Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
05. Koniec Vegety
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Saga: Freezer, Dragon Ball |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2013-06-09 20:40:09 |
Aktualizowany: | 2024-05-08 17:01:05 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
To był jakiś cud, że żyłam! Mogli potraktować mnie jak innych Saiyaninów lecz tego nie zrobili. Sam Freezer oszczędził mnie z niewiadomego nikomu powodu, ale przecież miałam niemal pięć lat, które skończyć miałam niebawem, a już doznałam smaku gorzkiej śmierci nie tylko rodziców, bo jednak ryzyko w tym świecie zawsze było, jak na walczących przystało, ale i większej połowy narodu, której nikt by się nie spodziewał akurat w tym czasie.
- Rodzice… - Wyszeptałam do siebie.
Natto położył rękę na moim ramieniu. Młodzieniec był dobrze zbudowany jak na piętnaście lat, z resztą jego ojciec był ogromnym humanoidem. Tak jak ja stracił matkę, a jedyną istotą żyjącą mógł być teraz jego ojciec, lecz nie mieliśmy żadnych wieści ani od niego ani też od Vegety. Siedzieliśmy na zimniej podłodze i zamartwialiśmy się o nasze dalsze losy. Nagle otworzyły się drzwi, a do środka weszło dwóch zakapiorów z Kosmicznej Organizacji Handlu, a zaraz po nich On, w swoim latającym pojeździe. To ten jaszczur, który zamordował moją MATKĘ. Chciałam się zemścić tu i teraz, ale nawet ja wiedziałam, że dałabym się najzwyczajniej zabić i tyle by było z gry aktorskiej ojca, walczącego o moje jestestwo. Gotowało się we mnie wszystko, a nie tylko ja przeżywałam to piekło.
- Witajcie Saiyanie - Przemówił - Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze nie wie jestem Freezer, wasz pan i darczyńca życia, a teraz pozwolę wam zobaczyć jak ginie wasza planeta - Oświadczył oschle choć z uśmiechem na twarzy.
- Jak to ginie? - Zabrał głos jeden z naszych - Chcesz ja zniszczyć? Dlaczego?
Freezer roześmiał się i "podszedł" bliżej. Ogarnęła mnie panika jednak ręka Netto na moim ramieniu dodawała mi otuchy, chociaż w minimalnym stopniu.
- Oczywiście - Rzucił krótko uśmiechając się szyderczo.
- Cóż my ci uczynili Freezer?! - Obruszony starszy Saiyan rządał wyjaśnień - Mordowaliśmy i plądrowaliśmy dla ciebie, a ty tak się odpłacasz?! - Splunął pod nogi - Ty dwulicowy śmieciu!
Changeling prychnął pod nosem chytrze się uśmiechając, zupełnie jakby obelga w ogóle go nie dotknęła. Nie wypowiadając ani słowa wyszedł. Nie minęła długa chwila, kiedy naszym oczom ukazała się eksplozja, zarazem śmierć reszty wojowników, którzy wciąż dzielnie walczyli o The Vegete. Wybuch był tak potężny, że oślepił nie tylko mnie.
- TATO!! - Wykrzyknęłam chcąc wybiec w stronę okna.
Światło oślepiało nasze oczy, lecz, patrzyłam uparcie dalej, jakbym oczekiwała cudu i mój ojciec pojawi się przed szybą i ją roztrzaska w drobny mak, a potem mnie ocali przed tymi potworami. Chciałam płakać i krzyczeć tak głośno by usłyszał mnie cały wszechświat. Moje serce pękało z bólu, a nienawiść rosła z każdą sekundą. Nienawidziłam jego tak bardzo! Lecz moja nienawiść była niczym w porównaniu z tym, co czynił. Ogromne i tez maleńkie odłamy planety i części, które po niej zostały rozbryzgały się niczym owoc uderzony o ścianę. Ręce drżały mi z przerażenia, a do oczu cisnęły się kolejne słone łzy.
- To koniec - Odparł zmartwiony Natto.
Spojrzałam na niego. Jego oczy… Równie piękne jak i wczoraj zalane morzem łez. Płakał, choć już nie był dzieckiem. To był nasz upadek. Kres istnienia Saiyan był na wyciągnięcie ręki. Staliśmy się niczym.
