Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Misja

Rozdział Dziewiąty + 18

Autor:Edzia
Serie:Harry Potter
Gatunki:Akcja, Obyczajowy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Erotyka
Dodany:2013-03-12 18:34:23
Aktualizowany:2013-03-12 18:34:23


Poprzedni rozdział

Nieznajomy przemieszczał się z wolna po pustce. Ciemność ogarniała go z każdej strony. Był smutny i zamyślony. Różdżka, którą dzierżył w dłoni nie była bliźniaczą różdżką Ronalda. To była jedna i ta sama różdżka tylko odbita jak w zwierciadle… nagle wzmógł się wiatr i nieznajomy musiał zmrużyć oczy. Stanęła przed nim piękna dziewczyna w białej sukni z trenem.

- Oliver…

Nieznajomy otworzył usta ze zdziwienia.

- Anarion! Co ty tu robisz… jak mnie znalazłaś?!

Dziewczyna uniosła w górę swoją różdżkę. Nie była wykonana z drewna, ale z miedzi. Jednym szybkim ruchem zdjęła zaklęcie z towarzysza. Nie wyglądał już jak Ron. Miał długie, brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Znikły piękne szaty i różdżka Rona.

- Po co ta cała maskarada?

Oliver spąsowiał.

- Chciałem w ten sposób ocalić księżniczkę.

Dziewczyna westchnęła i ponownie machnęła różdżką. Ciemność znikła, pojawiła się za to skalna grota oświetlana szlachetnymi kamieniami.

- I myślałeś, że nikt cię tu nie znajdzie? W twoim własnym ogrodzie? Chciałam się z tobą widzieć, drzwi do twojego domu były otwarte na oścież, ale ciebie w nim nie było… no to przeszłam przez tylne wyjście do ogrodu. A tam ty, w transie, przemieniony w jakiegoś człowieka!

Oliver nigdy nie był mistrzem kamuflażu i intrygi. Miał za to dobre serce i pragnął dla księżniczki tego, co najlepsze.

- Jak na pałacowego alchemika nie spisałeś się - dokończyła Anarion - każdy mógł cię tu znaleźć.

- Chyba masz rację…

- Od kilku dni nie pokazywałeś się na królewskim dworze - Anarion ściszyła głos - bałam się, że coś ci się stało…

Oliver nie zwracał uwagi na jej słowa, pozbierał z ziemi puste fiolki i włożył do skórzanej torby leżącej nieopodal.

- Chodźmy do mojego laboratorium - powiedział nie odrywając oczu od szklanych buteleczek - pokażę ci, co odkryłem.

Anarion nie odpowiedziała, podążyła za nim wolnym krokiem. Szli wąskim kamiennym korytarzem oświetlanym magicznymi lampami. Po chwili znaleźli się w większej pieczarze, było to miejsce, gdzie przecinały się różne szlaki i tunele. Ciężkie metalowe drzwi wystawały to tu, to tam między kamiennymi wyrwami. Był to podziemny rynek, niewielki plac gdzie na samym środku ustawiono pokaźną rzeźbę z kwarcu. Oliver podszedł do jednych zardzewiałych drzwi i popchnął je. Nic się jednak nie stało.

- Zamknęłam - zarumieniła się Anarion -nie chciałam, żeby ktoś jeszcze wszedł…

Oliver nie posiadał jednak klucza, a przez ogród nie można było wrócić do domu - wszystkie drzwi w tej podziemnej krainie otwierały się tylko od środka. Westchnął i sięgnął do torby. Umieścił swój włos w butelce z zielonym płynem i poczekał aż namoknie. Wsadził go następnie w dziurkę od klucza i podpalił różdżką. Wybuch był niewielki, ale wystarczył do otwarcia zamka. Nie pierwszego w tym miesiącu, warto dodać.

W domu Olivera panował nieład. Nigdy nie zamykał drzwi, toteż rabusie bezczelnie kradli rzadkie kamienie, jakie znajdował podczas penetracji nieuczęszczanych tuneli. Nie przejmował się tym jednak - jego dorobek życia mieścił się w skórzanej torbie, miał tam swoją księgę alchemii, różdżkę z żelaza i flakoniki. No i narzędzia to wyrobu magicznych mikstur i maści.

