Opowiadanie
Copernicon 2012 - relacja z konwentu
Autor: | Grisznak |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Relacja, Konwent |
Dodany: | 2012-10-11 20:38:36 |
Aktualizowany: | 2012-10-11 20:38:36 |
Po ubiegłoroczonej edycji, osadzonej na peryferiach piernikowego grodu, Copernicon trafił tam, gdzie jego miejsce - na starówkę. Mało jest w Polsce miast mogących się pochwalić tak piękną i dobrze zachowaną wiekową zabudową. Historia nie oszczędzała bowiem naszego kraju, jednak łut szczęścia sprawił, że Toruniowi udawało się zwykle uniknąć zniszczeń.
Organizatorzy dość ambitnie zdecydowali się na konwent umiejscowiony w kilku lokacjach. Główną był neogotycki gmach Colegium Maius UMK sprzed stu lat; oprócz niego skorzystano z Dworu Artusa, w którym odbywały się spotkania z gośćmi. Ruiny zamku krzyżackiego posłużyły za scenerię do LARP-ów, zaś położona niedaleko szkoła była konwentową noclegownią. W teorii wszystko wyglądało idealnie, praktyka jednak pokazała, że wypadki losowe potrafią napsuć sporo nawet w starannie przygotowanym scenariuszu.
Tegoroczny Copiernicon ściągnął nieco ponad tysiąc osób - liczba znacząca, gdyż nawet w latach największych sukcesów PierniConu udawało nam się najwyżej zbliżyć do tego wyniku. Zasługą budynków był fakt, że nie czuło się tej liczby - na korytarzach nie panował tłok, przy stoiskach nie trzeba było się przepychać do towaru, a tylko nieliczne panele budziły tak duże zainteresowanie, że wymagały dostawienia dodatkowych krzeseł. Gdy jednak do tego dochodziło, pojawiał się pierwszy poważny zgrzyt - w głównym budynku, gdzie odbywała się lwia część atrakcji, nie dało się otwierać okien. Przyczyną był mały wypadek z pierwszego dnia, kiedy podczas otwierania wypadła szyba. Niestety, doprowadziło to do sytuacji, w której w salach aktywnie używanych przez cały czas panował straszliwy zaduch, a otwieranie drzwi tylko częściowo pomagało.
Wspomniałem o stoiskach - nie było ich znowu tak wiele (na porównywalnych frekwencyjnie konwentach mangowych widywałem więcej), natomiast zwracał uwagę rozrzut tematyczny - od mangi i anime przez gry planszowe, literaturę po ciuchy. Cieszył oczy fakt, iż mangowcy stanowili bodaj najliczniejszą grupę spośród wystawców. Z moich danych wynika zresztą, że nie narzekali na kiepską sprzedaż. Zwracało uwagę, iż spokojnie 2/3 stoisk można było umieścić na parterze, niektóre z nich zupełnie niepotrzebnie przeniesiono wyżej, podejrzewam, że głównie po to, by ich rozmieszczenie było równomierne.
Ambitne plany organizatorów w pewnym stopniu pokrzyżowało życie. Gros atrakcji odbywających się poza głównym budynkiem - LARP-ów, spotkań autorskich etc. zaplanowano na sobotę. Pech sprawił, że przez większość dnia padał deszcz, zniechęcając do opuszczania Colegium Maius tych, którzy nie mieli parasoli albo płaszczów przeciwdeszczowych. Była to jedna z przyczyn (acz nie jedyna - o tym dalej), dla których spotkania z autorami nie cieszyły się dużym zainteresowaniem konwentowiczów. Jakby na ironię, w niedzielę, gdy znowu większość atrakcji miała miejsce w Colegium Maius, zaczęło świecić słońce, podgrzewając skutecznie sale z pozamykanymi oknami. Co gorsza, w sobotę odbywały się wyścigi (a żużel w Toruniu to świętość), które sprawiły, iż nieodległy rynek toruński w godzinach popołudniowych był okupowany przez stada kiboli, co dodatkowo zniechęcało wielu do przedzierania się przez stare miasto. Szkoła, w której urządzono sypialnię, była duża, ale znajdowała się jednak ciut za daleko - bez trudu można by znaleźć inne, ulokowane bliżej.
