Opowiadanie
Tokio dla otaku - recenzja
Autor: | moshi_moshi |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2012-07-14 22:20:06 |
Aktualizowany: | 2012-07-14 22:23:06 |
Tytuł: Tokio dla otaku
Tytuł oryginalny: Tokio para otakus
Autor: Cesar Asencio Monroig, Laura Villanueva Pueyo
Tłumaczenie: Joanna Łodygowska
Redakcja i korekta: Aldona Modrzewska, Paulina Jędrysiak-Nowak, Martyna Taniguchi, Jolanta Dereń
Projekt okładki: Waneko
Format: 21 cm x 20,5 cm
Liczba stron: 192
Rok wydania: 2012
Wydawca: Waneko
Najnowsza propozycja wydawnicza Waneko to ni mniej, ni więcej tylko przewodnik po stolicy Japonii! Rzecz w tym, że mamy do czynienia z przewodnikiem nietypowym, który przeciętnemu turyście wyda się średnio przydatny, gdyż jego autorzy, Hiszpanie Cesar Asencio Monroig i Laura Villanueva Pueyo postanowili ruszyć szlakiem słynnych anime i mang. Nie czarujmy się, nie każdy miłośnik japońskiej animacji i komiksu interesuje się całym dorobkiem kulturalnym Kraju Kwitnącej Wiśni, a i wycieczki „tematyczne” cieszą się coraz większą popularnością. I właśnie z myślą o takich ludziach, którzy chcieliby zobaczyć, jak w rzeczywistości prezentują się miejsca z ich ukochanych dzieł, powstało Tokio dla otaku.
Publikację otwiera krótkie posłowie polskiego wydawcy, obszerny spis treści - szalenie pomocny w posługiwaniu się przewodnikiem, oraz kilka słów wstępu od autorów, gdzie wyjaśniają skąd w ogóle wziął się pomysł i co można znaleźć w książce. Składa się ona z dziesięciu rozdziałów, poruszających takie kwestie jak planowanie podróży, jak poradzić sobie na miejscu i na co zwrócić uwagę, oczywiście co zwiedzić w Tokio, jakie interesujące miejsca można znaleźć w pobliżu stolicy, a także które z nich spokojnie możemy sobie darować. Są tam również opisy miejscowych legend i faktów historycznych, krótkie notki na temat wymienionych w przewodniku serii, znanych osób czy popularnych świąt i festiwali. Chociaż planowaniu podróży nie poświęcono dużo miejsca, autorzy zawarli wszystkie najważniejsze informacje, a nawet zmieścili kilka ciekawostek i porad, które z pewnością przydadzą się osobom słabo zorientowanym w japońskich zwyczajach i warunkach w tym kraju panujących. Ponieważ twórcy przewodnika to przeciętni mieszkańcy półwyspu Iberyjskiego, możecie mieć pewność, że zawarte w nim rady będą przydatne dla każdego, zwłaszcza jeśli nie stać go na wykupienie wycieczki all inclusive w biurze podróży. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dzięki Tokio dla otaku uda Wam się przeżyć w tytułowym mieście bez opieki rezydenta i dodatkowo miło i pożytecznie spędzicie czas (naturalnie pod warunkiem, że jesteście fanami mangi i anime i to one przywiodły Was do tej pięknej metropolii).
Najwięcej miejsca zajmuje „właściwy” przewodnik, czyli opis miejsc, które każdy szanujący się miłośnik japońskiej popkultury musi zobaczyć. Aby kompozycja publikacji była bardziej przejrzysta, autorzy postanowili „poruszać się” dzielnicami, wskazując, jakie obiekty warto odwiedzić i z jakimi seriami powinniśmy je łączyć. Ze względu na charakter przewodnika, najczęściej wymieniane obiekty to galerie handlowe (można w nich kupić gadżety związane z ukochanym hobby), ogrody (a właściwie charakterystyczne punkty znajdujące się w nich), świątynie oraz różnego rodzaju budynki, występujące w tle wielu produkcji i komiksów. Ale nie tylko mangą i anime człowiek żyje, dlatego w książce znalazło się też kilka muzeów (w tym te związane z przemysłem anime) i ogólnie znanych zabytków, które są po prostu warte tego, by je zwiedzić i zwyczajnie wypada je znać. Zdecydowanie godnym pochwały pomysłem jest umieszczenie pod każdym z opisów najistotniejszych informacji, czyli adresu strony internetowej miejsca, jak i czym najlepiej tam dotrzeć, w jakich godzinach jest czynne, ile kosztuje bilet wstępu i tym podobne. Niby drobiazg, ale pozwalający zaoszczędzić mnóstwo czasu i nerwów, jak również pomagający zaplanować potrzebny budżet. Warto także wspomnieć, że chociaż autorzy są wielkimi miłośnikami Kraju Kwitnącej Wiśni, przewodnik nie jest hymnem pochwalnym na jego cześć, a poszczególne lokacje potraktowano z odpowiednią dozą obiektywizmu, co ma znaczenie chociażby w przypadku ogromnej ilości sklepów. Nie wszędzie warto iść i tracić czas, i jeżeli jakieś centrum handlowe ma mały wybór towarów, a w muzeum nie znajdziemy tylu ciekawych eksponatów, ile byśmy chcieli, autorzy wspominają o tym (nie tylko w jednym z końcowych rozdziałów, poświęconemu takim miejscom). Naturalnie, z drugiej strony, w książce z pewnością nie znajdziemy wielu miejsc, które klasyczne przewodniki opisują jako te, które koniecznie trzeba odwiedzić. Cóż, wszystko zależy od tego, po co ktoś do Japonii jedzie - Tokio dla otaku nie udaje czegoś, czym nie jest (co widać już po tytule), więc szansa, że jakiś zbłąkany historyk sztuki, znawca kimon czy miłośnik lalek przez przypadek zaopatrzy się w niego, jest nikła.