Zaprowadził Anarion do niewielkiego pokoju na lewo do jadalni, gdzie nad paleniskiem, w niewielkim kotle, warzyła się dziwna mikstura.

- Co to takiego…?

- To ją uratuje - szepnął Oliver - to pierwszy etap.

Anarion nagle zdała sobie sprawę z planów Olivera.

- Nie wolno ci! Już raz próbowałeś, nic z tego nie wyszło!

- Tym razem mam idealnego człowieka - głos Olivera brzmiał bardzo chłodno - jego wspomnienie wystarczy. Będzie wystarczająco silne.

- Zrobisz krzywdę sobie i jemu!

Ale Oliver już jej nie słyszał - napełnił miksturą niewielki flakon i wszedł w trans. Jego oczy straciły blask, ruchy zastygły. Anarion mogła uderzać pięściami w jego tors i ramiona, ale i tak by go tym nie zbudziła. Pozostanie w transie dopóki nie wypełni zadania. Jego twarz zaczęły pokrywać piegi, a włosy stawały się coraz krótsze i rude.

*

Tymczasem Ron i Draco wrócili do swoich towarzyszek. Hermiona zaparzyła kawy i zaproponowała Ginny ciasteczka kupione w cukierni na rogu.

- Mój brat dziwnie się zachowuje - wymamrotała Ginny - od kiedy to lubi spacer z Draco?

Hermiona nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko blado. Ginny zauważyła jej podły humor.

- Przyszliśmy nie w porę?

- Jestem trochę… zmęczona - przyznała Hermiona - to wszystko…

- Nie wierzę! - Draco, który właśnie wrócił z toalety, uderzył pięścią w stół - to on jest wszystkiemu winien - i wskazał palcem na skonsternowanego Rona. W końcu pobili się o bukiet róż w drodze powrotnej, przez co oby dwoje nie wyglądali najlepiej. Ron miał potargane włosy i podrapany nos, Draco natomiast opuchniętą szczękę.

- Nie martw się, wypijemy kawę i damy wam trochę spokoju… - Ginny dodała do kawy kilka kostek cukru - zobaczymy się jutro i omówimy szczegóły kongresu…

- Nie zostajecie na noc? - Spytał Ron - znaczy się, „ty” nie zostajesz na noc? - I zmierzył blondyna ostrym spojrzeniem.

- Bądź spokojny, mamy zarezerwowane pokoje w hotelu. Ministerstwo dba o swych najlepszych pracowników - Draco sięgnął po ciasteczko - Hermiono, masz czas dzisiaj wieczorem?

- Słucham? - Hermiona zarumieniła się.

- Ej, ej, chcesz znowu w nos?! - Ron wstał z impetem od stołu.

- Draco, przecież dzisiaj umówiłeś się ze mną na wieczorne zakupy, czyżbyś zapomniał? - Ginny upiła łyk kawy - a może zawsze podrywasz kilka dziewczyn jednocześnie..?

Malfoy westchnął teatralnie. Nie wypadało robić scen, to bardziej w stylu Ronalda.

- Ach tak, masz rację moja droga, wybacz - wycedził ozięble.

Koniec końców Ginny i Draco rozgadali się na dobre i nieco zasiedzieli. Dopiero około szesnastej wpakowali swoje bagaże do taksówki i odjechali. Hermiona czekała aż znikną za zakrętem…

- Hermiono, co ty wyrabiasz?!

Dziewczyna szybko założyła płaszcz i wskoczyła w buty.

- Idę zabić Kruma.

- Nie, nie wolno! - Ron zamknął drzwi na klucz - musimy to przemyśleć! Nie wiemy nawet, gdzie go szukać!

- Zadzwonię dzwonkiem jeszcze raz!

- O nie, co to to nie!

W całej tej aferze nie zauważyli, jak nagle Ron docisnął Hermionę do ściany.

- Sama nie pójdziesz do Wiktora, już nigdy!

Hermiona wahała się przez moment, po czym opuściła gardę.

- No dobrze - szepnęła, - ale nie chcę żeby mu to uszło na sucho!

