Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Misja

Sen Siódmy + 15

Autor:Edzia
Serie:Harry Potter
Gatunki:Akcja, Obyczajowy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Erotyka
Dodany:2013-02-09 17:52:21
Aktualizowany:2013-02-09 17:52:21


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ronald nie zapalił światła, nie położył się też zdrzemnąć, jak pierwotnie zamierzał. Siedział otulony ciemnością w salonie, narzuciwszy na ramiona miękki, brązowy koc. Oczy Hermiony też były, zdawałoby się, brązowe. Ron wiedział, że jest inaczej. Jej oczy oddają głębię jej duszy, zmieniając, co jakiś czas kolor.

Kiedy się denerwowała stawały się czarne jak kawa.

Kiedy czegoś nie rozumiała lub bała się, jej oczy były niczym ciemny karmel.

Kiedy była szczęśliwa tęczówki przypominały złocisty miód.

Ronald rozmyślał przez chwilę o jej oczach, twarzy, puszystych włosach. Hermiona nie różniła się tak bardzo od innych kobiet w jej wieku. Jej uroda nie była egzotyczna, a mową ciała dowodziła raczej o wrodzonej skromności. Nie zwracała na siebie uwagi stylem bycia czy ubraniem.

Była tak bardzo zwyczajna. W przeciwieństwie do niego, który był przecież czarodziejem.

Czy Hermiona śmiała się, jako mała dziewczynka z tych wszystkich bajek, gdzie czarnoksiężnicy ze szpiczastymi czapkami zamieniali niegrzeczne dzieci w żaby? Myśl o tym skłoniła go do cichego śmiechu. Oto widzi przed sobą małą Hermionę, trzyma w objęciach ukochanego misia, leży już w łóżeczku, w swojej nieco wypłowiałej już nocnej koszulince. Jej bujne loki rozlały się na miękkich poduszkach. Dziewczynka zamyka oczy marząc o czarodziejskiej różdżce, która wyczaruje jej pałac, księcia i balową suknię.

Zadrżał. Nie z zimna, nie ze zmęczenia. Rzucone przez niego zaklęcie kosztowało go wiele zdrowia. W świecie czarodziei nie ma nic za darmo. Jeśli chcesz wyczarować coś naprawdę niezwykłego powinieneś liczyć się konsekwencjami. Kiedyś pewna nieroztropna wiedźma hodowała w swym ogrodzie najpiękniejsze róże, jakie mogły istnieć na świecie. Nie były one czerwone, lecz białe, nieskalane, niczym śnieg. Po kilku latach wiedźma zaczęła narzekać na ich pospolity kolor. Zapragnęła stworzyć niebieskie róże. Te zabarwione zwykłym zaklęciem bledły i po jakimś czasie stawały się żółtawe. Zdeterminowana wiedźma użyła silnego zaklęcia i nagle w jej glinianej doniczce zawrzało. W kilka sekund zielona łodyga przebiła się przez grubą warstwę ziemi i wydała na świat błękitny kwiat.

Nie na długo cieszyła się jego pięknym widokiem. Nagle ogarnęła ją ciemność, która towarzyszyła jej aż do końca swych dni. Jej piękne, błękitne oczy pokryły się na zawsze bielmem. Aby róża mogła nabrać nowego kolory, coś innego musiało go stracić i przyjąć barwę róży.

Czy mogła przewidzieć, że zaklęcie odbierze błękit jej tęczówek? „Ależ tak” parsknął cicho Ron „każde dziecko wie, że zaklęcia, na których najbardziej nam zależy wymagają największej ceny”. Zadrżał ponownie. Spodziewał się, że owe niekontrolowane skurcze lewej ręki będą mu towarzyszyć do końca życia. „To nic” pomyślał „ ojciec nie może stać za długo na słońcu, bo jego piegi zaczynają ciemnieć i parzyć. Bill już nigdy nie będzie pamiętał żadnego nocnego snu. Fred stracił słuch w prawym uchu. Lekki paraliż to błahostka”.

Istnieją tajemne zaklęcia praojców magii, zostały one stworzone w przeróżnych celach. Mąż, którego żona leży na łożu śmierci może prastarym zaklęciem oddać jej całe swoje zdrowie. Wtedy śmierć zabierze do siebie jego, a nie ją. Matka może oddać swój wzrok, jeśli mocno pragnie, aby syn zaślepiony ciemną stroną magii powrócił na drogę prawości. Prastara magia opiera się na jasnych zasadach handlu zamiennego, - jeśli chcesz kogoś ochronić przed niebezpieczeństwem oddaj coś, na czym bardzo ci zależy, a zaklęcie zadziała.

Ronald już nigdy nie zagra w Quidditch’a. Ale nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia.