- Nie móf tak - Wyszeptałam - Błagam…
Ponownie do pomieszczenia wszedł Freezer jak gdyby nigdy nic się nie stało.
- Mam nadzieję, że podobał się wam mały pokaz moich możliwości - Uśmiechnął się upuszczając z dłoni maleńkie odłamki planety, które udało mu się złapać - Kto mi nie będzie wierny zginie równie szybko.
Nikt nie miał odwagi się odezwać. Nikt, kto chciał żyć, przynajmniej przez chwilę. Nikt, kto bał się śmierci. Nikt poza jednym. Nikt inny jak Curbit.
- Jeśli zginę to za Vegetę - Warknął.
Spojrzenia wszystkich obecnych w pomieszczeniu spoczęły na buntowniku. Wydawał się być pewny tego co mówi, z jakże niebywałą dumą.
- Jak śmiesz się sprzeciwiać!! - Zawołał jeden z podwładnych przywalając mu w łeb z blastera.
Mężczyzna nie zdążył się zasłonić więc cios powalił go na kolano. Gniewnie wyciągnął rękę by oddać sługusowi, ale ten wycelował swoją bronią w jego twarz. W powietrzu aż się zagotowało od napięcia.
- Dajcie mu mówić - Freezer przemówił swoim władczym tonem.
Curbit chwilę się wahał. Zacisnął mocno dłonie w pieść, aż mu kostki pobielały. Widziałam jego gniew i przerażenie na twarzy, które nieco ustąpiły w chwili gdy plamiasto-skóry zdjął go z celownika.
- Nienawidzę ciebie i tych twoich obleśnych sługusów! Nienawidzę wszystkiego, co twoje! - Stał się wylewny - Brzydzę, się tego, że tyle lat ci usługiwaliśmy, że nie zmietliśmy cię z powierzchni ziemi, póki był na to czas!
Mowa Saiyana była dla mnie bardzo poruszająca. Sama mało co wiedziałam jaka jest polityka na planecie, a raczej była. Tak jeszcze wiele musiałam się nauczyć i przecież do nie dawna miałam na to sporo czasu, ale to były już dawne dzieje, którymi nikt by teraz nie zawracał sobie głowy. Teraz było najważniejsze by przetrwać, by nie dać się złamać, by nie zdradzić swojego pochodzenia tak długo jak było to możliwe, a potem się zemścić bardzo okrutnie.
Jaszczur zaśmiał się kpiąco i uniósł rękę na wprost niego. Po wyrazie jego facjaty zaczynałam się domyślać co właśnie nastąpi. Zadrżałam w oczekiwaniu.
- Tak, więc giń - Z jego twarzy nie schodził szyderczy uśmiech.
Z białego palca wskazującego, zakończonego czarnym paznokciem wydobył się maleńki czerwony promień, który parę sekund dosięgnął serca buntownika. Mężczyzna padł na ziemię jak szmaciana lalka.
- Ktoś jeszcze? - Zapytał retorycznie tyran.
Znalazło się i pięciu śmiałków stawiających opór, których spotkał nie inny los jak Curbita. Padali jeden po drugim jak owady po zetknięciu się z prądem. Zostało nas już tylko sześciu. Pięciu chłopców i ja jedna mała dziewczynka. Tyran spojrzał na nas surowo. Natto polecił mi, co mam robić. Padliśmy wszyscy na kolana nie patrząc mu w oczy.
- Wybacz nam panie za sprzeciw - Wydukał Natto jako najstarszy z nas.
- Wybacz panie nasz - Powtórzyliśmy równie drżącym głosem.
Freezer był zadowolony, do tego stopnia, że na jego twarzy zakwitł uśmiech. Zostaliśmy jego sługami, tylko i wyłącznie by żyć. Każde z nas dopiero rozpoczynało życie wojownika, miało marzenia. Nie mięliśmy niestety innego wyboru. Żadne z nas nie chciało zginąć. Chcieliśmy ocalić nasz lud, pragnęliśmy się zemścić i odbudować społeczeństwo, kiedy nadarzy się ku temu okazja.