Ron ujął jej twarz w dłonie, chciał, żeby spojrzała mu w oczy.

- Ja też nie chcę - odparł, - ale Hermiona Granger zawsze działa wedle jakiegoś planu, prawda?

Nachylić się, pocałować, objąć… niestety, Hermionie harce nie były w głowie. Chciała wyjść, dopaść Wiktora i… kopnąć go w czułe miejsce, aż spuchnie jak balon! Zawstydziła, powinna obmyślić bardziej bolesną zemstę. Przeszkodził jej jednak skurcz żołądka. Ron nie mógł powstrzymać śmiechu.

- Rządzą zemsty się nie najesz - powiedział po chwili - przez Ginny i Dracona nawet nie zjedliśmy obiadu. Mam pomysł - poszukaj jakiejś ładnej sukienki i zapraszam cię na kolację do jakiejś miłej restauracyjki, co ty na to?

Hermiona pobladła. Randka? Teraz, kiedy wczorajszego wieczoru o mało nie zgwałcił jej Wiktor? Zamyśliła się. Na takiej randce może być miło… mogłaby zapomnieć o troskach. Dawno nie była na randce… wszyscy amanci koniec końców wystawiali ją do wiatru. Nie minęła chwila a już była w swoim pokoju i dobierała pończochy do sukienki. W pośpiechu zacięła się nawet nożyczkami do paznokci. Wyssała kropelkę krwi i nagle przyszła jej do głowy szalona myśl - jej sukienka z czerwoną lamówką! Pasowałaby idealnie… do tego jakieś eleganckie buty, torebka… pomalować się? Nie, nigdy tego nie robiła… może usta, troszeczkę? Och, ta sukienka ma taki duży dekolt! Naszyjnik odwróci uwagę od piersi, z pewnością! Kolczyki… zegarek, założyć? Nie, będzie tylko przeszkadzać… zapach! Perfumy, jakie dobrać… ach, co to za nazwy, na samą myśl robi jej się gorąco! „Wieczorna pokusa” czy „Północne westchnienie”?

- Hermiono jesteś gotowa…?

Ronald zapukał nieśmiało w framugę drzwi. Hermiona podskoczyła.

- Daj mi chwilkę!

Wybrała „Pokusę”.

- Już! - Wyskoczyła z pokoju. Ron z pewnością uśmiechnąłby się na jej widok, gdyby nie palec wetknięty do buzi - Ron, cos się stało?

- Ach nic - jęknął - chciałem przyszyć guzik koszuli, ukłułem się… no, no, nie wiedziałem, że masz TAKIE sukienki - dodał figlarnie.

Hermiona czuła, że wzrok Rona badał ja niczym rentgen. I o dziwo poczuła rodzaj satysfakcji!

Przez niemal cały wieczór wpatrywał się w nią jak w obrazek. Trafili do niedużej knajpki, było tam ciepło, przytulnie, grała muzyka. Kilka par kołysało się przy akompaniamencie kapeli, Ron i Hermiona także wyszli na parkiet.

„Wypiłam za dużo wina” myślała Hermiona, opierając głowę na miękkim torsie Rona „to nie ulega wątpliwości. Tak nagle zrobiło mi się gorąco… mój Boże, jak on cudownie pachnie”. Wieczór był naprawdę przyjemny. Spacer do domu późnym wieczorem wśród wschodzących gwiazd… miasto ucichło.

*

Draco cisnął gazetę o skórzaną kanapę. Był zły. Ginny zmarszczyła brwi - zachowywał się strasznie nieelegancko.

Siedzieli w przemiłej hotelowej kawiarni, sączyli kolejną kawę i czytali - wszystkie bilety i rezerwacje swoim ludziom w Ameryce organizowało Brytyjskie Ministerstwo, dlatego Ginny nie miała wpływu na swoje zakwaterowanie. Draco mieszkał w pokoju, 201 podczas gdy ona - 315. Samotność jest jednak uciążliwa, dlatego postanowili zjeść razem obfitą kolację, gdyż na obiad było już za późno. Kiedy już pochłonęli olbrzymie steki z surówkami przyszła pora na filiżankę espresso.

