Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

B-4nishment - relacja z konwentu

Autor:nekobasu
Korekta:IKa
Kategorie:Relacja, Konwent
Dodany:2012-10-16 16:43:02
Aktualizowany:2012-10-16 16:43:02

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Konwent B4 mieścił się w Zespole Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 7 na ulicy Czarnogórskiej 14. Miejsce to pamiętam z któregoś z poprzednich krakowskich konwentów - nie tyle dlatego, że szkoła wybija się jakoś specjalnie na plus czy minus, co dlatego, że dojście do niej z przystanku to konieczność błądzenia w labiryncie bloków zbudowanych na zasadzie „kopiuj/wklej”. Jako że sama mieszkam w Krakowie, na dojazd narzekać nie mogę, szkoda jednak, że na stronie konwentu w zakładce „Dojazd” zabrakło adresu szkoły (była za to mapka).

Na miejscu byłam mniej więcej o godzinie rozpoczęcia konwentu (czyli o 10) i tu szok - żadnej kolejki! Atmosfera przy akredytacji miła i bezproblemowa, do ręki dostaje człowiek zestaw „zrób to sam” (identyfikator i sznurek) oraz składany w harmonijkę informator „Kompendium konwentowe”. Nazwa adekwatna - w środku tylko godzinowa rozpiska atrakcji, mapa, opisy sal, ważne numery telefonów i kod QR do smartfonowego „Helpera Konwentowego”. Nie omieszkałam od razu go sprawdzić, mając w pamięci porządną aplikację smartfonową z tegorocznego Pyrkonu. B-team udostępniło przeglądarkową aplikację z rozpiską i opisem atrakcji, z możliwością dodawania ich do ulubionych i filtrowania po salach. Mam mieszane uczucia co do takiego pomysłu. Z jednej strony opis atrakcji jest dla mnie na konwencie absolutnie niezbędny, ale z drugiej - niekoniecznie w takiej formie. Nawet jeśli przyjąć, że większość uczestników ma coś, na czym może taką aplikację odpalić, to przy jednoczesnym braku WiFi jest ona na dłuższą metę nieporęczna: niezbyt szybko się ładuje i nie należy przy tym do najbardziej intuicyjnych w nawigacji. Choć technologicznie jestem bardzo na tak, to myślę że na małym konwencie, jakim był B4, najlepiej sprawdziłaby się tak bezwstydnie oldschoolowa metoda, jak wręczone każdemu użytkownikowi kserówki z opisem atrakcji (na terenie konwentu wpadły mi w oko 2-3 tablice ogłoszeń z takim opisem, ale to trochę za mało). Wtedy aplikacja mogłaby być miłym bonusem.

Rozplanowanie przestrzenne konwentu w zasadzie było w porządku. Konwentowa identyfikacja wizualna (w tym drogowskazy i opis sal) była co prawda słaba i ginęła w zalewie przaśnego oplakatowania szkoły (na plus wyróżniała się tutaj sala Gundam/Steampunk), ale na szczęście mapy były czytelne. Poziomy 1 i 2 prawie w całości przeznaczono na sleepy i ludzie zajęli je razem ze znaczną częścią korytarzy, ale sądząc na oko obyło się bez dramatycznych scen. Gry zaległy w podziemiach - tutaj dał się mocno we znaki utrudniony przepływ świeżego powietrza (szczególnie scena DDR nasuwała na myśl swojskie klimaty w szatni po wuefie), który doskwierał zresztą również w panelówkach. Malutka konsolówka ciut mnie rozczarowała brakiem tradycyjnego Guitar Hero, ale ludzie zorganizowali się jak zwykle przy Kinekcie i turniejach, np. Soul Calibur V. Na parterze dość klasycznie znalazło się miejsce dla wystawców - w długiej sali-korytarzu, przez który można się było także dostać do sal konkursowych i Maina (w godzinach szczytu było to dość nieszczęśliwe rozwiązanie). Za to stołówkę w łatwo dostępnym miejscu w pobliżu głównego wejścia (a nie w jakimś secreet roomie dla wybranych szczęśliwców, którym uda się na nią przypadkiem natknąć) uważam za plus. W środku można się było napić kawy lub herbaty, zjeść zapiekankę czy innego tosta oraz - klimatyczny akcent - spróbować robionego na miejscu sushi. Z powodu tego ostatniego całą stołówkę spowijał dyskretny zapach surowej ryby, nie przeszkodził on jednak np. odbywającej się tam po południu sesji speed datingu (co może świadczyć o tym, że miłość jest nie tylko ślepa).