Atrakcji było dużo, na dodatek mocno urozmaicone - od mangowych przez naukę, fantastykę, Gwiezdne Wojny, RPG, Japonię itd. Na początku wkradł się chaos, gdyż okazało się, że niektóre sale trzeba było zamieniać, przez co nie każdy zawsze mógł trafić tam, gdzie chciał. Zresztą przez cały pierwszy dzień, chodząc po konwencie, miałem wrażenie, że jest on jeszcze w przygotowaniu i na dobre wystartował dopiero w sobotę. Przyznać trzeba organizatorom, że akredytacja prowadzona była sprawnie, zaś w trakcie konwentu udało im się uniknąć wpadek - słyszałem jedynie o problemach z ochroną. Wracając do atrakcji - właściwie można by powiedzieć, że im wyżej, tym ciekawiej. Najwięcej czasu spędziłem na atrakcjach mangowych, gdzie największe chyba zainteresowanie wzbudził panel o cosplayu, prowadzony przez Mikos. Klimatycznie urządzona była też herbaciarnia w stylu japońskim, a z atrakcji czysto japońskich warto wspomnieć o ciekawej prelekcji poświęconej zjawisku hikkikomori.
Cały trzydniowy blok atrakcji przygotowali członkowie toruńskiego klubu miłośników Gwiezdnych Wojen. Były one ciekawe, choć czasami miałem wrażenie, że prowadzone są głównie z myślą o ludziach mających już sporą wiedzę w temacie. Niedzielny fan trylogii Lucasa mógłby poczuć się lekko zagubiony. Na trzecim, ostatnim piętrze (wędrówka po schodach godna wspinaczki wysokogórskiej) umiejscowiono salę z planszówkami. Miejsce to, cały czas oblegane, błyskawicznie stało się najbardziej chyba duszną częścią konwentu, a otwarcie drugiej, mniejszej sali obok tylko w niewielkim stopniu poprawiło sytuację. Mam zastrzeżenia co do wyboru gier - sporo było rozbudowanych i wielkich, niezbyt nadających się na konwenty, zaś za mało tych najprostszych i najszybszych. Fani planszówek mogli ponadto wziąć udział w licznych turniejach. Podobnie rzecz miała się z karciankami. W obu przypadkach zwracano uwagę, iż turnieje są dla wszystkich, tak dla doświadczonych graczy, jak i dla „zielonych”.
Pisałem o niezbyt imponującej frekwencji na większości spotkań autorskich - po rzucie oka na listę gości nie sposób oprzeć się wrażeniu, że brak tutaj gwiazd. Próżno było szukać takich nazwisk, jak Sapkowski, Ziemkiewicz, Dukaj, Piekara czy Pilipiuk, którzy zawsze ściągali tłumy. Było kilku ciut bardziej znanych, jak Artur Szrejter czy Anna Brzezińska, ale nazwiska większości nic mi nie mówiły, choć tematyka ich prelekcji była ciekawa. Szkoda, że nie zdecydowano się na ściągnięcie choć jednej gwiazdy - zawsze to okazja, by pogadać z lubianym pisarzem i zdobyć autograf (niby mała rzecz, a cieszy). Liczę, że za rok organizatorzy pomyślą o tym.
Wróciłem z Coperniconu zadowolony, ze świadomością, że uczestniczyłem w udanej imprezie, w której na dodatek reprezentacja fanów mangi i anime dopisała zarówno pod kątem frekwencji, jak i poziomu organizowanych atrakcji. Różnie z tym na konwentach fantastycznych bywa, ale tu obyło się bez zgrzytów (sami fantaści patrzyli na nas z pewną zazdrością, złośliwie krzycząc „chińskie bajki!”). Liczę więc, że jeśli za rok odbędzie się kolejna edycja Coperniconu, to oby miała przynajmniej podobny poziom, a najlepiej by było, gdyby go jednak podniosła, bo elementów do poprawek jest nadal sporo.
LARPy i chińskie bajki
Nigdy nie powiedziałem "Chińskie bajki" złośliwie! To wszystko przez filmik na youtube "Jak wymówić anime"!!! Z niewiadomych powodów rozśmieszył wszystkich orgów Coperniconu, tych mangowych też :D. A jeśli poczułeś się urażony - to ja Cię bardzo ze swojej strony przepraszam.
Co do punktów programu poza Collegium Maius - tylko blok literacki odbywał się w Dworze Artusa, No i pokazy Fire Show były poza Collegium. LARPy były na miejscu. Byli też rycerze na Zamku, ale i oni przenieśli się ostatecznie do CM.
Witam. Chciałbym się tylko odnieść do ostatniego zdania dotyczącego faktu jakoby zawołanie "chińskie bajki" miało charakter złośliwy. Otóż nie miało, a osoby je wykrzykujące nierzadko anime oglądają. Był to raczej wynik pewnego hermetycznego żartu, zrozumiałego raczej dla niektórych tylko osób.