No dobrze, ale anime i mang jest multum, i z pewnością nie wszystkie zostały wymienione w książce. Cóż, tutaj autorzy zapewne kierowali się własnymi upodobaniami oraz dostępnością na hiszpańskim rynku. Na szczęście okazuje się, że większość mang i anime wspomnianych w przewodniku jest znana polskiemu odbiorcy. Najwięcej miejsca otrzymały dzieła grupy CLAMP (głównie X), zapewne dlatego, iż słynne Japonki chętnie wykorzystują w swoich mangach faktycznie istniejące budynki - na dodatek często pełnią one nieco ważniejszą rolę, niż tylko bycie tłem wydarzeń. Poza tym nie zabrakło kultowej Czarodziejki z Księżyca, Gantz, Ranmy, a także nowszych produkcji w rodzaju Ouran High School Host Club. Skoro jesteśmy przy seriach, warto wspomnieć, że autorzy często odwołują się do konkretnych wydarzeń, nie szczędząc przy tym spoilerów, dlatego osoby uczulone na tego typu atrakcje, a zwłaszcza dopiero planujące lekturę wykorzystanych w przewodniku dzieł, lojalnie uprzedzam, że mogą dowiedzieć się więcej, niż by chciały. Serio, jestem pełna podziwu, że ktoś miał tyle zaparcia by tak dokładnie śledzić wyżej wspomniane serie, zwracając uwagę na takie szczegóły, jak budynki czy rzeźby, niejednokrotnie pojawiające się tylko raz lub dwa. Przy czym, opisane w Tokio dla otaku miejsca zazwyczaj są istotne nie tylko dlatego, że pojawiły się w jakiejś serii lub mają związek z przemysłem filmowo-komiksowym, często są to ważne gmachy rządowe, popularne miejsca spotkań rożnych subkultur, zabytki i tym podobne, acz zarówno dla autorów, jak i korzystających z ich dzieła, będzie to zapewne miało drugorzędne znaczenie. Poza tym, do opisania/zobaczenia jest dużo, podczas gdy rodzaj publikacji nie pozwala na wylewność, dlatego też wiele rzeczy potraktowano skrótowo, czy wręcz lakonicznie, skupiając się na najistotniejszych faktach. Tokio dla otaku to dobry przewodnik, ale bardzo średnie źródło informacji - w sensie, czerpanie z niego głębszej wiedzy jest niemożliwe, chyba że chcemy zabłysnąć wśród znajomych, chwaląc się ciekawostkami w stylu, w jakim parku Mamoru i Usagi byli na spacerze w tym i tym rozdziale. Natomiast po wiedzę historyczną czy wyczerpującą analizę japońskich świąt i tradycji, musimy zgłosić się gdzie indziej, ewentualnie doczytać w bardziej profesjonalnych publikacjach.