- A ty? - Podszedł do mnie świdrując wzrokiem.
Stanęłam jak wryta. Dosłownie mnie sparaliżowało. Prawie płakałam, lecz Natto chwycił mnie za rękę, bym tylko się uspokoiła.
- Ile masz lat? - Zadał ponownie pytanie.
Milczałam. Ze strachu odebrało mi mowę, zupełnie jakbym straciła głos. Gardło mocno się zaciskało uniemożliwiając wydobycie jakiegokolwiek dźwięku. Z drugiej zaś strony bałam się, że jak się odezwę wyznam iż jestem córką króla Vegety i nie pozwalam ma takie traktowanie moich ludzi.
- Cztery, panie - Odpowiedział chłopiec trzymający mnie za rękę - To moja siostra.
- Niech no ci się przyjrzę - Pochylił się nade mną.
Byłam tak bardzo przerażona, że wtuliłam się Saiyaninowi w nogawkę cicho pochlipując, moja odwaga była na pozycji minusowej.
- Ja się boję - Wyjąkałam - Chcę do mamy!
Po tych słowach uświadomiłam sobie, że przecież nie mam już matko, bo została zapbita z rąk sługusów Changeling, się toć zginęła zanim zdążyłam dotrzeć do Sali tronowej.
- To jeszcze dzieciak bez ukierunkowania - Mruknął Freezer - Będą z niego w ogóle ludzie?
Jaszczur wychodząc z pomieszczenia wskazał coś dłonią do swoich ludzi. Pięciu z nich wyszło za nim, czterech zostało. Mieli na dłoniach umocowane, a raczej włożone blastery. Vegeta zawsze mówił, że odporność wzmacnia się podczas bólu. Czy żeby nie bać się tego urządzenia miałam się na nie nadziać? Rozpłakałam się nie liczącz już na łud szczęścia, iż był to tylko paskudny koszmar. Natto przytulił mnie mocno, próbując uspokoić. Wciąż powtarzałam trzy słowa bez przerwy: mama, tata, Vegeta. Te trzy osoby były dla mnie wszystkim co miałam i właśnie to straciłam, bo czy miałam jakąkolwiek szansę spotkać jeszcze brata?
- Niech ten bachor zamknie ryj albo dostanie kulkę! - Wrzasnął jeden ze stróżujących.
- Saro uspokój się - Szepnął do uszu Natt - Przecież nic ci nie jest. Nie masz po co rozdzierać gardło.
Pogłaskał mnie po głowie i wziął na kolana uprzednio siadając na posadzce. Wtuliłam się w niego szukając w tym jakiegoś ukojenia.
- Jeśli zginiesz to, kto przywróci nasz ród? - Dodał cicho- Musisz księżniczko być silna jak na wojownika przystało!
Przyjaciel dodawał mi sił, choć wcale nie chciałam w tej sytuacji czuć się lepiej. Czy nie miałam prawa do żałoby? Czy dziecku nie można było się rozkleić? I pomyśleć, że parę godzin temu myślałam, iż byłam silną Saiyanką.
- Gdzie podziała się tamta dawna Sara? - Zapytał - Ta wesoła rozbójnica?
Przestałam w końcu szlochać, a zabeczane, napuchnięte oczy zaczęły szczypać. Wstałam i podeszłam w miejsce gdzie stał wcześniej okrutny Freezer. Kucnęłam by podnieść maleńką bryłkę ziemi, którą wyrzucił tym samym okazując nam pogardy.
- Kiedyś Cię odtworzę - Mruknęłam do siebie - Przyrzekam.
Po paru godzinach na pokładzie statku dostaliśmy swoje pokoje, a ciała zmarłych wyrzucono w przestrzeń kosmiczną niczym śmieci. Ja byłam zbyt zmęczona żeby dojść do kajuty, a Natto mając swoją obok mnie zaniósł moje zwłoki i położył na łóżko. Zdjął pelerynę ze mnie i okrył nią moje zziębnięte ciało. Zasnęłam, wszak kolejnego dnia miałam stać się pomagierem samego lorda wielu galaktyk, czy mi się to podobało czy też nie.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.