*

Hermiona podążała za dźwiękiem tajemniczych dzwonków. Nie spieszyła się, ociągała i naumyślnie nadrabiała drogi. Chyba bała się spotkania z Wiktorem. A jeśli będzie się do niej dobierać? To silny mężczyzna, a ona jest drobna i niska. Różdżkę schowała w torebce, może nie zdążyć w porę jej wyciągnąć. A może po prostu zawrócić, w domu czekałby na nią Ron ze zdziwioną miną i pytaniem, „co tak wcześnie?”. Nie, to nie wchodziło w grę. Musi dowiedzieć się, czy rzucona na Ronalda klątwa jest możliwa do zdjęcia. To było teraz najważniejsze.

Szła przed siebie z piętnaście minut, aż doszła do opuszczonego budynku. W tym miejscu dźwięk dzwonków nasilił się. Hermiona zmarszczyła brwi. Tutaj? W takim miejscu? Spodziewała się jakiegoś domku, restauracji, ale nie walącej się szopy. Przeczytała zardzewiałą tabliczkę przytwierdzoną przy drewnianych drzwiach. „Biblioteka miejska”. Dziwne.

Kierując się dźwiękiem tysiąca dzwoneczków przekroczyła próg budynku. W środku okazał się być przestronnym, jasnym salonem.

- Niezwykłe - szepnęła - zupełnie jak na peronie 9 i ¾ …

- Hermiona - nagle usłyszała głos Wiktora - jesteś wreszcie. Jak ci się podoba moje tajne lokum? Niewielu mam jednak gości. Może usiądziesz?

Hermiona nabrała głośno powietrza i podeszła szybko do ciemnej kanapy. Rozejrzała się po pomieszczeniu - ciężkie zasłony, miękkie dywany, okrągły stolik i butelka koniaku. Wszystko w odcieniach brązu i złota. W szerokiej klatce dwa kanarki czyściły skrupulatnie swoje skrzydełka.

- Czego się napijesz, moja droga?

Krum grał na zwłokę. Albo chciał ją upić i wykorzystać. Tak czy siak, zaczął z nią jakąś dziwną rozgrywkę, o niejasnych zasadach. Hermiona postanowiła zaryzykować.

- Czerwonego, wytrwanego wina.

Wiktor uśmiechnął się i zniknął w sąsiednim pokoju. Miała kilka cennych chwil, aby rozsiąść się wygodnie i ukryć różdżkę w rogu kanapy. Kiedy Wiktor wrócił siedziała już w nieco frywolnej pozie, bawiąc się swoimi włosami. Postanowiła wygrać w tej grze.

- Proszę.

- Dziękuję - Hermiona nie wiedziała, jak zacząć. Gra się przedłużała - ładnie się tu urządziłeś.

- Cieszę się, że tak sądzisz. Zależało mi na twojej opinii.

Wiktor odłożył butelkę. Nie zamierzał pić. Hermiona upiła łyk z kieliszka analizując sytuację. Wiktor chciał najprawdopodobniej ją upić. A więc wystarczy, że będzie piła powoli i…

Nie dokończyła. Kieliszek wypadł jej z ręki a wino poplamiło perski dywan. Wiktor znalazł się tuż przy niej, tuż nad nią. Trzymał ja mocno za nadgarstki.

- To co, zaczynamy - jego głos był zimny, obcy.

- Jak to zaczynamy - szepnęła - Wiktorze, puść mn…

Nie dokończyła, Wiktor nachylił się gwałtownie i wepchnął język do jej ust. Przyciskał go mocno, widać było, że to go podnieca, zaczął się pocić na czole i głośno wdychać powietrze nosem. Przylgnął do niej ciałem, nie mogła się ruszyć, był tak ciężki. Puścił jej lewą rękę i jednym szybkim ruchem rozerwał dekolt sukienki, podciągnął stanik i zacisnął dłoń na jej okrągłej piersi. Hermiona skrzywiła się i w końcu uwolniła od nachalnych pocałunków.

- To boli! - Krzyknęła.

- Przecież sama tego chciałaś - Wiktor miał inne oczy, szalone, wściekłe, pogrążone w chaosie, - więc nie udawaj cnotliwej.

Hermiona nie potrafiła dosięgnąć różdżki, Wiktor nadal trzymał ją mocno za przegub prawej ręki. Kiedy zaczęła się coraz mocniej wiercić i krzyczeć zamknął jej usta wolną dłonią. Pieścił jej nagie piersi ustami i językiem, nagle zaczął je boleśnie podgryzać. Hermiona była przerażona, wiedziała, że Wiktor podnieca się coraz bardziej, musiał mieć na sobie lniane spodnie, czuła zmiany w jego ciele. Kiedy zaczęła się wić z bólu i braku powietrza zabrał rękę. Szybkim ruchem powędrował pod spód jej sukienki i zamierzał zerwać z niej bieliznę.