No dobrze, zawartość przewodnika prezentuje się w porządku, ale została jeszcze forma oraz sprawy wydawnicze. Cóż, nie mamy do czynienia z książką, która ma zachwycać bogatymi emocjonalnymi opisami - to częstokroć suche fakty, wzbogacone jakimiś ciekawostkami lub odautorskim żarcikiem. Zarówno Cesar Asencio Monroig, jak i Laura Villanueva Pueyo nie zajmują się zawodowo pisaniem (o czym mówią ich biogramy, umieszczone pod koniec przewodnika), a i ich kariery nie do końca sprzyjają literackim popisom - Cesar zajmuje się informatyką oraz administracją, a Laura jest lekarzem rodzinnym. Co prawda pani Pueyo ma za sobą kilka młodzieńczych przygód z pisaniem, ale nie są one na tyle istotne, by można było mówić o działaniach profesjonalnych. Brak doświadczenia z piórem daje się nieco odczuć podczas lektury Tokio dla otaku - niektóre zdania są niezgrabne, a opisom brakuje płynności, co widać zwłaszcza w notkach na temat wspomnianych anime i mang. Naturalnie, zawsze można postawić pytanie, jak ma się polskie tłumaczenie do oryginału i czy to czasem nie wina tłumacza. Otóż, nie wydaje mi się, by winowajcą była pani Joanna Łodygowska, odpowiedzialna za przekład - jak mówi pewna zasada, tłumaczenie może być wierne lub piękne i w tym przypadku zdecydowano się chyba na pierwszy wariant, wygładzając nierówności gdzie tylko się da, ale bez zbytniej ingerencji w oryginalną tkankę (acz są to tylko moje przypuszczenia, gdyż nie miałam styczności z oryginałem, zwłaszcza że hiszpański pozostaje dla mnie czarną magią). Szalenie miłym i przemyślanym dodatkiem ze strony Waneko było dostosowanie tekstu do potrzeb polskiego czytelnika, o czym redakcja wspomina we wstępie. Wspomniane zmiany są to na przykład przypisy, rozwijające zawarte w tekście informacje, ale również adresy internetowe rodzimych firm zamiast hiszpańskich, pojawiające się przede wszystkim w pierwszych dwóch rozdziałach - o tyle istotne, że chodzi o sprawy typu ubezpieczenie, zakup biletów i tym podobne. Redakcja wzbogaciła także przewodnik o własną bibliografię, zawierającą publikacje i strony internetowe, które również mogą pomóc czytelnikowi w zaplanowaniu podróży.
Od strony wydawniczej Tokio dla otaku prezentuje się niezwykle atrakcyjnie - świetnej jakości papier kredowy, który jednak nie odbija światła tak bardzo, by przeszkadzało to w czytaniu, lakierowana, choć miękka okładka, utrzymana w ładnej niebiesko-zielonej kolorystyce, w środku jasny i przejrzysty układ stron, mnóstwo zdjęć (acz szkoda, że czarno-białych) i porządny, wyraźny druk (pogrubione najważniejsze informacje). Jak większość książek dostępnych na polskim rynku i ta jest klejona, a nie szyta, ale zastosowany klej wydaje się mocny i nawet przy silnym wygięciu, strony nie mają tendencji do wypadania. Swoją drogą, nie mam pojęcia jakiej farby użyła drukarnia, ale przewodnik pachnie cudnie, do tego stopnia, że to aż podejrzane... Jedyną wadą są drobne niedopatrzenia korekty i redakcji - na przykład na stronie 78, w opisie świątyni Zōjō-ji, wyraz „który”, odmieniany przez wszystkie przypadki, występuje w zdecydowanie nadmiernych ilościach, czy opis smoka ze świątyni Kiyomizu Kannon-Dō na stronie 95: Rzućcie okiem na smoka. Z jego paszczy leci woda do misy, w której należy umyć przy wejściu ręce i twarz, ponieważ jest wyrzeźbiony z niesamowitą ilością szczegółów. Mogę się mylić, ale nie wydaje mi się, że należy przemyć ręce i twarz w misie, ponieważ smok został pięknie wykonany. Po raz kolejny w publikacji wydawnictwa Waneko, pojawiają się w tekście także emotki. Swoją argumentację przeciw zawarłam już w recenzji Japońskiego codziennika, dlatego nie będę się powtarzać. Na szczęście jest ich niewiele, właściwie można je policzyć na palcach jednej ręki i zapewne ich obecność wiąże się z hiszpańskim oryginałem. Cóż, irytujący zwyczaj, ale w tym przypadku da się przymknąć oko. Natomiast duży plus należy się autorom za mapy i plany budynków - to akurat rzecz niezbędna każdemu turyście, zwłaszcza w miejscu z tak skomplikowaną siecią komunikacyjną, jak Tokio.
Tokio dla otaku sprawia, że wymarzona podróż do Japonii nie wydaje się aż tak niemożliwym przedsięwzięciem i zachęca do podjęcia kroków w tym kierunku. To solidna publikacja, która ma duże szanse pomóc osobom niezorientowanym, zaplanować wyjazd do Tokio. Zawarte tu porady, jak również dokładne informacje o cenach z pewnością sprawią, że obliczenie kosztów wycieczki będzie łatwiejsze i nie zapomnimy o żadnym ważnym szczególe. Przyjazny układ i format książki pozwalają na to, by zabrać ją ze sobą w miasto, bez obaw, że od dźwigania rozboli nas ramię. To zdecydowanie niezła inwestycja, pod warunkiem, że ktoś jest beznadziejnie zakochany w mandze i anime, i Tokio postrzega głównie przez ich pryzmat, chociaż miłośnicy japońskiej kultury w ogóle, także znajdą tutaj coś dla siebie.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.