Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Tragedia w świecie magii – relacja z Magiconu

Autor:Szaman Fetyszy
Redakcja:IKa
Kategorie:Relacja, Konwent
Dodany:2012-08-30 20:28:19
Aktualizowany:2012-08-30 20:29:19

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


To miało być coś innego, epickiego wręcz rewelacyjnego w naszym fandomowym światku. Już w zeszłym roku obiecywano, że na Magiconie będą cuda wianki, druga Irlandia, a może nawet Japonia. Rozdawano bezpłatne Tygodniki Magiczne, rozklejano plakaty, nawoływano do czynu społecznego i podsycano nadzieje, że będzie to perła w koronie wrocławskich imprez poświęconych japońskiej popkulturze. Kiedy jednak zbliżał się Ten Czas, Czas Konwentu, fandom obiegła smutna nowina - Magicon został przesunięty na czerwiec. Część ludzi odebrała to jako zły omen, część - że konwent będzie jeszcze lepszy, zwłaszcza że będzie towarzyszył innej wielkiej imprezie, z którą wiązano wielkie nadzieje - Euro 2012. Tak więc nucąc sobie „Koko koko…” oczekiwałem na ten magiczny dzień. A wydarzenia poprzedzające go były iście niezwykłe. Kiedy zaś Niemcy przegrali z Włochami, a Balotelli pokazujący niczym wojownik masajski swój umięśniony tors stał się kolejnym z wielu internetowych memów, byłem już spakowany i położyłem się spać. Z rana bowiem czekał na mnie pociąg do wrocławskiego Hogwartu.

Początki były trudne. Dobrze, że wybrałem wcześniejszy pociąg, gdyż już na dworcu miła pani z głośnika obwieściła, że pociąg relacji Kijów-Wrocław jest opóźniony o 80 minut z powodu ataku Indian. Jednocześnie poinformowano, że opóźnienie może ulec zmianie. Wróżki-magiczki się znalazły. Owszem uległo - do 160 minut, ponieważ lokomotywa stanęła w ogniu, a potem do 240 - ponieważ złapano przemytników na granicy. Całe szczęście w międzyczasie podstawiono drugi pociąg - szkoda tylko, że musiał czekać na ten opóźniony. W mocno minorowym nastroju dotarłem na Dworzec Główny, gdzie miejscowi panowie odziani na sportowo pobrali ode mnie opłatę klimatyzacyjną w wysokości 2 złotych. Nie zrażony tymi trudnościami wyruszyłem na poszukiwanie Wędrującej Szkoły Magii.

Korzystając z tajemnych tablic astrologicznych wywróżyłem, że szkoła z Trójkąta Bermudzkiego wywędrowała w pobliże dworca. To, co jednak ujrzałem wprawiło mnie w osłupienie. Budynek owszem był okazały, ale zamknięty na cztery spusty. Nie było też w okolicy żadnych rzucających się w oczy mangowców poza małą grupką, która zdążyła się zaopatrzyć w maski z V jak Vendetta i transparent „Gdzie jest Magicon?”. Ich zapał został jednak szybko zgaszony przez przejeżdżający radiowóz, tym samym na świeżo poznani przeze mnie Naruciak339, SłitNyaaa14;*, Kukurydzkaa_ i LoffciamKóroszka oburzeni ruszyli w kierunku pobliskiej galerii. Ja jednak zdając sobie sprawę ze swojej epickości postanowiłem odnaleźć Wędrującą Szkołę Magii. Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że może należy odnaleźć wejście 9 i 3/4. Podszedłem więc do najbliższej ściany, krzyknąłem „Expecto Magiconum” i wyrżnąłem w nią efektownego „baranka”. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Ujrzałem sleepy z łóżkami polowymi, luksusowe apartamenta dla VIP-ów, zaproszonych mangowych notabli z Japonii. Były stoiska Sony, Nintendo i Segi, prelekcje twórców z Gainaxu, fanserwiśne hostessy przebrane za bohaterki Final Fantasy XV, efektowne cosplaye przy których osiągnięcia Jankesów i Japończyków wymiękają. Jednym słowem - cudo, europejskie Expo, które przyćmiło paryskie Japan Expo. A do tego ten cieć, ten cucący mnie cieć... Ktoś by mógł zapytać, jaki cieć? Okazało się, że mój „baranek” wyrżnięty w ścianę szkoły był aż zbyt magiczny. Całe szczęście poczciwy dozorca okazał się nad wyraz wyrozumiały, dzięki czemu nie skończyłem odprowadzony przez policję na izbę wytrzeźwień. Ba, nawet uraczył mnie improwizowanym panelem „Żywot ciecia, czyli jak dorobić sobie do renty”. Tym samym udało mi się odwiedzić pierwszą atrakcję na Magiconie. Szczegół, że ona było nieprzewidziana, ale lepsze to niż nic. Tym bardziej, że dzięki opowieści pana z kanciapy określiłem swoje plany na przyszłość po piećdziesiątce, kiedy mało kto będzie chciał mnie do pracy.

Nowa znajomość zaowocowała możliwością zwiedzenia conplace'u. Budynek był duży i przestronny niczym Hogwart. W oczy rzuciły mi się zadbane toalety, w których był papier, brak kolejki do pryszniców oraz realizacja konwencji - ilość użytych zaklęć niewidzialności przerosła wszelkie oczekiwania. Szkoda tylko że konwentowiczów, orgów i helperów przeniosło w inny wymiar. Jedynymi, którą poza wspomnianym dozorcą napotkałem były trzy stworzenia z gatunku Blatta orientalis oraz sprzątaczka, która uraczyła mnie panelem „1001 sposobów na karaczany - oparte na doświadczeniach”. Widząc, że nic więcej tu nie zdziałam, postanowiłem opuścić Wędrującą Szkołę Magii i ruszyć na miasto. Być może mój prymitywny umysł nie ogarniał magicznie epickiego rozmachu konwentu.

