta wpatrywały się prosto w dziewczynę, a do tego dorobił doskonały podkład lekkiego skamlania.

- O nie... Nie tym razem urwisie. No chodź tu, dam ci coś dobrego! - odeszła od rozszalałych uczniów i zaczęła podchodzić powoli do psa. Zwierzak szybko odskoczył i wybiegł na korytarz kierując się ku wyjściu ze szkoły. - A niech cię! - szybko pobiegła za nim zapominając o swoich rzeczach. - No chodź do swojej pańci! - krzyknęła przyśpieszając zapominając, że pies ma jednak cztery łapy, a nie dwie. - Lepiej nie wracaj do domu!!! - dodała zdenerwowana zatrzymując się przy wyjściu, wymachując szaleńczo rękoma.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.