Czy to z racji słonecznej pogody, czy z powodu niezbyt dużej na oko frekwencji, na B4 panował leniwy i piknikowy nastrój. Wiele osób spędzało czas, łapiąc słońce podczas rozmów na dworze (wersja dla organizatorów: na polu) przed szkołą. Pomijając stoiska wystawców (oraz oczywiście wejście na cosplay), nigdzie nie dało się zaznać większego tłoku - to podwójne szczęście, bo przy panującej w malutkich salkach niemiłosiernej duchocie byłaby to Szklana pułapka 6. Jeśli chodzi o panele, wybór nie był porażający, ale dało się coś dla siebie wykroić (chociaż w mojej opinii konwent zdecydowanie bardziej stawiał na social niż atrakcje). Jakość paneli była różna - niektóre prowadzone były ciekawie i z pomysłem na to, co przekazać; inne nasuwały na myśl pytanie, czy organizatorzy sprawdzili, co prowadzący ma do pokazania na panelu. Przykładowo „Crazy Japan” był zaprawdę crazy: na początku nie wiadomo było, czy w ogóle się odbędzie, bo prowadzących dziewczyn nie dało się w żaden sposób namierzyć. Gdy już przypomniały sobie o panelu, rozpoczęły roztrzepany (i sądząc z uwag widowni, nie do końca dopracowany merytorycznie) pokaz rozmaitych japońskich popkulturowych dziwactw, realizując zarazem swój zamiar Ostatecznego Skompromitowania Gadżetów z Hello Kitty (zamiar niezbyt ambitny, więc skazany na sukces). W sumie był to pokaz nie zawsze świeżych slajdów z Internetu z dodatkiem nie zawsze śmiesznych żartów. „Steampunk a sprawa polska” ograniczył się do literatury i komiksu, ale za to prowadzony był kompetentnie i sympatycznie (choć nie wpadłabym na to, żeby doszukać się pierwocin polskiego steampunku w… Pustyni i w puszczy). Panel, którego przewrotnie nie mogłam sobie odmówić, to „Trzydziestoletnie dziadki atakują” - odbywająca się w dość miłej (!) atmosferze dyskusja nad współczesnym fandomem w kontekście relacji międzypokoleniowych. Niestety, z niezależnych ode mnie powodów musiałam opuścić panel przed końcem - być może na chwilę przed tym, jak znaleziono Ostateczne Rozwiązanie na wszystkie fandomowe bolączki, o których można ostatnio poczytać na ACPie? Żałuję też, że nie byłam na cosplayu, ale standardowy tłok przed wejściem nie tylko mnie wypchnął na zewnątrz.

Realizacja konwencji zdecydowanie nie rzucała się w oczy. Wcale nie było jej widać w wystroju szkoły, a steampunkowych ladies & gentlemen co prawda z godziny na godzinę przybywało, lecz nie w tak dużej liczbie, jakiej można się było spodziewać po charakterze konwentu. Podobno w związanych z frakcjami zadaniach uczestnicy brali udział chętnie i z zaangażowaniem, ale słyszałam również komentarz, że to z powodu… nudy na panelach. Tak czy owak atrakcje poza panelami były przyjemne (np. fotostudio). Od strony organizacyjnej konwentu widać było mnóstwo dobrych chęci i generalnie dominował - tak jak i w ogólnym klimacie - duży luz. Na plus oceniam ogarnięcie takich podstaw jak łazienki, ale czasem raził brak profesjonalizmu, na przykład w komunikacji na konsolówce między helperem a prowadzącym (trochę za dużo czasu antenowego zajęło im dogadywanie się o załatwienie kabla, a i nie zabrakło przy tym innego słowa na k).

Jak podsumować B-4nishment? Dla mnie była to impreza idealnie wpasowująca się w klimat końca wakacji: wyluzowana, niezobowiązująca, bez pośpiechu. Na pewno nie był to konwent, na którym człowiek z nadmiaru atrakcji marzy o zmieniaczu czasu Hermiony - ale i też nie taki, na którym nie wiadomo, co z sobą zrobić (albo nie wiadomo gdzie, bo nie można tam trafić). Ogólnie nazwałabym go Przyjemnym Przeciętniakiem. A gdybym miała odwiedzać kolejną imprezę B-teamu w przyszłym roku, chętnie zobaczyłabym coś zrealizowanego według starej dobrej zasady sequeli: bigger, better & more badass.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • nekobasu : 2012-12-14 23:41:50

    "Gnosis." napisał(a):
    Fajnie napisane, bardzo przyjemnie się czytało^^

    domo arigato :)

  • : 2012-10-29 14:03:27

    Fajnie napisane, bardzo przyjemnie się czytało^^

  • Skomentuj