- Mógłbyś się uspokoić? - Ginny odgarnęła swoje długie włosy z ramion - ludzie się na ciebie gapią.

Draco przygryzł dolną wargę. Ginny była lekko umalowana, ubrana w ciemnozieloną, obcisłą sukienkę. Była bardzo szczupła, a jej długie nogi ozdabiały skórzane kozaki. Z niezwykłą arogancją odgarniała swoje włosy, odkrywając przy tym dekolt w serek. „Bezczelność” pomyślał Draco.

- To twoja wina - odrzekł, zakładając nogę na nogę - dlaczego pokrzyżowałaś moje plany? Przecież nigdzie nie byliśmy dziś umówieni, mogłem spokojnie zabrać Hermionę w jakieś ustronne miejsce.

- Więc dlaczego nie protestowałeś? - Ginny nawet na niego nie spojrzała, pośliniła jedynie swój palec wskazujący i przewróciła kolejną stronę magazynu - jesteś taki niezdecydowany…

- Ja niezdecydowany?!- Draco zawołał kelnerkę - Zaraz się przekonamy!

- Co ty wyprawiasz? - Ginny wreszcie raczyła na niego spojrzeć.

- Ubieraj się, wychodzimy - chłopak podszedł do wieszaka i ściągnął ich płaszcze- zaraz zobaczymy, kto tu jest niezdecydowany!

- Ależ… robi się późno…

- Tchórzysz..?

Ginny wstała i odłożyła magazyn.

- Dawaj mój płaszcz - syknęła z pogardą.

*

Stali w framudze drzwi prowadzących do sypialni Hermiony. „To był wspaniały wieczór”- powiedziała, stali tak bowiem i stali, a próg do pokoju wydawał się być granicą nie do pokonania. Wciągnąć Rona do środka czy zamknąć drzwi? Wejść i rzucić ją na łóżko, czy napić się szklanki zimnej wody?

„Zobacz, ona ma piegi na ramionach, zupełnie, jak ty!” podpowiadał znajomy głos w głowie Ronalda. Był on jednak zbyt odurzony winem i zapachem jej perfum, aby zastanawiać się, dlaczego owy głos nagle zaczął nim kierować.

- Masz piegi na ramionach - szepnął ciepło i dotknął ich dłonią.

Nagle Hermiona wciągnęła go do pokoju, zatrzaskując za nimi drzwi do sypialni. Zamknęła oczy i mocno przycisnęła usta do jego warg. Ron rozchylił je i przez moment całowali się dziko i mocno, Hermiona czuła język Rona na swoim, czuła też, jak chłopak kładzie ją na łóżko i błądzi rękoma po jej rozszerzonych udach. Wszystko działo się bardzo szybko, ich oddechy prześcigały się nawzajem. Prędko zdjął z niej sukienkę i stanik, ona zajęła się jego koszulą. Padła na poduszki pod jego ciężarem. Odgięła ręce do tyłu, chwyciła poręcz łóżka. Ron pieścił jej piersi. Nie śmiała na niego spojrzeć, jej wzrok stawał się mętny, czuła rosnące napięcie i pragnęła dać mu upust. Zaraz potem usłyszała brzdęk klamry jego paska i szelest jej koronkowych majtek. Dokończył dzieła pozostawiając ją we frywolnych rajstopach.

*

Oliver poruszył się.

- Oliverze?

Anarion podeszła do chłopaka. Wciąż przypominał zastygłą rzeźbę… nagle fiolka w jego ręku zaczęła napełniać się szkarłatnym płynem. Anarion usłyszała też dziewczęcy głos… wołała po imieniu jakiegoś mężczyznę, krótkie, mocne imię… nie krzyczała jednak z bólu, co bardzo zawstydziło Anarion. Chciała zatkać sobie uszy, musiała jednak uczestniczyć w tym intymnym zdarzeniu do momentu, aż nieznany glos wydał z siebie ostatni pisk i westchnienie. Wtedy Oliver się poruszył. Trwało to ułamki sekund - zachrupotało mu we wszystkich kościach, po czym uśmiechnął się widząc napełniony flakon.

- Jest…- szepnął - JEST! Udało mi się! Anarion, widzisz to?