- Nie, tylko nie to! - Hermiona odnalazła w sobie wewnętrzną siłę i zrzuciła z siebie Wiktora. Zeskoczyła z łóżka z potarganymi włosami, nagimi piersiami, czuła, że Wiktor prawie rozerwał jej koronkowe majtki.

Krum pozbierał się z podłogi i chwycił za jej kostkę, dziewczyna upadła z impetem na dywan, a Wiktor znów przycisnął ją do podłogi własnym ciężarem.

„To koniec” pomyślała Hermiona, zmęczona walką. Czuła jak Wiktor grzebie przy swoim pasku i rozporku. Leżał na niej całym ciałem, nie miała już sił. Za chwilę zerwie z niej majtki, i tak ledwo się trzymają. Podciągnie jej sukienkę do góry i zrobi to. Łzy napłynęły jej do oczu. Bolały ją piersi, mocno przyciskane do kłującego dywanu.

Zacisnęła powieki. Sama jest sobie winna. Nie potrafiła jednak zrozumieć, dlaczego Wiktor tak nagle się zmienił, dlaczego chce jej to zrobić? Nawet nie zdążyła dowiedzieć się niczego o klątwie. Była tak pewna siebie, a okazała się tak słaba. Gdyby był z nią Ron…

- Ron - szepnęła czule i z wielkim smutkiem.

I wtedy stało się coś dziwnego. Jasne światło napełniło pokój, a fala ciepłej energii uderzyła w Wiktora i odrzuciła go na drugi koniec pomieszczenia, zanim ten zdążył uporać się ze starym, skórzanym paskiem. Hermiona poczuła się nagle bardzo bezpieczna. Krew zawrzała w jej żyłach, a umysł rozjaśnił się.

- To pewnie pierścień - szepnęła - Ronald! - Krzyknęła o wiele głośniej i czerwony promień opuścił jej pierścionek. Wiedziała, że ma za nim podążać. Jasne światło wciąż wypełniało pokój, Wiktor nie ruszał się. Korzystając z okazji chwyciła za schowaną różdżkę, torebkę porzuconą u podnóża nieszczęsnej kanapy i wybiegła z budynku. Dopiero na zewnątrz przypomniała sobie o rozerwanej bluzce, nie miała też stanika. Szybko uciekła w jakiś ciemny kąt.

- Spokojnie, tylko spokojnie - drżała na całym ciele - zaraz wyczaruje sobie ubrania, zaraz wszystko będzie dobrze…

Różdżka wypadła jej z ręki. Kiedy się schyliła, by ją podnieść, zauważyła przed sobą znajomą postać. Oddychał głęboko, zmęczony biegiem.

- Wzywałaś - odsapnął.

Hermiona nie wierzyła własnym oczom. To wszystko przypominało sen, działo się to tak szybko, tak nagle… czerwony promień z jej pierścionka wciąż przeszywał chłodne, wieczorne powietrze i wskazywał prosto na niego.

- Skąd się tu wziąłeś - pisnęła, i zakryła usta dłonią. Osunęła się na ziemię, Ron momentalnie znalazł się przy niej i otulił swoją kurtką. Płakała jak mała dziewczynka, która spadła z roweru. Ron objął ją mocno. Nie zadawał żadnych pytań. Nie robił zbędnych ruchów, schował tylko jej różdżkę, która turlała się z wolna, popychana przez wiatr.

Hermiona objęła go mocno i postanowiła nie otwierać oczu. Marzyła o tym, aby znaleźć się już z nim w domu, w ich salonie. Ale to było póki co niemożliwe. Ron szepnął jakieś zaklęcie. Repello Mugoletum? Być może. Dzięki temu chodź na chwilę staną się niewidoczni dla świata i odpocznie, zanim będzie w stanie sobie to wszystko poukładać.

*

Co się tyczy Wiktora to zasypiał właśnie przed swoim plazmowym telewizorem. Rozsiadł się wygodnie w miękkim fotelu, jego ulubiony program dobiegł końca i nagle powieki zaczęły mu ciążyć. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że kilka przecznic dalej postać podobna do niego niczym brat bliźniak spala się w promieniach jasnego światła, gdzieś w starym budynku dawnej biblioteki. Napastnik Hermiony przypominał nadpalony kawałek papieru. Po chwili znikł całkowicie, a ciemne sadze uniosły się z wolna w powietrzu. Jasny blask ustał dopiero, gdy ostatni ciemny pyłek wyleciał przez otwarte drzwi na ulicę.

Kurtyna

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.