Nagle mnie oświeciło - conplacem Magiconu było całe miasto. Udałem się więc do sali z wystawcami, czyli pobliskiej galerii. Rozmach zaparł mi dech w piersiach. Trzy piętra, dziesiątki wystawców, buty, ciuchy, supermarket nawet... Szkoda tylko że żaden nie sprzedawał nic związanego z mangą. Sytuację ratował bar sushi oraz skromna konsolówka z jedną PS Vita. Zwiedzanie stoisk szybko mnie się znudziło, toteż skorzystałem z kolejnego pozytywnego aspektu Magiconu - można było pić w niezliczonych wrocławskich knajpach. Jako że kumple powyjeżdżali na urlopy, a picie z niewidzialnym przyjacielem niespecjalnie mnie rajcuje, a wielkim krokiem zbliżały się godziny wieczorne postanowiłem poszukać miejsca do spania. A na Magiconie było ich mnóstwo, hotele, hostele i Bóg wie jeden jeszcze co. Z racji tego, że nie stać mnie na takie fanaberie, postanowiłem udać się do jednego z największych sleep roomów - Dworca Głównego. Z jednej strony miałem szczęście, ponieważ został wyremontowany z okazji Euro i miejscowe żule nie zdążyły go jeszcze zapaskudzić. Z drugiej jednak miałem pecha - ponieważ po rozłożeniu materaca wyrzuciła mnie ochrona. Ale Polak potrafi - słuchając się rad miejscowych bywalców zakupiłem bilet na dzień następny i rozłożyłem się na poczekalni. Przy okazji poznałem kilku sympatycznych bezdomnych pachnących niczym konwentowicze po turnieju w DDR, zatem nie można pod tym względem odmówić Magiconowi konwentowego klimatu. Na pytanie, dlaczego się nie myją, chociaż mają dwie fontanny pod dworcem, które mogłyby posłużyć za prysznic odpowiedzieli krótko i zwięźle - ochrona, która swoje obowiązki spełniała aż za dobrze wyganiając chętnych na kąpiel. W parę godzin później dołączyła do mnie grupka konwentowiczów, która wpadła na podobny do mojego pomysł. Z racji tego, że żaden szanujący się konwent nie może się obyć bez cosplayu postanowiliśmy zrealizować pomysł bez precedensu - CosŻulPlay. Idea podobna do Evil Cosplayu - z tą różnicą, że należało z okolicznych materiałów upodobnić się do bezdomnego. Wygrał FeniksWrajt69 - zupełnie zasłużenie, upodobnił się nie tylko do żula, ale do żula z gry japońskiej - Phoenixa z Apollo Justice. Noc przebiegła pod znakiem zjawiska które ratuje każdy, nawet najsłabszy konwent - socjalu. Były improwizowane konkursy z laptopów na baterie, były Śpiworki Małysza. Ba, jeden z towarzyszy niedoli puścił dla romantycznego klimatu „Skacz jak Adam Małysz”. A inni dla towarzystwa skrzynkę ziołowych wywarów magicznych. I tak minęła noc, a z rana, jak to z rana - czas się zbierać. I tak oto, wsiadając do magicznie nie spóźnionego pociągu pożegnałem magiczne miasto Wrocław w nadziei, że jeszcze tu wrócę.

A tak między nami, konwent ssał bardziej od pierwszego Mokonu. Owszem, miał wiele nowatorskich rozwiązań, mnóstwo wystawców w galerii (ale mang i gadżetów z Naruto jak na lekarstwo), sleepa na dworcu, łatwy (i jednocześnie utrudniony przez ochronę) dostęp do pryszniców, zadbane toalety (szkoda że za 2,50, ale za jakość się płaci), świetny socjal z konwentowiczami i miejscową ludnością oraz jedyny w swoim rodzaju cosplay. Pogrążyły jednak wszystko wspomniane „ale”, a także... brak informatora. Tyle zacnych atrakcji, a trzeba było znaleźć je na własną rękę. Dobry i oryginalny socjal oraz magia... miasta, to nie jest uniwersalne panaceum. Mój smutek był jeszcze większy, kiedy z relacji innych konwentowiczów usłyszałem, że nie udało mi się trafić do Zoo, Panoramy Racławickiej oraz Expo na Dworcu Świebodzkim. Cóż, może po prostu byłem za mało magiczny. Następnym razem kupię sobie księgę tajemną zatytułowaną „Przewodnik po Wrocławiu”. A okazja będzie, ponieważ organizator opromieniony sukcesem pierwszej edycji zapowiedział wielkie, epickie Expo w - czapki z głów - Hali Stulecia. Tak więc, jeśli na pierwszych stronach gazet zobaczycie nagłówki „Wrocławska policja rozpędziła nielegalny zlot hippisów” - to byliśmy my mangowcy na Magiconie 2 - Expo Edition. A tymczasem do zobaczenia na jakimś innym konwencie - mniej magicznym, ale bardziej realnym - i mniej epic sfailowanym.

Tekst ten dedykuję wszystkim, którzy w późnych godzinach wieczornych nie zobaczyli newsa o odwołaniu Magiconu i wyruszyli do Wrocławia.

Oczywiście wszystkie postacie i wydarzenia są jak najbardziej owocem mojej epickiej wyobraźni. Jakakolwiek zbieżność jest zupełnie przypadkowa.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.