Dziewczyna podeszła do niego i uderzyła w twarz.

- Coś ty narobił - płakała - zabrać komuś takie wspomnienie! Jak mogłeś?!

Oliver spoważniał.

- Ona i tak go nie potrzebowała… a on - zrozumie… porozmawiam z nim jutro, zanim ona wstanie…

- Ty tym wszystkim kierowałeś?!... Nie wierzę… - Anarion była u kresu wytrzymałości.

- A co mogłem lepszego zrobić!?- Oliver wybuchł- wspomnienia tej dziewczyny są wręcz idealne dla księżniczki! Ale nie jest ona magiem czystej krwi, nie mogłem wejść do jej jaźni i wybrać sobie jakiegoś wspomnienia, którego i tak sama by nie pamiętała! Mogłem zdobyć jej wspomnienie tylko za pośrednictwem prawdziwego czarodzieja… a on pałał do niej sympatią! Zresztą mógł mi się sprzeciwić, ale nie był wystarczająco silny, ona też mogła go odepchnąć, chcieli tego!

- Ale jej to odebrałeś! - Anarion krzyczała dalej - była taka szczęśliwa!... Wiedziałam, że do tego dojdzie, wiedziałam!

Anarion skuliła się, od tego całego płaczu rozbolał ją brzuch.

- Wiedziałam, że zabierzesz jej właśnie to wspomnienie. Uparłeś się, że tylko miłosne wspomnienie ocali księżniczkę. Myślisz, że nie zauważyłam, jakiego człowieka sobie obrałeś za cel?!

Spojrzała na niego ostro.

- Wiedziałaś..?

- Oczywiście! Powtarzałeś jej imię jak zaklęcie, wyczarowywałeś jej obraz, aby aktualizować dane na jej temat! Ile razy przeczesywałeś umysł tego biednego czarodzieja?!

- Wiedział o niej naprawdę sporo…

- Ile razy?!

- … każdej nocy, odkąd się tu pojawił.

Anarion wstała i przetarła oczy dłonią. Były czerwone i zapuchnięte.

- Chciałam ją chronić…

- Że co proszę..? Ingerowałaś?!

Oliver złapał Anarion za rękę.

- Jesteś mi winna wyjaśnienia!

- Niczego ci nie jestem winna - szepnęła z bólem - ingerowałam wiele razy. A ostatnio pozwoliłam ją nawet zgwałcić. Tak bardzo chciałam, aby obrzydli jej wszyscy mężczyźni. Aby nie zapragnęła już nigdy z nikim się kochać, bo wiedziałam, że odbierzesz jej to wspomnienie.

Oliver zwolnił uścisk. Nie wierzył własnym uszom.

- Ale wiesz co? - Ciągnęła Anarion, dziwnie rozbawiona - ten twój czarodziej okazał się być księciem z bajki. Uratował ją za szybko. Myślisz, że nie wiem, że nawet to starałeś się wykorzystać? Słyszałam twoje szepty, jemu to podszeptywałeś do głowy? Jak to leciało? „Teraz, tutaj, na gołej podłodze, zerwij z niej szlafrok”…

- Wystarczy…

- Ale na szczęście czarodziej miał klasę! Nie to, co pewien prymitywny drow!

Anarion odwróciła się na pięcie i opuściła dom Olivera. On sam westchnął w duchu. Trzymał jednak w ręku lekarstwo - niezbędne lekarstwo do uratowania księżniczki.

Mimo, iż Oliver mieszkał pod ziemią doskonale wiedział, jaka pora dnia panowała na powierzchni. Robiło się coraz później. Ostatnie zakochane pary tańczyły gdzieś w ciasnych pubach, gdzie kelnerzy zaczynali zmywać szklanki i wycierać podłogi. Ginny Weasley i Draco Malfoy wracali do hotelu po jakże emocjonującym wyścigu na miotłach. Ich kłótnia o to, kto zwyciężył, trwała nawet w windzie przy innych gościach pensjonatu. Ronald i Hermiona zasnęli w potężnym dwuosobowym łożu, nie bacząc na swoją garderobę, porozrzucaną po pokoju.

Kurtyna

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.